ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lutego 4 (436) / 2022

Przemysław Piwowarczyk,

DZIEJE DZIELONE NA DWOJE (JACQUES LE GOFF: 'CZY NAPRAWDĘ TRZEBA DZIELIĆ HISTORIĘ NA EPOKI?')

A A A
Omawiana tutaj niewielka książeczka jest ostatnią pracą zmarłego w 2014 roku Jacques’a Le Goffa, jednego z najwybitniejszym historyków drugiej połowy XX wieku, którego praca na stałe zmieniła sposób rozumienia średniowiecza. Na język polski przełożono wszystkie najważniejsze (i kilka pomniejszych) dzieła Le Goffa, nie ma więc potrzeby przedstawiania ani autora, ani jego spuścizny. Skupmy się na samej książce, która jest opatrzonym przypisami i bibliografią esejem, nie zaś pracą ściśle badawczą – w samym tym nie ma zresztą nic złego. Esej ten jednak rozczarowuje. Le Goff pisze we wstępie, że jest to uwieńczenie jego długich badań, samodzielnie jednak książka się nie broni. Poszczególne wątki znalazły pełniejsze omówienie w innych książkach autora, zwłaszcza w „Długim średniowieczu” (zob. Le Goff 2007).

O ile pierwsze rozdziały książki zgodnie z tytułem faktycznie dotyczą zagadnienia periodyzacji jako takiej, to jej druga połowa skupia się na jednej konkretnej cezurze – na przejściu od średniowiecza do nie-średniowiecza – tej nowej epoce Le Goff nie nadaje zresztą własnego imienia. Autor stara się wykazać – całkiem przekonująco – że epoka zwana renesansem nie różni się w sposób zdecydowany od średniowiecza, którego koniec ten autor chce widzieć dopiero w połowie XVIII wieku. Jak widać po drodze, poza renesansem, unieważnia także inne epoki – nie odnosi się jednak do tego.

Choć Le Goff ostatecznie afirmuje periodyzację, która „pozwala objaśnić, w jaki sposób ludzkość organizuje się i ewoluuje w trwaniu, w czasie” (s. 181 – jest to ostatnie zdanie w zasadniczej części książki) – to de facto jego wywód periodyzację unieważnia. Istnieje bowiem tylko jedna cezura, ok. 1750, przejście od średniowiecza do postśredniowiecza, czy jak by tę epokę nazwać. Skądinąd w wywiadzie dla „L’Histoire” Le Goff wskazuje na lata 1750-1850, a ostatecznie nawet na lata pięćdziesiąte XX wieku, jako koniec średniowiecza (zob. Le Goff 2007: 47). Le Goff nie rozważa, czy owa nowa epoka powinna być dzielona na podokresy, a jeśli tak, to w jaki sposób. W rozmowie z Pawłem Rodakiem przedstawił się zresztą jako przeciwnik pojęcia „epoka nowożytna” (zob. Rodak 2009: 49-50).

Podobnie zresztą autor nie zastanawia się nad początkiem średniowiecza, choć w pewnym miejscu zaznacza, że długie średniowiecze można liczyć od III w. n.e. (zob. s. 9). Le Goff zauważa, że przejście między starożytnością a średniowieczem było nieostre, do tego stopnia, że sam ów okres przejściowy zasłużył w periodyzacji na własną epokę, „późną starożytność” (zob. s. 40). Jeśli jednak nie ma istotowej różnicy między X a XVII wiekiem, to tym bardziej nie ma jej między wiekiem I a X – nie widzę więc powodów, aby idąc za myślą Le Goffa, oddzielać średniowiecze od starożytności. Wydaje się, że rozumowanie autora zostaje sprowadzone do skrajności. Bo oto mamy periodyzację, która uwzględnia jedynie dwa zasadnicze okresy.

Jak wspomniałem początkowe partie poświęcone przednowoczesnym systemom periodyzacji oraz narodzinom nowoczesnego podziału dziejów (co Le Goff wiąże z nauczaniem historii – w szkołach i na uniwersytetach) są interesującymi minisyntezami. Rozdział „Narodziny renesansu” podobnie jest zamkniętą w sobie, bardzo interesującą całością. Później jednak wywód się gubi. Już następny rozdział, „Renesans dziś”, stanowi przegląd dwudziestowiecznych wizji renesansu w kluczowych dla tematu pracach historycznych. Ma on formę zapisu wrażeń z lektury, którym brak wyraźnego podsumowania. Dalej Le Goff rozwija wspomnianą już wyżej koncepcję długiego średniowiecza, argumentując przeciw wyjątkowości renesansu. I wydaje się, że podtytuł „Po co nam renesans?” oddałbym lepiej sprawiedliwość rzeczywistej zawartości książki.

Mimo wyraźnych słabości, esej formułuje ważne pytania. Przede wszystkim o ideologiczny charakter wszelkiej periodyzacji. Bieg czasu jest bowiem z natury ciągły i niezróżnicowany. To my dzielimy go na odcinki wedle jakichś kryteriów; „Periodyzacja historii nigdy nie jest działaniem neutralnym ani niewinnym” (s. 36) – pisze Le Goff.

Wydaje mi się zresztą, że nic lepiej nie pokazuje periodyzacji jako artefaktu dydaktyki historii (badania historyczne nie są tak do sztywnej periodyzacji przywiązane! – Le Goff jest tego w pełni świadomy) niż podział dziejów starożytnej Grecji. Na tym przykładzie można by pokazać doskonale przypadkowość używanego przez nas podziału dziejów, tworu daleko bardziej patchworkowego niż np. spójna średniowieczna koncepcja sukcesji imperiów. Epoka archaiczna i klasyczna w dziejach Grecji przeszły do historiografii z historii sztuki (podobnie zresztą jak renesans). Rozróżnienie to (oryginalnie bardziej złożone) wprowadził bowiem Johann Joachim Wincklemann. Epokę hellenistyczną określił Johann Gustav Bernhard Droysen przede wszystkim w odniesieniu do (wyobrażonych) dziejów duchowości i religii. Jego zdaniem bowiem epoka ta przyniosła stopnienie się (Verschmelzung) ducha greckiego i orientalnego, co utorowało drogę chrześcijaństwu. Odkrycie wysokorozwiniętej kultury epoki brązu pod koniec XIX wieku dodało do tego epokę mykeńską, wyodrębnioną w oparciu o kryteria archeologiczne, a po odczytanie pisma linearnego B w 1953 roku – także tekstowe. Wówczas pojawiły się leżące pomiędzy epoką mykeńską i archaiczną niepiśmienne „wieki ciemne” – analogia do „wieków ciemnych” wczesnego średniowiecza. Periodyzację dziejów greckich prędko przełożono na doświadczenie europejskie, z wiekami ciemnymi jako greckim średniowieczem, epoką archaiczną i klasyczną jako grecką nowożytnością i oświeceniem z ich tryumfem rozumu, wreszcie epoką hellenistyczną jako epoką imperiów i międzynarodowych elit w typie La belle époque. Gdyby chcieć rozmawiać o dylematach periodyzacji, na pewno lepiej byłoby opowiedzieć tę historię. Albo podyskutować o wspomnianej już „późnej starożytności” wynalezionej przez Petera Brauna właściwie jedną książką (zob. Brown 1991; oryginał 1971).

„Czy naprawdę trzeba dzielić historię na epoki?” nie jest najlepszą książką Le Goffa. Na pewno nie należy rozpoczynać znajomości z tym autorem właśnie od niej. Książka jest pełna erudycji i zawiera wiele smakowitych cytatów źródłowych. Zagadnieniem periodyzacji jako takim zajmuje się jednak zaledwie powierzchownie, a argumentacja za długim średniowieczem na pewno powinna być mocniejsza. Pełniejsze odpowiedzi można znaleźć we wcześniejszych pracach Le Goffa i omawiana książeczka ich nie zastąpi.

LITERATURA:

Brown P.: „Świat późnego antyku: od Marka Aureliusza do Mahometa”. Przeł. A. Podzielna. Warszawa 1991.

Le Goff J.: „Długie średniowiecze”. Przeł. M. Żurowska. Warszawa 2007.

Rodak P.: „Pismo, książka, lektura. Rozmowy: Le Goff, Chartier, Hébrard, Fabre, Lejeune”. Warszawa 2009.
Jacques Le Goff: „Czy naprawdę trzeba dzielić historię na epoki?”. Przeł. Wanda Klenczon. Wydawnictwo Aletheia. Warszawa 2022.