ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 października 19 (427) / 2021

Anita Jasińska,

NÓŻKI RAZEM I UŚMIECH! (PAULINA KLEPACZ, ALEKSANDRA NOWAK, KAMILA RACZYŃSKA-CHOMYN: 'DZIWKI, ZDZIRY SZMATY. OPOWIEŚCI O SLUT-SHAMINGU')

A A A
„Dziwki, zdziry szmaty. Opowieści o slut-shamingu” to najnowsza praca Pauliny Klepacz, Aleksandry Nowak i Kamili Raczyńskiej-Chomyn. Kobiety postanowiły zabrać głos w palącej dziś sprawie zjawiska, które nie doczekało się jeszcze polskiego odpowiednika. Slut-shaming nie jest, oczywiście i niestety, czymś nowym. Nowe jest tylko medium. Internet. Autorki „Dziwek…”, w różny sposób związane z feminizmem, kobiecą seksualnością oraz edukacją seksualną, postanowiły zewrzeć szyki i działać, gdy w 2018 roku włamano się na prywatne grupy na Facebooku i wyniesiono z nich posty, w których kobiety opowiadały o swoim życiu intymnym i radziły się innych. Zadawały pytania i prosiły o wskazówki. Finałem akcji był SlutWatch, czyli „spis zdzir”. Podano dane osobowe dziewczyn wraz ze screenem wypowiedzi. Cel był, jak zwykle, jeden – „miał zawstydzać, upokarzać, a także zachęcać do nękania, w tym wysyłania prywatnych wiadomości, wypisywania pogróżek, a nawet gwałcenia autorek wypowiedzi za karę, za ich życie erotyczne” (s. 14). Slut-shaming w pigułce.

Kobiety poczuły, że jest to moment, w którym trzeba odpowiedzieć. Zareagować i osłabić działania twórców spisu. Kamila Raczyńska-Chomyn, nauczycielka, pedagożka i trenerka uroginekologiczna, zebrała wyznania erotyczne kobiet i przekazała do publikacji na social mediach feministycznego magazynu „G’rls ROOM” (@girls_room, hashtag #against-slut-shaming). Przyświecał im jeden cel – oddać podmiotowość i głos tym, którym został brutalnie odebrany, a nawet, by rzec mocniej i bardziej adekwatnie, skradziony. Ten manifest siostrzanej miłości i solidarności miał swoje hasło, które – pokazują to komentarze i rozmowy z koleżankami – czytelniczki „Dziwek…” często odnotowują w swoich zapiskach, biorąc je za oręż i myśl przewodnią: „Nie da się zawstydzić kobiety jej seksualnością, gdy ona sama się jej nie wstydzi” (s. 15).

Jeśli sądzimy, że temat nas nie dotyka, bo nie jesteśmy „takie jak inne kobiety”, więc społeczeństwo nie potraktuje nas tak obcesowo i nie wywiezie na taczce poza ramy narracji, to pierwszy cios przyjdzie niespodziewanie szybko. W otwierającym opracowanie rozdziale „Czym jest slut-shaming” Raczyńska-Chomyn wyjaśnia mechanizmy omawianego zjawiska, tłumacząc, czym właściwie ono jest – to „zawstydzanie, ocenianie, szydzenie i karanie, najczęściej dziewczyn oraz kobiet, z powodu wyglądu i/lub ekspresji seksualnej” (s. 23). Kto zatem je karze, wyszydza i ocenia? Odpowiedź jest prosta i przychodzi automatycznie. Krzywdzą je inne dziewczyny, mężczyźni, babcie, dziadkowie, wujkowie i kuzynki. Właściwie – wszyscy. Kultura wobec kobiet jest tak bardzo opresyjna, że przemoc uległa neutralizacji, a akty agresji nie przedostają się do mediów. Gdyby tak było, musiano by mówić wyłącznie o tym.

Raczyńska-Chomyn tłumaczy, dlaczego kobiety nie stają po stronie innych kobiet, czemu pozostają w najlepszym razie obojętne na takie działania społeczne, a w najgorszym – współuczestniczą i przykładają do nich rękę. Nikt bowiem nie chce być ofiarą. Silna potrzeba upewnienia się w swojej niezachwianej roli społecznej sprawia, że chcemy odciąć się od nieczystych Jagien Reymonta i „kobiet upadłych” Dostojewskiego. Dać światu sygnał, że stoimy po dobrej stronie barykady. Trzymamy z oprawcami, by same nie ponieść niezasłużonej kary. Jeśli niewinność jest bezsprzeczna, a kara absurdalna, należy winę stworzyć i przekonać innych o granicach ustawionego prawa. „Matryca patriarchalnej kultury ufundowana jest na kobiecej ofierze i milczeniu, dając wyobraźniowe wrażenie ułudy, że takie zachowanie zapewnią bezpieczniejsze przetrwanie” (s. 137). Wszystko zostaje po staremu. Karnawał przemocy trwa.

Głównym trzonem pracy są wywiady z kobietami z różnych środowisk. W trzech pierwszych rozdziałach książki znajdziemy między innymi mądre i ważne rozmowy z seksuolożką dr Agatą Loewe, kulturoznawczynią Joanną Jędrusik, Iwoną Damką – rzeźbiarką i artystką waginistką, czy Anną Szapert – edukatorką i terapeutką. To festiwal wywiadów z ekspertkami i jednym anonimowym mężczyzną, którzy dzielą się swoją wiedzą, doświadczeniem, a także –obawiam i scenariuszami na najbliższą przyszłość. Oświetlają jeden główny temat – temat slut-shamingu – i pokazują go, w różnych kontekstach i z odmiennych perspektyw. A przez to, że mówią różnymi językami, ich opowieść może stać się historią każdej z nas. W tym tkwi największa siła i najboleśniejsze niebezpieczeństwo. Nie bez przyczyny na samym początku widnieje ostrzeżenie mówiące, że „w książce znajdują się opisy przemocy seksualnej i herstorie różnego rodzaju doświadczeń seksualnych, który mogą wywołać dyskomfort psychiczny i uaktywnić przeżytą traumę” (s. 5).

Ostatni rozdział o wdzięcznym tytule „Manifest” jest anonimowym przeglądem sekstorii kobiet, które opowiedziały o swoich praktykach seksualnych. To miejscami lektura uwalniająca, spuszczająca powietrze z balonu szczelnie wypełnionego obawami o to, czy to, co robimy lub o czym fantazjujemy, mieści się w normie. W baśni o współczesnej kobiecie lustereczko musiałoby kompulsywnie odpowiadać na pytania o granice społecznej akceptowalności i cezurę normalności. Internalizacja patriarchatu, pozornie bezpieczna, stała się czymś na kształt dodatkowego kagańca. Arielka oddaje głos w zamian za możliwość poślubienia księcia, a młoda dziewczyna – ciało i wolność za zaszczyt zasilenia szeregu „porządnych” dziewic. Nikt na rynku kobiet nie chce być dziwką, grzesznicą. W umowie jest jednak gwiazdka. Reguły gry mogą się w każdej chwili zmienić. „Dyscyplinująca narracja” (s. 183) polega także na tym, że „zawsze uprawiamy za dużo seksu lub za mało, mamy zbyt wiele partnerek czy partnerów seksualnych lub nie dość. Nigdy w sam raz” (s. 205). Zawsze „grozi” się nam, że zostaniemy szmatami lub zdzirami. Autorki i ich rozmówczynie – idąc za przykładem kolejnych fal feminizmu – chcą odzyskać te słowa, ustanowić je na nowo, odrzeć z wzgardy i poniżenia. Chcą, byśmy odebrały przedstawicielom i przedstawicielkom, tajnym agentkom (zob. s. 167) patriarchatu ich broń, ponieważ język, który nas nie rani, nie może nas wepchnąć w poczucie wstydu czy winy.

Małgorzata Iwanek, psycholożka i seksuolożka, na stworzonym koncie na Instagramie (@kulturaseksualna) zbiera i zapisuje doświadczenia swoich obserwatorów. Co jakiś czas pojawiają się kafelki z pytaniami lub urwanymi zdaniami, które można uzupełnić („Wstydzę się, że…”, „Moja fantazja erotyczna to…” i moje ulubione: „nikt nie wie, że…”) Lektura tych mikrozwierzeń jest, podobnie jak lektura „Manifestu”, niezwykle uwalniającym przeżyciem. Okazuje się, że to, co wstydliwe, obrzydliwe, niepoważne, więc skrywane i głęboko kontenerowane, jest czymś, co współdzielimy z innymi. Popularność tych relacji pokazuje tylko, jak ważne i potrzebne są to treści.

„Dziwki, zdziry, szmaty” okazały się dla mnie pozycją tak trudną, że lektura całości zajęła mi trzy miesiące. Wydzierałam kolejne fragmenty tekstu linijka po linijce, kawałek po kawałku. Równolegle do narracji autorek opracowania i zaproszonych gościń oraz gościa w głowie prowadziłam własną opowieść, w której uzupełniałam czytane właśnie doświadczenia innych kobiet swoimi. Zostałaś nazwana dziwką? – pytałam siebie. Tak. Spotkałaś się kiedyś ze zjawiskiem slut-shamingu? Tak. Mężczyźni próbowali objaśnić Ci świat? Tak. Usłyszałaś, że ubrałaś się zbyt wyzywająco lub nieodpowiednio? Tak. Czy ktoś komentował Twoje ciało w niewybredny sposób? Tak. Czy ktoś próbował Cię zawstydzić przez pryzmat Twojej seksualności? Tak. I, w końcu, czy Ty użyłaś kiedyś podobnych argumentów, by zdegradować inną kobietę? Tak. Najtrudniejsze ze wszystkich trudnych, ale zgodne z prawdą i sumieniem „tak”. Czy zatem także jestem strażniczką patriarchatu?

„Patriarchat – mówi jedna z rozmówczyń, Zofia Krawiec – nie ma płci” (s. 156). Czy jestem wolna od kolorowania świata, w którym żyję, barwami heteronormatywnej większości? Nie jestem. Kultura slut-shamingu, gwałtu i victim blamingu („obwinianie ofiar o to, że przynajmniej częściowo ponosi odpowiedzialność za krzywdę, którą jej wyrządzono” [s. 331]) jest wszechobecna, akceptowana i wspierana społecznie, przekazywana jako neutralna w literaturze oraz filmie, więc staje się zupełnie przezroczysta. Rozpływa się tak dalece, że jest właściwie niezauważalna. Widać to najwyraźniej wtedy, gdy feministki i feminiści próbują obnażyć niesprawiedliwe konstrukty i mechanizmy społeczne, zwrócić uwagę na przemoc symboliczną lub podkreślić wagę używania feminatywów. Histeryczne reakcje, złość i niewspółmierne do temperatury podejmowanej dyskusji oburzenie, które przybierają kształt podłego internetowego hejtu, pokazują, że temat, wbrew opiniom oponentów, jest ważny i palący. Nie daje się zdyskredytować i powraca jak bumerang. Utrzymanie status quo jest według niektórych grup konieczne, by nie nastąpił prześmiewczo przepowiadany koniec świata. Ów koniec jednak nadejdzie, ponieważ niektórych działań – sięgając po słowa Rebeki Solnit z niezwykłej książki „Nadzieja w mroku” – nie sposób zatrzymać. Jeźdźcy apokalipsy będą mieć kobiece twarze.

***

Nie będzie zakończenia. Tę książkę należy przeczytać, choć wolałabym, by nie musiała powstawać, a ja – bym nie musiała po nią sięgać.
Paulina Klepacz, Aleksandra Nowak, Kamila Raczyńska-Chomyn: „Dziwki, zdziry, szmaty Opowieści o slut-shamingu”. Wydawnictwo Czarna Owca. Warszawa 2021.