ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (90) / 2007

Martyna Markowska,

WYJĄTKOWA HIPOKRYZJA

A A A
Zarówno „Asystent śmierci” Bronisława Świderskiego, jak i „Wyjątek” Christiana Jungersena skutecznie zniechęcają do bliższego zapoznania się z duńskim społeczeństwem. Coś w tym musi być, skoro na skandynawski system wartości pluje nie tylko sfrustrowany emigrant, ale i rdzenny, jasnowłosy Duńczyk. Wniosek z obu książek wyciągamy taki: Dania to kraj hipokrytów, duchowej i umysłowej mielizny, paranoi i problemów z określeniem własnej osobowości. Egzystencjalne dążenie to spełnienie życzenia „aby świat był bardziej higieniczny i bezproblemowy” (s. 149). Smutki zalewa się alkoholem, a na wewnętrzną pustkę, o ile zostanie uświadomiona przez którąś Dunkę czy Duńczyka, narzuca się szybko ideologię zen, wolontariat w Afryce czy jogę dwa razy w tygodniu. I po sprawie.

Niestety po lekturze „Wyjątku” Jungersena widać, że duńska literatura kumuluje wszystkie te wady. Niby próbuje wyjść poza „konsumpcyjny szit” i krytykować rozpieszczoną socjetę. Jednak efekt tych zabiegów jest mizerny. Nie sposób bowiem „wyjść z siebie i stanąć obok”, skoro po uszy tkwi się w skandynawskim stylu życia. Przykro mi, panie Jungersen, chciał pan stworzyć dzieło większe niż życie i o mało się to udało. Ostatecznie wyszedł przecież bestseller o ludobójstwie i o mobbingu, czyli opowieść o dużych i małych zbrodniach podszyta filozofią zła. Historia kilku pracowników pewnego kopenhaskiego centrum do spraw badania ludobójstwa rozłożona „na głosy” Iben, Malene, Camilli i Anne-Lise. Plan był prosty: trochę kryminału, trochę morału, trochę rozrywki w popularnym stylu, trochę lekcji historii na temat zbrodni wojennych. Szczypta freudyzmu, odrobina seksu, sporo mędrkowania, czyli to, co postrzegamy jako stereotyp amerykańskiej drogi do zdobywania wiedzy: ucząc bawi, bawiąc uczy.

Wyszła idealna lektura dla gospodyń domowych, które pewnego ranka, po wypraniu sterty brudnych skarpet, ugotowaniu obiadu i wykonaniu telefonów w sprawie przepisu na podwieczorek, pomyślały: „poczytałabym coś, ale dość już mam Jackie Collins. Jestem niezależną, nowoczesną kobietą. Mam mózg i wiem, że na świecie źle się dzieje. W końcu codziennie oglądam wiadomości telewizyjne. Udowodnię, że stać mnie na więcej”. Gospodyni domowa wyrusza więc do biblioteki i zasięga rady personelu. Personel daje jej Jungersena. Gospodyni domowa uradowana wraca do domu i czyta. A jest co czytać, bo „Wyjątek” to 620 stron, starannie przygotowanych, dopracowanych i miejscami wplatających teksty popularnonaukowe. Gospodyni domowa doznaje olśnienia. Zło tkwi w każdym z nas! Wszyscy jesteśmy zdolni do zbrodni! Wracającemu do domu mężowi relacjonuje fabułę: „Czy wiesz kochanie, jak straszny jest mobbing w pracy? Jak dobrze, że jestem w domu i nie muszę napotykać tych okropności świata, które czyhają na porządnych ludzi na każdym kroku. Jak dobrze, że mogę na ciebie liczyć i że te problemy nas nie dotykają”. Nawiasem mówiąc, ów mąż prawdopodobnie sam jest albo ofiarą, albo katem w machinie mobbingu, ale o tym cicho sza. Wróćmy do gospodyni. Czyta, czyta i nadziwić się nie może. Nie spodziewała się, że jest taka otwarta na świat, że jest w stanie tyle pojąć na temat skomplikowanych problemów, jak na przykład zbrodnie ludobójstwa. Widzi przecież, że bohaterowie, czyli ludzie, którzy na co dzień mają z tym do czynienia (choć fikcyjni), też miewają swoje przyziemne rozterki: choroby, kłopoty miłosne, doskwiera im samotność, a nawet schizofrenia, nazywana teraz syndromem DID (dissociative identity disorder).

Jungersen sprawnie manipuluje czytelnikiem: raz bombarduje opisami rzezi z czasów wojny bałkańskiej, raz wplata obyczajowe scenki z życia rodzinnego, nie szczędząc przy tym szczegółów. I tak dowiadujemy się, że bohaterowie nie słuchają muzyki ogólnie rzecz biorąc, ale słuchają Gotan Project czy Steely Dan. Kiedy jedna z postaci przygotowuje urodzinową kolację, czytelnik krok po kroku może delektować się opisem jej kuchennych poczynań. Pokuszę się o jeden obrazowy przykład: „Zupa się udała. Gęsta, niezbyt tłusta, a kawałki karczochów, które dodała w ostatniej chwili, mają odpowiednią konsystencję. Pieczeń z jelenia może odrobinę za długo stała w piekarniku, ale nie na tyle, by miało to jakieś znaczenie, a wino, które wybrał Henrik, idealnie pasuje do potrawy z grzybów” (s. 87). Nic zatem dziwnego, że to opus magnum rozrosło się do takich, rzekłabym gastronomicznych rozmiarów. Pamiętajmy bowiem, dla kogo przeznaczony jest „Wyjątek”. Gospodyni domowa, miłośniczka telewizyjnych programów kulinarnych, musi przecież utożsamić się z którymś z bohaterów, a płonne wydają się nadzieje, że obudzi się w niej instynkt strażnika obozów koncentracyjnych. Choć, jak uprzedza Jungersen, zło czai się w każdym z nas.

W poszukiwaniu istoty zła autor odbywa liczne wycieczki w sferę psychologii i antropologii. Jednak diabeł okazuje się nader konkretnym gwoździem do trumny duńskiego społeczeństwa. Jest nim emigrant ze słowiańskiej Europy. Czyżby Jurgensen zapragnął pobawić się w niegrzecznego chłopca skandynawskiej literatury? „Pokażę wam wszystkim, że jestem niepoprawny politycznie, podrażnię uchodźców”. Oczywiście zrobił to bez obsceny, balansując na granicy tabu i skandynawskiego przemilczania tematów niewygodnych. Raz pofolgował sobie na rozhisteryzowanych panienkach z dobrych domów, raz zaś na bałkańskich brutalach bijących duńskie kobiety i upijających się na umór (jakby Duńczycy stronili od napojów wyskokowych). Ostatecznie bowiem dziewczynki ze skrzywioną psychiką wychodzą na prostą, a serbscy kryminaliści lądują w pace. Przynajmniej u Jungersena. Jednak niepoprawność polityczna i artystyczna prowokacja są czymś innym niż bezmyślność czy przesąd. Prawda natomiast jest taka, że opinia na temat zdziczałych Słowian ma się w Skandynawii nieźle i nie zmienią tego żadne regulacje prawne, gadki o tolerancji i akcje integracyjne. Łechtanie duńskiej (czy ogólnie, europejskiej) middle class w sposób, jaki zrobił to Jungersen, ostatecznie dyskredytuje „Wyjątek”. Wiem, co mówię, w Finlandii jest tak samo. Co do Danii – sami widzicie. Kto nie wierzy, odsyłam do lektury wspomnianego na samym początku „Asystenta śmierci” Bronisława Świderskiego.
Christian Jungersen: „Wyjątek”. Przeł. I. Zimnicka. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2007.