ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (430) / 2021

Patryk Szaj,

INDYWIDUUM I PODMIOT W JEDNYM STAŁY DOMU (MICHAŁ PAWEŁ MARKOWSKI: 'POLSKA, ROZKOSZ, UNIWERSYTET')

A A A
Moja recenzja poprzedniej książki Michała Pawła Markowskiego, „Wojen nowoczesnych plemion”, była bardzo krytyczna. Z perspektywy czasu uznałbym, że miałem wówczas trzy podstawowe zarzuty: 1. popadanie w wewnętrzne sprzeczności, skutkiem czego nie do końca rozumiałem, o co właściwe chodzi autorowi, 2. uciekanie się do nieuczciwych chwytów interpretacyjnych przeczące ideałowi, za którym optował sam Markowski, 3. generalną nieskuteczność proponowanego wówczas projektu.

W „Polsce, rozkoszy, uniwersytecie” jest na pewno dużo lepiej przynajmniej pod względem ścisłości i uczciwości dowodzenia. A jednak znów muszę napisać, że książka ta przemawia do mnie tylko w umiarkowanym stopniu. Markowski pisze w niej trochę rzeczy ciekawych, ale nienowych, znanych albo z jego poprzednich tekstów, albo skądinąd. Nie pomaga tu przypominanie raz po raz, że „Polskę…” należy czytać jako domknięcie „polityczno-egzystencjalnego tryptyku”, otwartego „Polityką wrażliwości”, a kontynuowanego „Wojnami…”, bo nowa publikacja przynosi naprawdę niewiele świeżych wglądów czy informacji. Owszem, czegoś się z niej dowiedziałem – na przykład tego, jak bardzo Markowski lubi gotować i jak bardzo nie lubi wegan. Niestety sam jestem weganinem i uważam, że akurat te partie obfitują w głupoty, ale może w ogóle niefortunnie się złożyło, że postanowiłem recenzować „Polskę…”, skoro autor bardziej ufa „tym, którzy wiedzą, co to velouté i potrafią je zrobić (…), niż tym, którzy słyszą to słowo po raz pierwszy” (s. 97). Zaliczam się bowiem do drugiej grupy.

By oddać Markowskiemu sprawiedliwość – uważam, że nierzadko ma rację albo przynajmniej się o rację ociera. Przyznam jednak, że nie za bardzo chce mi się ani rekonstruować jego wywód, ani też wchodzić z nim w rozbudowaną polemikę. Ufam, że to drugie zadanie spełniłem rzetelnie swoją poprzednią recenzją, nawet jeśli ktoś się z moimi argumentami nie zgadzał. Co zaś do pierwszego, „Polska…” nierzadko po prostu mnie nudziła i, koniec końców, zostawiła obojętnym na projekt wyłożony przez autora.

W gruncie rzeczy jest to bowiem projekt bardzo prosty i doprawdy nie potrzebowałem ani szczegółowych sprawozdań z tego, co Markowski i jego rodzina jedli na kolację przez ostatni tydzień, ani (cokolwiek niewczesnych) rozważań na temat nominalizmu, żeby zrozumieć, o co chodzi. Potrzebował tego zapewne sam autor, wszak pragnienie ocalenia indywidualności odgrywa w książce ważną rolę, rzecz jednak w tym, że owej indywidualności długimi fragmentami nie udało się (podkreślam: moim zdaniem) przełożyć na podmiotowość, czyli – w terminologii Markowskiego – uwspólnotowić, uczynić czymś danym-innemu, a więc po prostu uatrakcyjnić dla czytelnika czy czytelniczki.

Bo o to właśnie chodzi: o dialektykę indywiduum i podmiotu, która w wykładni Markowskiego urasta do najważniejszego problemu nowoczesności, odpowiedzialnego za niemal każdy z naszych problemów: od wojen kulturowych (starcie różnych podmiotowości), przez źle pojętą dumę narodową (radykalne uprzywilejowanie podmiotowości zabijające indywidualność), proliferację tzw. mediów społecznościowych (radykalne uprzywilejowanie indywidualności zabijające podmiotowość), (składającą ofiarę z poszczególnych indywiduów) politykę tożsamości, odseparowanie (kształcącego liberalną jednostkę) uniwersytetu od (podmiotowej) praktyki społecznej, wykopanie przepaści między (indywidualną) przyjemnością a (podmiotową) pracą, oddzielenie tejże (prywatnej) przyjemności od (wspólnotowej) rozkoszy, zamykającą nas w absolutnej (podmiotowej) tożsamości gorączkę archiwum po – last but not least – kłopoty samego Markowskiego z (odbierającą badaczowi idiomatyczność) instytucjonalizacją humanistyki.

Wyliczenie można by kontynuować, ale mam poczucie, że właśnie z grubsza nakreśliłem wszystko, co oferuje nam „Polska…”. I abstrahując od niektórych ewidentnie słabszych fragmentów, właściwie trudno powiedzieć, że Markowski się myli. Przeciwnie: moim zdaniem przez znaczną część książki pisze rzeczy najzupełniej oczywiste. Bynajmniej nie dowodzę w ten sposób swojej wyjątkowej przenikliwości, ale faktu, że gdzieś to wszystko już czytałem. Mianowicie – u samego Markowskiego oraz u kilkorga innych badaczy, i to dość dawno temu. Słowem, wydaje mi się, że autor nazbyt często wyważa otwarte drzwi, a czasem wręcz walczy z chochołami.

Rzecz jasna, z poszczególnych rozdziałów da się wydobyć pewne inspirujące myśli albo przynajmniej czerpać z nich swego rodzaju przyjemność (nie wiem, czy rozkosz) intelektualną. Najciekawiej wypada pod tym względem ostatnia część, „Zobowiązanie publiczne”, gdzie Markowski przedstawia bliskie mi myślenie o polityczności uniwersytetu, walczy z pomysłami neoliberalizacji uczelni, ale też z ideą edukacji liberalnej jako takiej, a przy okazji kreśli podstawowe różnice między polskim a amerykańskim modelem szkolnictwa wyższego. Nie mogę też nie przyklasnąć rozumieniu patriotyzmu jako zsekularyzowanej wersji religii. Pasuje mi także szerokie, nieinstytucjonalne (i niedyscyplinarne) pojmowanie polonistyki. I tak dalej.

Za każdym razem miałbym pewnie jakieś „ale”. Zgoda, „polskość” ustanowiona w czasie zaborów była ideą reakcyjną, ale naprawdę chciałbym przeczytać nieco więcej o tym, że była ideą szlachecką, wykluczającą chłopstwo, o innych narodowościach zamieszkujących dawną Rzeczpospolitą nawet nie wspominając (nie wystarcza mi afirmatywne przywołanie książek Jana Sowy [2011] i Andrzeja Ledera [2014]). Owszem, dialektyka indywiduum i podmiotu jest istotnym problemem nowoczesnym, ale czy aby ktoś w rodzaju Michela Foucaulta (o którym Markowski napomyka dosłownie w kilku miejscach) dawno temu go nie opisał? Czy na pewno całą winę za trybalizm mediów społecznościowych ponoszą ich użytkownicy, czy może jednak zalgorytmizowany kapitalizm kognitywny? Czy spojrzenie autora nie jest nazbyt kulturalistyczne? Czy pozytywne rozumienie polskości jako afektywnej inwestycji rzeczywiście cokolwiek rozwiązuje (znamienne, że w partii poświęconej zagadnieniu afektów Markowski nie przywołuje ujęć „deleuzjańskich”, zgodnie z którymi afekty są przejawem działania rozmaitych maszyn społecznych – działania wykraczającego poza dialektykę indywiduum i podmiotu)?

Może po prostu wolałbym, żeby Markowski – zamiast mnożyć konteksty i sklejać je ze sobą nieco patchworkowo – poświęcił każdemu z nich więcej uwagi. Ale na to, jak sądzę, nie ma co liczyć, więc na koniec powrócę do kwestii polityczności, w tym polityczności jedzenia. Nie chciałbym zamieniać tego tekstu w spór weganina z mięsożercą, choć generalnie uważam, że w kwestii metafizyki mięsa znacznie ciekawsze rzeczy miała do powiedzenia Jolanta Brach-Czaina (2018 [oryg. wyd. 1992]). Wolałbym też czytać o przygodach kuchennych Markowskiego, nie potykając się raz po raz o insynuacje, że jako weganin rzekomo unikam „babrania się w materii”. I nie wspomnę nawet o tym, że figura praetermissio – „I nie wspomnę tu wcale zgubnych dla środowiska naturalnego efektów hodowania soi czy migdałów” (s. 78) – ocaliła autora przed koniecznością przyznania, że 90% upraw tej pierwszej przeznacza się na paszę dla zwierząt hodowlanych (zob. np. Lymbery, Oakeshott 2015, Liberti 2019).

Odsuwając przepychanki retoryczne na bok, powiedziałbym, że dialektyka indywiduum i podmiotu nie wydaje mi się aż tak ważnym problemem. Nie wiem, czy „ja” (podmiotowe czy indywidualne) w ogóle powinno stanowić punkt wyjścia refleksji w sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy – w czasie narastającego kryzysu klimatycznego czy też w epoce antropocenu, którą bez trudu można uznać za ironiczne spełnienie nowoczesnego ideału zapanowania nad „naturą”. I to właśnie ów „newtonowski” ideał stanowi dla mnie znacznie bardziej kłopotliwy aspekt nowoczesności niż dialektyka indywiduum i podmiotu, która okazuje się z tej perspektywy dość jałowa – a mówią nam to między innymi nauki przyrodnicze, choć Markowski wydaje się traktować je tak, jakby nigdy nie porzuciły XIX-wiecznego scjentyzmu.

W tym sensie całkowicie zgadzam się z autorem „Polski…”, że polityczność naszej egzystencji zaczyna się w kuchni. Zupełnie inaczej jednak rozumiem tę polityczność. Owszem, gotowanie i zmywanie naczyń po posiłku to czynności stricte polityczne. Ale nie przypadkiem, jak sądzę, tak duża rola przypada w książce opisom wspólnych posiłków rodzinnych. Jedzenie to bowiem dla Markowskiego chwila, gdy spotykając się przy stole, łączymy nasze poszczególne indywidualności w mikrowspólnotę. Pytanie jednak, czy to, co dzieje się w domu, wśród najbliższych mi osób, jest dobrym preludium do myślenia wspólnotowego? Nie bez powodu antropolożka Anna Tsing przekonuje, że „dominacja, udomowienie i miłość są ze sobą ściśle splecione” (2018: 71), i właśnie ten antropocentryczny trójkąt „dominacja – udomowienie – miłość” wymaga według mnie znacznie pilniejszego rozplątania niż dialektyka indywiduum i podmiotu. Zajęcie się nim nie oznacza oczywiście porzucenia kwestii sprawiedliwości klasowej, płciowej, światopoglądowej itd. Chodzi raczej o to, żeby zauważyć, że są one ściśle powiązane z czymś więcej, co Markowskiemu umyka. Na tym jednak zakończę, bo mam poczucie, że zaczynam mówić językiem „nowej humanistyki”, którą Ryszard Nycz w książce „Kultura jako czasownik” (2017) przeciwstawił humanistyce zorientowanej tradycyjnie. Mam też poczucie, że drogi autora „Polski…” i moja zdecydowanie się tu rozbiegają.

LITERATURA:

Brach-Czaina J.: „Metafizyka mięsa”. W: „Szczeliny istnienia”. Warszawa 2018.

Leder A.: „Prześniona rewolucja. Ćwiczenie z logiki historycznej”. Warszawa 2014.

Liberti S.: „Władcy jedzenia. Jak przemysł spożywczy niszczy planetę”. Przeł. E. Nicewicz. Warszawa 2019.

Lymbery P., Oakeshott I.: „Farmagedon. Rzeczywisty koszt taniego mięsa”. Przeł. R. Oślizło. Białystok 2015.

Nycz R. „Kultura jako czasownik. Sondowanie nowej humanistyki”. Warszawa 2017.

Sowa, J.: „Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą”. Kraków 2011.

Tsing A.: „Krnąbrne krawędzie: grzyby jako gatunki towarzyszące”. Przeł. M. Rogowska-Stangret. W: „Feministyczne nowe materializmy: usytuowane kartografie”. Red. O. Cielemęcka, M. Rogowska-Stangret. Lublin 2018.
Michał Paweł Markowski: „Polska, rozkosz, uniwersytet”. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kraków 2021 [seria: Hermeneia].