ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lipca 14 (422) / 2021

Michał Kazimierczuk,

OPUS POSTHUMUM SOWINSKIEGO (GRZEGORZ SOWINSKI: 'LUDZKIE, NIEZBYT LUDZKIE. COLLAGE FILOZOFICZNY')

A A A
„(…) ze wszystkiego, co czytam, lubię tylko, co krwią było pisane. Pisz krwią, a dowiesz się, że krew jest duchem” (Nietzsche 1905: 47).

„Nietzsche jako więc bramą do przeznaczenia dla tratujących go uczniów?! Lecz gdzie oni są, ci uczniowie Nietzschego, na przykład w naszym kraju? Musieliby to być filozofowie-filozofujący myśliciele. Czy w tym kraju kto myśli filozoficznie? Czy kto myśli samodzielnie, jak chciał Schopenhauer? Sądząc po produkcji, niewielu jest takich” (s. 33).

 

Nikomu zainteresowanemu nowożytną filozofią niemiecką postaci Grzegorza Sowinskiego przedstawiać nie trzeba. Jego tłumaczenia dzieł Nietzschego miał w rękach zapewne każdy student filozofii, który nie zważając na obiegowe opinie i hasłowe opracowania, dnia pewnego ośmielił się sięgnąć do źródeł, aby w intymnym spotkaniu z dziełem śledzić krystalizowanie się potężnych metafor, które do dziś obudowują gęsty żargon nowoczesności. Jednakże Sowinski to tłumacz, który nie chował się za przekładanym dziełem. Jego filozoficzne wyrobienie dawało o sobie znać już na pierwszych kartach esencjonalnych wstępów do przekładów dzieł Hegla, Nietzschego czy chociażby Schopenhauera, gdzie jawne okazywało się, iż akt translatorski idzie w parze z aktem stricte filozoficznym. Zresztą, negujący duch tych dwóch ostatnich z przekładanych myślicieli unosi się nad całym autorskim dziełem Sowinskiego i jego specyficzną wizją hermeneutyki nihilologicznej. I właśnie tym sposobem wyczulony na meandry hermeneutyczne tłumacz stał się mimowolnie krytycznym autorem. Kimś osobnym. Postacią, w której teksty współautorów mentalnych map nowoczesności rezonują własną siłą, dając wynik w postaci prywatnych ścieżek pisanio-myślenia. Nie dziwi zatem, że opublikowane przez Officynę opus posthumum Sowinskiego, wdzięcznie zatytułowane „Ludzkie, niezbyt ludzkie. Collage filozoficzny”, okazuje się tego wiernym przykładem.

Składający się z trzech części „Collage filozoficzny” ukazuje filozoficzne wyrobienie tłumacza, który nie chciał zostać bezkrytycznym admiratorem przekładanych myślicieli, i – co więcej – postanowił obrać własną drogę, mając za przestrogę ich zbłądzenia i roztrzaskane iluzje. Oczywiste, że tytuł publikacji nawiązujący bezpośrednio do jednego z poczytniejszych dzieł autora „Tako rzecze Zaratustra” jest tutaj nawiązaniem więcej niż celowym. Tytułowe „ludzkie, zbyt ludzkie” to ślad niedającej się zbyć dwuznaczności długu i zdrady, jaką twórczość Nietzschego naznacza każdego uważnego komentatora jego pism. To coś na kształt zdystansowanego wspomnienia wyzbytego młodzieńczej naiwności, które aby być wierne „nietzscheańskiej ortodoksji”, musi stać się – przy próbie samookreślenia, do której wzywał swych czytelników Nietzsche – „nietzscheańską herezją”. Gra słowna zawarta w tytule to zatem odruch oporu i krytycznego samostanowienia wobec dzieła niedającego się łatwo zbyć tym, że jego intelektualny gmach finalnie wchłonęła ciemna noc milczenia i obłędu, a wznoszone z pasją na gruzach dekadenckiej Europy belki stropowe, mające pomóc w przezwyciężeniu nihilizmu, ostatecznie zawaliły się pod ciężarem rozpalonej do granic tendencji autokrytycznej. Dług względem myśli Nietzschego Sowinski spłaca w pierwszej części publikacji o wymownym podtytule „Nietzsche i ja. Z krótkim dodatkiem, o Schopenhauerze”, na który składają w znamienitej większości wstępy poczynione przez Sowinskiego do tłumaczonych dzieł niemieckiego myśliciela.

Drugi rozdział, będący esencją książki „Ludzkie, niezbyt ludzkie”, jest już w pełni wykładem autorskich poglądów Sowinskiego, które składają się na koncepcję hermeneutyki wychodzącej od doświadczenia skończoności podmiotu. To wizja, w której nie ma możliwości poszerzania/fuzji horyzontu o rozumienie danego autora – jak miało to miejsce w klasycznej wizji hermeneutycznej Gadamera. Akt refleksyjnego czytania to zatem skrajnie indywidualistyczna relektura, która pozbawiona możliwości dotarcia do czystego wspólnotowo-dziejowego pejzażu autora i oddalonego odeń interwałem dziejów czytelnika, ma dla tego drugiego odniesienie stricte egzystencjalne. Jest przy tym zawsze intelektualnym wystawieniem się poza sielankową centralizację Ja, swoistym wyjściem naprzeciw inności zamkniętego w rytm metafor i liter dzieła. Tym samym rozumienie, zawsze naznaczone subiektywizmem, charakteryzuje swą głębię dochodzeniem do granicy dzieła.

Relektura jest w związku z tym wystawieniem się na ograniczoność komunikacji i nieprzebranego bezmiaru dookreślenia, bez naiwnego oczekiwania na finalne domknięcie rozumienia. A zatem – kontynuując te spekulatywne aspekty teorii hermeneutycznej – rozumienie wystawione jest nieustannie na doświadczenie nicości, jednakże owo doświadczenie nie jest prostą operacją logiczną polegającą na negacji bytu. To raczej – tu Sowinski przekracza Nietzschego, odwołując się do Heideggera – próba myślenia poza kategoriami metafizyki i jej licznych wariacji; bądź, idąc za warsztatem semantycznym Nietzschego, „platonizmu dla ludu”. To wreszcie praca scalająca własną znikomość, polegająca na przekształceniu nihilistycznej diagnozy dotyczącej nowoczesności w sytuację postnihilistyczną, w której melancholia wywołana śmiercią Boga straciła swój dramatyczny powab, a przeciętność umasowionego indywidualizmu uznana została za wyznacznik normatywności.

Podług tej diagnozy Sowinskiego żyjemy w spełnionym nihilizmie, w którym pragmatyzm i techniczna wykonalność stały się głównym punktem samoznoszącego się odniesienia, zaś wszelkie aspiracje „nad-ludzkie” zostają zastąpione odczłowieczającym konsumpcjonizmem. A zatem – kontynuując te logikę – nie jesteśmy epoką nihilistyczną w swym źródłowym sensie, lecz raczej nie-miejscem, w którym groza alternatywy albo-albo utraciła swój motywujący jednostki do nadludzkiego heroizmu patos. Naszą tragedią są zatem brak tragedii, banał, sztampa przewidywalnego i-tak-dalej życia, mającego coraz częściej posmak odtwórczego spektaklu. Mówiąc inaczej, odkrycie nicości, na której spoczywają nasze dawne pretensje do zbawienia i życie, nie zmieniło faktu, że – cytując Mateusza Wernera – „(…) żyjemy tak, jak żyliśmy – podobnie jak odkrycie tego, że mówi się prozą, nie zmieni u nikogo nawyków artykulacyjnych. Obydwa typy argumentacji prowadzą do tego samego: nihilizm przestał być horrorem, stracił swój dramatyzm. Okazał się banałem i można z nim żyć. Z niszczącej etykiety przerodzi się w neutralną kategorię opisu. Ze skandalu egzystencjalnego i źródła indywidualnego tragizmu stał się nieusuwalną częścią składową ludzkiej kondycji – dolegliwą, być może, ale świadczącą o myślowej dojrzałości ceną, jaką człowiek płaci za samoświadomość. De facto – przestał być nihilizmem. Zniknął” (Werner 2009: 76).

Jeżeli zatem potraktować rdzeń projektu Nietzscheańskiego jako próbę radykalnego wyjścia poza odczarowanie świata i obalenie naiwnej wizji zaświatowości, a zatem próbę zniesienia modelu myślenia, w którym sama rzeczywistość domaga się zewnętrznej racji bądź uzasadnienia nawet tak naiwnego jak „ludzkie szczęście” czy postęp, to propozycja nihilologicznej refleksji Sowińskiego jawiłaby się jako podszyty refleksją Schopenhauera pesymizm egzystencjalny. „Jaki zatem ratunek? W pewnym sensie ratunek nie wchodzi w grę – człowiek jest dziś sobą, a każdy stan bycia sobą ma tendencję do inercyjnego trwania przy sobie (po cóż coś, co jest sobą, miałoby zacząć chcieć wewnętrznie odstawać od siebie?). O tyle też można się spodziewać specyficznego doskonalenia dzisiejszego człowieczeństwa (to znaczy postępowania tą samą drogą, prostą jak strzelił). Nie można wykluczyć, że zamiast – albo w następstwie – tego »doskonałego« człowieczeństwa nastąpi odczłowieczenie (trudno nie pomyśleć o jakiejś wyniszczającej katastrofie – quasi-wojnie? – jako mechanizmie obrony człowieka przed osiągniętym sobą samym, który ciśnie ludzkość znów do poziomu ludzkości metafizycznie łaknącej, potrzebującej, czynnej, chcącej – i tak znów przygotowującej podstawę, podglebie nadczłowieka)” (s. 243).

Również w tej swoistej historiozoficznej wycieczce Sowinskiego widać przemożny wpływ autora „Tako rzecze Zaratustra”. Jeżeli zatem tak ujawnia się los nowoczesności, jej immanentna dialektyka warunkująca relację wzrastającej nadprodukcji i stałego niedosytu, nie sposób, nie odwołując się do Nietzschego, nie przywołać innego podejścia do losu, który każe nam postrzegać owo metafizyczne określenie nie jako czystą zewnętrzność, na którą nie mamy wpływu, ale jako dookreślający nas samych stan, wobec którego decydujący dla afirmacji twórczej woli jest nasz stosunek doń. W końcu cóż innego zaproponować może radykalny hermeneuta, nawet jeżeli spod podszewki jego konstrukcji przebiją ciemne znamiona kruchości? „Ludzkie, niezbyt ludzkie. Collage filozoficzny” to świadectwo drobiazgowej pracy translatorskiej i jednocześnie dyskretne zaproszenie do dynamiki rekonstruowania sensu dzieła pragnącego pozostać – zgodnie z własną nihilologiczną logiką – otwarte na myślącego czytelnika.

LITERATURA:

Buczyńska-Garewicz H.: „Czytanie Nietzschego”. Kraków 2013.

Nietzsche F.: „Tako rzecze Zaratustra”. Przeł. W. Berent. Warszawa 1905.

Nietzsche F.: „Notatki z lat 1887-1889”. T. 13. Przeł. P. Pieniążek. Łódź 2012.

Wasiewicz J.: „Oblicza nicości. Z dziejów nihilizmu europejskiego w XIX wieku”. Wrocław 2010.

Werner M.: „Wobec nihilizmu. Gombrowicz, Witkacy”. Warszawa 2009.
Grzegorz Sowiński: „Ludzie, niezbyt ludzkie. Collage filozoficzny”. Wydawnictwo Officyna. Łódź 2020.