ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

sierpień 15-16 (87-88) / 2007

Krystian Wojcieszuk,

PORTRET PISARKI W WIEKU ROZRODCZYM

A A A
Zakochani, kochankowie, małżonkowie to różne osoby ludzkie. Miłość sprzeciwia się zarazem seksualności i małżeństwu. (Pascal Quignard, „Życie sekretne”, przeł. K. Rutkowski)

Źródłem największej rozpaczy i rozgoryczenia bywa, objawiająca się wbrew naszej woli i „zdrowemu rozsądkowi”, nieciągłość życia. Trzeba mieć odpowiednio grubą skórę, by tę prawdę potraktować jak truizm. W innym przypadku kończy się to zazwyczaj twórczością. Czy intrygującą – to już inna sprawa. Najciekawszy w „Dziewczynie z zapałkami”, debiucie prozatorskim doświadczonej poetki Anny Janko, jest psychiczny naturalizm, z jakim narratorka tej opowieści rejestruje nudę małżeńskiego po-życia. Gatunkowo natomiast proza autorki „Świetlistego cudzoziemca” może się wydawać czymś pomiędzy powieścią, pamiętnikiem i zbiorem mocno odgrzewanych aforyzmów. Są jednak ciekawsze rzeczy niż genologia.

Początkowe strony książki Janko robią wrażenie pisanych cnotliwym pannom ku przestrodze. Oto dwudziestoletnia Ha. (inicjał-pseudonim głównej bohaterki – Hanny) ma właśnie zamiar wyjść za mąż „jak na wolność” i „z bardzo niewielkim bagażem wiedzy o życiu intymnym ssaków…”. Jej dzieciństwo przebiegało w cieniu matczynej depresji, a okres dojrzewania – pod kloszem nadopiekuńczych rodziców. Ha. wypełniła więc swoją młodość intensywną lekturą, a także pierwszymi twórczymi eksperymentami ze słowem pisanym. Mam jednak wrażenie, że dzieciństwo bohaterki, niezwykle lapidarnie scharakteryzowane przez Janko (z ledwie naszkicowanymi postaciami babki i matki) mogłoby w przyszłości stać się tematem kolejnej powieści.

W „Dziewczynie z zapałkami” okres ten zostaje radykalnie zamknięty sceną pewnego seksualnego „nadużycia” popełnionego na – pełnoletniej już – bohaterce. Należałoby pewnie potraktować poważnie to, czego od czasu do czasu autoironicznie domaga się od nas narratorka („psychoanalitycy, do roboty!”). W tym miejscu zwróćmy tylko uwagę na sposób, w jaki wstrząs wywołany „fioletowoszarą wielką larwą” – jak jawi się Ha. fallus nieznajomego napastnika – determinuje jej późniejszą emocjonalną i cielesną bierność wobec mężczyzn. Zresztą jest to także cecha charakterystyczna podmiotu lirycznego niektórych wierszy Anny Janko z debiutanckiego „Listu do królika doświadczalnego” (Gdańsk, 1977). Dwudziestoletnia wówczas poetka kreowała w swoich utworach: to współczesną Penelopę, to „karlicę” patrzącą na mężczyznę jak na boga „o Wielkich Gorących Dłoniach”, to znów kobietę, która „milczy” i „hodują się w niej tylko wklęsłe próżnie – /miejsca na słowa”. Jednym z możliwych sposobów czytania napisanej po latach powieści jest więc dopatrywanie się w niej specyficznie kobiecej „walki o głos”. Pewna amorficzność „Dziewczyny z zapałkami” wiązałaby się natomiast z poszukiwaniem przez autorkę najlepszej formy wyrażenia siebie.

Na szczęście dla Ha., wspomniany okres przed zamążpójściem nie ograniczał się do przykrych epizodów. Zdarzały się w jej życiu również zauroczenia i młodzieńcze miłości. W tym względzie Janko także wymaga od odbiorców rzadkiej umiejętności czytania między linijkami. Uważna, pełna dobrych intencji lektura pozwoli nam zauważyć, że dla pisarki – tak w życiu twórczym, jak w miłości – scribere necesse est. Głębokie uczucie przychodzi, trwa lub obumiera tutaj w zależności od tego, jak udana i intensywna jest wymiana (pisanych zawsze odręcznie!) listów między zakochanymi, kochankami i przyszłymi małżonkami. W korespondencji widoczne są również pierwsze próby „niewinnej” dominacji Ha. nad otoczeniem poprzez medium języka: „Zazwyczaj ludziom nieobojętnym odkształcam imiona, by lepiej przylegały do mnie”.

Małżeństwo Hani (lub Hańci – w zależności od nastroju małżonka) będzie oczywiście pełne udręki oraz dyskretnych tortur psychicznych (stosowanych na niej przez męża i teściową), przywodzących na myśl chyba tylko znakomity film państwa Krauze „Plac Zbawiciela”. W pewnym sensie Ha. była jednak sama odpowiedzialna za taki rozwój wydarzeń, ponieważ wniosła do małżeństwa swoje dziewczęce wyobrażenia, na których materializację liczyła. Wobec takiego stanu rzeczy i niedojrzałości jej mężczyzny do roli męża i ojca (stały motyw współczesnej literatury), będzie musiała właściwie w zupełnej samotności wychowywać dwójkę dzieci i opłakiwać śmierć trzeciego. Początkowa szczera miłość do małżonka zacznie więc powoli zamierać, ponieważ (cytując dalej Quignarda) dla niej miała być ona romantycznym „lotem”, a dla niego bardziej „wymianą społecznych usług”.

Jak napisał w „Zmierzchu myśli” – ceniony wysoko także przez Annę Janko – Emil Cioran: „Samotność nie uczy nas, jak być samym, lecz jak być jedynym”. Wyjątkowość bohaterki nie uchroniła jej przed zatraceniem się w labiryncie codziennego „krzątactwa”. Depresja, alkoholizm, kryzys światopoglądowy – tego wszystkiego nie oszczędził los Ha., która wrażliwą dziewczyną będąc, nie była ani trochę przygotowana na obcowanie z „ludzkimi odpadkami”. Ten nieprzyjemny okres nie był dla niej jednak zupełnie stracony, gdyż wiązał się z pewną introspekcją, z odkrywaniem otchłani, „do której prowadzi strach, czasem rozkosz. Niekiedy jedno i drugie naraz”.

Anna Janko napisała więc specyficzny „list do świata”, a my jako czytelnicy musimy być cierpliwymi świadkami jej samotności. Nie zawsze jest to zadanie przyjemne, a pisanie o „Dziewczynie z zapałkami” stanowi momentami masochizm intelektualny wyższego rzędu, ponieważ w niektórych fragmentach autorka recenzuje sama swój brawurowy opis nieudanego małżeństwa: „(…) jak to opisuję? Albo pobrzękując łańcuchowym dowcipem (polska specjalność narodowa), albo napinając linię feministycznego dystansiku (import z Zachodu)”. Nic dodać, nic ująć. Można tylko śledzić krzyżujące się drogi, którymi Ha. dąży do samopoznania. Jedną z nich jest „życiowe” weryfikowanie własnych wyobrażeń o sobie, drugą badanie możliwości swojego języka.

Moim zdaniem powieść Janko zyskałaby wiele, gdyby częściej dochodziła w niej do głosu „żywa mowa” (pisarka skomponowała kilka świetnych dialogów), a rzadziej jakby „na siłę” wplecione w opowieść fragmenty „erudycyjne”. W rezultacie powstała książka dość nierówna, miejscami niemal wybitna, a gdzie indziej pełna mieszczańsko-inteligenckiego nudziarstwa. Niemniej warto ją przeczytać, choćby dlatego, by zobaczyć, jak „dawna” Anna Janko odchodzi do miejsca, z którego się nie wraca. Być może Jolanta Brach-Czaina porównałaby gest autorki do „zrzucania skóry” lub odrywania przez jaszczurkę ogona przed ucieczką. Na pewno szkoda, że Ha. tak długo czekała z wypowiedzeniem wobec męża i całej reszty opresyjnego świata swojego non serviam. Warto jednak było to w końcu powiedzieć, tak jak warto będzie poczekać na kolejną, „zupełnie inną” książkę Anny Janko.
Anna Janko: „Dziewczyna z zapałkami”. Wydawnictwo Nowy Świat. Warszawa 2007.