ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (416) / 2021

Anouk Herman,

INWIGILACJA ALBO ŚMIERĆ (SHOSHANA ZUBOFF: 'WIEK KAPITALIZMU INWIGILACJI WALKA O PRZYSZŁOŚĆ LUDZKOŚCI NA NOWEJ GRANICY WŁADZY')

A A A
Przyzwyczailiśmy się już do urządzeń mobilnych, które towarzyszą nam każdego dnia: od telefonów, które są właściwie małymi komputerkami, przez tablety, notebooki po inteligentne zegarki, dokładnie mierzące liczbę kroków, czas joggingu i spalone kalorie. Nie kupujemy jedynie urządzeń – kupujemy usługi łączące nas ze społecznościami, które tworzymy z ludźmi rozrzuconymi po całym świecie, i oczekujemy coraz więcej, oczekujemy oprogramowania, które mogłoby nam służyć we wszystkich sferach naszego życia. Żądając ciągłego strumienia informacji, sami dostarczamy niezliczonej ilości informacji.

Podobno „w przyrodzie nic nie ginie”. Niektórzy dodają: „niekiedy po prostu zmienia właściciela”. Tak właśnie dzieje się w internecie. Zostawiamy po sobie ogromną liczbę śladów, tropów, które łatwo można zamienić w nasze indywidualne profile. Wyszukiwarka Google wie, czego szukamy i które strony najczęściej odwiedzamy, co nas przekonuje, a co odrzuca, gdzie mieszkamy, na kogo głosujemy w wyborach i jakie mamy poglądy. Właściwie domyślamy się, że jacyś „Oni” to wszystko wiedzą, wyrażamy zgody na śledzenie naszych poczynań (często nieświadomie albo tylko po części świadomie), zauważamy skutki profilowania reklam, przeczuwamy, że pewne rzeczy nie wyświetlają się na Facebooku czy Instagramie przypadkiem.

Czy w ogóle da się tego uniknąć? Pojedynczymi kliknięciami udostępniamy coraz więcej informacji: zgadzamy się na ciasteczka i zatwierdzamy dziesiątki przeraźliwie długich regulaminów. Kto administruje naszymi danymi? Co się z nimi dzieje? Do czego mogą zostać wykorzystane? Pewnie wszystko to mogłoby zakończyć się jakąś straszną katastrofą, ale – póki co – katastrofa nie nadciągnęła.

Shoshana Zuboff przekonuje, że żyjemy w zupełnie nowej i niesamowicie złowieszczej epoce – epoce kapitalizmu inwigilacji. U zarania ery przemysłowej pojedynczy człowiek nic nie znaczył, bo był po prostu własnością zakładu pracy (jak w polskim przemyśle pierwszej połowy XIX wieku), w którym został zatrudniony. Rozwój technologii i gwałtowne zmiany w sektorze produkcyjnym wymusiły jednak rewolucję, wskutek której wytworzyły się nowe wzorce społeczne i nowe potrzeby biznesowe. Jednostka ludzka miała być od tej pory przede wszystkim nowoczesnym klientem.

Współcześni przemysłowcy bogacą się na maksymalizacji sprzedaży związanej z ciągłym rozniecaniem konsumenckich apetytów. Jednak big business zaczyna się wtedy, gdy z produktem dotrzeć można do tych, którzy w danym momencie będą najbardziej skłonni go kupić. Nowoczesny kapitalizm – kapitalizm inwigilacji – nauczył się oferować nam wodę, kiedy najbardziej chce nam się pić, i wyświetlać oferty nowych smartfonów akurat wtedy, gdy stare przestają działać. Ale to wszystko możliwe jest jedynie dzięki nieustannemu szpiegowaniu, podglądaniu, gromadzeniu wszelkich śmieci i odpadków, jakie zostawiamy po sobie w internecie, dzięki zbieraniu nadwyżki behawioralnej. Dla kapitalizmu inwigilacji pojęcie prywatności wydaje się smutnym anachronizmem sprzed czasów cyfrowej odysei biznesu. Tkwimy zatem w samym środku systemu nadzoru, dla którego jesteśmy pożywką, choć wydaje się, że to on służy nam: „Kapitalizm inwigilacji jest z gruntu pasożytniczy i egocentryczny. Wyciąga z szafy stare wyobrażenie Karola Marksa kapitalizmu jako wampira, który żeruje na sile roboczej – ale z niespodziewanym zwrotem. Dla kapitalizmu nadzoru źródłem zysku nie jest już wykorzystywanie pracy ludzi, jest nim monetyzacja każdego aspektu doświadczenia każdego człowieka” (s. 21). Tymczasem zasięg nowej technologii pozostaje niemal nieograniczony – pole działania jest niezwykle szerokie. Jak Shoshana Zuboff podaje za Martinem Hilbertem, „technologie informacyjne i komunikacyjne upowszechniły się bardziej niż energia elektryczna – docierają do trzech z siedmiu miliardów ludzi na świecie” (s. 14).

Tak jak kiedyś General Motors rozpoczęło wdrażanie kapitalizmu menedżerskiego, tak wynalazcą kapitalizmu inwigilacji jest korporacja Google. Jej śladem podążają kolejne firmy, zwłaszcza Microsoft i Facebook. I tak jak kapitalizm epoki industrialnej zostawił nam w spadku świat u progu katastrofy klimatycznej, tak możemy się tylko domyślać co będzie skutkiem gwałtownego i niczym nieograniczonego rozwoju komercyjnego cybernadzoru. Zuboff pyta: „jakie nowe, żałosne pokłosie operacji kapitalizmu inwigilacji, stopniowo dominującej formy kapitalizmu informacyjnego, stanie się dziedzictwem przyszłych pokoleń?” (s. 25). Nie mniej złowieszczo brzmi motto Światowych Targów Chicagowskich z roku 1933, które przytacza autorka: „Nauka odkrywa – Przemysł wdraża – Człowiek się dostosowuje” (s. 30). W XXI wieku, kiedy nowoczesna technologia daje nam silne, ale przecież dosyć złudne poczucie kontroli nad światem, słowa te wydają się straszyć jeszcze bardziej. Zwłaszcza od kiedy Gmail skanuje prywatną korespondencję w celu generowania odpowiednio skrojonych reklam.

W kolejnych rozdziałach „Wieku kapitalizmu inwigilacji” Zuboff nakreśla przeszłość kapitalizmu i rekonstruuje ciąg wydarzeń, który doprowadził do epoki komercyjnego nadzoru. Wraca aż do początków nowoczesności, kiedy o przyszłości jednostki decydowało miejsce jej narodzin, i skupia się na drugiej nowoczesności, która, wedle słów autorki, wraz z powstaniem społeczeństwa masowego uwolniła człowieka od determinacji środowiska i rodziny. Upowszechnienie się internetu spowodowało, że indywidualizacja przybrała na sile, a nasza rzeczywistość stała się przede wszystkim kwestią wyboru. Zuboff podkreśla, że współcześnie „wszystko musi być zweryfikowane, renegocjonowane i zrekonstruowane na warunkach, które mają dla nas sens: rodzina, religia, płeć, moralność, małżeństwo, społeczność, miłość, przyroda, relacje społeczne, uczestnictwo w polityce, kariera, jedzenie…” (s. 57).

Wszystkie kliknięcia i ruchy myszki są analizowane przez inteligentne systemy – takie, które wciąż się uczą. Jak sugeruje Larry Page, współzałożyciel Google, „ogólnie rzecz biorąc, trzymanie danych w firmach takich jak Google jest lepsze niż trzymanie ich w rządzie, bez odpowiedniego procesu dostępu, bo my, co oczywiste, dbamy o swoją reputację”. Po czym dodaje ironicznie: „Nie jestem pewien, czy rządowi aż tak na niej zależy” (cyt. za s. 90). Zuboff przestrzega: nie jesteśmy klientami ani zleceniodawcami. Poruszając się po serwisach takich jak Facebook, używając wyszukiwarki Google i korzystając z wielu innych oferowanych nam usług, nie jesteśmy ani klientami, ani sprzedawcami, ani nawet produktami; jesteśmy źródłem zaopatrzenia w surowce. A to oznacza, że to nie na rzecz ludzkich potrzeb pracuje machina cyfrowego nadzoru. Ludzie – jako myślące i czujące indywidualności – dla kapitalistów nadzoru nie mają raczej znaczenia. Jak zauważa autorka, „kapitalizm inwigilacji wyprowadza swoje niezwykłe produkty z naszego zachowania bez nawiązywania relacji” (s. 103).

Google i inni mają wiedzę i władzę. Wykorzystują „maszyny do przekształcania nas w środki służące celom rynkowym innych” (s. 482). Zuboff nazywa ten rodzaj dominacji instrumentalizmem i porównuje system kapitalizmu inwigilacji do totalitaryzmu: „Totalitaryzm działał, posługując się przemocą, podczas gdy władza instrumentalna działa poprzez środki modyfikacji behawioralnej – i na tym musimy się skupić. Władza instrumentalna nie jest zainteresowana naszymi duszami, nie chce nas uczyć żadnych zasad, Nie ma tu treningu ani transformacji dla duchowego zbawienia, żadnej ideologii, na podstawie której można by osądzić nasze czyny. (…) Zadowala się za to danymi dotyczącymi naszego zachowania, czerpanymi wprawdzie z naszej krwi i odchodów, ale z zachowanie »czystych rąk«. (…) Przeszkolona w zakresie mierzalnych działań, dba tylko o to, aby wszystko, co robimy, było dostępne na potrzeby jej stale ewoluujących operacji renderowania, obliczania, modyfikowania, monetyzowania i kontroli” (s. 492-493).

Wiek kapitalizmu inwigilacji to pozycja obszerna i trudna. Autorka zwielokrotnia i powtarza niepokojące obietnice współczesnego systemu gospodarczego, straszy, i chociaż wierzę, że rozprawie tej towarzyszy przynajmniej nikła nadzieja na rozprawienie się z totalitaryzującym systemem, to wydźwięk pracy Zuboff przypomina w swoim pesymizmie tezy stawiane przez Marka Fishera w „Realizmie kapitalistycznym”. Inwigilacji nie da się już uniknąć, co najdobitniej wykazały lockdowny i intensywne okresy zdalnej pracy i nauki. Choć zabrzmi to banalnie, wykluczenie z internetu jest wykluczeniem z życia, odsunięciem od środków służących przetrwaniu, odebraniem możliwości zarobkowania i dostępu do informacji.

Kiedy wszystko przenosi się do sieci, to sieć dyktuje warunki funkcjonowania nowej, cyfrowej rzeczywistości. Być może Shoshana Zuboff nie wzięła pod uwagę tego, że inwigilacja i pozbawienie prywatności są ceną, która wielu z nas jest w stanie (czy raczej: jest zmuszonych) zapłacić, by przetrwać.
Shoshana Zuboff: „Wiek kapitalizmu inwigilacji. Walka o przyszłość ludzkości na nowej granicy władzy”. Przeł. Alicja Unterschuetz. Wydawnictwo Zysk i S-ka. Poznań 2020.