ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (405) / 2020

Przemysław Pieniążek,

'WIERZĘ W CIEBIE, CZŁOWIEKU' (FRANTZ FANON: 'CZARNA SKÓRA, BIAŁE MASKI')

A A A
„Wybuch nie nastąpi dzisiaj. Jest na to za wcześnie… lub za późno. Nie przychodzę uzbrojony w prawdy absolutne. Mojej świadomości nie przecinają fundamentalne olśnienia. Myślę jednak, całkiem obiektywnie, że byłoby dobrze, gdyby pewne rzeczy zostały powiedziane. Powiem je, nie wykrzyczę. Krzyk dawno odszedł z mojego życia” (s. 5) – przekonuje Frantz Fanon (1925-1961) we wstępie do „Czarnej skóry, białych masek”.

Urodzony na Martynice (wówczas będącej kolonią francuską) psychiatra, filozof, żołnierz, pisarz i ambasador walczył z hitlerowcami, odbywając służbę w wojsku Wolnej Francji w Alzacji oraz w Maroku. Po II wojnie światowej studiował medycynę, filozofię oraz psychologię, zaś w 1953 roku podjął pracę w szpitalu psychiatrycznym w algierskiej Blidzie (dziś Al-Bulajda). Właśnie tam zetknął się z pacjentami z Afryki Północnej, których przypadki zainspirowały Fanona do snucia refleksji nad związkami między kolonializmem a zaburzeniami psychicznymi. Teksty i przemyślenia autora „Wyklętego ludu ziemi” – poświęcone kwestiom rasizmu, kolonializmu oraz wykluczenia, niejednokrotnie podkreślające znaczenie tworzenia kultur narodowych, niezależnych od wpływów ze strony Zachodu – były źródłem inspiracji dla działalności wielu ruchów na rzecz wyzwolenia i obrony praw obywatelskich.

Ukazująca się pod szyldem oficyny Karakter „Czarna skóra, białe maski” to pierwsze polskie wydanie słynnego eseju (oryginalnie opublikowanego w 1952 roku), który stał się jednym z oręży w walce z rasizmem oraz istotnym punktem odniesienia dla studiów postkolonialnych. Główny temat tego dzieła to wpływ rasizmu na ludzką psychikę w warunkach kolonialnej dominacji oraz wieloaspektowa refleksja nad tym, w jaki sposób konstruowana jest tożsamość Czarnych w ramach ich relacji z Białymi reprezentującymi kulturę europejską. Fanon jednocześnie z całą mocą podkreśla, że „czarny problem nie sprowadza się do problemu Czarnych żyjących wśród Białych, lecz Czarnych wyzyskiwanych, niewolonych, pogardzanych przez kapitalistyczne, kolonialne społeczeństwo, które przypadkowo jest białe” (s. 227).

W swoich przepełnionych duchem humanizmu oraz utrzymanych w antyrasistowskiej retoryce tekstach autor stanowczo zaznacza, że „(…) ten, kto wielbi Murzynów, jest tak samo »chory« jak ten, kto ich nienawidzi. A Czarny, który chce wybielić swą rasę, jest tak samo nieszczęsny jak ten, który głosi nienawiść do Białego” (s. 7). Fanon w swoim eseju stara się bowiem unikać pokusy generalizowania (choć nie zawsze mu się to udaje, o czym później), oczyszczając pole dla merytorycznej dyskusji.

W ramach formułowanych przez siebie rozważań twórca tomu „Algieria zrzuca skórę” skrzętnie odwołuje się zarówno do świadectw historycznych (w tym autobiograficznych dzieł takich jak „I am a Martinician Woman” Mayotte Capécii), jak i najróżniejszych tekstów naukowo-literackich, w których gronie znalazł się między innymi „Czarny Orfeusz” Jean-Paul Sartre’a, „Syn swojego kraju” Richarda Wrighta, „If He Hollers, Let Him Go” Chestera B. Himesa czy poezje Aimé Césaire’a, Léopolda Sédara Senghora, Jacquesa Roumaina i Davida Diopa.

Istotnym punktem odniesienia w omawianym tomie jest także Heglowska „Fenomenologia ducha”, będąca jednym z narzędzi pomocnych w analizie egzystencjalnych wyzwań, przed jakimi stają Czarni funkcjonujący w rzeczywistości społecznej zdominowanej przez Białych. Czarni, którzy – zgodnie z metaforycznym tytułem eseju – przywdziewają określone „maski”, aby móc lepiej imitować asymilację z kulturą, którą reprezentuje dany kolonizator.

Fanon przedmiotem swoich rozważań czyni także język, który odsłania i jednocześnie sam jest nośnikiem rasistowskiego światopoglądu (w dużym uproszczeniu: mówienie o tym, że bycie Białym jest dobre, Czarnym – złe). Powyższą kwestię autor rozpatruje między innymi w odniesieniu do tych Antylczyków, którzy upodabniają się do Białych wraz z przyswajaniem sobie języka francuskiego bądź (co bardziej znamienne) w ramach pobytu w obcojęzycznych metropoliach. Stamtąd bowiem wracają jako jednostki otoczone nimbem wyjątkowości, która automatycznie odmienia ich status w obrębie danej społeczności lokalnej, realnie wpływając przy tym na (samo)postrzeganie takich osób.

„Murzyni są porównaniem. To pierwsza prawda. Są porównaniem, czyli nieustannie przejmują się samooceną i ideałem ego. Za każdym razem, gdy wchodzą w kontakt z kimś innym, pojawia się kwestia wartości, zasługi. Antylczycy nie mają własnej wartości, zawsze zawdzięczają ją obecności Innego. Zawsze jest mowa o mniej inteligentnym ode mnie, o czarniejszym niż ja, nie tak dobrym jak ja. Każda pozycja »ja«, każde umocowanie »ja« pozostaje w stosunku zależności ze zrujnowaniem Innego. Swoją męskość buduję właśnie na ruinach otoczenia” (s. 236) – zauważa Fanon, przemycając w „Czarnej skórze, białych maskach” sporo mocno sformułowanych stwierdzeń dotyczących spraw damsko-męskich (ze szczególnym uwzględnieniem mitów seksualnych oraz erotycznej fascynacji białych kobiet ciemnoskórymi mężczyznami oraz sytuacji odwrotnej), które już w czasie pierwszego wydania niniejszej książki budziły kontrowersje.

Nie zmienia to faktu, że autor z pietyzmem wykazuje, jak stworzony przez kolonialną represję mechanizm poczucia wyższości i niższości reprodukuje się w (także nie)świadomych zachowaniach, postawach i lękach, stających się również udziałem Białych. „W głębinach europejskiej nieświadomości ukształtował się szczególnie ciemny zakątek, gdzie drzemią najbardziej niemoralne popędy, najwstydliwsze pragnienia. A ponieważ każdy człowiek dąży do jasności i światła, Europejczyk chciał odrzucić to nie-cywilizowane, co próbowało się opierać. Kiedy cywilizacja europejska zetknęła się z czarnym światem, z jego dzikimi ludami, wszyscy byli zgodni: to Murzyni są esencją zła” (s. 213) – zauważa badacz.

W swoim „studium klinicznym” (s. 11) – tak bowiem definiuje recenzowaną publikację – Fanon chętnie odwołuje się do psychoanalitycznych koncepcji Sigmunda Freuda, Carla Gustava Junga i Jacques’a Lacana (dzięki którym stara się ujawnić zaburzenia afektywne odpowiedzialne za powstanie całego szeregu interesujących go kompleksów), podejmując jednocześnie polemikę z książką „Psychologie de la colonisation” Octave’a Mannoniego, stawiając przy tym tezę, że piętno kolonializmu nosi znamiona zbiorowej neurozy, którą trzeba leczyć.

„We wstępie powiedzieliśmy, że człowiek to tak. Nie przestaniemy tego powtarzać. Tak dla życia. Tak dla miłości. Tak dla wielkoduszności. Ale człowiek to także nie. Nie dla pogardy człowieka. Nie dla obrazy człowieka. Nie dla wyzysku człowieka. Dla mordowania tego, co w człowieku najbardziej ludzkie: wolności” (s. 249-250) – czytana po latach „Czarna skóra, białe maski” wciąż frapuje, imponując niezaprzeczalną siłą wyrazy tu i ówdzie nieco przytłumianą przez nazbyt rozwlekłe bądź przesadnie dygresyjne wywody autora. Bo wiele problemów diagnozowanych przez Fanona nie straciło na aktualności, szczególnie wątek (szeroko rozumianego) rasizmu, wykluczania i pogardy, z którymi do dziś zmagają się (nie tylko) ludzie o ciemnym kolorze skóry.

„Jestem swoim własnym fundamentem” (s. 259) – przekonuje w finale swojego dzieła Fanon, zachęcając, aby skolonizowani/wykluczeni/pogardzani, dźwigający ze sobą bagaż traumatycznej przeszłości i naręcze równie upokarzających doświadczeń dostarczanych przez zmieniające się współczesności (w obu przypadkach mamy do czynienia z czynnikami sprzyjającymi wspomnianej społeczno-kulturowej mimikrze), niezmiennie podejmowali trud budowania własnej, unikalnej tożsamości. Mimo ponurej wymowy omawiany esej pozostawia promyk nadziei, przebijającej chociażby z deklaracji autora (por. str. 5) wykorzystanej w tytule niniejszej recenzji.
Frantz Fanon: „Czarna skóra, białe maski”. Przeł. Urszula Kropiwiec. Wydawnictwo Karakter. Kraków 2020.