ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (449) / 2022

Magdalena Kempna-Pieniążek,

NEKOLIPSA (THE WALKING CAT. APOKALIPSA ZOMBIE OCZAMI KOTA)

A A A
Polski podtytuł pierwszego tomu mangi Tomo Kitaoki: „Apokalipsa zombie oczami kota” jest mylący. Wspomnianą apokalipsę oglądamy ze zdecydowanie ludzkiej perspektywy – naszym przewodnikiem po świecie, w którym roi się od żywych trupów, jest wszak Jin Yahiro, sympatyczny everyman szukający swojej ukochanej żony. Biały kot o imieniu Yuki wplątuje się w tę historię – podobnie jak w historie innych bohaterów – przypadkowo, ale jego obecność będzie miała dla Jina (oraz dla fabuły) fundamentalne znaczenie. W końcu koty (zwłaszcza japońskie) nie tylko chadzają własnymi ścieżkami, lecz także mają niezwykłą umiejętność przekształcania ścieżek ludzkich.

Tomo Kitaoka najwyraźniej doskonale zna reguły gatunku, który z braku lepszych określeń nazywamy apokalipsą zombie. Niczym w klasykach takich jak „Noc żywych trupów” (1968), zaczyna snuć swą historię in medias res – w przypadkowo (wydawałoby się) wybranym punkcie na mapie popadającego w ruinę świata. Na nieco ponad 150 stronach pierwszego tomu wybrzmiewają motywy, które stanowią swoiste must-have w każdym szanującym się zombie-świecie: jest tu owiana legendą wyspa, gdzie gromadzą się ocalali; jest naukowiec prowadzący badania nad epidemią; są, oczywiście, sceny morderczych (czasem nierównych) pojedynków z żywymi trupami, nie ma za to – znowu: w duchu klasyki – jednoznacznego wskazania na źródło katastrofy. Utartymi konwencjami Tomo Kitaoka posługuje się w sposób sprawny, choć w żadnej mierze nie nowatorski. Nie szkodzi. W końcu nie o redefiniowanie czy poszerzanie granic gatunku tu chodzi, lecz o to, by skrzyżować go z potężnym w Japonii, a na naszym rynku dopiero rozpoznawanym, nurtem kociej mangi.

Reguły tej ostatniej Tomo Kitaoka zdaje się znać równie dobrze, co prawidła apokalipsy zombie. Jego Yuki jest kotem charakternym i charyzmatycznym – nie pierwszym lepszym dachowcem, lecz białym kocurem potrafiącym wprawić w ruch pazury i nadstawić karku w walce z żywymi trupami. Swoje przywiązanie do Jina okazuje we właściwy sobie sposób – wymiotuje do jego plecaka i co prawda daje się głaskać po walce, ale na inicjowane przez ludzkiego towarzysza pieszczoty reaguje bolesnymi ugryzieniami. Chociaż trudno uznać go za „słodziaka” w stylu wypromowanej w Japonii estetyki kawaii, to niejednokrotnie pręży się i mruży oczy w sposób, który wydobędzie westchnienie z piersi niejednego kociarza. I chociaż nominalnie to nie on jest głównym bohaterem tomu, to z pewnością nie można mu odmówić podmiotowości i sprawczości.

Ktoś zapytałby może: dlaczego kot? W tak skonstruowanej fabule równie dobrze mógłby pojawić się wątek dziecka lub innej bezbronnej istoty, którą w czasie apokalipsy można się albo bezwarunkowo zaopiekować, albo porzucić ją na pastwę losu (i stawić czoła wszelkim moralnym i psychicznym konsekwencjom tego czynu). Wybór zwierzęcia wcale jednak nie okazuje się ekscentryczny, biorąc pod uwagę to, jak silna we współczesnej Japonii jest fascynacja kotami. Zanim zatem ktoś zacznie utyskiwać na finał pierwszego tomu „The Walking Cat” (którego w tym miejscu nie wypada zdradzać), niech przeczyta (lub przynajmniej przekartkuje) książkę Manami Okazaki „Land of the Rising Cat. Japan’s Feline Fascination” (2019) albo obejrzy film „Kot, nasz towarzysz” (2009) Myriam Tonelotto.

Jako wierna (choć nie bezkrytyczna) czytelniczka „Starszego pana i kota” Umi Sakurai, doceniam milczenie Yukiego. Inaczej niż w przypadku Fukumaru, bohatera wspomnianej mangi, osobowość kota przygarniętego przez Jina poznajemy nie za sprawą monologów wewnętrznych, lecz podejmowanych działań, wymownych spojrzeń i ułożenia uszu. Z kolei jako miłośniczka komediowego serialu „Neko Zamurai” (2013-2015) (kto nie oglądał, niech żałuje!) nie mogę nie docenić dyskretnie budowanej wokół Yukiego aury tajemnicy. Co prawda zwierzęcy bohater „The Walking Cat” nie jest zwierzakiem aż tak „mistycznym”, jak podejrzewany o demoniczne moce Tamanojo, ma jednak w sobie coś pociągającego, co może zachęcić do śledzenia jego losów w kolejnych tomach serii.

Z przywołanymi tu tytułami mangę Tomo Kitaoki łączy jeszcze jedna specyficznie japońska cecha: inaczej niż na Zachodzie, gdzie koty wciąż kojarzone są głównie z kobiecością (wszak to odwieczni kompani wiedźm i innych samotniczek z wyboru bądź z przymusu), w japońskiej popkulturze bardzo często towarzyszą one mężczyznom. Pogrążony w żałobie po żonie, niezdolny do kontynuowania kariery wybitny pianista Fuyuki Kanda („Starszy pan i kot”), bezskutecznie szukający nowego zatrudnienia ronin Madarame Kyutaro („Neko Zamurai”) oraz przeżywający chwile zwątpienia w swojej wędrówce przez zombieland Jin Yahiro („The Walking Cat”) mają ze sobą sporo wspólnego: to mężczyźni bez kobiet, którzy porzucili lub utracili swoje partnerki, a tracąc je, równocześnie zgubili poczucie sensu i własnej wartości. Determinacja, z jaką Jin poszukuje swojej Satoko, pod pewnymi względami wydaje się inną twarzą nieutulonego smutku pana Kandy oraz głębokiego wstydu Madarame Kyutaro, uważającego, że jako bezrobotny samuraj nie zasługuje na miłość żony i córki. Mówiąc krótko: neko-motyw* bardzo często towarzyszy w japońskiej popkulturze wątkom kryzysu męskości oraz redefiniowania kobiecości: wszak rezolutne kocury takie jak Fukumaru, Tamanojo czy Yuki zajmują miejsca do tej pory okupowane przez (teraz nieobecne) partnerki samotnych i smutnych mężczyzn. Wątek ten aż prosi się o socjologiczną analizę, która mogłaby pokazać źródła ciekawej korelacji, na mocy której doświadczanym obecnie przez japońskie społeczeństwo przemianom ról społecznych i genderowych towarzyszy ewolucja toposu kota, jeszcze kilkadziesiąt lat temu bardziej znanego ze swoich magicznych i demonicznych wcieleń – przykładem pierwszego jest „Podniebna poczta Kiki” (1989) Hayao Miyazakiego (godna polecenia widzom w każdym wieku), drugiego natomiast – kultowy „eksperymentalny” horror „Dom” (aka „Hausu”, 1977) Nobuhiko Obayashiego (godny polecenia jedynie poszukiwaczom najdziwaczniejszych filmów świata).

Fabularnie skromna opowieść zawarta na kartach „The Walking Cat” zdecydowanie zyskuje w świetle wspomnianych tu kontekstów. Zaproponowana przez Tomo Kitaokę fuzja apokalipsy zombie i kociej mangi może być oczywiście odbierana jako czysto koniunkturalna próba wpasowania się w dwa bardzo dochodowe fenomeny: motyw żywych trupów oraz japońską obsesję na punkcie kotów. Z pewnością jednak manga ta jest nie tylko gatunkową hybrydą, lecz także reprezentantką niezwykle interesującego nurtu współczesnej kultury Kraju Kwitnącej Wiśni, w którego ramach powstają kocie nekropolie, centra kociej akupunktury czy kocie kawiarnie (oferujące możliwość głaskania „zatrudnianych” tam zwierzaków), a fotografowie i youtuberzy prześcigają się w tworzeniu tak ekscentrycznych realizacji, jak seria „Nekozushi” prezentująca śliczne kociaki spoczywające na apetycznie wyglądającym posłaniu ryżowym. Szkoda tylko, że nigdy nie dowiemy się, co o tym wszystkim myślałby Yuki.



* W języku japońskim leksem neko oznacza kota.
Tomo Kitaoka: „The Walking Cat. Apokalipsa zombie oczami kota” („The Walking Cat”). Tłumaczenie: Amelia Lipko. Waneko. Warszawa 2022.