ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 czerwca 11 (419) / 2021

Marcin Rudek,

OPOWIEŚCI QUEEROWEJ TREŚCI ('LUDZIE, NIE IDEOLOGIA. WYWIADY')

A A A
Poprzedni rok był okresem trudnym dla wielu, a dla społeczności LGBTQIA w Polsce – najtrudniejszym od dawna. Ważnym elementem strategii obozu rządzącego w przeciągającej się z powodu pandemii kampanii prezydenckiej była systematyczna dehumanizacja osób nieheteronormatywnych w dyskursie publicznym. Wspomagani przez część hierarchów Kościoła katolickiego politycy prawicy, na czele z ubiegającym się o reelekcję Andrzejem Dudą, starali się przekonać Polaków, że LGBT to tak naprawdę skrót oznaczający przybyłą z Zachodu ideologię, a nie ludzi. Efektem tego były eskalacja przemocy (werbalnej i fizycznej) wobec osób nieheteroseksualnych, a także, jak widzimy, tytuł książki pod redakcją Bartosza Żurawieckiego, stanowiącej zbiór wywiadów, które ukazały się w czasopiśmie „Replika” w latach 2011–2020 (choć redaktor oficjalnie podaje zakres lat 2005–2020, używając roku powstania gazety).

Dlaczego hasło „Ludzie, nie ideologia” jest zwyczajnie smutne, dobrze wyjaśnił jeden z bohaterów wywiadów umieszczonych w książce, poznański aktywista, Mateusz Sulwiński: „Przecież powinniśmy rozmawiać o kształcie związków partnerskich lub o równości małżeńskiej, o zakazie mowy nienawiści, o zakazie terapii konwersyjnych, o ułatwieniu procedury uzgodnienia płci… Ale nie możemy, bo jesteśmy siłą cofani do etapu, w którym wyjaśniamy, że nie jesteśmy chorzy” (s. 368). Takie więc przesunięcie debaty publicznej okazuje się zabiegiem jak najbardziej świadomym i brzemiennym w skutkach, bo zamiast artykułować konkretne postulaty polityczne i żądania jesteśmy zmuszeni chować się za banalnym hasłem, którego oczywistość jest poniżająca.

Kłamstwo o tym, że „LGBT to ideologia”, wpasowuje się w definicję nowoczesnego kłamstwa politycznego, o którym Jacek Leociak pisał, że jest „ostentacyjne, jawne i bezczelne, nieustannie powtarzane. Takie kłamstwo już nawet nie udaje prawdy (…). Jest brutalne i agresywne, zniewala przemocą, obezwładnia jak cios pałką w głowę” (Leociak 2020: 38). Co ciekawe, Leociak w swojej książce spróbował również odpowiedzieć na pytanie, skąd niektórzy hierarchowie polskiego Kościoła wzięli pomysł straszenia wyrastającymi ostatnio jak grzyby po deszczu ideologiami (m.in. tęczową). Badacz przypomniał fragment encykliki „Pamięć i tożsamość” autorstwa Jana Pawła II, do którego, niemal w ten rytualny sposób charakterystyczny dla komunistycznej nowomowy, odwołują się przy każdej okazji polscy biskupi: „Myślę na przykład o silnych naciskach Parlamentu Europejskiego, aby związki homoseksualne zostały uznane za inną postać rodziny, której przysługiwałoby również prawo adopcji. Można, a nawet trzeba zapytać, czy tu nie działa również jakaś inna jeszcze »ideologia zła« (…)” (cyt. za: Leociak 2020: 126–127).

Publikacja „Ludzie, nie ideologia” jest częścią procesu zapisywania nienormatywnej historii, który możemy już od pewnego czasu obserwować na gruncie polskim. W najnowszej wydanej w Polsce książce Rebeki Solnit znajdziemy wyjaśnienie celu takiego działania: „Wyzwolenie to zawsze również proces opowiadania: ujawniania historii, przerywania milczenia, wymyślania nowych opowieści. Osoba wolna ma własną opowieść. Osoba ceniona żyje w społeczeństwie, w którym na jej opowieść jest miejsce” (Solnit 2021: 30). Właśnie wyzwolenie przez opowiadanie jest widoczne w niedawnych pracach wielu autorek i autorów, m.in. Joanny Ostrowskiej, Justyny Struzik, Krzysztofa Tomasika i Wojciecha Szota. Szczególnie ciekawie wypada zbiór współczesnych wywiadów zestawiony z wydaną na początku bieżącego roku antologią polskiej literatury queer „Dezorientacje”, pod redakcją Alessandra Amenty, Tomasza Kaliściaka i Błażeja Warkockiego. Trzej badacze zabrali nas w podróż po pęknięciach „normalności” polskiej kultury wysokiej, jednocześnie w jej ścisłym centrum, jak i na mało uczęszczanych obrzeżach. „Ludzie, nie ideologia” to natomiast wycieczka po życiorysach zarówno osób rozpoznawalnych i obecnych w mediach (np. Robert Biedroń i Sylwia Chutnik), ale i tych raczej niebrylujących na pierwszych stronach gazet (np. Marzena Frąckowiak, sołtyska wielkopolskiej wsi liczącej ok. 800 mieszkańców, i Irka Dąbrowska, matka transpłciowej dziewczynki). To świetna okazja na poznanie właśnie dwu torów opowieści o niernomatywności, w tym z punktu historycznego – szczególnie w „Dezorientacjach”.

Choć jednak zbiór „Ludzie, nie ideologia” zawiera wywiady przeprowadzone w latach 2011–2020, jedną z jego największych wartości są świadectwa seniorów i seniorek społeczności LGBTQIA o czasach minionych. To niezwykle cenna lekcja zwłaszcza dla mojego pokolenia i tych jeszcze młodszych. Dziś, mimo niskiego poziomu edukacji seksualnej w szkołach, informacji na temat swojej tożsamości można szukać w wielu źródłach, a działające w całej Polsce organizacje równościowe oferują darmową pomoc, często całkowicie anonimowo. Dlatego tak szokująco brzmi np. wyznanie transpłciowej działaczki Solidarności, Ewy Hołuszko: „W 1982 roku kupiłam książkę profesora seksuologii Kazimierza Imielińskiego i z niej się w końcu dowiedziałam, kim jestem” (s. 49). Oprócz tego fascynują opowieści pokolenia przedemancypacyjnego, tym razem przekazane bez literackiego kolorytu pióra Michała Witkowskiego, a bardziej jako żywe wspomnienia.

W przedrukowanych w zbiorze wywiadach znajdziemy również opisy kształtowania się zorganizowanego ruchu na rzecz równouprawnienia osób LGBTQIA w Polsce: od próby zarejestrowania jeszcze w schyłkowym okresie PRL-u Warszawskiego Ruchu Homoseksualnego, po założenie obecnie najstarszej działającej fundacji równościowej Lambda Warszawa. Były to działania po części wynikające z wybuchu energii i entuzjazmu, jaki nastąpił w czasach transformacji ustrojowej i wiązał się z chęcią stworzenia społeczeństwa obywatelskiego. Tę atmosferę dobrze oddała Małgorzata Rawińska, mówiąc: „Jak zaczynałam działać, w 1989 roku, to myślałam, że za pięć-sześć lat będę już po ślubie. Na początku szło to bardzo szybko” (s. 11). Zapał ten jest godny podziwu, bo, przypomnijmy, mieliśmy wówczas do czynienia ze społeczeństwem, które ominęła amerykańska rewolucja seksualna z 1969 roku, które nie mówiło o gejach, tylko o „pedałach” (może ewentualnie jeszcze „ciotach”), nie widziało lesbijek i znało „reprezentację” nienormatywności płciowej z filmu „Poszukiwany, poszukiwana” i serialu „Zmiennicy”. Dania w 1989 roku wprowadziła możliwość rejestracji związków partnerskich dla osób tej samej płci, a Polska startowała od zera.

Mimo że aktywizm transformacyjny nie odniósł takiego sukcesu, na jaki działacze liczyli (m.in. z powodu hamującego wiele działań społecznych Kościoła katolickiego), rozpoczął on ważny proces sprzeciwiania się. Jolanta Brach-Czaina w latach 90. pisała: „Możliwość istnienia dana jest więc za cenę wysiłku podjętego przeciw znieruchomieniu. Trzeba się sprzeciwić, żeby zaistnieć” (Brach-Czaina 2018: 43). I to właśnie sprzeciw jest jednym z najczęściej przewijających się motywów historii opisanych na stronach „Ludzi, nie ideologii”; sprzeciw wobec oczekiwaniom społeczeństwa i rodziny, wobec historii, wobec psychologów sugerujących „zapomnienie” o pociągu do tej samej płci. W 1908 roku Piotr Odmieniec Włast, młodopolski pisarz i transseksualny mężczyzna, pisał do matki ze szpitala psychiatrycznego, gdzie został umieszczony po tym, gdy ogłosił swoją prawdziwą tożsamość: „(…) przecie wariatem nigdy nie będę, choćbyście spiętrzyli nade mną cały stos »dowodów« najautentyczniejszych (…)” (cyt. za: Janion 1996: 198–199).

Jest to wbrew pozorom bardzo ważny element rozmyślań nad w zasadzie całą sytuacją społeczności LGBTQIA w Polsce. Mówimy o wyrządzanych nam krzywdach, ponieważ ich upublicznienie „może stanowić pierwszy krok na drodze do ich naprawy, zmiany polityczne zaś często podążają śladem zmian zachodzących w kulturze, gdy to, co znoszono przez długi czas, okazuje się nagle nie do zniesienia, a to, co przeoczano, staje się oczywiste” (Solnit 2019: 11). Jednak unikać należy niesprawiedliwego przedstawiania osób nieheteronormatywnych jako niezdolnych do działania i obrony, jedynie błagających o przyznanie równych praw. Chyba z powodu takiej narracji wiele osób w zeszłym roku przeżyło szok, gdy różnego rodzaju nieoficjalne queerowe kolektywy, w tym Stop Bzdurom, zaczęły się zachowywać „niegrzecznie” i wulgarnie. Osoby systemowo dyskryminowane nadal mogą namieszać w życiu publicznym, zwłaszcza w okolicznościach postępującej dehumanizacji. Na szczęście publikacja „Ludzie, nie ideologia” przestawia również tę pełną siły stronę społeczności LGBTQIA, która od zawsze musi walczyć o „niebycie wariatem”.

Przeciwstawianie się normom i samodzielne szukanie informacji na temat własnej tożsamości ma konsekwencje, które świetnie widać w opisywanym zbiorze wywiadów. Książka ta jest w zasadzie bardzo przydatnym kompendium wiedzy na temat seksualności, rodzicielstwa i każdej z literek akronimu LGBTQIA – przypomina zapisaną wersję idei żywych bibliotek. Po części stanowi to efekt zjawiska określanego od niedawna mianem wyzysku epistemicznego, czyli przerzucania obowiązku tłumaczenia swojej opresji na ofiary (zob. Mateja-Furmanik 2020). Na pewno każda osoba nieheteronormatywna ma lub miała w którymś momencie życia w głowie ułożoną formułkę usprawiedliwiającą jej istnienie i dowodzącą, że nie jest dziwolągiem, na wypadek gdyby musiała się bronić w dyskusji. Oczywiście tego, jak zazwyczaj czcze okazuje się to gadanie, gdy rozmawiamy z osobami, które wykazują aktywną ignorancję, tłumaczyć nie trzeba. Mimo to dobrze jest przeczytać świadectwa samych zainteresowanych, wypowiadających się akurat w bezpiecznej przestrzeni, i przy okazji poznać różnice doświadczeń wewnątrz środowiska.

Ostatnią częścią „Ludzi, nie ideologii” – oprócz rozmowy z Mariuszem Kurcem, redaktorem naczelnym „Repliki” i autorem większości wywiadów ze zbioru – jest kilkanaście felietonów pióra redaktora publikacji. Teksty Żurawieckiego to coś, co, nie ukrywam, zawsze sam chętnie czytam w każdym nowym numerze „Repliki”. Autor często wzbudza we mnie mieszane emocje, bo potrafi on być celnym komentatorem rzeczywistości, ale i czasem wpada w ton zrzędliwej „starej ciotki” (jego słowa, należy docenić samoświadomość). Zapewne wynika to z dużej różnicy pokoleniowej, bo Żurawiecki jest zaledwie kilka lat młodszy od moich rodziców, ale to coś, co cenię. Dzięki temu przypominam sobie, że przecież społeczność LGBTQIA, choć łączą ją postulaty polityczne, nie jest monolitem poglądowym, a raczej często różni się w wielu sprawach. Polemizowałbym z paroma spostrzeżeniami, jak choćby propozycją, by zastanowić się, czy walka o równość małżeńską ma sens, skoro małżeństwo to przestarzała instytucja, i czy nie lepiej walczyć o zniesienie małżeństw dla wszystkich. Choć to świetny temat rozważań inteligenckich, pamiętajmy, że nie wszyscy czytają Evę Illouz do kawy i nie wszyscy myślą nad historią przemiany małżeństwa od aranżowanych transakcji rodowych do romantycznego konceptu, obecnie zagarniętego przez kapitalistyczny przemysł ślubny. Chyba niektórzy chcą po prostu mieć swoje wielkie gejowskie lub lesbijskie wesele i zobaczyć rodziców ocierających po kryjomu łzy wzruszenia, jakkolwiek dalekim od aktualnej rzeczywistości fantazmatem by to nie było. Reforma instytucji małżeństwa to problem, który trzeba odłożyć na jeszcze długi czas, bo wymaga o wiele większej samoświadomości całego społeczeństwa, nie tylko jego tęczowej części. Ale Żurawiecki o tym wie.

Moimi ostatnimi słowami będą te o nadziei. Redaktor we wstępie stwierdza, że ma wrażenie, że zebrane w „Ludziach, nie ideologii” wywiady, nawet jeśli nie napełnią czytelników nadzieją, dadzą im siłę na walkę o swoje prawa. Ja odczułem zarówno nadzieję, jak i siłę. Myślę, że to niezwykle istotne zwłaszcza dzisiaj, gdy łatwo można pogrążyć się w defetyzmie i przerazić się brakiem prawnych i politycznych efektów chyba największej mobilizacji społeczności LGBTQIA w Polsce od dawna. Nie zapominajmy, że nadzieja rodzi się w mroku, a zmiany na obrzeżach codzienności, nie w jej centrum. Brak całkowitego zwycięstwa nie musi oznaczać porażki, a emancypacja nie jest prostą linią z punktu A do punkt B. Na razie przędźmy nasze opowieści i budujmy wspólnotę, bo to jeden z najlepszych oręży w walce z niesprawiedliwością.

LITERATURA:

Brach-Czaina J.: „Szczeliny istnienia”. Warszawa 2018.

Janion M.: „Gdzie jest Lemańska?!”. W: Tejże: „Kobiety i duch inności”. Warszawa 1996.

Leociak J.: „Wieczne strapienie. O kłamstwie, historii i kościele”. Wołowiec 2020.

Mateja-Furmanik M. [2020]: „Nie musimy tłumaczyć się z tego, że każemy wam wypierdalać”. https://krytykapolityczna.pl/kraj/wyzysk-epistemiczny-praca-emocjonalna-strajk-kobiet/

Solnit R.: „Matka wszystkich pytań”. Przeł. B. Kopeć-Umiastowska. Kraków 2021.

Solnit R.: „Nadzieja w mroku. Nieznane opowieści, niebywałe możliwości”. Przeł. A. Dzierzgowska, S. Królak. Kraków 2019.
„Ludzie, nie ideologia. Wywiady”. Red. Bartosz Żurawiecki. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2021.