ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 października 19 (91) / 2007

Adam Wiedemann,

NIEOBECNA TERAŹNIEJSZOŚĆ

A A A
Pierwsza powieść Kaczanowskiego, „Bez końca”, dawała się czytać jako neopozytywistyczna proza „z życia fachowców”, jednakże w takim gładkim odczytaniu tkwił zasadniczy błąd, Kaczanowski bowiem w „przyjaznym czytelnikowi” środowisku umieszcza atrakcje na tyle dziwaczne bądź zadziwiające, że należy podejrzewać go raczej o pokątne uprawianie mikrometafizyki lub raczej podstępne wpuszczanie owego czytelnika w maliny pseudometafizycznej fantastyki, popartej zresztą całkiem jakoby realistycznymi obserwacjami.

I co tu teraz powiedzieć o „Awersji”, gdzie „cudowna i koszmarna” matka bohatera (wcale nie głównego, aczkolwiek to on jest autorem książki) zanalizowana została porządniej niż sławny zły ojciec z „Gnoju”, i to bez żadnych specjalnych analiz? Powieść społeczna? A gdzie tam, nawet nie psychologiczna. Kaczanowski podjął się karkołomnego zadania, by przedstawić historię swojej matki oczyma narratora wszechwiedzącego – i tutaj na pozór sprawdza się spostrzegawczość wytrawnego realisty, choć przecież w większości tych scen autor nie uczestniczył bądź uczestniczył jako małe dziecko, nie rozumiejąc. Wydaje się, że mamy do czynienia z beznamiętnym behawioryzmem, podczas gdy cały czas odchodzi tu ciężka robota wyobraźni, i to nastawionej na jakieś najwrażliwsze struny. Moment „autoterapeutyczny” w ogóle mnie nie interesuje, rezultat natomiast artystyczny budzi we mnie najgłębszy podziw i wręcz zazdrość, sam bym się nigdy na coś takiego nie zdobył, bałbym się, że coś sknocę, a w końcu opinia osób najbliższych więcej waży niż werdykt całych mas. Toteż podziwiam Kaczanowskiego w dwójnasób, bo pierwsza część jego książki jest jak dzwon, nie słychać w niej fałszywych tonów, nawet jeżeli przyjąć, że dnem tego tekstu jest „pierwotna mściwość”.

Druga część jakby trochę nie pasuje do pierwszej, jakkolwiek pierwszą kończy opatrzony datą dzienną koniec świata, po którym może nastąpić cokolwiek albo wręcz nic. Tym razem następuje dalszy ciąg dziejów, już nie tej samej kobiety, tylko dwóch nowych, jak gdyby jej pokrewnych, choć raczej nie spokrewnionych (mogłyby być jej wnuczkami?), jedna z nich nosi zresztą imię i nazwisko znakomitej poetki. Te dwie: Marta i Patrycja, najwyraźniej urodzone już w naszym stuleciu, to osoby kompletnie spętane przez życie (przy pozorach „wyzwolenia”), w których kołaczą się zaledwie jakieś resztki życia wewnętrznego – właściwie kompletne przeciwieństwa poprzedniczki, choć jakoś tam przez nią zapowiedziane. Pani Danka jest jak cyborg wysłany w inny czas, świat ludzi poczciwych; jej dziwna biografia to zapowiedź świata, który nastąpi.

Umieszczając akcję utworu wyłącznie w przeszłości i przyszłości, stwarza Kaczanowski klamrę, w której teraźniejszość jest „pustym miejscem”, wbrew panującej obecnie tendencji do pisania o tym, co dzieje się tu i teraz. Tym silniej jednak w jego książce objawia się współczesność jako czas Wielkiej Zmiany, przewartościowań tak potężnych, że postaci z pierwszej i drugiej części książki wydają się istotami odrębnych gatunków. Pod pozorem rozrywkowej lekkości i gatunkowej mieszanki ukrywa się w „Awersji” trudne do zaakceptowania i antyromantyczne przekonanie, że przyszłe światy będą dość okropne, no ale może trzeba starać się zrozumieć je już dziś, bo w końcu będziemy w nich starzy i samotni.
Adam Kaczanowski: „Awersja”. Prószyński i S-ka. Warszawa 2007.