ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (431) / 2021

Marcin Rudek,

BĄDŹ POZDROWIONA, MARIO (MARIA PESZEK: 'AVE MARIA')

A A A
Pandemiczne, pełne napięć politycznych, czasy zaowocowały postępującą polaryzacją społeczeństwa. Odcisnęły też swoje piętno na nowym albumie Marii Peszek. Płyta „Ave Maria” jest głęboko zanurzona we współcześnie otaczających nas wszystkich sporach i dyskusjach, co jednak nie powinno nikogo dziwić, bo przecież ta artystka „od lat funkcjonuje w polskiej kulturze jako połączenie filozofa, didżeja i Chrystusa Narodów” (Lucjan i Maciej 2016: 152). Piosenkarka umiejętnie łączy na płycie dwie narracje, które dobrze znamy z jej poprzednich wydawnictw – autorefleksyjną i opowieściową. Znajdziemy tam zarówno taneczne brzmienia („Virunga), jak i spokojne ballady („J*bię to wszystko”, „Dzikie dziecko”), a nawet i melorecytowany utwór („Barbarka”). Mimo wszystko najbardziej przyciągają uwagę, jak to u Peszek, bezkompromisowe teksty.

Tytuł albumu i zarazem pierwszej piosenki cofa nas wspomnieniami do roku 2012, kiedy ukazała się płyta „Jezus Maria Peszek”. Ponowna gra ze sferą sacrum ma tu jednak znaczenie niemal zupełnie inne. Artystka wcześniej bluźnierczo zestawiła siebie na równi z Jezusem i Matką Boską, jednocześnie posługując się potocznym wykrzyknieniem używanym w stresujących lub przerażających sytuacjach. Pozdrowienie „Ave Maria” przywodzi na myśl przede wszystkim jedną z najważniejszych modlitw chrześcijańskich, związaną z kultem maryjnym (tak silnym w polskim Kościele katolickim). Tekst „Zdrowaś Maryjo”, choć zawiera też prośbę o wstawiennictwo za grzesznikami, głównie wychwala Matkę Boską. Nie da się ukryć, że w tytułowym utworze Peszek również bardzo afirmująco mówi o samej sobie: „Jestem piękna, wspaniała, absolutnie doskonała”. Aczkolwiek ciekawszy wydaje się inny trop interpretacyjny. Słowa „Ave Maria” to pozdrowienie, którym, zgodnie z Ewangelią według świętego Łukasza, Maryję powitał archanioł Gabriel podczas zwiastowania. To wydarzenie doprowadziło do narodzin Jezusa, a mówiąc szerzej – powstania chrześcijaństwa. Peszek próbuje nam zatem powiedzieć, że my też doświadczymy narodzin, bowiem: „Z rozgrzanego brzucha ja wybucham jak Wuhan”. Na świat przychodzi najpewniej swego rodzaju rewolucja, której zresztą symbolem dla artystki już od dawna jest Jezus, „chyba największy rewolucjonista w historii ludzkości” (Żakowski 2012). Rewolucja Peszek jest na wskroś kobieca, jednym z jej haseł przewodnich jest odwrócone płciowo wezwanie do modlitwy: „W imię matki, i córki, i brzucha świętego”. W tytułowym utworze piosenkarka sięga także po niezwykle ciekawy w ostatnich czasach symbol czarownicy: „Jestem wnuczką czarownicy, której nie udało ci się spalić, / ja umarłam i wracam i niosę ci dynamit, kurwa”. Te słowa dobrze brzmią zestawione z fragmentem piosenki „Viva la vulva”: „Czarownice, chodźcie krzyczeć, / nasze jest miasto, nasze są ulice, / nasze jest jutro, a jutro jest dzisiaj. / Viva la vulva, wiwat błyskawica!”. Widać, jak głęboko dotknęły Peszek zeszłoroczne protesty w ramach Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, wywołane wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji; ten społeczny zryw dał jej nadzieję na kobiecą rewolucję. Świetnie pasuje tutaj wspomnienie o czarownicach, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie interpretację polowań na czarownice jako jednego z procesów pomagających w utworzeniu hegemonii patriarchalnego kapitalizmu (zob. Federici 2004).

Utwory „J*bię to wszystko” i „Virunga” to znów dwa duże ukłony w stronę społeczności LGBTQIA, z którą Peszek od początku swojej kariery żyje w bardzo bliskich relacjach. Pierwszy to spokojny lesbijski love song, który co wrażliwszych może uderzać prostym, ale jakże wymownym refrenem. Na pytanie, dlaczego artystka w ogóle podjęła się stworzenia go, odpowiedziała szczerze: „Ktoś musiał go napisać” (Żakowski 2021: 32). Trudno zaprzeczyć, że polskich przebojów o miłości kobieco-kobiecej jest jak na lekarstwo. Miło zatem posłuchać lekkiej piosenki, w której chodzi po prostu o miłość na prywatnej wyspie, na jaką każdy zasługuje. Natomiast „Virunga” to utwór będący reakcją na postępującą dehumanizację osób nieheteronormatywnych w debacie publicznej, z ambicjami na hymn bojowy, w którym artystka uruchamia już bardziej skomplikowane skojarzenia. Sam tytuł nawiązuje do parku narodowego Demokratycznej Republiki Konga, gdzie schronienie znajduje wiele osobników zagrożonego wyginięciem gatunku goryla górskiego. Do nich Peszek porównuje osoby LGBTQIA mieszkające w Polsce, stając jednocześnie wśród nich: „Zostało nas kilka tysięcy / górskich goryli we mgle, / pocięli nam twarze, spalili nam serca, / LGBT, LGBT”. Oprócz tego piosenkarka nawiązuje do prześladowań osób homoseksualnych podczas II wojny światowej: „Jestem różowym trójkątem, / kocham się po kryjomu”. Bardzo ryzykownym, ale ważnym symbolicznie krokiem było użycie w utworze nagrania wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy o osobach LGBTQIA („Próbuje się nam, proszę państwa, wmówić, że to ludzie”). Choć jasno wyłożona postulatywność tekstu „Virungi” może miejscami razić, niewykluczone że właśnie teraz jest moment, gdy trzeba głośno wykrzyczeć: „Halo, jesteśmy normalni”. Połączenie energicznej muzyki z takimi słowami sprawia, że piosenka idealnie nadaje się na wszelkie marsze równości i manifestacje równościowe, co zresztą miałem okazję zobaczyć na własne oczy.

Poruszanie poważnych tematów nie oznacza jednak, że Peszek zrezygnowała z charakterystycznego dla siebie poczucia humoru. „Szambo wybiło” traktuje o trudnej sytuacji osób bezdomnych w trakcie covidowego lockdownu: „Nie ma domu Witek aktualnie / wszystko robić musi zdalnie”. Piosenkarka trafnie zauważa, jak system zawodzi, gdy trzeba pomyśleć również o tych, którzy znajdują się poza nim i z ironią śpiewa w rytm „Mambo Italiano”: „Ej szambo, szambo wybiło, ej szambo!”. Wplątuje się w to jeszcze dziwna seksualność, gdy słyszymy, że w tramwaju (zwanym pożądaniem?): „Jedziemy złączeni w miłosnym trójkącie, / Anna, i ja, i gołe Witka prącie”, a w tle pobrzmiewa gra z polską sielskością: „To był maj, pachniała kwarantanna”. Utwór „Pusto” to znów powrót Peszek z czasów „Marii Awarii”, która uwielbia bawić się słowami i wyciągać z nich coraz to nowe znaczenia: „Chciałam być jak Obama, / a jestem pusta jak barak”. Martwić może trochę mało przychylny sposób mówienia o samej sobie: „Ale ty jesteś popierdolona”, bo przywodzi na myśl wyznania z albumu „Jezus Maria Peszek”, który był zapisem zmagań z problemami psychicznymi. Na szczęście dowiadujemy się, że nie jest tak źle, a artystka trzyma się z dala od kłopotów: „Ścieżka śnieżka nie dla Peszka, / dla mnie ścieżka zdrowia, / bo ja się bardzo boję pogotowia”. „Viva la vulva” to świetny hymn o sile kobiecości, w którym wyraźnie słychać zadziorność twórczyni i jej zamiłowanie do balansowania na granicy grafomanii. Jeżeli zaś tytuł skojarzymy z okrzykiem viva la revolución, znów wrócimy do utożsamienia rewolucji z kobiecością. I nie zapominajmy, że „człowiek człowiekowi siostrą”.

Album zamykają dwa bardzo gorzkie utwory. „Nic o Polsce” brzmi niemal jak kapitulacja: „To już nie moje miasto, / to już nie mój dom”, śpiewa zrezygnowana kobieta, która jeszcze szesnaście lat temu przechadzała się ulicami Warszawy i opiewała jej wyjątkowość. Jest to piosenka, w którą, nie ukrywam, trudno mi uwierzyć, bo nie pasuje zupełnie do Peszek – zazwyczaj zagrzewającej do walki o własne rozumienie patriotyzmu i brania odpowiedzialności za swój kraj. Z dystansem podchodzę do deklaracji „Nic nie będzie już o Polsce, / Polski we mnie nie ma”, bo nie potrafię sobie wyobrazić tej artystki ignorującej sprawy narodowe. Zresztą coraz trudniej napisać coś, co nie byłoby sprawą polską. Za to całkowicie zgadzam się z tym, że nasz kraj „musi do psychiatry”.

Niewątpliwie najtrudniejszą piosenką całej płyty jest ostatnia „Barbarka”, będąca sprzeciwem wobec milczenia Kościoła katolickiego w sprawie dzieci molestowanych przez księży. Bardzo spokojny sposób recytowania tekstu kontrastuje z jego treścią, pełną napięcia muzyką i krzykiem przewijającym się w tle przez cały czas trwania nagrania. Wypowiedź stylizowana jest na sposób mówienia dziecka, więc uderza obrazowość i prostota: „Temu panu kiedyś stanął nad brzegiem, / temu panu w czarnej sukience”. Przerażająco brzmi bezlitosne wyliczanie części ciała przy jednoczesnym krzyku pełnym rozpaczy: „Palce, język, pośladki, / wargi, usta, pachwiny, / skóra, ślina, ślina, amen, / odpuść nam nasze winy”. Oberwało się bardzo papieżowi Janowi Pawłowi II, bo nie dość, że Peszek bluźnierczo przerobiła jego ulubioną pieśń „Barkę”, to jeszcze oskarżycielskim tonem rzuciła: „Karol wiedział, nie powiedział, a to było tak…”. Nie jest to zresztą pierwszy raz, gdy podejmuje ona próbę demistyfikacji tej figury postawionej na piedestale w polskim dyskursie publicznym. Krążek „Ave Maria” to dokładnie coś, czego spodziewałem się po Marii Peszek. I absolutnie nie jest to zarzut przewidywalności, a raczej podziękowanie za spełnienie oczekiwań. Artystka zna swoich odbiorców i wie, czego od niej potrzebują. Oryginalne aranżacje muzyczne połączone z zaangażowanymi tekstami są jakąś formą pocieszenia w skomplikowanych czasach i próbą utrzymania wspólnoty wartości, którą piosenkarka stworzyła ze swoimi fanami już wiele lat temu. Sceptycznie podchodzę do deklaracji, że jest to ostatnia próba Peszek rozprawienia się z polskością, ale może to tylko myślenie życzeniowe. Mimo wszystko mogę stwierdzić spokojnie: bądź pozdrowiona Mario, nie umarłaś.

LITERATURA:

Federici S.: „Caliban and the Witch: Women, the Body and Primitive Accumulation”. New York 2004.

Lucjan i Maciej: „Make Life Harder. Przewodnik po polityce i nie tylko, ale też”. Warszawa 2016.

Żakowski J. [2012]: „Jacek Żakowski z Marią Peszek o Polsce i nowej płycie”. https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/1530689,1,jacek-zakowski-z-maria-peszek-o-polsce-i-nowej-plycie.read

Żakowski J.: „Polska musi do psychiatry”. „Polityka” nr 36/2021.
Maria Peszek: „Ave Maria” [Mystic Production, 2021].