
SPOD UŚMIECHU JOKERA (ADAMA KACZANOWSKI: 'ZABAWNE I ZBAWIENNE')
A
A
A
Najnowszy tom poetycki Adama Kaczanowskiego, pomimo swojego dość niepokojącego wydźwięku, stał się dla mnie swego rodzaju odmianą i odskocznią, dodatkowo pięknie wydaną, z zamieszoną na okładce fantastyczną grafiką Łukasza Rychlickiego. „Zabawne i zbawienne” to zbiór, w którym dominują właściwie poetyckie prozy, anegdotyczne fragmenty, obrazki sytuacyjne, swoiste poetyckie performance: „Rozkładamy maty do ćwiczeń, bidony i ręczniki. Po krótkiej, chaotycznej rozgrzewce najodważniejszy zaczyna zabawę, pokazując, co potrafi. Przysiady, pompki, brzuszki. Sprint w miejscu. Boks z niewidzialnym przeciwnikiem. Druga seria sprintu w miejscu. (…) Nie rozmawiamy ze sobą podczas ćwiczeń, ale wymieniamy opinie za pomocą okrzyków. Im dłuższy okrzyk, tym to, co chcemy przekazać, jest pełniejsze. Ech! Ech-ech-ech! Eeeeeech! Eeeeeeeeeeeech! Eeeeeeeeeeeeeeeee…! Genialnie, jeśli uda się nam wypracować krzyk, który rozejdzie się po okolicy echem. Jakby nigdy nie miał się skończyć” („Zabawy przed kościołem”, s. 9).
Teksty związane są silnie z ciałem, ale także z namacalną rzeczywistością każdego z nas, choć połączenia i konteksty bywają nieco eklektyczne. Nie zabraknie więc niemal surrealnego „ataku” świń na stacji benzynowej, krojenia cebuli, małżeńskiej wyprawy samochodowej, filmu „Joker” i Wiktora Hugo. Najnowsza filmowa wersja historii Jokera z Gotham City (reż. Todd Phillips) pasuje jako analogia do poszczególnych tekstów idealnie, to bowiem śmiech mroczny, sarkastyczny, a zarazem w jakiś sposób czule melancholijny.
Czytelnicy, którzy znają poezję Adama Kaczanowskiego, zauważą w nowym tomie pewną zmianę, drobne przesunięcie akcentów, komizm (czasem właściwie groteskowy absurd) spleciony ciasno z goryczą codzienności, z której przeziera po prostu nieuleczalny smutek. Jest to jednak rodzaj smutku zrównoważonego, dawkowanego, takiego, który nas nie pokona, nie przytłoczy. Co nie zmienia faktu, iż pod maską komizmu kryje się prawdziwie smutna twarz klauna. Zabawne „znieczulenie serca” (Bergson 2000: s. 11) jest jednak u Kaczanowskiego po bergsonowsku chwilowe, jak w wierszu „Czary”: „Nie działają. / Nie chcą działać. / Nie ma żadnych ich. / To dopiero jest czatujące: pusty kapelusz magika. / Wkłada w niego rękę, / a ręka znika.” (s. 27). W recenzji towarzyszącej styczniowej premierze książki poetyckiej Kaczanowskiego Anna Kałuża zaznacza jeszcze, że: „Trudno jednak byłoby utrzymywać, że wiersze z tomów – na przykład – »Co jest nie tak z tymi ludźmi?«, »Szkielet małpy«, »Nowe zoo« są śmieszne i wesołe (zabawne), że ich autor zachowuje się jak komik czy komediant, że śmiech oferowany przez niego wyzwala nas i uwalnia. Ustanawiane w nich komicznymi zestawami scen perspektywy nie przynoszą ulgi. W tym sensie też nie są wcale związane ze zbawczą potęgą humoru, o jakiej myślał Kierkegaard” (Kałuża 2020). Poza wspomnianymi już drobnymi zmianami (na przykład – w tomie „Cele” dominowała forma zbiorowego podmiotu/bohatera, który obserwował, teraz zatraconego na rzecz jego aktywnego udziału w zdarzeniach) w twórczości autora „Nowego zoo” nie zmieniło się to, za co ceni go krytyka i czytelnicy. Obnaża, brutalnie, zasady rządzące światem i międzyludzkimi relacjami, komunikacją (zewnętrzną – ze światem, wewnętrzną – z samym sobą), „walką” płci, ale także walką o przetrwanie. Unaocznia właściwie to, co każdy z nas wie, oddając wszelkie aspekty naszego trwania, lekkie, zabawne, ale także zniekształcone, obciążające, trudne. Tak jak w życiu, drobne napięcia nie zaburzają rytmu dnia, niestety nie zaburzają go dla innych także indywidualne tragedie : „Kto pierwszy przyjdzie, ten otwiera biuro i dezaktywuje alarm. Niektórzy chcą być pierwsi, inni niekoniecznie, gdyż nie chcieliby pozostałych razić w oczy taką nadgorliwością. Wszystko zależy od tego, w co się gra i co chce się osiągnąć. Warto jednak pamiętać, że ten, kto przychodzi pierwszy, dyktuje warunki i zmusza do ruchu innych. (…) Krzysztof przychodzi jako trzeci i otwiera drzwi balkonowe, głośno narzeka też na mrok panujący w pomieszczeniu. Emilia wstaje i włącza sztuczne oświetlenie. Konrad głośno przeklina. Krzysztof podnosi żaluzje w co drugim oknie. Emilia wstaje i idzie w stronę drzwi balkonowych, narzeka przy tym, że jest jej cholernie zimno. Wychodzi na balkon i skacze z piątego piętra. Czwarta przychodzi Magda, zamyka drzwi balkonowe i gasi sztuczne oświetlenie” (s. 17). Poeta nie boi się więc uderzać w sztuczność ludzkich relacji, w zaburzone człowieczeństwo, w kwestie etyczne (jak choćby kwestie przemysłowych hodowli zwierząt, brak tolerancji, powszechny niemal brak wrażliwości) – nie używa przy tym ostrych słów, niemal w ogóle nie komentuje tej rzeczywistości. Pozostawia swojego czytelnika z tym obrazkiem i zapisanym w nim cierpieniem, znieczulicą, przemocą. Po czym przechodzi do kolejnego, tym razem nieco łagodząc wywołane przed chwilą wrażenie, tylko po to, by znów doprowadzić odbiorcę do pewnego rodzaju punktu kulminacyjnego, czy kumulującego negatywne emocje.
Na „Zabawne i zbawienne” składają się trzy części – „Wstęp. Zabawy”, „W środku” i „Zakończenie. Nie żartuję” (O filmie „Joker” Todda Phillipsa, opowiadaniu „Charlie w domu żałości” Roberta Coovera oraz powieści „Człowiek śmiechu” Wiktora Hugo). Każda z nich oparta jest o nieco inny koncept, całkowicie odsłonięty, dany czytelnikowi niemal wprost. Nie niweluje to jednak „zabawy” lekturowego śledzenia owych zasad, swoistego sprawdzenia, czy autor podołał własnym założeniom. Dzięki tym tekstom jednak trochę przyglądamy się sobie, własnej potrzebie „zbawiennego” wytchnienia, chwilowego oddalenia od smutku i wyzwań codzienności. Nie można jednak zbytnio ufać tytułowej formule, pisarz nie oferuje nam żadnej jednak formy zbawienia czy wybawienia w kontekście metafizycznym (o czym pisała także w swoim omówieniu Anna Kałuża), komizm w jego wydaniu to nawet nie tyle wypaczenie czy wyolbrzymienie, a jedynie unaocznienie doskonale nam znanych i realnych absurdów. Kaczanowski gra z czytelnikiem w pewną grę, w której lekkości zabawy jest niewiele, zdecydowanie więcej w niej mroku i poczucia zagrożenia, czy swego rodzaju pułapki. W czasie lektury wciąż jednak towarzyszy nam śmiech, rzadziej „zaraźliwy” („Gdyby tak palanci i Arthur mogli się po prostu wspólnie pośmiać. Synchronizacja jest tu jednak tylko chwilowa. Palanci poważnieją pierwsi, nie bawi ich już ta szalona wesołość.” – „Śmiech zaraźliwy”, s. 41), częściej „wymuszony” (jak neurologiczne odruchy Jokera), najczęściej podszyty łzami, ale jednak permanentnie podtrzymywany.
Literatura:
Bergson H.: „Śmiech. Esej o komizmie”. Przeł. S. Cichowicz. Warszawa 2000.
Kałuża A.: „Nasze dupy, nasze dusze”. „Biuro Literackie” 2020, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/nasze-dupy-nasze-dusze/
Teksty związane są silnie z ciałem, ale także z namacalną rzeczywistością każdego z nas, choć połączenia i konteksty bywają nieco eklektyczne. Nie zabraknie więc niemal surrealnego „ataku” świń na stacji benzynowej, krojenia cebuli, małżeńskiej wyprawy samochodowej, filmu „Joker” i Wiktora Hugo. Najnowsza filmowa wersja historii Jokera z Gotham City (reż. Todd Phillips) pasuje jako analogia do poszczególnych tekstów idealnie, to bowiem śmiech mroczny, sarkastyczny, a zarazem w jakiś sposób czule melancholijny.
Czytelnicy, którzy znają poezję Adama Kaczanowskiego, zauważą w nowym tomie pewną zmianę, drobne przesunięcie akcentów, komizm (czasem właściwie groteskowy absurd) spleciony ciasno z goryczą codzienności, z której przeziera po prostu nieuleczalny smutek. Jest to jednak rodzaj smutku zrównoważonego, dawkowanego, takiego, który nas nie pokona, nie przytłoczy. Co nie zmienia faktu, iż pod maską komizmu kryje się prawdziwie smutna twarz klauna. Zabawne „znieczulenie serca” (Bergson 2000: s. 11) jest jednak u Kaczanowskiego po bergsonowsku chwilowe, jak w wierszu „Czary”: „Nie działają. / Nie chcą działać. / Nie ma żadnych ich. / To dopiero jest czatujące: pusty kapelusz magika. / Wkłada w niego rękę, / a ręka znika.” (s. 27). W recenzji towarzyszącej styczniowej premierze książki poetyckiej Kaczanowskiego Anna Kałuża zaznacza jeszcze, że: „Trudno jednak byłoby utrzymywać, że wiersze z tomów – na przykład – »Co jest nie tak z tymi ludźmi?«, »Szkielet małpy«, »Nowe zoo« są śmieszne i wesołe (zabawne), że ich autor zachowuje się jak komik czy komediant, że śmiech oferowany przez niego wyzwala nas i uwalnia. Ustanawiane w nich komicznymi zestawami scen perspektywy nie przynoszą ulgi. W tym sensie też nie są wcale związane ze zbawczą potęgą humoru, o jakiej myślał Kierkegaard” (Kałuża 2020). Poza wspomnianymi już drobnymi zmianami (na przykład – w tomie „Cele” dominowała forma zbiorowego podmiotu/bohatera, który obserwował, teraz zatraconego na rzecz jego aktywnego udziału w zdarzeniach) w twórczości autora „Nowego zoo” nie zmieniło się to, za co ceni go krytyka i czytelnicy. Obnaża, brutalnie, zasady rządzące światem i międzyludzkimi relacjami, komunikacją (zewnętrzną – ze światem, wewnętrzną – z samym sobą), „walką” płci, ale także walką o przetrwanie. Unaocznia właściwie to, co każdy z nas wie, oddając wszelkie aspekty naszego trwania, lekkie, zabawne, ale także zniekształcone, obciążające, trudne. Tak jak w życiu, drobne napięcia nie zaburzają rytmu dnia, niestety nie zaburzają go dla innych także indywidualne tragedie : „Kto pierwszy przyjdzie, ten otwiera biuro i dezaktywuje alarm. Niektórzy chcą być pierwsi, inni niekoniecznie, gdyż nie chcieliby pozostałych razić w oczy taką nadgorliwością. Wszystko zależy od tego, w co się gra i co chce się osiągnąć. Warto jednak pamiętać, że ten, kto przychodzi pierwszy, dyktuje warunki i zmusza do ruchu innych. (…) Krzysztof przychodzi jako trzeci i otwiera drzwi balkonowe, głośno narzeka też na mrok panujący w pomieszczeniu. Emilia wstaje i włącza sztuczne oświetlenie. Konrad głośno przeklina. Krzysztof podnosi żaluzje w co drugim oknie. Emilia wstaje i idzie w stronę drzwi balkonowych, narzeka przy tym, że jest jej cholernie zimno. Wychodzi na balkon i skacze z piątego piętra. Czwarta przychodzi Magda, zamyka drzwi balkonowe i gasi sztuczne oświetlenie” (s. 17). Poeta nie boi się więc uderzać w sztuczność ludzkich relacji, w zaburzone człowieczeństwo, w kwestie etyczne (jak choćby kwestie przemysłowych hodowli zwierząt, brak tolerancji, powszechny niemal brak wrażliwości) – nie używa przy tym ostrych słów, niemal w ogóle nie komentuje tej rzeczywistości. Pozostawia swojego czytelnika z tym obrazkiem i zapisanym w nim cierpieniem, znieczulicą, przemocą. Po czym przechodzi do kolejnego, tym razem nieco łagodząc wywołane przed chwilą wrażenie, tylko po to, by znów doprowadzić odbiorcę do pewnego rodzaju punktu kulminacyjnego, czy kumulującego negatywne emocje.
Na „Zabawne i zbawienne” składają się trzy części – „Wstęp. Zabawy”, „W środku” i „Zakończenie. Nie żartuję” (O filmie „Joker” Todda Phillipsa, opowiadaniu „Charlie w domu żałości” Roberta Coovera oraz powieści „Człowiek śmiechu” Wiktora Hugo). Każda z nich oparta jest o nieco inny koncept, całkowicie odsłonięty, dany czytelnikowi niemal wprost. Nie niweluje to jednak „zabawy” lekturowego śledzenia owych zasad, swoistego sprawdzenia, czy autor podołał własnym założeniom. Dzięki tym tekstom jednak trochę przyglądamy się sobie, własnej potrzebie „zbawiennego” wytchnienia, chwilowego oddalenia od smutku i wyzwań codzienności. Nie można jednak zbytnio ufać tytułowej formule, pisarz nie oferuje nam żadnej jednak formy zbawienia czy wybawienia w kontekście metafizycznym (o czym pisała także w swoim omówieniu Anna Kałuża), komizm w jego wydaniu to nawet nie tyle wypaczenie czy wyolbrzymienie, a jedynie unaocznienie doskonale nam znanych i realnych absurdów. Kaczanowski gra z czytelnikiem w pewną grę, w której lekkości zabawy jest niewiele, zdecydowanie więcej w niej mroku i poczucia zagrożenia, czy swego rodzaju pułapki. W czasie lektury wciąż jednak towarzyszy nam śmiech, rzadziej „zaraźliwy” („Gdyby tak palanci i Arthur mogli się po prostu wspólnie pośmiać. Synchronizacja jest tu jednak tylko chwilowa. Palanci poważnieją pierwsi, nie bawi ich już ta szalona wesołość.” – „Śmiech zaraźliwy”, s. 41), częściej „wymuszony” (jak neurologiczne odruchy Jokera), najczęściej podszyty łzami, ale jednak permanentnie podtrzymywany.
Literatura:
Bergson H.: „Śmiech. Esej o komizmie”. Przeł. S. Cichowicz. Warszawa 2000.
Kałuża A.: „Nasze dupy, nasze dusze”. „Biuro Literackie” 2020, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/nasze-dupy-nasze-dusze/
Adam Kaczanowski: „Zabawne i zbawienne”. Biuro Literackie. Stronie Śląskie 2020.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |