ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 października 20 (404) / 2020

Barbara Sadkowska,

OPIS TO NIE WSZYSTKO, CZYLI O AKTYWIZMIE BEZ POMYSŁU (DOROTA SUMIŃSKA: 'DOŚĆ. O ZWIERZĘTACH I LUDZIACH, BÓLU, NADZIEI I ŚMIERCI')

A A A
„Jak, do diabła, możemy żyć, wiedząc, że dzieją się takie rzeczy?” (Martín Caparrós: „Głód”).

 

Książkę Doroty Sumińskiej rozpoczyna – i kończy – zacytowane wyżej motto zaczerpnięte z „Głodu” Martína Capparrósa – ważnej publikacji wydanej w Polsce przez Wydawnictwo Literackie. Caparrós napisał monumentalny reportaż, w którym udowadnia, że to właśnie głód jest czynnikiem mającym decydujące wpływ zarówno na życie całych społeczności, jak również jednostek. Hiszpański autor podjął się opisania problemu trudnego, niewyobrażalnego dla mieszkańca Europy, a co najważniejsze – problemu, który od setek lat nie został rozwiązany, mimo że teoretycznie ludzkość posiada zasoby wystarczające, by go rozwiązać.

Wydaje się, że siła motta wynika z jego literalnego pojmowania (pozostające w domyśle problemy przemocy, okrucieństwa i znieczulicy nasuwają się jako pierwsze i oddziałują na wyobraźnię czytelnika ze względu na niedopowiedzenie, a także deiktyczność formuły), jak również inkluzywnego potencjału, który pozwala rozszerzyć listę niebezpieczeństw i włączyć do niej także problemy współczesnego świata: kryzys klimatyczny i konsekwencje nierównomiernego dystrybuowania jedzenia. By wspomniane kryzysy rozwiązać, konieczna jest rezygnacja z przemysłowej hodowli zwierząt. Bo to właśnie ten proceder ma na myśli Sumińska, posługując się formułą Caparrósa.

Tu zaczyna się problem. Nie bez powodu Jonathan Safran Foer w swojej najnowszej książce „Klimat to my” przez niemal osiemdziesiąt stron unika jak ognia tego typu stwierdzeń. Tłumaczy to tak: „Rozmowy o mięsie, nabiale i jajkach sprawiają, że ludzie przyjmują postawę asertywną. Denerwuje ich to. Nikt, kto sam nie jest weganinem, nie chce zgłębiać się w ten temat, a zapał wegan może ich jeszcze bardziej zniechęcać. (…) [N]ie zdołamy uratować planety, jeśli w znacznym stopniu nie zmniejszymy konsumpcji produktów pochodzenia zwierzęcego” (Foer 2020: 79-80).

Ostatnie zacytowane zdanie może dla niektórych brzmieć przesadnie, jednak aktywiści i naukowcy są zgodni: za większą część emisji gazów cieplarnianych odpowiada nie przemysł, jak mogło by się zdawać, a hodowla przemysłowa zwierząt. Pochłania ona taką ilość zasobów naturalnych (ziarna, wody), które okazałyby się remedium na problem głodu i braku wody pitnej w niektórych rejonach świata.

Mimo tego, że o kwestii ochrony środowiska (i regulacji problemu głodu) za sprawą ograniczenia spożywania produktów pochodzenia zwierzęcego badacze, aktywiści i klimatolodzy mówią jednym, zestrojonym głosem, wciąż jest on pomijany. Przemysł mięsny z wielkimi koncernami i niewyobrażalnymi przepływami gotówki umiejętnie radzi sobie z „niewygodnymi” tematami.

Książka Sumińskiej nazywana jest manifestem, protestem (o czym informuje czwarta okładka): „Do bólu prawdziwy, gorzki i bolesny głos w sprawie zwierząt i ludzi, dobitny niczym »Głód« Caparrósa”. Nieustannie widać skłonność autorki do korespondowania z Argentyńczykiem. Podobnie jak on, Sumińska oddaje głos tym, o których mówi: pokrzywdzonym zwierzętom, wykorzystywanym przez ludzi na różne sposoby. On jednak oddaje głos bohaterom, którzy stają się narratorami opowieści o głodzie, a Sumińska finguje zeznania maltretowanych zwierząt (poszerzanie perspektywy narracyjnej o głos nie-ludzkich aktorów nie jest jej wynalazkiem, jednak w „Dość” zabieg ten balansuje na granicy stosowności). Mamy więc: świnię z połamanymi nogami wrzuconą żywcem z poderżniętym gardłem do wrzątku; krowę mleczną, której odebrano cieliczkę; krowę mięsną, która ocknęła się podczas podrzynania gardła; klacz przewożącą ludzi wozami, którą zabito po złamaniu nogi; kurę, którą, jeżeli jest niepełnowartościowa, czeka śmierć w maszynie mielącej żywcem; gęś, którą hoduje się dla tłustej wątroby; kaczkę, która musi obyć się bez wody, wbrew biologii i która wykrwawia się żywcem, bo jej krew jest „przysmakiem”; zastraszoną owcę; osamotnioną sukę bez stada; lisicę żywcem obdzieraną ze skóry; dręczoną rybę złapaną w sieci, duszącą się bez wody; zwierzęta domowe więzione w klatkach.

Długie to wyliczenie, bo też wiele tematów zostaje poruszonych. Sumińska pisze emocjonalnie, ale także gra na emocjach – jej celem nie jest uświadomienie czytelnikom krzywdy, jaką znoszą zwierzęta. Jej celem jest zszokowanie odbiorcy, sprawienie, by zachłysnął się krzywdą i cierpieniem, jakie ludzie zadają zwierzętom. I znów odwołam się do opisu wydawcy: „Książka, która wyrasta z miłości do zwierząt. Silny ładunek oburzenia, złości, rozczarowania ludźmi i mocne świadectwo wrażliwości zwierząt, której świat nie chce wziąć pod uwagę”. Faktycznie, książka jest pełna złości na własny gatunek i pełna oburzenia na ludzi, którzy choć świadomi cierpień, jakie zadają zwierzętom, nadal nie potrafią zmienić swojego życia na tyle, by tego uniknąć. Książka jest gniewna. Każda strona kipi gniewem, stanowi wyraz złości, bezsilności wobec poczynań własnego gatunku. Jak zauważa Sumińska: „Napisałam tę książkę, bo mam tego dość. Dość ludzkiej hipokryzji, dość obłudy, dość głupoty i obojętności. Dość okrucieństwa, nazywanego tradycją, kultura, religią lub po prostu apetytem na tłustą gęsią wątróbkę” (s. 11). Narracja jest bardzo emocjonalna, chciało by się powiedzieć – rozwibrowana, autorka operuje drastycznością, chce szokować na tyle, by wstrząsnąć emocjami czytelnika, wywołać reakcje, także somatyczne, stąd początek: „Jestem suką. Psem w ludzkiej skórze. Kozą, kurą, gęsią i owcą” (s. 7) czy późniejszy fragment „Kiedy tylko moje futro osiągnie dorosłą doskonałość, zostanę z niego odarta, a skrwawiony kadłub ludzie wyrzucą na stertę odpadów” (s. 58). Łatwo zauważyć, że na perspektywę więzionego zwierzęcia nałożony został filtr antropocentryczny, który powoduje, że staje się ono świadome dalszych procesów i kolejności praktyk zadawania cierpienia. Efekt utożsamienia z przestraszonym zwierzęciem zaprzepaszczają naddatki wiedzy, które demaskują Sumińską przemawiającą w przebraniu kozy, kury, gęsi itd.

Autorka porusza się jednak na bardzo cienkiej granicy między szokiem a obrzydzeniem – rozumiem koncept i chęć zszokowania odbiorcy, niemniej jednak dosadność narracji może odstraszać, szczególnie osoby, które kojarzą panią weterynarz z pogodnymi narracjami. Równocześnie jednak słowa „znanej pani weterynarz z telewizji” mogą dla niektórych być bardziej wiarygodne, mają szansę zdziałać więcej niż słowa „oszołomów-ekologów”.

Nie mogę jednak powiedzieć, że książka spełnia w pełni swoje zadanie. Mam z nią duży problem, stąd kilka zastrzeżeń. Uznaję jej wagę, uważam, że trzeba poruszać takie tematy w przestrzeni publicznej, jednak o wiele bardziej trafia do mnie forma, w jakiej robi to Dariusz Gzyra w książce „Dziękuję za świńskie oczy”. Gzyra nie jest emocjonalny, wręcz przeciwnie – jest rzeczowy. W kolejnych rozdziałach–felietonach umiejętnie porusza trudne problemy i w każdym przypadku robi to w sposób doskonale wyważony – nie wciela się w żadne postaci, nie snuje narracji wyobrażeniowych. Trzyma się formy felietonu, co więcej, jego tekst jest opatrzony przypisami, w których podaje źródła wykorzystywanych informacji. Tego ostatniego szczególnie brakuje u Sumińskiej. Brak aparatu krytycznego sprawia, że książka jest mniej użyteczna – wnikliwy czytelnik nie może sięgnąć do pozycji, z których korzystała autorka.

W wielu miejscach publikacja „Dość” wydaje się także naiwna, co dziwi, biorąc pod uwagę dorobek i wykształcenie autorki. Niejednokrotnie stosuje Sumińska zbytnie uproszczenia, skraca, nie dopowiada, a narracja nie satysfakcjonuje. Rozumiem, że jej celem jest jedynie zaakcentowanie pewnych kwestii, które czytelnik może sam zgłębić, jednak autorka, nie podając bibliografii, nie ułatwia mu tego zadania. W wielu fragmentach generalizuje, nie potrafi także ukazać swojej ludzkiej słabości w taki sposób, jak robią to Gzyra i Foer. W „Dziękuję za świńskie oczy” czytamy na przykład o dylemacie moralnym związanym z żywieniem psiego członka rodziny, a Foer przyznaje się do tego, że tęskni za smakiem mięsa i w chwilach słabości zjada burgera za zamkniętymi drzwiami pokoju hotelowego. Takie zwykłe, ludzkie słabości przybliżają czytelnikowi sprawę, czego brakuje u Sumińskiej.

Podstawowym problemem, z jakim wydaje się ona mierzyć, jest wybór diety mięsnej, która przyczynia się do cierpień zwierząt. Biorąc pod uwagę fakt, że „Dość” ma być manifestem, który wybrzmi w przestrzeni publicznej i radykalnie zmieni myślenie ludzi o zwierzętach, w omawianej publikacji brakuje wzmianek o potrzebie rezygnacji z produktów odzwierzęcych – nie tylko mięsa, ale także nabiału i jajek. Powracamy tu jednak do tematu tabu żywieniowego i reakcji, o której pisze Foer. Całkowite pomijanie tej kwestii wydaje mi się jednak uproszczeniem. Zwłaszcza że hodowla niosek i krów mlecznych generuje cierpienie zwierząt, a Sumińska krąży nieustannie wokół tych tematów. Przy opisie bólu krów mlecznych skupia się na odebraniu krowom cieląt, ponieważ ważniejsze od bólu fizycznego są dla niej emocje.

Podczas lektury tej książki nie mogłam odpędzić się od myśli, że mimo drastycznych scen, jakie opisuje Sumińska, brakuje pewnego podsumowania, próby pokazania skali zbrodni. W tym miejscu powołam się na wstęp do książki „Czyste mięso” Paula Shapiro. Yuval Noah Harari pisze w nim: „Na fermach przemysłowych te miliardy zwierząt nie są traktowane jako żywe istoty, które czują ból i lęk, ale jak maszyny produkujące mięso, mleko i jaja. Są często wytwarzane masowo w miejscach przypominających fabryki, a same ich ciała kształtowane są zgodnie z potrzebami przemysłu. (…) Jeśli wziąć pod uwagę ilość powodowanego przez nią cierpienia, przemysłowa hodowla zwierząt może zostać uznana za jedną z najstraszniejszych zbrodni w historii” (Shapiro 2018: 7). Harari we wstępie przytacza także paraliżujące liczby zużycia surowców: dwa i pół tysiąca półtoralitrowych butelek wody potrzeba, by kurczak trafił na półkę w sklepie, za każdym jajkiem stoi 190 litrów wody, a do wyprodukowania czterech litrów krowiego mleka potrzeba 3400 litrów wody, podczas gdy do wyprodukowania takiej samej ilości mleka sojowego potrzeba 200 litrów (tamże, s. 19). Te liczby uświadamiają czytelnikom, że problem hodowli przemysłowej nie jest jedynie problemem etycznym –to jedna z przyczyn kryzysu klimatycznego, z którym się zmagamy, czy chcemy to przyznać, czy też nie. Wybór motta do książki Sumińskiej uważam za znakomity – sugeruje pewne powiązania, odsyła czytelników do bardzo ważnej pozycji, jednak wydaje mi się, że pewne kwestie i tak powinny zostać zaakcentowane. Im więcej będziemy mówić o wzajemnych zależnościach wyborów żywieniowych i stanu klimatu, tym więcej osób zacznie się tym interesować.

Książka Sumińskiej jest bardzo ważna – nie sposób umniejszyć tego faktu. Porusza trudne kwestie w czasie, kiedy w Polsce po raz pierwszy zwierzęta otrzymały trochę więcej praw (chociaż planowane są nowelizacje ustawy, sprawa trwa, a organizacje prozwierzęce czujnie patrzą na ręce rządzącym). Co więcej, należy podkreślić, że „Dość” zostało wydane w jednym z największych polskich wydawnictw – Wydawnictwie Literackim. Dzięki temu po książkę może sięgnąć więcej osób. Jednocześnie miłośnicy pisania charyzmatycznej pani weterynarz powinni zdawać sobie sprawę, że w najnowszej książce Sumińska odchodzi od dotychczasowej narracji przyrodoznawczej – tak, jakby chciała powiedzieć: „miarka się przebrała”.

LITERATURA:

Foer J.S.: „Klimat to my. Ratowanie planety zaczyna się przy śniadaniu”. Warszawa 2020.

Gzyra D.: „Dziękuję za świńskie oczy. Jak krzywdzimy zwierzęta”. Warszawa 2018.

Shapiro P.: „Czyste mięso. Jak hodowla mięsa bez zwierząt zrewolucjonizuje twój obiad i cały świat”. Warszawa 2018.
Dorota Sumińska: „Dość. O zwierzętach i ludziach, bólu, nadziei i śmierci”. Wydawnictwo Literackie. Kraków 2020.