ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (409) / 2021

Sławomir Iwasiów,

NOWE PORZĄDKI? (ARKADIUSZ ŻYCHLIŃSKI: 'ZWROT PRZEZ WSPÓŁCZESNĄ. PRYZMATY')

A A A
Podoba mi się naukowa quasi-antydeklaracja Arkadiusza Żychlińskiego ze wstępu do książki „Zwrot przez współczesną”: literaturoznawcza aktywność – specyficzny rodzaj od-twórczości połączonej z badawczym, w tym wypadku komparatystycznym nastawieniem do opisywanej materii literackiej – ma „płynne granice i nieostre brzegi” (s. 7). Autor-badacz musi się w tych ramach odnaleźć, co nie jest zadaniem łatwym, głównie ze względu na zmieniające się co rusz wymagania, jakie humanistyce i filologii stawia nieoglądająca się za siebie nowoczesność.

Z takiego punktu widzenia, jaki proponuje nam poznański filolog, komparatysta/komparatystka nie znajdują się w centrum ultranowoczesnej rzeczywistości (choć może chcieliby tam być!), ale funkcjonując gdzieś na jej nietrwałych marginesach, starają się uporządkować – poprzez „makrosyntezy” i „mikroanalizy” (s. 7) – nieskończony, wydawałoby się, zbiór literackich tekstów. Dlatego, co trzeba zauważyć, książka ma podtytuł „Pryzmaty” – jest ich obecnie w literaturoznawstwie komparatystycznym (albo: komparatystyce literaturoznawczej) wiele; tak wiele, jak odczytań, analiz, interpretacji. To właśnie dopasowywanie, układanie, wieczne porządkowanie – utworów należących do różnych, nierzadko odmiennych systemów (językowych, kulturowych, geopolitycznych etc.) – stanowi sedno współczesnej komparatystyki: przeświadczonej nie tyle o swojej (naukowej) nieomylności, ile raczej nastawionej na zmienne perspektywy oglądu literackiego uniwersum.

A jest co „oglądać”. Żychliński pisze o takich twórcach, jak: Winfried Georg Sebald, Jaume Cabré, George Saunders czy Alejandro Zambra. Pisarze i podobni, i różni; przyciągający do siebie interpretacyjnie, i „odpychający” czytelnika w rozmaite kierunki. Przy czym ich utwory ulegają uporządkowaniu pod teoretycznymi pojęciami, które podejmuje Żychliński. Są to przede wszystkim: powracająca niczym refren nowoczesność, fikcjonalność czy prawdziwość. Więc jest i tak, że to właśnie postać komparatysty (filologa, teoretyka, krytyka etc.) łączy w osobnej i jednostkowej aktywności twórczej to, co być może nigdy nie zostałoby połączone.

Innymi słowy: komparatyst(yk)a patrzy na wszystko z pewnej „oddali”, w przeciwieństwie do działalności filologicznej właściwej dla danej tradycji narodowej, która każdy najmniejszy nawet szczegół – jak pisze Żychliński, jednocześnie cytując Georga Brandesa – „wyolbrzymia” (s. 8).

Czym się zatem, oprócz teoretycznego umiejscowienia komparatystyki na tle filologii (i nauki w ogóle), zajmuje autor książki „Zwrot przez współczesną”? Oddajmy mu na moment głos: „Innym, wyraźnie węzłowym tematem będzie potencjał epistemologiczny literatury i zasadnicze dlań, jak sądzę, kwestie nośności literackiej, przenośności społecznej i prawdonośności poznawczej. Nie są to problemy podejmowane obecnie na poważnie przez zbyt wielu literaturoznawców – ze względu na teoretyczną sporność, przedmiotową niedookreśloność, domniemaną nienowoczesność czy zwłaszcza w nie mniejszym stopniu postępującą specjalizację, ograniczającą skłonność do mierzenia się z tego rodzaju spekulatywnymi wyzwaniami” (s. 11). Co literatura ma nam dzisiaj do powiedzenia? Jak zmieniają się jej obiegi? Jak oddziałują poszczególne elementy systemów literackich – i na siebie nawzajem, i na inne systemy (społeczeństwo, politykę, kulturę)? To zagadnienia w książce „Zwrot przez współczesną” podejmowane na każdym kroku – zarówno stawiane przez autora problemy badawcze, jak i analizy oraz wynikające z nich wnioski składają się na lekturę poznawczo satysfakcjonującą i w nie mniejszym stopniu wciągającą.

Weźmy taki przykład, z początku rozdziału „Fikcjogramy. Elementy przemian literatury współczesnej”, który mógłby być kontynuacją wyżej wyliczonych pytań: „Czy w obrębie współczesnych fikcji literackich – oto pytanie, jakie sobie stawiam – da się dostrzec, przekładając szereg partykularnych perspektyw na spojrzenie ogarniające większą całość oraz ukazujące wzajemnie przenikanie i zazębianie impulsów auratycznych i twórczych, jakiś określony wzór, w jaki zdają się układać pojedyncze ślady transformacji, co pozwoliłoby z kolei wykreślić konturowy diagram literackich przemian współczesności?” (s. 19–20). Komparatystyka mierzy się z ciągłą zmianą: nie tylko przedmiotu podejmowanych przez siebie badań (literatur narodowych), ale także swojej, rozszerzającej swoje granice dyscypliny.

Krótko rzecz ujmując, bycie komparatystą/komparatystką nie jest dzisiaj łatwe, przede wszystkim dlatego, że komparatystyka, w sensie teoretycznym oraz instytucjonalnym, musi cały czas zmagać się i ze współczesnym pojmowaniem filologii (jako nauki), i z samą nauką – niemalże ścisłym badaniem rzeczywistości. Czy literatura, filologia, czy właśnie komparatystyka potrzebują dzisiaj budowy „nowego nowego” laboratorium?

Sam chciałbym w to raczej wątpić – i dlatego sympatyzuję z niektórymi tutaj przedstawionymi tezami Arkadiusza Żychlińskiego. Wydaje mi się, że badacze literatury (czy to tradycyjnie pojmowani filolodzy, czy komparatyści, czy teoretycy, historycy, krytycy itd.) nie potrzebują dzisiaj wchodzić do kolejnego laboratorium. Oni już zajęli tam swoje miejsca: analizując utwory literackie, zestawiając je ze sobą, pokazując językowe, kulturowe, historyczne, polityczne i społeczne uwarunkowania ich działania w szerszych niż pojedynczy tekst kontekstach, wykonują w gruncie rzeczy pracę, by tak rzec, „pod mikroskopem”. Literaturoznawcze języki od dawna krzyżują się z technikami i metodami wziętymi z innych dziedzin, na przykład społecznych czy przyrodniczych (a dzisiaj także z interdyscyplinarnymi nurtami patrzącymi chętnie w przyszłość, jak transhumanizm), co nie stanowi niczego wyjątkowego, a nawet stało się swego rodzaju obowiązującą tendencją. To filolodzy, w jakimś sensie, są najbardziej „unaukowioną”, a jednocześnie otwartą na nowe wpływy zbiorowością. I trzeba w tym zjawisku upatrywać trudnej do przecenienia zalety.

Jeszcze raz zatem powtórzę: podoba mi się nowa książka Żychlińskiego, który z jednej strony jest badaczem przekonanym o swojej metodzie i języku, a z drugiej strony zachowuje do tych narzędzi racjonalny dystans, nie popadłszy w zachwyt nad „szkiełkiem i okiem” zmiennej nowoczesności. To byłby koniec filologii jako nauki – gdyby dała się sprowadzić do paraleli ze scjentystycznie rozumianym badaniem literatury, kompulsywnym zbieraniem danych, wkładaniem wszystkiego w ramy tabel i wykresów. Jak pisał Ryszard Nycz w książce „Kultura jako czasownik. Sondowanie nowej humanistyki”: „Jestem przekonany, że humanistyka (także polska) ma się naprawdę nieźle, a kryzys – w sensie krytycznego fermentu, który ją teraz cechuje – jest przede wszystkim świadectwem dynamicznego rozwoju i przemian” (Nycz 2017: 38). Takim „świadectwem” jest również „Zwrot przez współczesną”.

Dodam jeszcze, przy tej okazji, że szczerze podziwiam erudycyjny język eseju literaturoznawczego (komparatystycznego) Żychlińskiego. O, niech będzie i taki przykład, ze szkicu o Cabrém i jego technikach opowiadania: „Metempsychiczny rejestrator – feeryczny multiperspektywizm to kolejny ulubiony chwyt narracyjny autora – który nawiedza po kolei myśli mijających się postaci, pozwala dostrzec zrazu niewidoczną sieć wzajemnych powiązań w fakturze świata” (s. 309). Wygląda to mniej więcej tak: Żychlińskiemu udaje się, w mnogości cytatów, nawiązań, parafraz, nie zgubić oryginalnego, personalnego, stylistycznie intrygującego głosu – to ważne w obliczu przepastnych teorii, o których sam przecież niejednokrotnie pisze. Książka ukazała się w serii Sztuka Czytania – redaktorzy podkreślają, że publikowane w jej ramach tomy mają nie tylko walory naukowe, ale także literackie. Trudno się z takim stwierdzeniem nie zgodzić.

LITERATURA:

Nycz R.: „Kultura jako czasownik. Sondowanie nowej humanistyki”. Warszawa 2017.
Arkadiusz Żychliński, „Zwrot przez współczesną. Pryzmaty”. Wydawnictwo Ossolineum. Wrocław 2020 [seria: Sztuka Czytania].