ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (426) / 2021

Maciej Duda,

'KONIECZNOŚCI MEGO JA' (JÓZEF OLEJNICZAK: 'WITOLD GOMBROWICZ. JA!')

A A A
„Który »Gombrowicz« jest »prawdziwy«? Nie potrafię odpowiedzieć… Nie potrafię odpowiedzieć…” (s. 212). Taką skargę, po ponad dwustu stronach tekstu na temat biografii i twórczości pisarza, zamieszcza Józef Olejniczak. Ba, robi to po kilku wcześniejszych książkach i tekstach, które poświęcił autorowi „Kosmosu”. Ta skarga staje kluczem do interpretacji całego tomu „Witold Gombrowicz. Ja!”, który ukazał się w serii Projekt: Egzystencja i Literatura. Mimo ujęcia nazwiska twórcy oraz prawdy w cudzysłowie, wydaje się, że badacz szuka biograficznej i chyba charakterologicznej prawdy o Gombrowiczu. Na przekór metodologicznym założeniom teorii literatury, na przekór samemu Gombrowiczowi zastanawia się „Kim jesteś, Gombrowiczu?… Jak się do Ciebie przedostać? … Nie wiem, milknę…” (s. 238). To już słowa zamykające całość. Biorę je serio. W obu cytatach wyraźna jest osobista perspektywa Olejniczaka obcującego z Gombrowiczem. Można by ją opisać w następujący sposób: ja-badacz nie wiem, milknę, jestem pokorny wobec badanego materiału, ale też wobec twórcy, który mnie fascynuje. Tak skrojona książka na temat Gombrowicza wydaje się właściwie antygombrowiczowska. Nie ma w niej dyskusji, polemiki ani sprzeczek. Nie ma w niej tego wszystkiego, co istotne dla samego Gombrowicza. Olejniczak stworzył książkę, w której nie rozmawia z Gombrowiczem, tylko go pilnie słucha/czyta. Nawet więcej, ponieważ jego książka to tekst dla Gombrowicza pochwalny. Jakby to tytułowe „Ja!” było godne podziwu – a nie nadmiarowe i domagające się dekonstrukcji.

Wydając tę surową opinię, skupiłem się na wygłosie tomu Olejniczaka. Wrócę więc do początku. Pomysł na tom jest prosty. Podobnie jak na całą serię Projekt: Egzystencja i Literatura. Należy znaleźć kategorię, termin, który opisywałby całą twórczość badanego autora czy autorki. W przypadku Gombrowicza ma to być podmiotowość. Od pierwszych opowiadań do ostatnich zapisów rozmów czy wydanych pośmiertnie dzienników w prozę Gombrowicza wpisany jest element (auto)biograficzny. Ten, w chronologicznym układzie, śledzi Olejniczak. Kolejne rozdziały jego tomu to opis poszczególnych etapów rozwojowych autora. Od dzieciństwa przez dorastanie, młodość, dojrzewanie po starość. Wymienione znajdują także odbicie we wspomnieniach ludzi otaczających Gombrowicza, jednak prym wiedzie tu proza autora „Dzienników”. W ten sposób pierwsze pięć z siedmiu rozdziałów odczytać można jako tekst popularyzujący wszystko to, co gombrowiczolodzy i gombrowiczolożki wielokrotnie odsłaniali i dyskutowali już na kartach wcześniejszych opracowań biograficznych i literaturoznawczych.

Olejniczak doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że zapełniając karty swojego tomu, jedynie zbiera i propaguje dostępną nam wiedzę. Toteż jego książka kierowana jest raczej do tych, którzy szukają prostego opracowania życia i twórczości autora „Opętanych”, niżli do tych, którzy oczekują rozprawy badacza wadzącego się Gombrem lub tekstu, w którym jego twórczość poddana zostanie testom nowej metodologii krytycznej. Olejniczak właściwie od samego początku wie, że ma niewielkie pole manewru, a jednak podejmuje się pisania. Czy chcę przez to napisać, że kolejne książki o życiu Gombrowicza, szczególnie po dwutomowej biografii autorstwa Klementyny Suchanow, skazane są na wtórność albo – w najlepszym wypadku – na popularyzację badawczych odkryć? Możliwe, że tak właśnie jest. Jedynym ujęciem, które nadać może im ciekawy rys, wydaje się ów osobisty ton, który pobrzmiewa w cytatach umieszczonych na początku tego omówienia. Uważam jednak, że w przypadku opisywanej książki nawet to ujęcie nie gwarantuje utrzymania czytelników do końca lektury.

Cel Olejniczaka wydaje się prosty. Zaprezentować tożsamość Gombrowicza wpisaną w jego twórczość. W ten sposób pokazać chce, jak bardzo to pisarstwo zazębia się z biografią a także jak tworzy się podmiot. Problem w tym, że choć pisarstwo i cała życiowa postawa autora „Ślubu” przesiąknięte są znakami i kodami odsyłającymi nas do tego mitycznego już Gombrowiczowskiego „Ja”, okazuje się, że każdorazowo owo „Ja” jest inne, niekompatybilne z poprzednim, że funkcjonuje w systemie masek i zwierciadlanych odbić, karmiąc się oporem wobec tych, którzy są w pobliżu. Zmienność tej podmiotowości mierzy się obrazem Innego, z którym musi walczyć. Tak w skrócie można opisać podmiotowość Gombrowicza. Powstaje w kontrze do innych. Karmi się nimi. Jest w ciągłej zależności, choć tego nie chce. Dlatego zakłada maski. To jest mianownik, który przegapia Olejniczak. Pisze, że „Gombrowicz »wymyka się« jakiemukolwiek paradygmatowi (s. 196). Otóż wcale się nie wymyka, jest skazany na to, co w „Dzienniku” nazywa „koniecznościami mego ja” (s. 211). Gombrowicz nie umie uciec przed ucieczką, przed maskami. Cechuje go przymus gry, a jego grymas jest prawie automatyczny. To jest jego „prawda”. Przymus walki, która sprawa, że jego podmiotowość rysuje się jako pofragmentowana, różna, zależna od adwersarza. Owo mityczne „Ja” potrzebuje ciągłego potwierdzenia, zabezpieczenia, rozpisywania i zapisywania. Inaczej go nie ma. Jest zbyt słabe. To mianownik egzystencji „Gombrowicza” wpisanego w tekst Gombrowicza. Na tym zasadzają się jego cierpienie i przymus potwierdzania siebie. Wszystko to poświadczy siatka ludzkich osobowości, którą znamy i korygujemy od czasów Freuda. Być może z tego powodu Gombrowicz był sceptyczny wobec psychoanalizy? Wiedział, że złapany w tę sieć, nie będzie mógł się dalej maskować? Nie wiem. To już wątek poboczny, choć również, bez komentarza, przytoczony przez Olejniczaka.

Olejniczak o tym wszystkim nie pisze. Jednocześnie, będąc blisko Gombrowicza, wykonuje gesty, które potwierdzają słabość gombrowiczowskiego ego. Mam tu na myśli fragmenty bezkrytycznie wpisujące refleksje Gombrowicza we współczesne nurty czy szkoły badawcze. W tym ujęciu autor „Kosmosu” ma być ich prekursorem. I tak, czytając zapisy Gombrowicza o losie kobiet w Argentynie, Olejniczak sugeruje, że można je czytać feministycznie. Cytując popularne dziennikowe fragmenty dotyczące zwierząt – żuków na plaży, konia czy krowy, badacz nazywa pisarza „prekursorem animal studies” (s. 154). Wydaje się, że nie mógł uczynić większej pomyłki. Istotnie, Gombrowicz przygląda się zwierzętom, zwraca uwagę na ich kondycję, ale w żaden sposób nie zawiązuje z nimi wspólnoty. Nie traktuje ich jako pełnoprawny i równy podmiot. Żuki są jedynie eksponatem dla kogoś, kto jest w centrum ich świata. Ratuje je bądź nie. Krowa, która zobaczyła w Gombrowiczu zwierzę, powoduje jego wstyd: „Pozwoliłem, żeby ona spojrzała na mnie i zobaczyła mnie – to nas zrównało – wskutek tego stałem się zwierzęciem, ale dziwnym, powiedziałbym nawet niedozwolonym. Poszedłem dalej podejmując przerwany spacer, ale poczułem się nieswojo… w naturze, która osaczała mnie zewsząd i jakby oglądała mnie” („Dziennik, cyt. za: s. 156). Ponawiam cytat Olejniczaka, ponieważ moim zdaniem pokazuje on to, czego najbardziej bał się Gombrowicz. Spotkania, spojrzenia, które zdekoduje jego status. Sprawi, że wyda się z kimś równy. Po takim spojrzeniu i spotkaniu można by nawiązać relację, zbudować wspólnotę. Zamiast tego u pisarza zostają samotny spacer i uczucie niepokoju. Takie ujęcie nie czyni z Gombrowicza prekursora studiów zajmujących się podmiotowością zwierząt, studiów zmieniających układ, w którego centrum znajduje się człowiek. Podobnie kilka zdań na temat losu kobiet nie czyni z nikogo feministy. Podstawą obu badawczych nurtów – studiów o zwierzętach i feminizmu, są etyka i myśl wspólnotowa. Tymczasem wspólnoty zawiązywane przez Gombrowicza nie wychylały się poza zainteresowanie samym Gombrowiczem.

W ostatnim rozdziale Olejniczak przygląda się recepcji dzieł Gombrowicza. Wiele miejsca poświęca refleksji dotyczącej miejsca autora „Ślubu” w obecnej debacie politycznej dotyczącej edukacji i wychowania młodzieży. Pisze o nieodrobieniu lekcji z Gombrowicza i kontynuacji sporu Gombrowicz-Sienkiewicz. O młodzieżowych antypolitycznych protestach. W tym miejscu się zatrzymuje. Pokazuje zbanalizowane powtórzenie sporu o etykę i estetykę literacką. Czytając te wpisy, zastanawiałem się, czy jest dziś możliwa niekonserwatywna krytyka Gombrowicza i jak mogłaby ona wyglądać. Po co nam hasłowy spór Gombrowicz-Sienkiewicz? Jak wyjść poza tenże? Jak dystansować się wobec czegoś/kogoś i doceniać go jednocześnie? Wszak Gombrowicz uczy nas krytycznego myślenia, spoglądania z dystansu, zabawy maskami. Ale figury relacyjne wpisane w jego teksty nie są oparte na szacunku. Wiele w nich sadystycznych i masochistycznych konfiguracji. Ostatnio bardzo dobrze ujął to Błażej Warkocki w interpretacjach opowiadań z debiutanckiego tomu pisarza (por. tegoż, „Pamiętnik afektów z okresu dojrzewania. Gombrowicz – queer – Sedgwick” [2018]). Bibliografia Olejniczaka go pomija.

Recenzowaną książkę postrzegam jako zbiór esejów. Ta kwalifikacja mogłaby ją ocalić. Osobista lektura, która staje się prezentacją, zachętą do czytania Gombrowicza. Na tym polega wspomniany wyżej popularyzatorski rys. Możliwe, że właśnie z tego powodu dopełniam to, czego nie napisał Olejniczak, nie podziwiam „Ja” Gombrowicza. Nie zapisuje go z wykrzyknikiem. Przeciwnie, widzę jego słabość, cierpienie i przymus ciągłej walki. Tam, gdzie Olejniczak widzi chłodny dowcip, ja dostrzegam ledwie maskowane okrucieństwo. Nie umiem przymknąć na to oka. Doskonale opisała to cytowana przez Olejniczaka Isabelle Crespelle: „Czuło się, że jest człowiekiem głęboko cierpiącym – to było widoczne – że próbuje ukryć cierpienie pod płaszczem agresywnego, prowokującego innych zachowania” (cyt. za: s. 181). By zobaczyć Gombrowicza, spoglądać powinniśmy między tytułowe „Ja” i zamykający je wykrzyknik. To wspomnienia, opisy relacji, jakie umiał stworzyć z innymi, dopełniają nam to, co maskuje proza i dramaty. Olejniczak wybiera inną drogę. Tytułowego „Ja” szuka w twórczości Gombrowicza. Wspomnienia o nim przytacza jako marginalne dopełnienie. To pozwala mu ponawiać to proste i dramatyczne pytanie bez odpowiedzi: „Gombrowiczu! Jak do ciebie się przedostać?” (s. 165). W odpowiedzi mam ochotę zapytać: Olejniczaku, czy wiesz, że ten usilny brak odpowiedzi jest właśnie koniecznością ustanawiania i cementowania wielkości tytułowego „Ja” pisanego wersalikami? Po co Ci to? Po co to Twojemu Gombrowiczowi?
Józef Olejniczak: „Witold Gombrowicz. Ja!”. Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego. Łódź 2021 [seria: Projekt: Egzystencja i Literatura].

Seria objęta patronatem „artPAPIERU”.