'SĄ W TOBIE DWAJ LUDZIE...' - 'BERLIN ALEXANDERPLATZ', CZYLI OD OBCOŚCI DO ALIENACJI
A
A
A
Już w 2010 roku wg danych Eurostatu Niemcy były jednym z czterech państw członkowskich, które przyjęły najwięcej, bo w sumie aż ok. 62% wszystkich imigrantów, którzy przybyli do państw zrzeszonych we wspólnocie Unii Europejskiej (zob. ec.europa.eu/eurostat/).
W roku 2020 ubiegający się o azyl pochodzili z prawie 150 różnych państw. W UE złożono 472 000 wniosków, z czego 417 000, czyli ok. 88% wniosków złożono po raz pierwszy. Większość, bo aż 102 500 złożono w Niemczech (zob. ec.europa.eu/info/).
W 2020 roku 125 100 osób nielegalnie przekroczyło granice, w tym 86 300 osób drogą morską, 38 800 osób wybrało drogę lądową (zob. ec.europa.eu/info/).
W 2021 roku odnotowano 28 200 przypadków nielegalnego przekroczenia granicy (okres od stycznia do marca 2021 roku), co stanowi o 9% więcej niż w tym samym okresie w 2020 roku (zob. ec.europa.eu/info/).
W internecie z łatwością można znaleźć informacje o tym, że szacuje się liczbę niezarejestrowanych imigrantów w Berlinie na 100 000-250 000, co oscyluje pomiędzy 1/3, a 1/4 ogólnej liczby mieszkańców (zob. saybrook.edu/).
Berlin to właśnie tło historii Alfreda Döblina w aranżacji Burhana Qurbaniego. To klasyk literatury niemieckiej, ukazujący nie tylko losy głównego bohatera – Franka, ale także przekrój społeczeństwa berlińskiego lat dwudziestych; i choć reżyser dość swobodnie polemizuje z fabułą książki, to jednak spełnia jedno z jej głównych założeń i oprócz losów Fransisa B. prezentuje również szerokie spektrum realnych problemów, dotyczących współczesnych mieszkańców stolicy.
„Dziwolągi”, jak sami się określają, to „szufladka” bardzo pojemna, bo mieszcząca zarówno samego uchodźcę – Fransisa (Welket Bungu) wraz z jego gangsterską rodziną, jak i pracownice oraz pracowników seksualnych, gejów, lesbijki, osoby transseksualne – generalnie przedstawicieli grupy LGBT+ we wszystkich kolorach. Skóry bohaterów ukazują całą paletę barw od hebanu do kości słoniowej i chociaż odcienie czerni i bieli mieszają się tu ze sobą, to jestem daleka od stwierdzenia, że w tym filmie cokolwiek jest szare. Obrazy, które tworzą się w efekcie, to raczej przenikające się i migające jak w stroboskopie powidoki. Wielkie zestawienie kontrastów. Proste, piękne rozwiązania. Neony miasta i światła klubów rozbijające ciemność nocy, ale niedające prawdziwego światła, a jedynie jego sztuczny odpowiednik, wokół którego w chaosie i zupełnej, ludzkiej bezradności porusza się niczym ćma główny bohater. Bohater naprawdę niezły, choć czasem trudny do dostrzeżenia w towarzystwie fantastycznego Mefisto – Reinholda, w którego wciela się z dużym sukcesem Albrecht Schuch, serwując nam nieprzesadzonego psychopatę.
Qurbani sprezentował odbiorcy opowieść o nowym Hiobie, który chce być dobry, ale nie potrafi – o ile w tym świecie to w ogóle możliwe. I tym właśnie sposobem obok unde malum? autor stawia kolejne pytania filozoficzne w jednym rzędzie z „Apokalipsą wg św. Jana” i absolutnie kultowym „Kabaretem” Boba Fosse’a z 1972 roku. Trudno stwierdzić, z której z tych „cudownych studni” czerpie więcej, ale bez wątpienia nawiązań jest tu co niemiara. Qurbani po tekstach kultury porusza się bardzo swobodnie, ale po co oglądać ten film, skoro to wszystko zostało już pokazane i to w doskonałym kształcie? Rzeczywiście już po podstawowym, internetowym researchu z łatwością można dostrzec głosy niezadowolenia grzmiące, że to wszystko już było, że nie ma się tu czym tak zachwycać, gdyż to nic nowego, jednakże pragnę zdementować plotkę, jakoby tym filmem nie można się było zachwycić.
Rzeczywiście „Berlin Alexanderplatz” nie zaskakuje – bo nie ma zaskakiwać! Wszyscy znamy te scenariusze, co jednak – jak sądzę – odkrywcze, ten film podkreśla, że są to „otwarte rozdziały” i prywatne historie. Jeśli w kontekście kultury social mediów można mówić o swego rodzaju modzie na wojeryzm, to tak – ten film pozwala widzom na podejrzenie wielu odcieni zmysłowej (i nie tylko) intymności w relacjach. Można powiedzieć, że jest to kino sensualne do bólu, dające doznania niemalże synestezyjne.
Burhan Qurbani rozumie doskonale magię kina, które nie wyklucza, i nawiązując do Döblina, tworzy uniwersalną historię, która mieści w sobie wiele wątków indywidualnych, pozwalając każdemu widzowi dostrzec to, co w danym momencie jest dla niego ważne, oraz to, co uważa za nieistotne lub już dawno w problematyce społecznej nieobecne. Jednoczenie mówi: „Chrystusem jest każdy” i „Boga nie ma”. Trudno powiedzieć, czy jest to igranie z religią rzymskokatolicką, czy próba racjonalnej analizy jej kluczowego bohatera, ale w tej formie okazuje się to ciekawe i w całej swej kontrowersyjności przyzwoite.
Wiedząc, że próbujesz być dobry w złym świecie, możesz odkryć ciemną stronę każdej z trzech boskich cnót. „Berlin Alexanderplatz” rzuca jaskrawe światło reflektora na nowe tabu społeczeństwa, które już wszystko widziało i wszystkiego próbowało, więc nie zamierza pochylać się nad „nie tak do końca” zamkniętymi kwestiami dyskryminacji.
To prawda, że czasami prostota jest najlepszym rozwiązaniem i zamiast szlifować jeden diament w nieskończoność, można rozproszyć uwagę widza jak światło przechodzące przez pryzmat. Tym razem to się opłaciło. Ta historia uderza w punkty newralgiczne, pokazuje, że to, iż problemy dyskryminacji – chciałoby się powiedzieć mniejszości, ale czy aby na pewno mowa tu o mniejszości, kiedy ok. 37 mln osób mieszkających w UE, urodziło się poza Europą (zob. ec.europa.eu/info/), nie mówiąc o reszcie rdzennych „dziwolągów”? – zmieniły się, a nie zostały rozwiązane. Podkreśla, że mamy do czynienia z nowym tabu, które tylko pozornie nim nie jest. Nie wystarczy rzucać hasłami – należy mówić o tym jako o akcie przemocy, mechanizmie, którego jesteśmy częścią, także nie reagując. Qurbani to pedant w dobrym tego słowa znaczeniu. Zwraca uwagę na ważne detale takie jak krzywdzący język, którego moc sprawczą ukazuje w pełnej krasie rękami, a raczej ustami Fransisa, który dzięki zabiegowi, znanemu nam już przecież od dawna z literatury, zmieniając swoje imię na „Franz”, zamyka sobie drzwi wyjściowe z „piekła ziemi obiecanej”, jaką miała być stolica.
Oprócz konferansjera, którego postaci można doszukiwać się zarówno niepokojącym uśmiechu Reinholda, jak i w prowadzącej „bal dziwolągów” Bercie, w którą prawdziwie wciela się przeznakomity Nils Verkooijen, na uwagę zasługuje także główna rola kobieca, czyli nowa odsłona Sally Bowles – Mieze, którą sprawnie gra Jella Haase. To kreacja, która nie przebija Lizy Minnelli (zakładając, że w ogóle jest to możliwe), ale także (co jak najbardziej możliwe) jej nie obraża – przeciwnie: może przyciągać uwagę, rozczulić, a nawet zachwycić i chociaż dla mnie wątek miłosny w tym filmie schodzi na drugi, a może nawet czwarty plan, to należy podkreślić, że jest to jego ważny element.
Dlaczego więc ostatecznie nie tyle warto, ile należy obejrzeć „Berlin Alexanderplatz”? Przede wszystkim dlatego, że to ważny głos w debacie na temat aktualnych problemów. Jednocześnie dlatego, że Qurbani nie tylko rzuca światło na te kwestie, ale także podejmuje próbę odpowiedzi na współczesne pytania-hasła, na które – oprócz oznaczenia ich tzw. TW czyli trigger warningiem – nikt nie ma zamiaru odpowiadać. Ten film próbuje pokazać, kim w ogóle jest „obcy” i kiedy z nieznajomego przemienił się w „aliena”, czyli że od obcości do alienacji droga jest bardzo krótka i pełna cierpienia, wzlotów i upadków (z tym że wysokość, na którą wzlatujemy, jest nieporównywalnie mniejsza od tej, z której spadamy wraz z głównym bohaterem, aby roztrzaskać się o dno) lub – jak można by spróbować nazwać to językiem Qurbaniego – po prostu doświadczeń życiowych.
Zachwyca muzyka (Dascha Dauenhauer), oszałamiają kostiumy (Anna Wübber), kadry (Yoshi Heimrath) bywają wymowne, a nawet dosadne. Pochlebne głosy krytyków i nagrody to nie pomyłka. Ten film to po prostu warta 183 poświęconych mu minut pozycja.
LITERATURA:
„Statystyki dotyczące migracji i populacji migrantów”. https://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php?title=Migration_and_migrant_population_statistics/pl&oldid=174838#G.C5.82.C3.B3wne_ustalenia_statystyczne.
„Statystyki dotyczące migracji do Europy”. https://ec.europa.eu/info/strategy/priorities-2019-2024/promoting-our-european-way-life/statistics-migration-europe_pl.
„Why Berlin? A look at the Germany Migration Crisis”. https://www.saybrook.edu/why-berlin-a-look-at-the-germany-migration-crisis/.
W roku 2020 ubiegający się o azyl pochodzili z prawie 150 różnych państw. W UE złożono 472 000 wniosków, z czego 417 000, czyli ok. 88% wniosków złożono po raz pierwszy. Większość, bo aż 102 500 złożono w Niemczech (zob. ec.europa.eu/info/).
W 2020 roku 125 100 osób nielegalnie przekroczyło granice, w tym 86 300 osób drogą morską, 38 800 osób wybrało drogę lądową (zob. ec.europa.eu/info/).
W 2021 roku odnotowano 28 200 przypadków nielegalnego przekroczenia granicy (okres od stycznia do marca 2021 roku), co stanowi o 9% więcej niż w tym samym okresie w 2020 roku (zob. ec.europa.eu/info/).
W internecie z łatwością można znaleźć informacje o tym, że szacuje się liczbę niezarejestrowanych imigrantów w Berlinie na 100 000-250 000, co oscyluje pomiędzy 1/3, a 1/4 ogólnej liczby mieszkańców (zob. saybrook.edu/).
Berlin to właśnie tło historii Alfreda Döblina w aranżacji Burhana Qurbaniego. To klasyk literatury niemieckiej, ukazujący nie tylko losy głównego bohatera – Franka, ale także przekrój społeczeństwa berlińskiego lat dwudziestych; i choć reżyser dość swobodnie polemizuje z fabułą książki, to jednak spełnia jedno z jej głównych założeń i oprócz losów Fransisa B. prezentuje również szerokie spektrum realnych problemów, dotyczących współczesnych mieszkańców stolicy.
„Dziwolągi”, jak sami się określają, to „szufladka” bardzo pojemna, bo mieszcząca zarówno samego uchodźcę – Fransisa (Welket Bungu) wraz z jego gangsterską rodziną, jak i pracownice oraz pracowników seksualnych, gejów, lesbijki, osoby transseksualne – generalnie przedstawicieli grupy LGBT+ we wszystkich kolorach. Skóry bohaterów ukazują całą paletę barw od hebanu do kości słoniowej i chociaż odcienie czerni i bieli mieszają się tu ze sobą, to jestem daleka od stwierdzenia, że w tym filmie cokolwiek jest szare. Obrazy, które tworzą się w efekcie, to raczej przenikające się i migające jak w stroboskopie powidoki. Wielkie zestawienie kontrastów. Proste, piękne rozwiązania. Neony miasta i światła klubów rozbijające ciemność nocy, ale niedające prawdziwego światła, a jedynie jego sztuczny odpowiednik, wokół którego w chaosie i zupełnej, ludzkiej bezradności porusza się niczym ćma główny bohater. Bohater naprawdę niezły, choć czasem trudny do dostrzeżenia w towarzystwie fantastycznego Mefisto – Reinholda, w którego wciela się z dużym sukcesem Albrecht Schuch, serwując nam nieprzesadzonego psychopatę.
Qurbani sprezentował odbiorcy opowieść o nowym Hiobie, który chce być dobry, ale nie potrafi – o ile w tym świecie to w ogóle możliwe. I tym właśnie sposobem obok unde malum? autor stawia kolejne pytania filozoficzne w jednym rzędzie z „Apokalipsą wg św. Jana” i absolutnie kultowym „Kabaretem” Boba Fosse’a z 1972 roku. Trudno stwierdzić, z której z tych „cudownych studni” czerpie więcej, ale bez wątpienia nawiązań jest tu co niemiara. Qurbani po tekstach kultury porusza się bardzo swobodnie, ale po co oglądać ten film, skoro to wszystko zostało już pokazane i to w doskonałym kształcie? Rzeczywiście już po podstawowym, internetowym researchu z łatwością można dostrzec głosy niezadowolenia grzmiące, że to wszystko już było, że nie ma się tu czym tak zachwycać, gdyż to nic nowego, jednakże pragnę zdementować plotkę, jakoby tym filmem nie można się było zachwycić.
Rzeczywiście „Berlin Alexanderplatz” nie zaskakuje – bo nie ma zaskakiwać! Wszyscy znamy te scenariusze, co jednak – jak sądzę – odkrywcze, ten film podkreśla, że są to „otwarte rozdziały” i prywatne historie. Jeśli w kontekście kultury social mediów można mówić o swego rodzaju modzie na wojeryzm, to tak – ten film pozwala widzom na podejrzenie wielu odcieni zmysłowej (i nie tylko) intymności w relacjach. Można powiedzieć, że jest to kino sensualne do bólu, dające doznania niemalże synestezyjne.
Burhan Qurbani rozumie doskonale magię kina, które nie wyklucza, i nawiązując do Döblina, tworzy uniwersalną historię, która mieści w sobie wiele wątków indywidualnych, pozwalając każdemu widzowi dostrzec to, co w danym momencie jest dla niego ważne, oraz to, co uważa za nieistotne lub już dawno w problematyce społecznej nieobecne. Jednoczenie mówi: „Chrystusem jest każdy” i „Boga nie ma”. Trudno powiedzieć, czy jest to igranie z religią rzymskokatolicką, czy próba racjonalnej analizy jej kluczowego bohatera, ale w tej formie okazuje się to ciekawe i w całej swej kontrowersyjności przyzwoite.
Wiedząc, że próbujesz być dobry w złym świecie, możesz odkryć ciemną stronę każdej z trzech boskich cnót. „Berlin Alexanderplatz” rzuca jaskrawe światło reflektora na nowe tabu społeczeństwa, które już wszystko widziało i wszystkiego próbowało, więc nie zamierza pochylać się nad „nie tak do końca” zamkniętymi kwestiami dyskryminacji.
To prawda, że czasami prostota jest najlepszym rozwiązaniem i zamiast szlifować jeden diament w nieskończoność, można rozproszyć uwagę widza jak światło przechodzące przez pryzmat. Tym razem to się opłaciło. Ta historia uderza w punkty newralgiczne, pokazuje, że to, iż problemy dyskryminacji – chciałoby się powiedzieć mniejszości, ale czy aby na pewno mowa tu o mniejszości, kiedy ok. 37 mln osób mieszkających w UE, urodziło się poza Europą (zob. ec.europa.eu/info/), nie mówiąc o reszcie rdzennych „dziwolągów”? – zmieniły się, a nie zostały rozwiązane. Podkreśla, że mamy do czynienia z nowym tabu, które tylko pozornie nim nie jest. Nie wystarczy rzucać hasłami – należy mówić o tym jako o akcie przemocy, mechanizmie, którego jesteśmy częścią, także nie reagując. Qurbani to pedant w dobrym tego słowa znaczeniu. Zwraca uwagę na ważne detale takie jak krzywdzący język, którego moc sprawczą ukazuje w pełnej krasie rękami, a raczej ustami Fransisa, który dzięki zabiegowi, znanemu nam już przecież od dawna z literatury, zmieniając swoje imię na „Franz”, zamyka sobie drzwi wyjściowe z „piekła ziemi obiecanej”, jaką miała być stolica.
Oprócz konferansjera, którego postaci można doszukiwać się zarówno niepokojącym uśmiechu Reinholda, jak i w prowadzącej „bal dziwolągów” Bercie, w którą prawdziwie wciela się przeznakomity Nils Verkooijen, na uwagę zasługuje także główna rola kobieca, czyli nowa odsłona Sally Bowles – Mieze, którą sprawnie gra Jella Haase. To kreacja, która nie przebija Lizy Minnelli (zakładając, że w ogóle jest to możliwe), ale także (co jak najbardziej możliwe) jej nie obraża – przeciwnie: może przyciągać uwagę, rozczulić, a nawet zachwycić i chociaż dla mnie wątek miłosny w tym filmie schodzi na drugi, a może nawet czwarty plan, to należy podkreślić, że jest to jego ważny element.
Dlaczego więc ostatecznie nie tyle warto, ile należy obejrzeć „Berlin Alexanderplatz”? Przede wszystkim dlatego, że to ważny głos w debacie na temat aktualnych problemów. Jednocześnie dlatego, że Qurbani nie tylko rzuca światło na te kwestie, ale także podejmuje próbę odpowiedzi na współczesne pytania-hasła, na które – oprócz oznaczenia ich tzw. TW czyli trigger warningiem – nikt nie ma zamiaru odpowiadać. Ten film próbuje pokazać, kim w ogóle jest „obcy” i kiedy z nieznajomego przemienił się w „aliena”, czyli że od obcości do alienacji droga jest bardzo krótka i pełna cierpienia, wzlotów i upadków (z tym że wysokość, na którą wzlatujemy, jest nieporównywalnie mniejsza od tej, z której spadamy wraz z głównym bohaterem, aby roztrzaskać się o dno) lub – jak można by spróbować nazwać to językiem Qurbaniego – po prostu doświadczeń życiowych.
Zachwyca muzyka (Dascha Dauenhauer), oszałamiają kostiumy (Anna Wübber), kadry (Yoshi Heimrath) bywają wymowne, a nawet dosadne. Pochlebne głosy krytyków i nagrody to nie pomyłka. Ten film to po prostu warta 183 poświęconych mu minut pozycja.
LITERATURA:
„Statystyki dotyczące migracji i populacji migrantów”. https://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php?title=Migration_and_migrant_population_statistics/pl&oldid=174838#G.C5.82.C3.B3wne_ustalenia_statystyczne.
„Statystyki dotyczące migracji do Europy”. https://ec.europa.eu/info/strategy/priorities-2019-2024/promoting-our-european-way-life/statistics-migration-europe_pl.
„Why Berlin? A look at the Germany Migration Crisis”. https://www.saybrook.edu/why-berlin-a-look-at-the-germany-migration-crisis/.
„Berlin Alexanderplatz”. Reżyseria: Burhan Qurbani. Scenariusz: Martin Behnke, Burhan Qurbani. Obsada: Welket Bungue, Albrecht Schuch, Jella Haase, Joachim Król. Francja, Holandia, Kanada, Niemcy 2021, 183 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |