ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (408) / 2020

Katarzyna Szkaradnik,

INTERPRETOWANIE HISTORII ŚLĄSKA W ŚWIETLE KORESPONDENCJI JÓZEFA PILCHA

A A A
„Niekiedy słyszy się krzywdzące regionalistów opinie, że ich trud to nie jest wiele. Dopiero syntezy dziejów kraju i świata są godne uwagi. (…) należy jednak mocno podkreślić, że nie byłoby tego rodzaju prac, gdyby nie wysiłki ludzi w rodzaju Józefa Pilcha. Rzetelna historia Śląska XX wieku bez uwzględnienia prac ustrońskiego szperacza nie wydaje się możliwa” – podsumował Edmund Rosner (Rosner 1993: 6) dorobek 80 lat życia autora „Polskich pierwodruków cieszyńskich”. W październiku br. przypadło ćwierćwiecze śmierci bohatera owego cytatu – nietuzinkowego samouka, bibliofila, działacza spółdzielczego i kulturalnego, przede wszystkim zaś badacza i popularyzatora dziejów Śląska Cieszyńskiego, a zwłaszcza Ustronia.

Spośród dorobku Józefa Pilcha warto wymienić ok. 200 artykułów historycznych, monografie „Z dziejów Robotniczego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego »Siła« na Śląsku Cieszyńskim (1908–1939)” i „Ustroń 1939–1945”, zredagowanie ośmiu roczników „Pamiętnika Ustrońskiego”, współautorstwo „Słownika gwarowego Śląska Cieszyńskiego” oraz hasła do „Polskiego słownika biograficznego”. Doprowadził on też do wydania „Opolskich peregrynacji” Jana Wiktora, zachowanych – po skasowaniu przez cenzurę – tylko w dwóch egzemplarzach korektorskich. Z kolei za pośrednictwem bibliografa Władysława Chojnackiego przyczynił się do publikacji w „Zeszytach Historycznych” pod redakcją Jerzego Giedroycia pamiętnika Kazimierza Pużaka, jednego z przywódców przedwojennej PPS. Pilch był także laureatem ogólnopolskich konkursów na wspomnienia, Śląskiej Nagrody im. J. Ligonia oraz Nagrody im. K. Miarki za wybitną działalność wzbogacającą i upowszechniającą kulturę. Za dokonania w popularyzacji wiedzy historycznej otrzymał dyplom uznania od Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Historycznego. Ponadregionalność jego dorobku wypada zaakcentować tym bardziej, że – zmuszony utrzymywać owdowiałą matkę i rodzeństwo – ukończył jedynie siedmioklasową szkołę powszechną, a wiedzę i warsztat historyka zdobył dzięki gorliwemu samokształceniu.

***

Józef Pilch korespondował z wieloma interesującymi postaciami, zarówno ze Śląska Cieszyńskiego, jak i z całego kraju (oraz na emigracji), gdyż był znany i doceniany w kręgach historyków, bibliofilów, PPS-owców i spółdzielców (przez 33 lata pracował na stanowisku głównego księgowego PSS „Społem” w Ustroniu). Dlatego doszłam do wniosku, że wzmiankowaną rocznicę można upamiętnić opublikowaniem jego spuścizny epistolarnej, w większości (jeśli mowa o listach do niego) przechowywanej w archiwum rodzinnym. Tom pt. „»W atmosferze ksiąg, gór i bliskich dusz«. Wybór korespondencji Józefa Pilcha z lat 1936–1995” ukaże się u progu 2021 roku; będzie zawierał 185 listów i kart pocztowych, a także rozbudowany aparat naukowy, metryczki charakteryzujące cechy fizyczne oryginałów, wstępy do bloków korespondencji i bogaty materiał ilustracyjny. Całe rzeczone archiwum obejmuje niemal 3500 wiadomości od osób prywatnych oraz wymienianych z instytucjami i organizacjami, plus nieco kopii listów Pilcha.

Korespondencja ta koncentruje się wokół kilku wątków, z których pokrótce rozpatrzę tutaj regionalno-historyczny. Nie zatytułowałam niniejszego szkicu po prostu „Historia Śląska w świetle…”, dając wyraz podejściu kojarzonemu z narratywistyczną filozofią historii. Chodzi mi bowiem o uwypuklenie wagi samej narracji historycznej, przez którą zapośredniczony jest nasz dostęp do przeszłości – mamy do czynienia z dyskursem specyficznie zorganizowanym i niebędącym neutralnym nośnikiem faktów. Te ostatnie wszak nieuchronnie podlegają selekcji i interpretacji, które z kolei bywają oparte na mniej lub bardziej świadomych założeniach, mniej lub bardziej jawnie manifestujących się w różnych wymiarach tekstu. Historyk „strukturuje (…) czasowo, logicznie i językowo rzeczy przeszłe, przetwarzając (…) »dzianie się« w dzieje” (Angehrn 2007: 149); na dodatek jego domenę stanowią nie tyle zdarzenia odbierane zmysłami, ile ludzkie dążenia i czyny zreflektowane w tzw. źródłach. W tym kontekście socjolog Jan Szczepański konstatuje, że w racjonalistycznej kulturze Europy „interpretacje historyka sprowadzają się do włączenia istniejących przekazów w jakiś sensowny system całości” (Szczepański 1990: 85). W efekcie dzieło historiograficzne więcej niż o samych wydarzeniach mówi o ich „odczytaniach” – po pierwsze dawniejszych, po drugie aktualnych, gdyż odwołuje się do znaczeń wspólnych dla pewnej społeczności i jest tworzone dla kogoś.

Na ten właśnie czynnik, czyli ukierunkowanie ideologiczne, chciałabym zwrócić szczególną uwagę, przy czym, abstrahując od odium ciążącego na pojęciu „ideologia”, rozumiem ją jako zespół poglądów określonej grupy, których funkcją jest umacnianie jej tożsamości i orientowanie zbiorowego działania. Naturalnie, ideologiczność interpretowania historii jaskrawo widać w przypadku terenów pogranicznych, do których roszczą pretensje rozmaite państwa czy narody oraz których mieszkańcy identyfikują się z odrębnymi wspólnotami. Kwestia ta niczym czerwona nić przeplata listy Józefa Pilcha i jego korespondentów, a związane z nią napięcia i diametralnie odmienne tłumaczenie zdarzeń wyrażała explicite choćby Barbara Poloczkowa, kierowniczka Archiwum Państwowego w Cieszynie, donosząc mu w 1992 roku: „Teraz zrobiła się okropna awantura, bo Czesi wydali – także po polsku! – »Zarys dziejów Śląska Cieszyńskiego«, nasi historycy, zwłaszcza młodzi (…) piszą druzgocącą recenzję, którą również publikować będą po obydwu stronach Olzy. – Ja nie dałam się wciągnąć, bo rzecz jest jasna i niereformowalna: oni mają za sobą racje historyczne, my – etniczne, pozostaje pojedynek na szpady”.

***

Zanim jednak doszło do rywalizacji polsko-czeskiej, inicjatorzy polskiego ruchu narodowego w Cieszyńskiem podjęli walkę o „rząd dusz” i formowanie świadomości miejscowego ludu w kontrze do kultury niemieckiej. Wspierana przez aparat państwowy Austrii obowiązywała ona w sferze publicznej i zapewniała awans społeczny, była przeto postrzegana jako wyższa. Na skomplikowane losy tzw. budzicieli polskości wskazuje wiadomość Pilcha z 1971 roku do innego regionalisty, Jana Brody. Impulsem do napisania listu stał się artykuł „Pierwsze związki młodzieży polskiej w niemieckich zakładach średnich na Śląsku Cieszyńskim” Władysława Jośka, ogłoszony w zaolziańskim „Zwrocie”. Ustroński historyk amator relacjonował: „Znajdują się [tam] stwierdzenia, które napawają mnie niepokojem. Dotyczą one pastora Karola Kotschego oraz słusznie tak zwanego przez [ks. Karola] Kotulę »pioniera szkolnictwa polskiego na Śląsku«, Jana Śliwki, pochodzącego również z Ustronia. (…) Niedociekający prawdy Josiek pisze: »Uosobieniem (…) wrogości będzie (…) Kotschy. U niego [Paweł] Stalmach i [Jan] Bujak szukali wsparcia w mniemaniu, iż autor polskiego podręcznika o sadownictwie będzie Polakiem. Niestety, zakończyło się na skardze wniesionej do cieszyńskich pastorów«. Wiem, że latami pracujesz nad rodem Kotschych (…), żywię nadzieję, że napiszesz do »Zwrotu«. (…) niech przynajmniej pouczą autora, że takim wyłapanym momentem nie można dyskwalifikować wybitnej działalności społecznej Kotschego. W tym samym artykule wymieniono nazwisko »Jana Śliwki, który zaczął między następcami rej wodzić, wybił im z głowy zamiłowanie do języka ojczystego i namówił ich do rozwiązania kółka i rozdzielenia biblioteki«. Kto nie zna biografii Śliwki, to wywnioskuje: »drugi po Kotschym Niemiec, a może nawet hakatysta śląski«”.

Wypada tu wyjaśnić, że mowa o kółkach służących samokształceniu w języku polskim, powstających wśród uczniów gimnazjum ewangelickiego w Cieszynie, począwszy od Złączenia Polskiego utworzonego w 1842 roku przez działalność Pawła Stalmacha – jednego z przywódców polskiego ruchu narodowego w regionie. Adresat wiadomości istotnie wystosował do redakcji „Zwrotu” list otwarty, który naświetla problem stronniczej interpretacji dziejów: „[Artykuł Jośka] Zawiera szereg nieścisłości, które mają m.in. wykazać, że niektórzy przedstawiciele miejscowej ludności (…), których uważa się za prekursorów odrodzenia [sic! – K. Sz.] narodowego, byli po prostu Niemcami. (…) Autor opierał się przede wszystkim na »Pamiętniku« Stalmacha, (…) [lecz ów tom] zatraca swój charakter dokumentu, gdy Stalmach (…) rozlicza się ze swymi dawnymi przyjaciółmi, negując ich zasługi (…). Podobnie ma się sprawa z ks. K. Kotschym (…), [który] dokładnie zdawał sobie sprawę, jak ważną rolę spełnia język polski w domu, szkole i kościele. (…) Rysowanie jakiejś postaci czy epizodu, w których wyławia się tylko ujemne strony (często zmyślone), jest sprawą wysoce szkodliwą, bo nie tylko dezorientuje czytelnika, ale (…) urabia ujemną opinię, która, zwłaszcza w terenach przygranicznych, zaważyć może (…), [gdyż niektórzy] potrafią [takie] wypowiedzi (…) wykorzystać jako wodę na swój własny młyn” (Broda 1972: 38–39).

Śliwka należał do czołowych działaczy narodowych i oświatowych w regionie, był rzecznikiem nadania polszczyźnie statusu języka urzędowego. Tymczasem już w XIX w. twórcy jubileuszowej publikacji Czytelni Ludowej wytknęli wydawanej przez Stalmacha „Gwiazdce Cieszyńskiej”, że „Jana Śliwkę, zasłużonego autora polskich książek szkolnych, (…) stara się przy każdej sposobności ośmieszyć, nazywając go »z Niemca Polakiem«, choć (…) spomiędzy starszych narodowców prawie każdy przechodził taką (…) przemianę” („Pamiętnik…” 1887: 54). Ks. Kotschy podobnie jak Śliwka opracował elementarz, przekładał też pozycje religijne. Na zarzuty, że był on Niemcem, Jan Wantuła ([ok. 1947]: 3) – również ustroński bibliofil i historyk samouk, zresztą mentor Pilcha – odpowiadał: „Od ludzi wychowanych [wówczas] w szkole o duchu niemiecko-austriackim trudno wymagać więcej zamiłowania do swojszczyzny śląsko-polskiej”.

***

Znacznie bardziej dramatyczne było położenie autochtonów na Śląsku Opolskim w XX wieku, przedstawione m.in. w „Opolskich peregrynacjach”. Zasługi Pilcha na rzecz tej książki wyliczyła w 1992 roku Ewa Dawidejt-Jastrzębska, nowa redaktor naczelna Wydawnictwa Instytutu Śląskiego: „[P]ragnę złożyć Panu wyrazy szczerej wdzięczności zarówno za samą inspirację druku tego dzieła, jak i za bezinteresowne użyczenie Wydawnictwu prywatnej odbitki szczotkowej Wiktorowych tekstów (…). Dzięki Pańskiej życzliwości i szczytnym intencjom opolskie reportaże Wiktora mogły nareszcie ujrzeć światło dzienne i odsłonić, po latach, fragmenty gorzkiej prawdy o ziemi śląskiej. I Wydawnictwo, i czytelnicy pozostaną Pana wielkimi dłużnikami”.

Wcześniej adresat powyższych słów długo korespondował na ten temat z Janem Meissnerem, poprzednim szefem wydawnictwa, który w 1990 roku pisał: „Z oceną Twoją Wiktorowych zasług, tj. wartością jego krzyku, zgadzam się w zupełności. Dla mnie jest to jeszcze jedno potwierdzenie tezy, że »polskich królów« na Śląsku wykończyli sami Polacy (ci »lepsi«, bo z Polski!) po zajęciu Śląska”. Dla pełniejszego obrazu trzeba zacytować jego wstęp do omawianego tomu: „Gdyby nie kierowały nim [autorem] racje wyższe, a także i pełna świadomość realiów, w jakich przyszło mu (…) bić znów na alarm w sprawie losu polskich Ślązaków, opatrzyłby pewnie ten zbiór tytułem »Polski Śląsk umiera po raz drugi«. (…) Stąd w książce tej takie nagromadzenie łez, gorzkiej refleksji, głębokiego oburzenia, ale również i słów bezsiły. (…) Przytoczmy dla przykładu zanotowane przez Wiktora zaraz po wojnie słowa jednego z wielu statecznych śląskich gospodarzy: »Po tośmy tyle cierpieli dla Polski, (…) żeby byle wyrodek nas poniewierał, od czci odsądzał? (…) Śpiewaliśmy w ‘Rocie’: ‘Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz’, a teraz Polak bezkarnie pluje Polakowi w twarz i pięściami tłucze w szczęki: ‘Ty szwabska świnio!’. Milsza pałka niemiecka (…) niż obelga polska od swojego, bo ta więcej boli (…)«” (Meissner 1991: 6, 7).

Po tej dygresji można wrócić do listu redaktora: „Dlatego do Twojego sformułowania o »robionych Niemcach« jedna glosa (…). – W minionym 45-leciu udowadniano Ślązakom z Opolszczyzny, że pełnoprawnymi Polakami nie zostaną. Szukają więc szansy w niemieckości – nie pierwszy zresztą raz w swoich dziejach. – Tak samo, jak nieraz szukali swojej polskości. – W tym kontekście Henryk Król (Heinz Kroll) [jeden z liderów mniejszości niemieckiej w III RP, długoletni poseł – przyp. K. Sz.] jawi im się jako nowy bohater ludowy, walczący o tożsamość Ślązaków (jak [Józef] Lompa, [Karol] Miarka czy ks. [Bolesław] Domański?! Przerażająca przewrotność?!). Dla mnie osobiście jest to nieporównywalne z szukaniem przez warszawiaków, krakusów i innych »czystych Polaków« w kręgu swoich przodków krewnych w mundurach niemieckich dla udokumentowania swoich starań o prawo pobytu w RFN. (…) Wiktor miał (za A. Bożkiem) rację, ten rozdział trzeba odkryć. A czy ta rana, zasłonięta przez 45 lat brudnymi szmatami, dziś może się zagoić? A jeśli to już gangrena?”.

Pytanie wydaje się retoryczne, niemniej okazuje się, że ową problematykę można poruszać nie tylko w tonacji minorowej. Historyk Michał Lis, tak jak Meissner pracujący w Instytucie Śląskim, w 1995 roku napisał do Pilcha list „obok kserografu mojego żartu primaaprilisowego [tekstu »Ujawniony most« drukowanego w »Nowej Trybunie Opolskiej« – przyp. K.Sz.], który nawiązuje do krzykliwego głoszenia istnienia w Polsce (…) mniejszości niemieckiej, która ze względu na liczebność (…) określana jest jako pomost do Europy. Przywołuję w tym felietoniku – podobnie jak Niemcy – związki Polaków z południowych województw do [!] innego państwa… Dzielę się zaś tym z Panem – bo jest to w końcu dla nas obydwu ważne – obydwaj mamy podobnie austriackie jak Ślązacy ze Śląska opanowanego najazdem przez Fryca II – pochodzenie!”. Lis urodził się w Złoczowie (nieopodal Lwowa), czyli na obszarze, który wskutek I rozbioru Polski wszedł w skład cesarstwa austriackiego. Załączony do listu tekst jest „recenzją” nieistniejącej monografii M.J. Lisopackiego (aluzja do nazwiska nadawcy) „Ojczyzna serdeczna”, dotyczącej rzekomej mniejszości austriackiej, nadal czującej sentyment do monarchii Habsburgów. W cytacie zaś pada aluzja do króla pruskiego Fryderyka II, który w wyniku wojen śląskich w połowie XVIII wieku odłączył od Austrii przeważającą część Śląska, oprócz Cieszyńskiego i ziemi opawsko-karniowskiej.

***

Przyjął się pogląd, że ów podział nie tylko rzutował na odrębność losów i położenia ludności (np. w Austro-Węgrzech w drugiej połowie XIX wieku generalnie istniała większa swoboda zakładania polskich stowarzyszeń), lecz także doprowadził do swoistych różnic w mentalności między autochtonami na Śląsku Cieszyńskim i Górnym sensu stricto. Anna Radziszewska, autorka rozprawy doktorskiej poświęconej Wantule, w 1973 roku dziękowała Pilchowi za pośrednią pomoc przy jej tworzeniu: „Pisząc swoją pracę, ogromnie się bałam, że nie będę umiała dobrze uchwycić specyficznej, odmiennej niż gdzie indziej atmosfery Śląska Cieszyńskiego i sytuacji, w jakiej żyli jego mieszkańcy. Pana wspomnienia [z tomu 1 »Wspomnień działaczy spółdzielczych« – przyp. K.Sz.] bardzo mi się przydały, ułatwiając zrozumienie wielu spraw”.

Sztandarowym wydawnictwem, w którym ustroński bibliofil charakteryzował rzeczoną specyfikę, są „Polskie pierwodruki cieszyńskie”. Dyrektor Biblioteki Ossolineum Janusz Albin wypowiedział się o nich w liście z 1990 roku: „Sprawił mi Pan [tym drukiem] dużą przyjemność. Przede wszystkim dlatego, że ów tomik, stanowiący cenny przyczynek do poznania dziejów książki polskiej w ziemi cieszyńskiej, powstał (…) w warsztacie twórczym jakże zasłużonego badacza regionalisty, z dala od profesjonalnych ośrodków akademickich. (…) Wydaniem tej książeczki wpisał się Pan trwale na listę znakomitych historiografów i piewców ziemi cieszyńskiej (…)”. W podobnym duchu dziękował za „Pierwodruki…” Leon Marszałek (wicedyrektor Biblioteki Narodowej, redaktor encyklopedii PWN, działacz harcerski i spółdzielczy), który wyznawał: „Jest we mnie duży sentyment do Śląska Cieszyńskiego. Pamiętam przywiązanie mego szefa [Michała] Grażyńskiego [Marszałek był jego podwójnym sekretarzem, jako wojewody i jako przewodniczącego Naczelnej Rady Harcerskiej – przyp. K.Sz.] do tej ziemi. (…) Myślę, że Polacy z centralnej Polski nie doceniają Cieszyńskiego. A jest to ziemia nie tylko prezentująca piękną przyrodę, ale przede wszystkim wysoki poziom kultury i cywilizacji. Z pewnością poważną rolę odegrał Kościół ewangelicki. Jest to jedyny region na ziemiach polskich, w którym tak silnie zaznaczył się protestantyzm. Katolicy mogliby wiele nauczyć się od ewangelików”.

Taka pochlebna opinia rzeczywiście może się rodzić pod wpływem „Pierwodruków…”, a konkretnie interpretacji zdarzeń wyłożonej przez autora. Jan Szczepański – co niebagatelne, jego kolega z klasy szkolnej – choć był doskonale świadom perspektywizmu narracji historycznych, w tym wypadku przyklaskiwał podejściu szperacza z Ustronia. Omawianą książeczkę uznał za „wyraz więzi wewnętrznej owej wspólnoty kulturowej grup ewangelickich, gdyż Józef Pilch je opisywał, (…) śledził ich losy w starych drukach (…). Pilch nie jest tutaj tylko obiektywnym historykiem, ale także wykorzystuje tę okazję, by przypomnieć Polsce, że głos ten przez wieki (…) był przez Polskę lekceważony i nie jest do dziś w pełni zrozumiany” (Szczepański 1993: 2–3).

Tymczasem wyłaniający się z treści „Pierwodruków…” prymat luteranów na polu wydawniczym stanowi rezultat niekiedy nieświadomej stronniczości w przedstawianiu materiału. Garść niedopowiedzeń autora wypunktował w liście do niego z 1990 roku Jan Sztefek, zaprzyjaźniony prezes Gromady Górali na Śląsku Cieszyńskim: „Rozumiem też, że chciał Pan uniknąć wyraźnego komentarza o ilościach ewangelickich czy katolickich pozycji, ale przy braku wzmianki o nakładzie ciśnie się na usta pytanie – czy te katolickie, w wyraźnej mniejszości, nie były w większych nakładach? I ten pierwszy nakład był tak duży, że każda rodzina go posiadała. Poza tym będzie też można komentować – no tak, ale np. poz[ycja] 57 jest powtórzona w następnych [są to kolejne edycje tego samego tytułu – przyp. K.Sz.], albo – cieszynalii [!] było tak mało, bo było mnóstwo książek po domach katolickich, tych religijnych i świeckich, drukowanych i wydawanych przez obcych i poza Cieszyńskiem”.

***

Niemniej kluczowym aspektem „Pierwodruków…” nie jest faworyzacja luteranizmu (skądinąd tego wyznania byli zarówno Pilch, jak i Szczepański), lecz przyjęty z góry polonocentryzm. „Ranga, jaką osiągnęła książka polska na Śląsku Cieszyńskim od XVI w., nie tylko wpływała na przywiązanie do określonej wiary, była ona [tzn. książka] także szkołą polszczyzny” (Pilch 1990: 15). „Tu też (…) ścierały się różne wpływy językowe, ale zawsze zwyciężała i utrzymywała się staropolszczyzna Reja, Kochanowskiego, której ulegały nawyki językowe grup obcych przybyszów szukających tutaj schronienia, a więc husytów, braci czeskich, pasterskich Wołochów (…)” (Pilch 1990: 5). Zapewne zacytowane zdania sprowokowały dociekliwego Sztefka do rozważania w przywołanym już liście: „Chyba mówiłem Panu o tym, co mnie intryguje. Graniczyliśmy przecież z Morawianami, z językiem morawskim, a nie czeskim. W tej walce o udowadnianie [polskiego pochodzenia autochtonów – przyp. K.Sz.] zapomina się o wielu rzeczach, o których jest niewygodnie mówić. Czy nie jest to tak, że Czesi zniszczyli język morawski, starają się nie pamiętać o nim, tak jak Polacy połknęli nasz miejscowy jako mało wartościowy i podejrzany, tak jak i zniszczono mentalność naszą, mającą solidne podstawy w kulturze i obyczajach naszych przodków?”.

Wstępujemy tu na grząski grunt, klasyfikowanie mowy śląskiej jako dialektu (zespołu gwar) lub odrębnego języka (regionalnego) jest bowiem nacechowane politycznie i rozpala skrajne emocje. Nastawienie Pilcha – notabene, nadal dominujące w jego małej ojczyźnie, inaczej niż na Górnym Śląsku – odzwierciedla tytuł publikacji, której był inicjatorem: „Słownik gwarowy Śląska Cieszyńskiego”. Jeszcze przed jej ukazaniem się w 1995 roku Krystian Gruchlik pragnął zaangażować ustrońskiego bibliofila w szerzej zakrojony projekt leksykograficzny: „Jeżeli chodzi o wspomniany słownik ogólnośląski, lub raczej śląski, chodzi mi o słownik jednolitego narzecza śląskiego tak w Cieszynie, jak w Pszczynie, Gliwicach czy Gogolinie. Nie uważam tego narzecza za jakąś gwarę, jak to usiłują lansować polscy naukowcy. Ja jako słowianofil i niedoszły slawista twierdzę (porównując resztki narzecza pszczyńskiego z językiem górnołużyckim), że narzecze śląskie, języki łużyckie i mowa Chorwatów (Wiślan) to jeden z czterech dialektów zachodniosłowiańskich. (…) Potwierdza tę tezę tekst śląski z XVII, XVIII wieku znajdujący się w archiwum miejskim w Opolu, traktujący o cechach rzemieślników, gdzie karta tytułowa brzmi: »…z oryginału niemieckiego przetłumaczone na ‘śląski język polski’«”. Szkopuł w tym, że nadawca listu przytoczył urywek z przewodnika, w którym początek zacytowanego zdania brzmi: „O przewadze żywiołu polskiego wśród jego [Opola] mieszkańców świadczą między innymi (…) księgi cechowe prowadzone w języku polskim” (Smyk 1982 : 4). W świetle całego fragmentu śląszczyzna jawi się zatem – przynajmniej autorowi przewodnika – jako odmiana (dialekt) polszczyzny.

W szkicu o polskich wydawnictwach w regionie Pilch przekonywał, że stanowiły one przejaw „duchowej łączności Polaków zamieszkujących tereny oderwane od Macierzy ze swoją ojczyzną (…). Jedną z dzielnic Polski, w których szacunek dla polskiej książki datuje się już od czasów reformacji, jest ziemia cieszyńska. Szacunek ten wzrósł jeszcze w okresie wzmagającej się kontrreformacji. Warto zaznaczyć, że w czasach, kiedy niejeden z możnych podpisywał się jeszcze trzema krzyżykami, wielu prostych chłopów na Śląsku umiało czytać oraz pisać i nie było w XVII wieku na tym terenie domu bez polskiej książki religijnej (…)” (Pilch 1974: 41). Podtrzymywał więc pozytywny autostereotyp (acz oczywiście niebezzasadny) na temat szczególnego upowszechnienia oświaty wśród ludu cieszyńskiego, co więcej – szczególnego do tej oświaty pędu.

***

Choć jednak Pilch służył wybranym ideologiom, równocześnie oponował przeciwko ideologii oficjalnej, zgodnej z propagandą PRL. Historykowi i kustoszowi Biblioteki Śląskiej Alojzemu Targowi relacjonował w 1972 r., że „»Przyczynek do dziejów Ustronia z lat 1939–1945« [wyd. 2 pt. »Ustroń 1939–1945« – przyp. K.Sz.] narobił trochę rozgłosu. (…) Gdy byłem na zebraniu PTH w Cieszynie, obstąpili mnie jak kruki (…) [jego członkowie] z prośbą o egzemplarz. Już to znają, bo otrzymał Zarząd Główny Macierzy, Muzeum, ZBoWiD. (…) Nasz »Głos Ziemi Cieszyńskiej« jakby się bał szerzej o tym wspomnieć. (…) Spotkałem redaktora, który mi powiedział: »To zasługuje na osobny artykuł i na całą szpaltę, ale…« boi się. Inny redaktor pisze do mnie: »Podziwiam w niej dwie rzeczy: ogromną, drobiazgową wręcz skrupulatność oraz obiektywizm, na który nie wszyscy umieją (i mają odwagę!) się zdobyć…«”.

Po pierwsze, chodziło o nieśmiałe jeszcze wówczas, lecz zarazem prekursorskie odsłanianie kwestii volkslisty i poboru Ślązaków do Wehrmachtu. Dlatego bibliofilka Gabriela Kotschy z Krakowa (notabene, daleka krewna ks. Kotschy’ego) w liście z 1985 roku zwierzała się: „Ja sama dopiero niedawno poznałam prawdziwą historię Polaków na Śląsku i w tym też wiele zawdzięczam Panu”. Po drugie – i przede wszystkim – odkłamywał Pilch dzieje dezawuowanej w PRL przedwojennej Polskiej Partii Socjalistycznej, zwłaszcza jej frakcji antykomunistycznej, której sam był aktywnym członkiem. W publikacjach dotyczących okresu okupacji podkreślał rolę ruchu oporu spod znaku PPS, który w omawianym regionie zdecydowanie przeważał.

Szczegółowo ustroński historyk amator zgłębiał to zagadnienie w artykule „PPS-WRN [organizacja podziemna PPS: Wolność, Równość, Niepodległość – przyp. K.Sz.] na Śląsku Cieszyńskim”, do czego nawiązał dziennikarz Robert Danel w liście ze stycznia 1990 roku: „Podczas ostatniej wizyty w redakcji pytałeś o swój artykuł. Bąknąłem, że mi się spodobał (…). Powiedziałem tak, (…) niczym nie ryzykując, bo przecież tego, że artykuł będzie dobry, byłem pewien. Tyle że go nie przeczytałem! (…) gdy mnie zagadnąłeś o tekst, do napisania którego sam Cię przecież zachęcałem, o mało nie spadłem z krzesła. (…) w pełni zdałem sobie sprawę z haniebności oszustwa dopiero po jego przeczytaniu. Nie będę Ci kadził, bo tego nie lubisz (…). Napiszę więc tylko, że mi tekstu do »Kalendarza [Cieszyńskiego]« szkoda. (…) to jest artykuł, który powinni by przeczytać możliwie wszyscy. Już, a nie za rok. Wiem bardzo dobrze, jak przedstawiano ruch oporu w »Głosie [Ziemi Cieszyńskiej]«, i mam w tym nawet osobisty udział. Tłumaczyłem np. A. Anisimową [wspomnienia radiotelegrafistki z radzieckiej ekipy zwiadowczej – [przyp. K.Sz.], (…) a ile nieprawdziwych – jak się okazuje – tekstów przeszło przez moje ręce!... (…) gdyby Twój tekst mógł się ukazać w »Głosie«, byłby oddaniem sprawiedliwości tym, których rolę tak długo pomniejszano, windując jednostronnie ruch PPR-owski. (…) Mówiłeś mi to i owo już przedtem, ale z rozmiarów własnej niewiedzy nie zdawałem sobie sprawy. Teraz widzę, że najnowsze dzieje regionu trzeba pisać od nowa. Ale kto ma taką jak Ty znajomość źródeł, ludzi, kto ma Twoją dociekliwość, bezstronność [sic! – K.Sz.] i benedyktyńską cierpliwość?”.

Adresat powyższych słów wyłamywał się zatem z „jedynie słusznej” interpretacji przeszłości, nie podporządkowywał opracowań koniunkturze politycznej. Jakie więc – w kontekście problemu tendencyjności historyków – przyjmował założenia? W swoim diariuszu odnotował w 1987 roku, że w toku debaty członków oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego w Cieszynie, poświęconej tzw. białym plamom, „w wypowiedziach przewijał się wyraz »prawda«, a jeden [z dyskutantów] orzekł: »Ponieważ nikt z nas nie jest zupełnie obiektywny, należy służyć tej subiektywnej prawdzie, bo innej nie ma«”. (Przytoczony fragment akurat pozostał w rękopisie, nie trafił do tomu wydanego w 2013 roku pt. „Dziennik. Zapiski bibliofila i dziejopisa z lat 1963–1995”). Czemu z kolei służyła w jego wypadku owa subiektywna prawda, sugerował w liście z 1993 roku Szczepański: „Jeszcze raz Ci serdecznie dziękuję [za powinszowania na 80. urodziny – przyp. K.Sz.], życzę Ci sił do pracy i do kontynuowania Twoich badań, tak doniosłych dla życia śląskiej społeczności”. Na czym zaś ich doniosłość miałaby polegać i jakie intencje przyświecały ustrońskiemu kronikarzowi, wyjaśniał wkrótce potem we wspomnieniu pośmiertnym. Otóż w pisanych przez Pilcha mikrohistoriach upatrywał przejaw poczucia „obowiązku wobec dziejów, wobec pamięci społecznej, obowiązku odkrywania i pokazywania swoim, czym są, skąd pochodzą i dokąd zmierzają” (Szczepański 1995: 4).

LITERATURA:

Angehrn E.: „Filozofia dziejów”. Przeł. J. Marzęcki. Kęty 2007.

[Broda J.] (baj): [***, rubryka „Korespondencja”]. „Zwrot” 1972, nr 2.

Meissner J.: „Od wydawcy”. W: J. Wiktor: „Opolskie peregrynacje”. Opole 1991.

„Pamiętnik Czytelni Ludowej w Cieszynie na Szląsku austryackim wydany z powodu 25-letniego jej jubileuszu”. Cieszyn 1887.

Pilch J.: „Polskie pierwodruki cieszyńskie”. Cieszyn 1990.

Pilch J.: „Z dawnych dziejów książki polskiej na Śląsku Cieszyńskim”. „Biuletyn Informacyjny Biblioteki Śląskiej” 1974, t. 19.

Rosner E.: „Józef z Gojów, miłośnik ludzi i książek”. W: „Józef Pilch wśród książek”. [Oprac. Muzeum Hutnictwa i Kuźnictwa]. Ustroń 1993.

Smyk H.: „Opole”. Katowice 1982.

Szczepański J.: „Historia mistrzynią życia?”. Warszawa 1990.

Szczepański J.: „O Józefie Pilchu”. W: „Józef Pilch wśród książek”. [Oprac. Muzeum Hutnictwa i Kuźnictwa]. Ustroń 1993.

Szczepański J.: „O Józefie Pilchu wspomnienie”. „Gazeta Ustrońska” 1995, nr 43.

Wantuła J.: „Rodzina Koczych ustrońskich. Życie – działalność”. Maszynopis w archiwum domowym Urszuli Wantuły-Rakowskiej, [ok. 1947].