ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (425) / 2021

Mirella Siedlaczek-Mikoda,

PRAWDZIWA AUTORKA KRYJE SIĘ W CIENIU? (KASPER BAJON: 'IDEOT')

A A A
Choć może trudno to sobie wyobrazić, lato roku 1816 było jeszcze dziwniejsze niż lato 2020 czy nawet 2021: nad Europą zalegały gęste chmury zasłaniające Słońce, co było efektem trzęsienia ziemi, szalał głód wynikający z fatalnych zbiorów, a prasa alarmowała o kryzysie uchodźczym. Wprawdzie z powodu braku internetu młodziutka Mary Shelley nie zdołała nagrać podcastu o kwarantannie w willi nad Jeziorem Genewskim w towarzystwie poetów znanych nie tylko ze strof, ale ze skandalizującego trybu życia – Percy’ego Bysshe Shelleya i George’a Byrona, nie podała też kodów promocyjnych na olejki ułatwiające zasypanie (choć zapewne w kwestii substancji odurzających miałaby coś do powiedzenia), ale dała światu coś więcej – powieść, w której możemy przejrzeć się jak w lustrze i zobaczyć wcielenie naszych lęków o kierunek, w którym podąża cywilizacja i tzw. nowoczesny człowiek.

I tak oto latem 2021 roku „Przekrój” przedrukowuje artykuł Gillena d’Arcy Wooda „Frankenstein i zmiana klimatu” (w tłumaczeniu Adama Pluszki) i możemy się pochylić nad tym, w jaki sposób niezrównana Shelley antycypowała katastrofę klimatyczną. Przeczytałam ten artykuł z dużym zainteresowaniem zanim sięgnęłam po powieść (gatunek jeszcze uściślę w dalszej części) Kaspra Bajona. Pomyślałam sobie wówczas, nie po raz pierwszy, jak wielką krzywdę powieści Shelley zrobiła kultura popularna, plącząc chociażby nazwisko naukowca Wiktora Frankensteina z Istotą lub – jak kto woli – Potworem i każąc nam wierzyć, że owa Istota została stworzona/wskrzeszona przy pomocy energii elektrycznej. Widzimy w tej historii horror o szalonym naukowcu, którego wynalazek o twarzy Borisa Karloffa lub Roberta de Niro ściga go po świecie, ale nie czytamy samej książki, opowieści znacznie bardziej filozoficznej niż gotyckiej. Przerażającej i jednocześnie inspirującej kulturę popularną.

Kasper Bajon nie tyle usiłuje nas przekonać, że warto czytać „Frankensteina”, bo to oczywiste, ale mówi: przyjmijmy, że jego autorem nie jest ani Mary Shelley ani nawet Percy Bysshe Shelley, ale zapomniana Clara lub Claire Clairmont. Nie słyszeliście o niej, to posłuchajcie. Była sobie kiedyś bardzo inteligentna i utalentowana dziewczyna, która miała to szczęście, że przyszło jej spotkać na swej drodze wybitnych poetów epoki i tego pecha, że epoka kompletnie nie była gotowa na piszące i myślące kobiety, chyba że nazywały się Ann Radcliffe i bajdurzyły o upiornych zamczyskach i zdegenerowanych mnichach. Czy wyrzucam więc do kosza na przykład „Romantic Outlaws: The Extraordinary Lives of Mary Wollstonecraft and Her Daughter Mary Shelley” Charlotte Gordon, które całkiem niedawno ukazało się na polskim rynku jako „Buntowniczki. Niezwykłe życie Mary Wollstonecraft i jej córki Mary Shelley”, bo oto zza kulis wychodzi Clara Clairmont, córka kobiety, którą poślubił William Godwin po śmierci Mary Wollstonecraft i przybrana siostra sławnej Mary? Zanim zjeżycie się na tezę „Ideota” lub sięgniecie do klawiatury, żeby poprawiać hasło Frankenstein w Wikipedii (ja tego nie zrobię, bo nie dałam się przekonać głównej tezie), przeczytajcie powieść Kaspra Bajona, w której przywraca Claire głos. Bajon jest jak ten racjonalista, który objaśni, co się kryje za sztuczką iluzjonistyczną, uświadomi naiwnemu słuchaczowi, że dał się zwieść pozorom. Ale – bo w tym miejscu pojawia się – ale. Bajon nie zostawia jeńców: albo przekreślasz nazwisko Shelley i wpisujesz Clairmont, albo przesuwasz „Ideota” z kategorii tez do hipotez. Ten drugi to mój przypadek.

Moja lektura jest lekturą krytyczną, nie tylko z racji zadania, które wzięłam na swoje barki. Entuzjazm, który towarzyszył mi przy pierwszych stronach, malał proporcjonalnie do ubywającej liczby stron. Coś tu, mówiąc bardzo kolokwialnie, nie zagrało. Niby jest temat, legenda i bibliografia. Ogromne połacie tekstów krytycznych nieznanych do tej pory polskiemu czytelnikowi. Jest pomysł, oprawa graficzna, ale to małe „ale”. Zabrakło zdolności do budowania świata przedstawionego. Autor nie przekonał mnie, że Claire Clairmont była w stanie stworzyć przerażającą historię błędów ludzkiego umysłu, bo z zachowanych tekstów jej pióra, czyli listów, nie bardzo to wynika, a sposób postępowania i rozumowania postaci o tym nazwisku jest dla mnie niezrozumiały. Nie uważam za szczególnie udany pomysł zabieg ukrywania nazwisk za dziwacznymi pseudonimami i zmiany imion we właściwej części książki, skoro towarzyszy jej merytoryczny wstęp prezentujący i wybór bibliografii, i fakty historyczne związane z czworokątem uczuciowym: Percy Bysshe Shelley, Mary Shelley, George Byron, Claire Clairmont. W wstępie autor przestawia oczywiście dogodny dla swojej teorii wybór argumentów. Znając i tekst podstawowy, i bardzo interesującą biografię Gordon, która paralelnie prowadzi losy matki i córki na tle szeroko zarysowanego kontekstu kulturowego, jak i tradycyjne teksty krytyczne, jak na przykład wstęp do antologii literatury angielskiej Nortona muszę zwrócić uwagę na subiektywność tego wyboru. Jednak podoba mi się idea, że wciąż dyskutujemy, dokonujemy rewizji, ocieramy z kurzu i pajęczyn autorów, których rzekomo znamy, a rzadko czytamy.

Zadaję sobie pytanie, czy transakcja zaproponowana przez autora jest uczciwa – z jednej strony – fakty, nazwiska, listy i inne świadectwa budują u czytelnika zaufanie do autora, z drugiej – ukrywanie się pod pseudonimami bierze w nawias główną tezę, czyli to, że pasierbica Williama Godwina, nie córka, była geniuszką, a Mary została wykorzystana/ wykorzystała legendę otaczającą matkę. Analizując ambiwalentny stosunek do propozycji intelektualnej wysuniętej przez Bajona, zastanawiałam się, czy wpływa na niego niechęć do rozstawania się z mitami. Pamiętam, jak mocno nie mogłam wybaczyć Erykowi Ostrowskiemu, że odarł mnie ze złudzeń co do autorstwa książek sióstr Bronte. Nie boję się również kontrowersyjnych biografii, lektura „Charlotte Brontë's Thunder: The Truth Behind The Brontë Sisters' Genius” Michele Carter otworzyła mnie na bardzo odważne interpretacje, ale „Ideota” stawiam na półce z fikcją i nie zamazuję nazwiska autorki na swoim egzemplarzu „Frankensteina”.
Kasper Bajon: „Ideot. Rzecz o narodzinach potwora”. Wydawnictwo Nisza. Warszawa 2021.