ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (405) / 2020

Anita Jasińska,

TYLKO DLA ODWAŻNYCH (REMIGIUSZ RYZIŃSKI: 'MOJE ŻYCIE JEST MOJE')

A A A
Najnowszy reportaż Remigiusza Ryzińskiego, pisarza i filozofa, „Moje życie jest moje. Opowieści o wolności i pożądaniu”, jest historią o ludziach, o których często chcemy myśleć, że znajdują się na społecznym marginesie. I to nie dlatego, że się z nimi nie zgadzamy, bo przecież trudno nie zgadzać się z kimś, kogo się nie zna, ale dlatego, że nie próbujemy ich nawet zrozumieć. Niezrozumienie nie jest tylko niezauważeniem. Niezrozumienie krystalizuje się w niewinnej formie przemilczenia. Przemilczenie to wyrzucanie poza granice języka, wyrzucenie to z kolei odebranie głosu, brak głosu to brak swojego zdania i niemożność obrony, brak możliwości obrony to wystawienie się na łaskę i niełaskę tłumu. A tłum chce tylko dwóch rzeczy: igrzysk i chleba. Historia zna przecież przypadki zaniechania pamięci.

Remigiusz Ryziński przedmiotem swojego zainteresowania pozornie uczynił seks. „Seks — pisze autor [A.J] — jest dla wielu ważną częścią życia. Jeśli stanowi o naszej tożsamości, to czy nie powinien być brany na serio? Nie ze wstydem, ale z pełną odpowiedzialnością. Nie z pruderią czy pod wpływem społecznego przymusu, ale z radością i szczerością. Seks to opowieść o sobie, a nie o religii, społeczeństwie, normach, zakazach, nakazach, konwenansach, powinnościach, niestosownościach i wstydzie” (s. 7).

Opowieść o sobie to opowieść o swingu. O parach takich jak Emma i Karol oraz miejscach takich jak SwingSwing, Usta i Lava. Swingersi nieustannie renegocjują umowy swoich związków. Rozmawiają o tym, o czym milczą „zwykłe” pary, uznając niektóre z kwestii, np. zasady dotyczące wierności, za arbitralne, niezmienne i jasne. Dbają o zdrowie. Regularnie wykonują badania, noszą przy sobie wyniki. Wymagają tego od innych. Kluby swingersów — jak pisze Ryziński — są w Polsce bardzo popularne.

To opowieść o klubach i tancerkach, które bywają zmuszane do okradania swoich klientów, pracy ponad siły i stosowania się do pracowniczego reżimu. Paris, jedna z bohaterek reportażu, nie ma złudzeń — „ciało kobiety to tutaj towar. Chociaż taniec bywa doświadczeniem granicznym” (s. 73).

Opowieść o homoseksualności i aseksualności. O gejach i lesbijkach. O udanych związkach i niekiedy nieudanym życiu społecznym. O głębokim wsparciu i ogólnym niezrozumieniu. O poszukiwaniu akceptacji. I o poszukiwaniu swojej drogi. Takiej, w której naprawdę nieistotny jest cel.

Historia o Pawle, Annie i Hannie, którzy poszukują wolności i nie godzą się na uprawianie, nawet najwymyślniejszej, sztuki kompromisu. Wydają się być zdecydowani, niedostępni i nieobecni. Znikają, zanim ktokolwiek zdąży przyzwyczaić się do ich obecności. Nie mówią o sobie zbyt wiele. Zamiast słów — wolą działanie. Chcą budować intymność, stwarzać sprzyjającą atmosferę, żyć w nieustającej ekscytacji i odskoczni, jaką jest „Alicja w Krainie Czarów” (s. 102).

Opowieść o nałogach, uzależnieniu i depresji. „Jest melancholikiem — pisze Ryziński o jednym ze swoich bohaterów — wyjrzy za okno, widzi szary świat. Nie ma poczucia pełni czy kontroli nad swoim życiem. Czuję raczej, że się dusi, że brakuje mu czasu, coś się kończy — nic na niego nie czeka” (s. 138.).

To też pocztówka z wakacji i opowieść o naturystycznych Chałupach. Rozsławione na cały kraj plaże zostały zamknięte dla naturystów w 1984 roku, choć na krótko. Oficjalnie zakaz może i istniał, ale wieloletni kuracjusze nie chcieli rozstawać się z ulubionym miejscem.

Historia o Sylwii i Tadeuszu. Ich bezgranicznym zaufaniu, szacunku, akceptacji i niezwykłym oddaniu. Tolerowaniu swoich słabości i niedoskonałości. O opiece i niemalże rodzicielskiej czułości.

To także historia o samym autorze, który postanowił odsłonić siebie i swoją opowieść, by oddać szacunek tym, którzy zechcieli podzielić się z nim swoją prywatnością.

Remigiusz Ryziński dysponuje niezwykłym talentem do spisywania historii Innych. Jest nienatrętnym obserwatorem, który nie narusza delikatnej granicy intymności swoich bohaterów. Ich historie, prywatne, nieoczywiste, a chwilami mocno różne od naszych, nie budzą ogólnospołecznego zgorszenia i niepotrzebnej, szczególnie dzisiaj, kontrowersji. Jak się zdaje, autor oddał głos swoim rozmówcom i pozwolił, by sami, według własnych oczekiwań i potrzeb, opowiedzieli i zdefiniowali swój sposób na życie. Odkryli tyle kart, na ile starcza im sił i pokazali tyle siebie, ile zechcieli pokazać. Tym, na co należy zwrócić uwagę, jest cisza w narracji, wyczuwalna pauza w sążnistej opowieści. Retoryczne stop, powolne wypowiadanie zdań, nieśmiały uśmiech tuż przed kropką, oznaczający, być może, zakłopotanie, ukryty żal, nieśmiałość lub niezadowolenie. Ta delikatność i wyczucie powoduje, że reportaż czyta się bardzo dobrze. I pomimo kilku ostrzejszych scen i pieprznych szczegółów, nie jest to opowieść jedynie o seksie oraz dzikiej, dionizyjskiej fizyczności. Banalny byłby osąd, że to rzecz o ludziach, ich lękach i pragnieniu akceptacji. Banalny, ale, jak się wydaje, szalenie trafny. Słowa niektórych z nich pozostają w czytelniku na długie dni i godziny. Myślimy o nich podczas parzenia herbaty z cytryną, nalewania wody do wanny i porannym prasowaniu wyjściowej koszuli z kołnierzykiem lub ze stójką. Współistnieją z nami i odprowadzają do pracy, jadą w autobusie obok, kupują te same jagodzianki. I na tym, zdaje się, polega magiczna moc literatury. Ci jacyś Oni, o których czyta się w gazetach i na portalach społecznościowych mają imiona (choć na potrzeby książki w dużej mierze zmieniona), PESEL i ulubiony sklep z warzywami. Niezaprzeczalnie istnieją, a dzięki pracy Remigiusza Ryzińskiego, umiemy się do nich nieco zbliżyć, zrozumieć, polubić, a nawet, być może, utożsamić. Rozświetlenie sylwetek z mroku milczenia pozwala włączyć podejmowany temat w ogólny dyskurs publiczny.

Nie mogę jednak zapomnieć, że reportaż autora „Dziwniejszej historii”, fragmentami zabawny i uwalniający, bywa przeraźliwie smutny. Trudno jednoznacznie nazwać to uczucie przygnębienia, które pojawia się czasem w niespodziewanych momentach lektury. Opowieść o pożądaniu i wolności staje się nagle narracją o zniewoleniu i ekstatycznym poszukiwaniu nowych, choć ostatecznie, destrukcyjnych emocji. Mam wrażenie, że bohaterzy książki zamykają się, choćby na chwilę, we własnym więzieniu oczekiwań i silnym pragnieniu przeżywania coraz to nowych doświadczeń. Zapadająca w pamięć jest narracja Maliny, która niejako burzy obraz wyzwolonych, bezpruderyjnych i szczęśliwych osób, które zrzuciły z siebie płaszcz codziennego wstydu. To jeden z tych momentów w reportażu, w którym odkładamy książkę grzbietem do góry i odbywamy wielokilometrową podróż po własnym, nawet ubogim w przestrzeń, mieszkaniu. To rozchodzenie refleksji pojawi się jeszcze kilkukrotnie.

Wszystkie postaci, które odważyły opowiedzieć o swoim życiu i swoich wyborach nie wydają się być „napisane” do końca. Są dopiero w połowie drogi i w znakomitej większości nie wiedzą, dokąd ów marsz ich zaprowadzi. I mimo dojmującej niewiadomej nie chcą rezygnować. To najwyraźniejszy sygnał jaki czytelnik może odebrać: obsesyjny upór, ogromna chęć niezależności i odwaga, by sięgnąć po to, czego się pragnie. Nawet jeśli te pragnienia sprawiają ból i jedynym wyjściem jest rezygnacja z własnej podmiotowości i sprawczości. Malina konstatuje: „każdy z nas żyje nadzieją na wielką miłość, nie? Chociaż ja już w to nie wierzę. Wiem, że Ci mężczyźni spotykają się z nią, a nie ze mną. To ona jest dla nich i to nie jest moje życie tylko jej” (s. 124).
Remigiusz Ryziński: „Moje życie jest moje. Opowieść o wolności i pożądaniu”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2020.