ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (407) / 2020

Mateusz Rosicki,

MILCZENIE (LINDA BOSTROM KNAUSGARD: 'WITAJCIE W AMERYCE')

A A A
W sierpniu bieżącego roku nakładem wydawnictwa Pauza ukazała się książka „Witajcie w Ameryce” szwedzkiej pisarki Lindy Boström Knausgård. Tak, to ta sama osoba, która była żoną niejakiego Karla Ove Knausgårda i która została przez niego sportretowana w sześciotomowym cyklu autobiograficznym „Moja walka”. Oczywiście określanie autorki przez pryzmat jej prywatnego związku byłoby nie na miejscu, ale mimo wszystko trzeba przyznać, że międzynarodowy sukces „Mojej walki” raczej pomógł niż przeszkodził Lindzie Boström Knausgård w przełożeniu jednego z jej najnowszych utworów prozatorskich na języki obce, w tym na język polski.

„Witajcie w Ameryce” nie jest pierwszą książką Lindy Boström Knausgård. Do wcześniejszych publikacji tej autorki należą między innymi zbiór opowiadań i tomik wierszy. Wpływy liryczne są zauważalne także w „Witajcie w Ameryce”, któremu to utworowi momentami blisko jest do prozy poetyckiej. Opowiada on o Ellen, dziewczynce, która w wieku jedenastu lat przestaje mówić. Z czego wynika jej nagłe zamilknięcie? Przede wszystkim jest reakcją na śmierć ojca, którą według bohaterki spowodowały jej własne, wyrażane w modlitwach słowa. Z jednej strony bohaterka jest więc przerażona sprawczością języka, tym, że jego rola nie kończy się na opisywaniu świata, ale może także polegać na zmienianiu rzeczywistości. Jednak z drugiej strony zamilknięcie dziewczynki wiąże się też z jej dorastaniem. „Przestałam mówić, gdy moje dorastanie zaczęło zajmować we mnie zbyt dużo miejsca” – wyznaje bohaterka. Czy stwierdza tak dlatego, że dostępne jej słowa nie zdołały oddać złożoności dokonujących się w niej przemian? Jeśli tak, to dlaczego narratorka mimo wszystko snuje swoją monologową wypowiedź?

Milczenie może albo skrywać ciszę, a więc tak naprawdę niczego nie skrywać, tylko swoją powierzchnią odzwierciedlać znieruchomiałe wnętrze, albo pęcznieć od zbierającej się pod nim warstwy niewypowiadanych słów. Milczeniu z „Witajcie w Ameryce” bliżej jest do tego wyłożonego pustką. Są w nim jeszcze oczywiście pozostałości języka, ale mają one właśnie charakter pozostałości. Książka Knausgård jest wybitnie minimalistyczna, jej zdania są krótkie. Nie czuć w nich wolności ekspresji, tylko ten sam przymus wypowiedzi, przed którym Ellen zapragnęła się uchylić, milknąc. „(...) słowa są tak ciężkie. Tak ciężko się nimi rzuca” – żali się bohaterka. Jeśli wrażenie ciężkości słów miało być efektem lektury „Witajcie w Ameryce”, to cel ten został bezsprzecznie osiągnięty. Trzeba też dodać, że monolog Ellen nie jest związany z pisaniem, odbywa się jedynie w głowie narratorki. W „Witajcie w Ameryce” nie występuje rozróżnienie między mową a pismem, istnieje tylko niepodzielny język, którym bohaterka nie chce się w żaden sposób posługiwać. Jej wypowiedź nie przybiera więc formy wartkiego strumienia świadomości. Zdania dziewczynki są raczej efektem wyhamowywania, ostatnim etapem procesu milknięcia, który zaczął się od zamknięcia ust, a skończy się zrezygnowaniem z myślenia językiem, odkryciem jakiegoś nowego lądu, do którego być może nawiązuje tytuł utworu. Wyhamowywanie, jako że nie było poprzedzone zbytnią aktywnością, nie trwa zresztą długo. Książka Knausgård liczy sobie tylko trochę ponad sto stron.

Ponieważ milczenie Ellen jest przede wszystkim reakcją na śmierć ojca, Knausgård stosunkowo sporo miejsca poświęca relacjom rodzinnym. W „Witajcie w Ameryce” funkcjonowanie rodziny oparte jest na dualistycznej opozycji jasność-ciemność. Choć zasadniczo to ojciec – cierpiący na zaburzenia lękowe i dopuszczający się przemocy – związany jest z tym, co ciemne, a matka z tym, co jasne, w książce pojawiają się również momenty, w których role te zostają odwrócone. Pozornie idealna matka także okazuje się jedną z przeszkód do wypowiedzenia się bohaterki. Jej obecność jest niezwykle intensywna, dominuje nad otoczeniem i przytłacza dorastającą Ellen. Nie pomaga na to nawet milczenie. W monologu wewnętrznym narratorki nadal jest obecna głównie matka, która prawdopodobnie ma swój pierwowzór w matce autorki, aktorce teatralnej Ingrid Boström. O relacjach między tymi dwiema kobietami można było przeczytać trochę w „Mojej walce”. Znalazła się tam między innymi wzmianka o tym, iż Linda Boström, za sprawą swojej matki, miała szansę obracać się w dzieciństwie w kręgu Ingmara Bergmana. À propos, czy milczenie z „Witajcie w Ameryce” nie nawiązuje świadomie lub nieświadomie do filmów najsłynniejszego szwedzkiego reżysera, takich jak „Persona” czy właśnie „Milczenie”? Jeśli tak, to należałoby doszukać się w niemocie Ellen głębszych związków ze śmiercią – jedną z obsesji twórcy „Siódmej pieczęci”. W takiej optyce traumatyczny wymiar milczenia bohaterki brałby się nie tylko z reakcji na konkretną śmierć jej ojca, ale także z uświadomienia sobie śmiertelności człowieka w ogóle.

„Witajcie w Ameryce”, nieco ponad stustronicowa książka Lindy Boström Knausgård, z jednej strony jest całkowitym przeciwieństwem tego, co napisał były mąż autorki, a z drugiej strony znajduje z „Moją walką” punkty wspólne. Gigantomanii sześciotomowej powieści autobiograficznej przeciwstawia minimalistyczną prozę, ale źródło inspiracji nadal znajduje w prywatnych doświadczeniach, zwłaszcza tych związanych z rodzicami. „Witajcie w Ameryce” to książka oszczędna, surowa i zdająca się mówić tylko to, co konieczne. Do przezwyciężenia trudności, jaką jest posługiwanie się językiem w celu oddania milczenia, Knausgård wybrała taktykę, która może się podobać lub nie, ale której z całą pewnością nie brakuje uzasadnienia.
Linda Boström Knausgård: „Witajcie w Ameryce”. Przeł. Dominika Górecka. Wydawnictwo Pauza. Warszawa 2020.