ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (433) / 2022

Maria Janoszka,

ECHO ECHA (IWONA WĘGRZYN: 'WYCZERPANA TRADYCJA. SZKICE O LITERATURZE POLSKIEJ XIX WIEKU')

A A A
Praktyka nauczania szkolnego wytworzyła silnie spetryfikowany obraz XIX wieku w dziejach polskiej kultury: to stulecie dzielące się na trzy główne epoki literackie, „obsadzone” przez kilkanaście istotnych nazwisk – od Mickiewicza po Wyspiańskiego – a jego rytm wyznaczają powstaniowe cezury, po których następuje okres represji i rozliczeń, w czym żywotny udział bierze oczywiście także literatura piękna. Tak zaprojektowana „mapa” nie pozwala jednak dostrzec zjawisk, z których zdają sobie sprawę w zasadzie jedynie specjaliści, tymczasem to one kształtowały oblicze polskiej kultury pod zaborami jako jeden z jej istotnych nurtów, choć bynajmniej nie jedyny.

Bohaterami książki Iwony Węgrzyn nie są wielcy romantycy, lecz pisarze krajowi, reprezentujący zresztą w zdecydowanej większości poglądy konserwatywne: Henryk Rzewuski, Michał Grabowski, Józef Ignacy Kraszewski, Jan Barszczewski, Placyd Jankowski czy Zygmunt Kaczkowski i kilku twórców zupełnie już zapomnianych, a obok nich również historycy literatury, krytycy literaccy i publicyści: Stanisław Tarnowski, Julian Klaczko, Stanisław Koźmian. Brak tu demokratów, buntowniczej Cyganerii Warszawskiej, Narcyzy Żmichowskiej czy pisarek i pisarzy tworzących w obyczajowym nurcie biedermeieru. Uwagę badaczki przyciąga bowiem przede wszystkim problematyka wyczerpywania się dawnej tradycji szlacheckiej, upamiętnianej w cieszącym się dużą, choć krótką poczytnością gatunku gawędy czy w coraz popularniejszej powieści historycznej. Ów świat dawności utrwalany jest zgodnie z porozbiorowym imperatywem zachowania pamięci o przeszłości, lecz jednocześnie pisarzom krajowym towarzyszy melancholijna świadomość bezpowrotnej utraty dawnego dziedzictwa, którego nie ożywią nawet najobszerniejsze zbiory gawęd bądź barwne obrazy kresowego życia, kreujące tylko „echo echa” (s. 274). Sarmacki nurt ówczesnej literatury staje się więc podzwonnym dla tego, co odchodzi, a akt zapisu zostaje uwikłany w dialektykę zagłady i perseweracji – stara się zachować, zakonserwować lub odtworzyć zanikającą tradycję, lecz jednocześnie tworzącym go pisarzom towarzyszy nieusuwalna świadomość postępującego rozpadu.

Dobór omawianych tu autorów nie jest przypadkowy również z uwagi na ich postawy polityczne, co pozwala zrysować alternatywną wizję potyczek krajowych romantyków i ich następców z historią i teraźniejszością. A są to potyczki o wszystko – o interpretację przeszłości, postać współczesności i aktualną polską tożsamość, wreszcie o kształt przyszłości. Przeszłość okazuje się w tym ujęciu główną siłą determinującą indywidualną i zbiorową tożsamość, lecz również kategorią różnicującą, wyznaczającą linie podziałów pokoleniowych, czemu wymowne świadectwo dają słowa nekrologu Stanisława Tarnowskiego poświęconego Dezyderemu Chłapowskiemu, jednemu z dowódców w powstaniu listopadowym – w swym szkicu wspomnieniowym krakowski profesor kontrastuje wzorce patriotycznego heroizmu, które sam podziwiał, z żywymi wzorcami dostępnymi najmłodszemu pokoleniu: „Dziś co pokażemy młodszym albo jakim wspomnieniem oni się pochwalą przed jeszcze młodszymi od siebie? Powiedzą im, że w latach swego dzieciństwa i młodości widzieli smutne twarze i grzbiety zgarbione pod ciężarem mozolnych niczym nie rozjaśnionych usiłowań, że słyszeli imiona nie sławne i odgłosy walk nie rycerskich, nie chwalebnych, (…) doprawdy, chyba Bóg chce w swoich zakrytych zamiarach, żeby ci, co po nas nastąpią, więcej od nas żyli przyszłością” (s. 350). Wachlarz utworów analizowanych w tomie ujawnia skalę owego obezwładniającego naznaczenia przez historię i jednocześnie niestabilność czy brak zakorzenienia w teraźniejszości, jakby ziemie trzech zaborów zamieszkiwane były przede wszystkim przez wydziedziczonych, którym odebrano przeszłość, lecz zamknięto również drzwi do przyszłości.

Szkice Węgrzyn tworzą również konstelację problemów, które umocowane zostają nie w przestrzeni centralnej, blisko stolicy, lecz raczej na obrzeżach dawnej Rzeczypospolitej – bądź to wyobraźnia autorów krąży po Litwie, Białorusi czy Ukrainie, bądź oni sami związani są biograficznie z tymi rejonami (nie można zapomnieć też o Petersburgu – jego znaczenie jako ośrodka kulturowego ważnego także dla Polaków oczywiste jest dziś chyba tylko dla specjalistów); krakowska badaczka bada również pisarzy i publicystów „rodzimych” (krakowian), eksponując wzrastającą w drugiej połowie XIX stulecia rolę kulturową Galicji. Ta zmienna, skomplikowana mapa centrów kulturowych Polski XIX wieku przypomina, że okres pomiędzy powstaniem listopadowym a wystąpieniami pozytywistów warszawskich nie jest czasem pustki, którą tylko czasem zapełniają dochodzące do Polski głosy z emigracji, lecz mimo niesprzyjających warunków nieustannie toczy się tu życie rejestrowane w swej wielokształtności właśnie przez owych „prowincjonalnych” pisarzy. Ta zapomniana literatura może nie dorównywać kunsztem dziełom wielkich romantyków, jest jednak, jak pisze Węgrzyn, swego rodzaju sejsmografem zapisującym wszelkie drgnienia egzystencji małych i większych wspólnot (zob. s. 13).

Tom otwierają szkice poświęcone romantycznym gawędom, które w różnoraki sposób wykorzystują powtórzenie jako zasadę konstrukcyjną – przywołują znane obrazy przeszłości, nawiązują do krążących w obiegu społecznym anegdot, wreszcie na poziomie językowym w różnych funkcjach wykorzystują repetycje słowne czy strukturalne. W tej powtarzalności ukrywa się jednak nuta rozpaczy zrodzonej z doświadczenia rozpadu. Gest machinalnego powtórzenia przynależy do estetyki melancholii i wskazuje na zapętlenie w pewnej bezwyjściowości, która dla konserwatystów jest równoznaczna z uwięzieniem gdzieś pomiędzy ginącą przeszłością, wyczerpującymi się wzorcami a nieakceptowaną nowoczesnością. Tę sytuację dobrze obrazują dzieje recepcji „Pamiątek Soplicy” Henryka Rzewuskiego – zrazu przyjętych entuzjastycznie, w szczególności dzięki spotkaniom na żywo z gawędziarskim kunsztem autora, jednak dość szybko zapomnianych, czy to z powodu wyborów politycznych pisarza, czy z racji wzrastającego wrażenia martwoty całego cyklu: „Nie tylko [słowo gawędowe – M.J.] nie potrafiło ożywić umarłej przeszłości czy choćby tylko przekształcać jej w źródło energii dla współczesnych, ale monumentalizując przeszłość, sprzeniewierzało się prawdzie o sarmackim świecie” (s. 31).

Próba zakotwiczenia się w tradycji nie przynosi więc ukojenia ani tożsamościowego ugruntowania, lecz raczej poczucie istnienia „pomiędzy”, bez jasnego kształtu, gdyż stary zanika, a nowy jeszcze się nie wyłonił. Owe swoiste „dziady” (zob. s. 15–16) odprawiane przez pisarzy nurtu sarmackiego nie przynoszą bynajmniej trwałego, niezachwianego poczucia wspólnotowości – wręcz przeciwnie, wartości uznane za scalające okazują się w rzeczywistości złudne i puste, nic nie jest zaś w stanie powstrzymać rozpadu dawnych więzi. „Pamiątki Soplicy” i „Pamiętniki Bartłomieja Michałowskiego” Rzewuskiego czy „Szlachcic Zawalnia” Jana Barszczewskiego to pozycje, które – w intencji mając ożywiać to, co odchodzi – tylko utwierdzają melancholijne doświadczenie braku ukrywane pod eksplozją gawędziarskich narracji. Nie bez powodu badaczka przywołuje też w pewnym miejscu przykład pana Jowialskiego z komedii Aleksandra Fredry, której tytułowy bohater, staruszek mówiący właściwie tylko przysłowiami, bywa uznawany albo za udany, budzący rozrzewnienie „charakter” z przeszłości, reprezentujący dawną szlachetczyznę, albo za uosobienie całkowitej pustki i inercji mentalnej. Dodać można, że Dorota Siwicka proponowała tu również „ponowoczesny” klucz lektury (zob. Siwicka 1996), zwracając uwagę na imperatyw wiecznego powtarzania w świecie, w którym język nie odsyła do niczego innego poza sobą samym – te obserwacje zdają się dobrze korespondować z diagnozowaną przez Węgrzyn melancholią podszywającą twórczość gawędową i pisarstwo historyczne.

Dezintegracja starych tradycji i wartości, traktowanych przez wielu twórców utopijnie, jako pewien stały monolit, otwiera pole chaosowi i niepewności ontologicznej, epistemologicznej czy aksjologicznej. Obrazy tego zagubienia ujawniają się m.in. w twórczości Kraszewskiego, który w jednym ze swych zapomnianych dzieł, „Tomku Prawdzicu”, prowadzi bohatera przez różne obszary nowoczesności, coraz to pogłębiając jego alienację, zwątpienie i zagubienie, by ostatecznie odrzucił on współczesną filozofię i wrócił do dawnych wartości szlacheckich. Odrzucona wcześniej tradycja powraca więc jako źródło bezpieczeństwa i stabilizacji. Jeszcze wyraźniejszy obraz chaosu różnych idei i równoważnych postaw światopoglądowych czy stylów życia wyłania się z „Wieczorów wołyńskich”, w których różnorodna ocena przeszłości i współczesności nie przynosi programu pozytywnego ani nawet konsekwentnego, choć jednocześnie pozwala wybrzmieć wielu odmiennym, niewspółbieżnym głosom i opiniom.

Problematyka wyczerpywania się tradycji silnie zespolona jest oczywiście z pytaniami o tożsamość mieszkańców poszczególnych ziem, które to zagadnienia nabierają szczególnego znaczenia na ukraińskich stepach. Ów rozpad, jak pokazuje Węgrzyn, wiąże się nie tylko ze zmianami przynależności państwowej i systemu politycznego, z poczuciem zagrożenia kulturowego czy groźbą zapomnienia, „jak to drzewiej bywało”, lecz również z (powolną lub nagłą) utratą dominacji społeczno-ekonomicznej bądź symbolicznej na wielokulturowych terytoriach, takich jak Ukraina. W obliczu budzenia się świadomości narodowej Ukraińców oraz coraz częstszego i głośniejszego stawiania zarzutów polskiej szlachcie o opresyjne zachowania i stosowanie różnych form przemocy, łączony z tzw. szkołą ukraińską Michał Grabowski próbuje „naprawiać” w swych powieściach niszczejącą więź dwóch narodów, protestując przeciwko czarnemu obrazowi roli Polaków na Ukrainie. Węgrzyn udowadnia, jak mało przekonujące są te próby i do jakiego stopnia afirmacja heroicznej przeszłości podszyta jest melancholią i dogłębną świadomością bezpowrotności zerwania. Warto jednak podkreślić, że z perspektywy Grabowskiego ostatecznym ciosem dla polskiej dominacji na Ukrainie staje się uwłaszczenie chłopów, które na zawsze zmieni kształt tamtejszych stosunków społeczno-ekonomicznych. Zaduma nad odchodzącym światem to więc jednocześnie także lament nad utraconą władzą.

Utwory Grabowskiego „zdradzają” czasem swego autora, ewokując silniej sensy niekoniecznie przez pisarza zamierzone. Tak dzieje się w przypadku „Zamieci w stepach” – opowiadania opisującego powikłane relacje polsko-ukraińskie, gdzie to Ukraińcy pragną zemsty za doznane krzywdy. Mimo koncyliacyjnego zakończenia, sugerującego obopólne wybaczenie win, opowiadanie to, jak podkreśla Węgrzyn, o wiele silniej mówi o zerwaniu i zamknięciu wszelkich kanałów komunikacyjnych niż o przywróceniu dawnych wspólnotowych więzi. Wyobrażenie owej wspólnoty polsko-ukraińskiej jest zresztą całkowicie utopijne i przynależy do jednego z chętniej hołubionych przez kresową szlachtę mitów.

Badaczka analizuje także zabiegi mitologizacyjne, którym polscy pisarze poddali postać Mikołaja Bazylego Potockiego, żyjącego w XVIII wieku starosty kaniowskiego, znanego z patologicznego okrucieństwa, burd, gwałtów, orgii i pijatyk. Rekonesans badawczy ujawnił tu występujące u niemal wszystkich autorów nawiązujących do tej historii próby wybielenia wizerunku magnata, podejmowane zapewne z chęcią obrony polskiej „misji” cywilizacyjnej na wschodnich rubieżach (przeciwko zarzutom Ukraińców), a być może i w celu podtrzymania wizerunku hałaburdy-pokutnika, który ostatnie przeszło dwie dekady życia spędził jako zakonnik po nawróceniu i konwersji na grekokatolicyzm. To kolejny z dowodów ukazujących, że znaczna większość pisarzy krajowych nie tyle starała się ochronić obrazy przeszłości przed zatratą, ile dążyła do upamiętnienia określonej ich wersji, pokrzepiającej, pomijającej cienie i plamy. Wizerunki przeszłości okazują się narracyjnym konstruktem kreowanym nie w celu odtworzenia tego, co minione (możliwość owego pełnego, nieskażonego subiektywizmem odtworzenia dość szybko zaczęła zresztą budzić wątpliwości i pisarzy, i krytyków literackich), lecz by utrwalić celowo sprofilowaną ideowo wizję. Zabiegi te przypominają jednak próby konserwowania pustki, a ich zderzenie z rodzącą się twórczością ukraińską czy tematem ukraińskim w literaturze rosyjskiej ujawnia miałkość owych uroszczeń do obrony dobrego imienia jednostek, które na to nie zasługują – sam Grabowski, zbierając materiały do powieści „Pan starosta kaniowski”, zmuszony był zweryfikować swe opinie o Potockim i utworu nie dokończył (zob. s. 190).

Problem oceny i kreowania literackich wizerunków poszczególnych postaci historycznych prowadzi również do refleksji nad symboliczną hegemonią zapisanej w Trylogii wizji XVII-wiecznej Polski. Niejednokrotnie konfrontowano już „pokrzepiające serca” powieści Sienkiewicza z materiałami źródłowymi, by drobiazgowo wykazać odkształcenia, jakich dopuścił się pisarz, również w kreacji obu Radziwiłłów w „Potopie”, Węgrzyn aktualizuje tu jednak także dodatkowe konteksty literackie, przywołując powieść Rzewuskiego „Rycerz Lizdejko” – tu książę Bogusław przedstawiony zostaje w pozytywnym świetle: jako dobry zarządca swych dóbr, dbały o interesy Litwy – swej najbliższej ojczyzny. Węgrzyn konstatuje zresztą, że to historycy literatury zdają się być jedynymi przekonanymi o zdradzie Radziwiłłów, ta bowiem w świetle dostępnych źródeł historycznych może być interpretowana jako próba ocalenia Litwy przed grożącym jej najazdem moskiewskim (zob. s. 214–215). Powraca więc tu nie tylko zagadnienie narracji historycznej jako zideologizowanego konstruktu, lecz także szerszy – i wykraczający poza literaturę – problem interpretacji czynów określonych postaci życia publicznego, różny w przypadku Polski i Litwy.

Węgrzyn zebrała tu też opowieści o niespełnieniu: niezrealizowany pozostaje projekt „Litwinów” Placyda Jankowskiego, który rozpoczął akcję zbierania charakterystyk mieszkańców Litwy w bardzo szerokim przekroju społecznym, by utworzyć z nich zbiór szkiców fizjologicznych. Nekrologi czy mowy pogrzebowe Stanisława Tarnowskiego (napisał ich blisko sto) są zdaniem badaczki najciekawsze i najbardziej udane wtedy, gdy opisuje on zmarnowane biografie i kariery, niewykorzystany potencjał umiejętności i sił, poddaje więc symbolicznemu upamiętnieniu w słowie również te egzystencje „pomniejsze”, nieheroiczne w sensie wyróżniających zasług obywatelskich, lecz heroiczne w codziennych zmaganiach bytowych (zob. s. 340). Autorkę interesują również dzieła ostatnie: Rzewuskiego („Pamiętniki Bartłomieja Michałowskiego”) i Grabowskiego („Zamieć w stepach”), oraz refleksje galicyjskich konserwatystów nad powstaniem styczniowym jako narodowym samobójstwem, które w pełni wyeksponowało autodestrukcyjne rysy polskości. Pojęcia wyczerpywania się czy kresu obrastają tu więc bardzo różnymi znaczeniami.

Powstaje w ten sposób wizja polskiego wieku XIX jakby zamkniętego w zaklętym kręgu porażek, pomiędzy niedostępną, lecz idealizowaną przeszłością, niegościnną, napawającą obawami nowoczesnością a przyszłością, której pisarze nurtu sarmackiego nie umieją sobie wyobrazić w odcięciu od wyczerpanej tradycji. Odczuwana jest tragiczna presja mitów narodowych, a jednocześnie – jak pokazuje Węgrzyn – dochodzi do ugruntowania tych mitów, przekazywanych później jako nowa forma tradycji kolejnym pokoleniom. Dlatego też symboliczne wydają się obrazy typowych dla XIX-wiecznego Krakowa monumentalnych uroczystości pogrzebowych, które autorka przytacza jako kontekst dla sztuki nekrologicznej Tarnowskiego: rozbudowany ceremoniał, procesje, podczas których szlachta i przedstawiciele różnych cechów występują w tradycyjnych strojach, wreszcie oratorstwo funeralne – cała ta ożywiona sarmacka pompa funebris, całkowicie przecież anachroniczna w XIX wieku, zdaje się wyrażać potrzebę mitu jednoczącego przynajmniej na chwilę wyzutych z dziedzictwa Polaków, choć jednocześnie podkreśla zapatrzenie raczej w śmierć niż w życie oraz powierzchowność owej tęsknoty do przeszłości, skoro zaspokaja ją to, co zewnętrzne – strój bądź gest.

Ważny temat stanowią tu również alternatywne postawy polityczne bądź problematyka zdrady narodowej, o którą oskarżano Rzewuskiego, Grabowskiego i innych współpracowników „Tygodnika Petersburskiego”. Tradycyjne (i bardzo szkolne) utożsamienie romantyzmu z gorącym patriotyzmem i zaangażowaniem w działalność niepodległościową nabiera o wiele bardziej skomplikowanego charakteru, gdy uwzględni się sytuację w kraju, gdzie pod czujnym okiem cenzorów i tajnej policji trudniej o bezkompromisowość, a codzienna egzystencja znacznie częściej zmusza do poruszania się w sferze szarości, stąd też więcej, niż można by zakładać, narodowych „odstępców”. Wybór Rosji (choć może dokładniej: Petersburga) to także wybór kulturowy i ideowy – dla Józefa Juliana Sękowskiego, orientalisty i pisarza, prekursora fantastyki naukowej, porzucenie rodzinnej Litwy na rzecz północnej metropolii to wybór nowoczesności przeciwko polskości uporczywie trwającej przy zamierającej tradycji – tą samą nowoczesnością (ofertą kulturalną, ożywionym życiem intelektualnym, liczbą nowości wydawniczych) cieszył się przecież w latach 20. zesłany do zachodnich guberni Cesarstwa Adam Mickiewicz, skądinąd przeciwny nowoczesności rozumianej jako rozwój cywilizacyjny, postępujący triumf kapitalizmu czy porzucenie szlacheckiej obyczajowości i zakorzenienia w rytuale.

Istotne są tu również refleksje nad specyficzną w polskiej kulturze sytuacją biedermeieru, nurtu długo traktowanego jako opozycyjny wobec romantyzmu z uwagi na swą wyraźna sentymentalność, niebuntowniczość i przywiązanie do cnót domowych. Węgrzyn akcentuje rewizje ocen, do których doszło w ostatnich dekadach, i włącza w obręb wpływów biedermeieru również nurt sarmacki, a w szczególności twórców galicyjskich, podkreślając wzajemne przepływy i miejsca wspólne, jak w prozie Zygmunta Kaczkowskiego, gdzie obrazy tradycji szlacheckiej wyraźnie obliczone są na niesienie ukojenia przy jednoczesnej świadomości dylematów i wyzwań współczesności.

Choć autorka bierze pod lupę dzieła i pisarzy spoza głównego nurtu romantyzmu, niejednokrotnie całkowicie zapomnianych, nierozpoznawalnych dla dzisiejszego czytelnika, dostarcza i materiałów, i wielu cennych obserwacji do badań na strategiami mówienia o przeszłości, kształtowaniem pamięci zbiorowej i kulturowej czy nad próbami przepracowania traumy utraty przeszłości i traumy alienującej współczesności. Eksploracja tych mniej znanych obszarów polskiego piśmiennictwa, choć będących tylko częścią krajowego romantyzmu (z przyległościami), ujawnia rzadziej dostrzegane, a przecież nie mniej ważne źródła ciągle persewerujących w polskiej kulturze mitów narodowych.

LITERATURA:

Siwicka D.: „Śmiech jowialny”. W: „Trzynaście arcydzieł romantycznych”. Red. E. Kiślak, M. Gumkowski. Warszawa 1996.
Iwona Węgrzyn: „Wyczerpana tradycja. Szkice o literaturze polskiej XIX wieku”. Instytut Badań Literackich PAN – Wydawnictwo. Warszawa 2021 [seria: Studia Romantyczne].