ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (432) / 2021

Marcel Warbisch,

PATENT NA RÓWNOŚĆ (KATRINE MARÇAL: 'MATKA WYNALAZKU. JAK UPRZEDZENIA HAMUJĄ POSTĘP')

A A A
Kultowe pytanie: „Co by było, gdyby…” niemal zawsze wydaje się banalne, ponieważ kryje się w nim zdradliwa obietnica „odwrotu”. Jeżeli nawet jesteśmy w stanie wytwarzać fikcyjne i alternatywne historie, to nie zmieniają one dziejowych konsekwencji. Mimo wszystko w przypadku książki Katrine Marçal, szwedzkiej pisarki i dziennikarki od lat zajmującej się związkami pomiędzy ekonomią a myślą feministyczną, to pytanie jest nie tylko ciekawe, ale również zasadne i konieczne. Nie realizuje ono bowiem fikcjonalnej potencjalności, lecz stanowi raczej impuls do rozpoczęcia istotnej dyskusji na temat przekazu historycznego. Autorka książki „Jedyna płeć. O tym, dlaczego prześladuje cię homo oeconomicus i jak niszczy twoje życie, nie mówiąc już o światowej gospodarce” (wydanej w Polsce niemal 8 lat temu jeszcze pod nazwiskiem Kielos) zastanawia się nie tylko nad tym, w jaki sposób świat technologii i wynalazków wykluczył kobiety, ale również docieka, z jakimi konsekwencjami mierzymy się jako społeczeństwo globalne wobec niedopowiedzianych bądź wymazanych herstorii. „Matka wynalazku” to w końcu, jak stanowi podtytuł książki, opowieść o tym, jak nierówności oraz uprzedzenia hamują postęp. A blokują go znacznie.

Gdy Marçal pisze o dziejowym (niemal archetypowym) wynalazku, jakim jest koło, by opowiedzieć o pierwszych walizkach na kółkach (opatentowanie tego rozwiązania i jego rynkowe wdrożenie nastąpiło dopiero w latach 70.!), to sprawa tej innowacji nie jest dyskutowana pod kątem takich pojęć, jak funkcjonalność czy przydatność – co przecież na ogół ma miejsce podczas wprowadzania na rynek istotnych udoskonaleń. Rzecz dotyczyła innej kwestii, wyjątkowo niepozornej, bowiem kobiecości i męskości. I nie chodzi o sposób, w jaki autorka dowodzi swoich tez (jednych to przekona, a inni uznają, że to nieco wymyślne teorie), lecz raczej o silnie zniuansowane konteksty kulturowe, których stosunkowo często nie dostrzegamy. Jak np. ten, że swoboda podróżowania (a więc podróż kobiety bez asysty mężczyzny niosącego jej, jakże ciężkie, bagaże) to sprawa nieco absurdalnego, aczkolwiek swojego czasu zupełnie realnego, maczyzmu. Autorka pisze: „My, ludzie, nie potrafiliśmy po prostu dostrzec, że walizki na kółkach to genialny produkt, ponieważ nie zgadzało się to z naszym panującym wyobrażeniem męskości. I ex post oczywiście uważamy to za dziwaczne. Bo jakim cudem to koniec końców dość przypadkowe wyobrażenie, że »prawdziwy mężczyzna sam nosi swoją walizkę«, mogło być na tyle silne, by zablokować coś, co dziś widzimy jako dość oczywistą innowację produkcyjną” (s. 26-27).

Jak się okazuje, wystarczająco silne. Podobnie jak w przypadku wprowadzenia na rynek wózków sklepowych (te również nie przekonywały mężczyzn, którzy na ogół samodzielnie angażowali siłę własnych mięśni w przenoszenie zakupów swoich bądź partnerki). Jeżeli jednak sprawa uwikłania technologii w kwestie, sankcjonowanych kulturowo, norm płciowych wydawać się będzie komuś jedynie ilustracyjna i wybiórcza, to z każdym kolejnym rozdziałem autorka zdecydowanie precyzuje swój wywód. Świat wynalazków, a idąc za tym: produkcji i konsumpcji, nierówności płacowych, zajmowanych pozycji czy społecznej gratyfikacji (w tym społecznego uznania), jawi się jako spełniony, kapitalistyczny sen. Rzecz w tym, że proces wynalazczy nierzadko skrywa w sobie wykluczenie i oparty jest na męskiej mitologii. Gdy Karl Benz produkuje swój „bezkonny wóz” i chwilę później uznaje się go za twórcę motoryzacyjnego modelu biznesowego, to rzadko kiedy wspomina się o fakcie, że to jego żona, Bertha Benz, wyrusza samodzielnie owym wozem w niemal 90-kilometrową podróż z Manheimu do Pforzheimu.

Odnalezienie tej historii przez Marçal jest również wstępem do kolejnej, naznaczonej uprzedzeniami, opowieści, która brzmiałaby mniej więcej tak: prawdziwi mężczyźni podróżowali pojazdami paliwowymi, bo wymagało to siły i wprawy. Kobietom z kolei pozostały eleganckie pojazdy elektryczne, którym poruszać się miały w sposób dystyngowany i jedynie w celach rekreacyjnych. Uruchamiany korbą samochód benzynowy stanowił więc synonim męskości, zaś elektryczny pojazd miał być jedynie namiastką „prawdziwego” pojazdu. Tym bardziej, że konieczność ładowania tychże aut mniej więcej co 60 km, przy ówczesnej infrastrukturze, była wręcz niemożliwa do zrealizowania. Marçal kwituje: „Przecież kobieta nie musi jeździć zbyt daleko. To wręcz zaleta, że nie mogła dotrzeć nim zbyt daleko” (s. 39). Konsekwencje tak prowadzonej narracji są oczywiście ogromne, pisze autorka. Image „kobiecego” diesla, lansowanego przez producentów poprzez projekty oraz wzmacniany sloganami reklamowymi, doprowadził do zdecydowanie mniejszego zainteresowania pojazdami elektrycznymi. Powraca więc formuła potencjalności – gdyby nie uprzedzenia, być może padłoby na rozwiązania zdecydowanie bardziej ekologiczne i lepsze dla dzisiejszego świata. Formuła samochodu benzynowego stała się uniwersalna, bo też mężczyznę uznano za głównego beneficjenta rynku motoryzacyjnego. Podróż Berthy Benz z kolei, obnażająca mankamenty samochodów benzynowych, nie została przez dyskurs uwzględniona – wygrały nierówności.

Podobnych przykładów autorka wymienia oraz omawia wiele. Będzie to uczestnictwo kobiet w konstruowaniu skafandrów dla amerykańskich kosmonautów czy influencerski rynek dziejący się za pośrednictwem Instagrama (za przykład służą autorce Kylie Jenner i jej kosmetyczne imperium). Te przykłady innowacyjności, ale też niedostrzeżonej oraz strywializowanej pracy kobiet to jedno. Innym aspektem pracy Marçal, zdecydowanie ciekawszym, jest umiejętne odczytywanie tego, jakie skutki niosą owe nierówności. I nie chodzi tu bynajmniej o, złożone przecież, pojęcie „różnicy płciowej”. Autorka nie opiera swojej pracy na tak wnikliwej interpretacji filozoficznej. Chodzi raczej o namysł nad globalnymi konsekwencjami owych nierówności. Tak więc dla przykładu: praca kobiet nie jest doceniania, a co za tym idzie – jest nieopłacana bądź opłacana marnie, chociażby za sprawą pewnej, zupełnie pozbawionej logiki, myśli. Można się jej doszukać w narracji dziejowej, w której to przyjmujemy, że pierwszymi narzędziami zasługującymi na uznanie są te, które służyły zdobywaniu i grabieżom. Broń ciosana stanowi, jak pisze Marçal, cud techniki, ale autorka dodaje, że nie możemy założyć, jakoby pierwszymi narzędziami były te łowieckie. Pisze np.: „Prawdopodobnie to kobiety wpadły też na to, że produkty spożywcze można wędzić albo konserwować je w miodzie. Przypuszczalnie jako pierwsze zmajstrowały moździerz i żarna, wymyślały, jak można zbierać, transportować i przyrządzać jedzenie, a wszystko to było technicznie zaawansowaną aktywnością w absolutnej awangardzie ludzkiej wspólnoty” (s. 71). Dlaczego więc to, co zdaniem autorki zdecydowanie zasługuje na uznanie, zostało historycznie i kulturowe sprowadzone do roli mniej znaczącego dziedzictwa? To samo wydarzyło się z lnem czy ceramiką, bez których ludzkość by nie przetrwała. Odpowiedź, zdaniem Marçal, okazuje się stosunkowo prosta. Otóż narracja jest taka, że „rzeczy należące do świata kobiet z definicji nie mogą być techniką” (s. 73). Na przełomie wieku sukcesywnie odmawiało się kobietom prawa do uczestnictwu w tym, co stanowi przejaw znawstwa bądź eksperctwa.

Oczywiście wielu uzna, że chociaż to ciekawa opowieść, to opiera się na jakichś historycznych pozostałościach, czymś temporalnie zastygłym. Jestem jednak przekonany, że to nic bardziej mylnego. Nierówności płacowe, będące na ogół przejawem braku uznania, to efekt określonej narracji historycznej, w którą tak wielu wciąż wierzy. To oczywiste, że książka Marçal jest raczej potoczną, publicystyczną pracą, nie tekstem akademickim. Mimo wszystko odnoszę wrażenie, że to książka bardzo potrzebna, bo omawiająca kwestie wolności w sposób wyjątkowy przystępny. Nie odbiera to pracy Marçal wiarygodności, a jednocześnie uskutecznia przekaz. Może to dyskursywny patent na równość?
Katrine Marçal: „Matka wynalazku. Jak uprzedzenia hamują postęp”. Przeł. Mariusz Kalinowski. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2021.