ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (407) / 2020

Andrzej Ciszewski,

ZEMSTA JEST KOBIETĄ (WILD WEST. TOM 1: CALAMITY JANE)

A A A
Martha Cannary wie, co to trud i upokorzenie. Po śmierci rodziców radzi sobie najlepiej, jak umie – praca w charakterze sprzątaczki w domu publicznym należącym do bezwzględnego Salomona Hicksa nie jest rzecz jasna szczytem marzeń bohaterki, ale przynajmniej zapewnia jej wikt i opierunek. Sytuacja ulega zmianie, gdy pewnego wieczoru Martha pada ofiarą gwałtu. Z oprawcą rozprawia się zawiadujący wspomnianym przybytkiem Buck Calahan, który z całą pewnością nie jest obojętny protagonistce.

Niestety Hicks domaga się od dziewczyny uregulowania rachunku (za opiekę lekarską, absencję w pracy oraz za konieczność usunięcia zwłok zwyrodnialca) – a skoro Cannary nie ma czym zapłacić, sadystyczny przedsiębiorca pozostawia bohaterce jedyne wyjście: prostytucję. Doświadczając na sobie różnych form przemocy, Martha stara się nie tracić ducha walki i wiary w to, że jej los w końcu się odmieni. I wtedy do Omaha City przybywa James Butler Hickock, nie bez kozery zwany Dzikim Billem. Przypadkowe spotkanie słynnego łowcy nagród z panną Cannary wywoła lawinę zdarzeń, w wyniku których zdeterminowana dziewczyna rozpocznie swoją przemianę w tytułową rewolwerowczynię.

„Calamity Jane” to mocne otwarcie serii „Wild West”, która przenosi nas w świat bezprawia, zdrady, przemocy i manipulacji, gdzie na próżno szukać bohaterów: w tej rzeczywistości mogą przetrwać tylko najsilniejsi (i nie chodzi o siłę fizyczną). I lepiej dla nich, jeśli potrafią szybciej dobyć colta niż ich oponenci. Francuski scenarzysta Thierry Gloris („Le Codex Angélique”) z powodzeniem zawiązuje oraz splata ze sobą wątki dotyczące Hickocka i Cannary (pełniącej w recenzowanym komiksie obowiązki narratorki), snując przy tym z ducha naturalistyczną opowieść nie tyle o podboju i ekspansji, ile o wątpliwych fundamentach amerykańskiego snu. „Siła jest niczym. Wola wszystkim. Bóg nie toleruje mięczaków. Ameryka również” (s. 56) – przekonuje Martha w finale epizodu, pozostającym w pamięci czytelnika także za sprawą solidnej oprawy wizualnej, za którą odpowiada Jacques Lamontagne („Les Druides”).

Operujący realistyczną kreską kanadyjski rysownik i kolorysta (wprowadzający do tej opowieści stonowaną, chwilami wręcz chłodną paletę barw) pieczołowicie odwzorowuje realia świata przedstawionego, z jednej strony nadając panoramicznym kadrom (których w „Calamity Jane” nie brakuje) iście filmowy rozmach, z drugiej – nawiązując do sposobu komponowania obrazu w popularnych pocztówkach z Dzikiego Zachodu. Lamontagne jest także niezłym portrecistą, wydobywającym z twarzy rysowanych przez siebie postaci sporą gamę emocji.

Jak przystało na western (w duchu „Bez przebaczenia” Clinta Eastwooda), w omawianym tomie – skądinąd wydanym na dobrej jakości papierze, w dużym formacie i zamkniętym w twardej oprawie – nie mogło zabraknąć dynamicznych, w tym przypadku brutalnych scen akcji oraz kadrów przypominających, że największą bestią niezmiennie pozostaje człowiek. Reasumując: miłośnicy bezkompromisowych westernów z pewnością nie będą rozczarowani. Warto!
Thierry Gloris, Jacques Lamontagne: „Wild West. Tom 1: Calamity Jane” („Wild West, tome 1 – Calamity Jane”). Tłumaczenie: Jakub Syty. Lost In Time. Nieledew 2020.