PRZESUŃ SIĘ, SOLNIT, ZRÓB MIEJSCE... (REBECCA SOLNIT: 'WSPOMNIENIA Z NIEISTNIENIA')
A
A
A
Rynek wydawniczy w Polsce ostrożnie obchodzi się z literaturą feministyczną. Trafnie zauważa to Paulina Małochleb – tłumaczone są dzieła głównych postaci teorii feministycznych i jedynie ich najbardziej reprezentatywne prace (zob. przekroj.pl). Wobec tak rysującej się sytuacji Rebecca Solnit zdaje się mieć wyjątkowe względy. Już pięć z prawie dwudziestu jej książek zostało przetłumaczonych w Polsce. Niedawno czasopismo „Znak” poświęciło jej cały numer. Za jej najważniejszy, a przynajmniej najbardziej poczytny esej uznaje się „Jak mężczyźni objaśniają mi świat”, który niedługo po opublikowaniu stał się viralem.
Solnit jest amerykańską eseistką, która pisze o sztuce, filozofii i kulturze. Ostatnio porusza głównie najbardziej alarmujące problemy – przemoc wobec kobiet, aborcja, katastrofa klimatyczna, wojna w Ukrainie. Jej książki spotykają się w Polsce z pozytywnym odzewem, wręcz pewnym kultem. Krytycy wspominają, że książki Solnit osiągnęły status obowiązkowych dla każdego intelektualisty. Uważam, że opinia ta jest przesadzona i konkretniejsze byłoby stwierdzenie, że autorka stała się ikoną grup określanych jako woke w mediach społecznościowych. W Stanach Zjednoczonych doczekała się już godnej jej popularności krytyki. Warto tu chociażby przytoczyć artykuł Viviene Fairbank „Why I don’t read Rebecca Solnit” (zob. thewalrus.ca) i recenzję „Wspomnień z nieistnienia” Camille Jacobson (zob. clereviewofbooks.com).
„Wspomnienia z nieistnienia” są najnowszą książką przetłumaczoną na język polski, wydaną w krótkim czasie od premiery na rynku amerykańskim. Solnit wraca w tej publikacji do swojej młodości, poszukując w ówczesnej sytuacji politycznej, stosunku do przemocy wobec kobiet, muzyce i literaturze głównych czynników, które ukształtowały ją jako kobietę i pisarkę.
Książka zaczyna się od angażującego opisu biurka, przy którym od czasów studiów powstają teksty autorki. Pomysł ten pożycza eseistka od Billa deBuysa, który wychodząc od opisu biurka, przechodzi do pełnych zachwytu opisów przyrody. Solnit jako kobieta nie miała szczęścia mieć takich skojarzeń. Zamiast nich opowieść o meblu przechodzi do opisu przerażającej przemocy, jakiej doznała przyjaciółka pisarki, która sprezentowała jej to biurko.
Na wspomnienia Solnit i osobiste pisarstwo liczyła zapewne niejedna czytelniczka. Uprzedzam jednak, że Amerykanka nie pozwala sobie na szczegółowe opisywanie swoich doświadczeń. Przytacza je jedynie po to, żeby wyjść do bardziej ogólnych przeżyć kobiet. Nie znajdziemy w książce terapeutycznych zwierzeń, które według Solnit są elementem narcystycznej kultury, skupionej na własnym „ja”, od której stara się dystansować. Łączy się to z jej przekonaniem wyrażonym w książce „Cała nadzieja w mroku”, że zamiast działać w pojedynkę, powinniśmy wpływać na świat zbiorowo. Własne przeżycia okazują się ważne tylko wtedy, kiedy mogą prowadzić do zrozumienia innych.
Twórczość eseistyczna Solnit dlatego stała się tak popularna, że odpowiada na problemy współczesności, które odczuwane są codziennie – beznadzieja, poczucie pustki i brak sprawczości. Solnit daje nadzieję, że coś można zmienić, że jeszcze nie wszystkie karty są rozdane. Zamiast mówić o konieczności zmian w prawie i ustawodawstwie, nawołuje do zrewolucjonizowania codzienności – a to zajęcie dla każdej kobiety, nie tylko dla specjalistki.
Sposób prowadzenia narracji przez Solnit przypomina trochę spacerowanie bez celu, z którego czerpiemy tym więcej, im częściej się zgubimy. Obraca po wielokroć tę samą myśl i rozpisuje ją na różne sposoby. Eseistka odważnie balansuje na granicy kiczu i patosu w doborze metafor, tworząc dzięki temu oczarowujące historie.
„Wspomnienia z nieistnienia” to opowieść o dorastaniu w patriarchacie, w którym kobiety są przekonane, że w końcu stanie im się krzywda. Solnit opisuje, w jaki sposób doszła do własnego głosu poprzez pisarstwo i ile znaczy dla niej dzisiaj, że może zachęcić do nazywania po imieniu tego, co spotyka młode kobiety na co dzień. Książka jest także zapisem jej pisarskich doświadczeń – niedających wiele nadziei początków, sabotujących ją pracowników wydawnictw oraz pasjonujących momentów zbierania materiału do kolejnych publikacji. Solnit dzieli się z nami tym, jakimi meandrami biegło jej życie, aby mogła stać się dzisiejszą sobą. Dziękuje przy tym wszystkim napotkanym w jej życiu osobom, wśród których szczególne miejsce zajmuje pewien mężczyzna, który uciekł się do drobnego oszustwa, żeby mogła zamieszkać w małym mieszkaniu i poprawić znacząco swój standard życia. To był jej „własny pokój”, który zajmowała przez kolejne 15 lat i w którym powstawały jej eseje.
Solnit jasno wyraża w książce swój cel. Chce uchronić wiele kobiet od przemocy w całym jej zakresie, robiąc właściwie jedną rzecz – nazywać ją. Oznacza to rozpoznawać ją i określać, czasami domyślać się jej przyczyn. Móc nazwać coś, co przez długi czas było niezrozumiałe przez innych, co sprawiało, że kobiety czuły się gorsze, uciszane i skrzywdzone, to istotny sposób na znalezienie sojuszniczek, na doznanie poczucia, że problemy, które dotykają kobiety, są rzeczywiste i uznawane jako pełnoprawne doświadczenie przez innych. Nazywanie pomaga. W końcu można zwrócić komuś uwagę, opowiedzieć o krzywdzie i zostać wysłuchanym. Solnit opowiedziała Agnieszce Graff podczas wywiadu, że podczas pisania „Wspomnień z nieistnienia” doszła do wniosku, że głównym tematem jej eseistycznej twórczości nie była przemoc, jak twierdziła do tej pory, ale odzyskiwanie głosu (zob. playkrakow.com). Solnit odzyskiwała go poprzez nazywanie, a wraz z nią odzyskiwały głos kobiety, które były zaangażowane w czytanie jej esejów i komentowanie ich.
Twórczość Solnit jest nierozerwalnie złączona ze światem mediów społecznościowych, po pierwsze, z dość oczywistego powodu, że jej teksty pojawiają się na stronach internetowych czasopism, a użytkowniczki mogą je swobodnie komentować i udostępniać innym, ale przede wszystkim dlatego, że jej twórczość przypomina typowe dla mediów społecznościowych formy. Sposób opowiadania Solnit jest anegdotyczny, a myśli, które wyraża, ubiera w ciągle to inne historie i słowa. Niektórzy krytycy tworzą z tego zarzut. Taki sposób prowadzenia wywodu nie pozwala na pogłębienie tematu. Wydaje się, że Solnit nie zależy na tym, żeby jakiś problem omawiać szczegółowo, żeby szukać jego przyczyn, żeby wychodzić poza nazywanie w kierunku analizy. Podzielam to zdanie: mimo że wielość powtórzeń z pewnością ma swoje zalety – przede wszystkim ugruntowuje daną myśl, pozwala jej się stać oswojoną – to książki Solnit rozczarowują mnie głównie dlatego, że nie dostaję nic więcej niż nazwanie problemów. Wiele z przytoczonych w książce anegdot kończy się wtedy, gdy bohaterki odzyskują głos. Solnit nie zadaje sobie trudu, aby zapytać, co było dalej.
Choć autorka traktowana jest przez krytyków jako przedstawicielka „czwartej fali” feminizmu, trudno szukać u niej przemyśleń na tematy najbardziej charakterystyczne dla tego nurtu myślenia i zarazem najbardziej kontrowersyjne w oczach opinii publicznej, jak np. transfeminizm. Tematy, które przywołuje, są bardzo uniwersalne. Solnit stara się dotrzeć do czegoś, co stanowi ogólne doświadczenie kobiet. Mówi np. o tym, że nigdy nie padła ofiarą przemocy seksualnej, ale stale była gotowa na to, że kiedyś ją to spotka – i to właśnie z tej potencjalności i zastraszenia autorka czyni klucz do doświadczeń ogromnej liczby kobiet. Nie mogę nie wspomnieć o tym, że Solnit w książce stwierdziła, że w tej chwili boi się mniej tego, że zostanie ofiarą napaści. Rozważa: „Może z wiekiem przestała[m] się nadawać na cel ataków” (s. 239). Po tym następuje przytoczenie jeszcze kilku możliwych powodów. To zdanie dość dobitnie pokazuje coś, co widać także w innych jej książkach – są one adresowane głównie do młodych kobiet i to przez nie są najszerzej komentowane. Nie muszę wspominać czytelniczkom, że sprowadzenie gwałtu do problemu atrakcyjności wynikającej z młodego wieku ofiary to powielenie stereotypów utkanych wokół przemocy na tle seksualnym (statystyki prowadzone przez GUS, choć zapewne nie oddają rzeczywistej skali problemu, wskazują, że ofiarą gwałtu padają najczęściej kobiety między 30 a 49 rokiem życia; liczba ofiar wśród kobiet po 50 roku życia nie jest uderzająco mniejsza od liczby ofiar wśród dwudziestolatek [zob. stat.gov.pl]). Solnit nie tylko nie włącza do swojej opowieści starszych kobiet, ale wręcz ogranicza możliwość doznania przemocy do grupy młodych dziewczyn, negując doświadczenie osób starszych.
Myśl feministyczna Solnit kończy się tam, gdzie jej osobiste doświadczenia. Nawet wtedy, kiedy dotyczą poruszanych przez nią tematów. Fairbank twierdzi, że główna myśl autorki „Całej nadziei w mroku” sprowadzona zostaje do tego, że zabranie głosu jest koniecznością, które jest wyzwalające i pozytywne (zob. thewalrus.ca). Nie zauważa Solnit, że istnieją kobiety, które padły ofiarą ostracyzmu i doznały upokorzenia po tym, gdy opowiedziały o przemocy, jaka została im wyrządzona i o swoim oprawcy. Kobiety, które występują przeciwko swoim bliskim, pracodawcom i członkom różnych wspólnot religijnych, mierzą się z poważnymi skutkami upublicznienia doznanych przez siebie krzywd.
Poważny zarzut w kwestii wystarczalności nauki nazywania i głośnego opowiadania o przemocy wobec kobiet jako sposobu rozwiązania problemu znajdujemy także u Catherine Malabou, która w książce „Wymazana przyjemność” pisze: „(…) zapobieganie jednemu rodzajowi wymazywania zawsze może oznaczać wymazywanie w inny sposób. Bo czy rozpoznawanie jakiejś rzeczywistości nie jest jednocześnie jej zapominaniem? Czy akt naświetlania nie jest aktem przemocy?” (Malabou 2021: 14). Malabou dowodzi swojej racji, przytaczając wiele dowodów, wśród których znajduje się ten, że wiedza na temat klitoris i przemocy, jaką jest obrzezanie wśród kobiet, nie doprowadziła do znaczącego wyeliminowania problemu.
Solnit zostawia kobiety same tuż po tym, gdy opowiedzą o doznanej przemocy. Skazuje ich dalsze, niezwykle przykre doświadczenia na tytułowe nieistnienie. Pobieżnie przechodząc przez problem napaści seksualnej, przedstawia temat jako dotyczący tylko młodych dziewczyn. Solnit jest to potrzebne do budowania historii – chodzi przecież o to, żeby pokazać, że życie dorosłej kobiety jest rezultatem tych młodzieńczych doświadczeń. Czy jednak ograniczenie czynników kształtujących nasze życie, charakter i tematy, które nas zajmują, zależą tylko od tych wydarzeń naszych wczesnych lat?
Również Agata Sikora skomentowała ruch #MeToo, w który Solnit wpisała się ze swoimi ideami, a nawet go wyprzedziła: „Od #MeToo i tamtej rozmowy minęły już niemal cztery lata. Harvey Weinstein trafił do więzienia, Bill Cosby już z niego wyszedł. Kolejne sprawy ujawnionej przemocy przelatywały jak meteory przez przestrzeń publiczną – płonąc w gwałtownym rozbłysku zbiorowych emocji, wypalając się na salach sądowych, w gąszczach procedur, by spaść – nie wiadomo jak, nie wiadomo gdzie, bez morału” (miesiecznik.znak.com.pl).
Co proponuje Solnit po tym, gdy kobieta opowie o doznanej krzywdzie? Ja nie znajduję podczas lektury esejów tej autorki żadnych wskazówek.
Krytyka Solnit jest trudna, bo pisze ona o sprawach, z którymi każda feministka po prostu musi się zgodzić. Skoro tak, co otrzymujemy przy lekturze tych esejów? Czy jest to tylko upowszechnienie postaw feministycznych? Cóż z tego, jeżeli nie potrafimy tych podstawowych opisywanych przez nią kwestii sproblematyzować. Jak je w takiej sytuacji obronić? Solnit pokazuje, że wszystko jest proste i możliwe, tym samym usypia naszą uwagę, rozleniwia nas w walce o równość. Potrafi inspirować, ale zawodzi, gdy w końcu zbierzemy się do walki.
Małochleb, recenzując książki Solnit i komentując wydawnictwa feministyczne na polskim rynku, parafrazuje tytuł artykułu, który ukazał się w „San Francisco Chronicle” – „Posuń się, Didion, zrób miejsce Solnit” (przekroj.pl). Ze względu na wciąż jeszcze konserwatywne podejście do feminizmu w Polsce tworzy hasło „przesuń się, de Beauvoir, zrób miejsce Solnit”. Być może jednak należałoby powiedzieć: „przesuń się, Solnit, zrób miejsce…” – tylko komu? Nie muszę jeszcze wiedzieć, ale samo to otwarcie powoduje, że jestem gotowa na ściągnięcie Solnit z piedestału i wypatrywanie innych myślicielek.
LITERATURA:
„Co z tym patriarchatem? Spotkanie z Rebeccą Solnit”. https://playkrakow.com/vods/vod.1602.
Fairbank V.: „Why I don’t read Rebecca Solnit”. https://thewalrus.ca/why-i-dont-read-rebecca-solnit/.
Jacobson C: „Looking backward on the peculiar of Rebecca Solnits »Recollections of my Nonexistence«”, https://www.clereviewofbooks.com/home/2020/5/28/looking-backward-on-the-peculiar-thinness-of-rebecca-solnits-recollections-of-my-nonexistence.
Malabou C.: „Wymazana przyjemność. Klitoris i myślenie”. Przeł. A. Dwulit. Kraków 2021.
Małochleb P.: „Rebecca Solnit. Portret kobiety za biurkiem”. https://przekroj.pl/kultura/rebecca-solnit-portret-kobiety-za-biurkiem-paulina-malochleb.
„Ofiary gwałtu i przemocy domowej”. https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/wymiar-sprawiedliwosci/wymiar-sprawiedliwosci/ofiary-gwaltu-i-przemocy-domowej,1,1.html.
Sikora A.: „Nie chodzi o zemstę”. https://www.miesiecznik.znak.com.pl/agata-sikora-o-nussbaum-nie-chodzi-o-zemste/.
Solnit jest amerykańską eseistką, która pisze o sztuce, filozofii i kulturze. Ostatnio porusza głównie najbardziej alarmujące problemy – przemoc wobec kobiet, aborcja, katastrofa klimatyczna, wojna w Ukrainie. Jej książki spotykają się w Polsce z pozytywnym odzewem, wręcz pewnym kultem. Krytycy wspominają, że książki Solnit osiągnęły status obowiązkowych dla każdego intelektualisty. Uważam, że opinia ta jest przesadzona i konkretniejsze byłoby stwierdzenie, że autorka stała się ikoną grup określanych jako woke w mediach społecznościowych. W Stanach Zjednoczonych doczekała się już godnej jej popularności krytyki. Warto tu chociażby przytoczyć artykuł Viviene Fairbank „Why I don’t read Rebecca Solnit” (zob. thewalrus.ca) i recenzję „Wspomnień z nieistnienia” Camille Jacobson (zob. clereviewofbooks.com).
„Wspomnienia z nieistnienia” są najnowszą książką przetłumaczoną na język polski, wydaną w krótkim czasie od premiery na rynku amerykańskim. Solnit wraca w tej publikacji do swojej młodości, poszukując w ówczesnej sytuacji politycznej, stosunku do przemocy wobec kobiet, muzyce i literaturze głównych czynników, które ukształtowały ją jako kobietę i pisarkę.
Książka zaczyna się od angażującego opisu biurka, przy którym od czasów studiów powstają teksty autorki. Pomysł ten pożycza eseistka od Billa deBuysa, który wychodząc od opisu biurka, przechodzi do pełnych zachwytu opisów przyrody. Solnit jako kobieta nie miała szczęścia mieć takich skojarzeń. Zamiast nich opowieść o meblu przechodzi do opisu przerażającej przemocy, jakiej doznała przyjaciółka pisarki, która sprezentowała jej to biurko.
Na wspomnienia Solnit i osobiste pisarstwo liczyła zapewne niejedna czytelniczka. Uprzedzam jednak, że Amerykanka nie pozwala sobie na szczegółowe opisywanie swoich doświadczeń. Przytacza je jedynie po to, żeby wyjść do bardziej ogólnych przeżyć kobiet. Nie znajdziemy w książce terapeutycznych zwierzeń, które według Solnit są elementem narcystycznej kultury, skupionej na własnym „ja”, od której stara się dystansować. Łączy się to z jej przekonaniem wyrażonym w książce „Cała nadzieja w mroku”, że zamiast działać w pojedynkę, powinniśmy wpływać na świat zbiorowo. Własne przeżycia okazują się ważne tylko wtedy, kiedy mogą prowadzić do zrozumienia innych.
Twórczość eseistyczna Solnit dlatego stała się tak popularna, że odpowiada na problemy współczesności, które odczuwane są codziennie – beznadzieja, poczucie pustki i brak sprawczości. Solnit daje nadzieję, że coś można zmienić, że jeszcze nie wszystkie karty są rozdane. Zamiast mówić o konieczności zmian w prawie i ustawodawstwie, nawołuje do zrewolucjonizowania codzienności – a to zajęcie dla każdej kobiety, nie tylko dla specjalistki.
Sposób prowadzenia narracji przez Solnit przypomina trochę spacerowanie bez celu, z którego czerpiemy tym więcej, im częściej się zgubimy. Obraca po wielokroć tę samą myśl i rozpisuje ją na różne sposoby. Eseistka odważnie balansuje na granicy kiczu i patosu w doborze metafor, tworząc dzięki temu oczarowujące historie.
„Wspomnienia z nieistnienia” to opowieść o dorastaniu w patriarchacie, w którym kobiety są przekonane, że w końcu stanie im się krzywda. Solnit opisuje, w jaki sposób doszła do własnego głosu poprzez pisarstwo i ile znaczy dla niej dzisiaj, że może zachęcić do nazywania po imieniu tego, co spotyka młode kobiety na co dzień. Książka jest także zapisem jej pisarskich doświadczeń – niedających wiele nadziei początków, sabotujących ją pracowników wydawnictw oraz pasjonujących momentów zbierania materiału do kolejnych publikacji. Solnit dzieli się z nami tym, jakimi meandrami biegło jej życie, aby mogła stać się dzisiejszą sobą. Dziękuje przy tym wszystkim napotkanym w jej życiu osobom, wśród których szczególne miejsce zajmuje pewien mężczyzna, który uciekł się do drobnego oszustwa, żeby mogła zamieszkać w małym mieszkaniu i poprawić znacząco swój standard życia. To był jej „własny pokój”, który zajmowała przez kolejne 15 lat i w którym powstawały jej eseje.
Solnit jasno wyraża w książce swój cel. Chce uchronić wiele kobiet od przemocy w całym jej zakresie, robiąc właściwie jedną rzecz – nazywać ją. Oznacza to rozpoznawać ją i określać, czasami domyślać się jej przyczyn. Móc nazwać coś, co przez długi czas było niezrozumiałe przez innych, co sprawiało, że kobiety czuły się gorsze, uciszane i skrzywdzone, to istotny sposób na znalezienie sojuszniczek, na doznanie poczucia, że problemy, które dotykają kobiety, są rzeczywiste i uznawane jako pełnoprawne doświadczenie przez innych. Nazywanie pomaga. W końcu można zwrócić komuś uwagę, opowiedzieć o krzywdzie i zostać wysłuchanym. Solnit opowiedziała Agnieszce Graff podczas wywiadu, że podczas pisania „Wspomnień z nieistnienia” doszła do wniosku, że głównym tematem jej eseistycznej twórczości nie była przemoc, jak twierdziła do tej pory, ale odzyskiwanie głosu (zob. playkrakow.com). Solnit odzyskiwała go poprzez nazywanie, a wraz z nią odzyskiwały głos kobiety, które były zaangażowane w czytanie jej esejów i komentowanie ich.
Twórczość Solnit jest nierozerwalnie złączona ze światem mediów społecznościowych, po pierwsze, z dość oczywistego powodu, że jej teksty pojawiają się na stronach internetowych czasopism, a użytkowniczki mogą je swobodnie komentować i udostępniać innym, ale przede wszystkim dlatego, że jej twórczość przypomina typowe dla mediów społecznościowych formy. Sposób opowiadania Solnit jest anegdotyczny, a myśli, które wyraża, ubiera w ciągle to inne historie i słowa. Niektórzy krytycy tworzą z tego zarzut. Taki sposób prowadzenia wywodu nie pozwala na pogłębienie tematu. Wydaje się, że Solnit nie zależy na tym, żeby jakiś problem omawiać szczegółowo, żeby szukać jego przyczyn, żeby wychodzić poza nazywanie w kierunku analizy. Podzielam to zdanie: mimo że wielość powtórzeń z pewnością ma swoje zalety – przede wszystkim ugruntowuje daną myśl, pozwala jej się stać oswojoną – to książki Solnit rozczarowują mnie głównie dlatego, że nie dostaję nic więcej niż nazwanie problemów. Wiele z przytoczonych w książce anegdot kończy się wtedy, gdy bohaterki odzyskują głos. Solnit nie zadaje sobie trudu, aby zapytać, co było dalej.
Choć autorka traktowana jest przez krytyków jako przedstawicielka „czwartej fali” feminizmu, trudno szukać u niej przemyśleń na tematy najbardziej charakterystyczne dla tego nurtu myślenia i zarazem najbardziej kontrowersyjne w oczach opinii publicznej, jak np. transfeminizm. Tematy, które przywołuje, są bardzo uniwersalne. Solnit stara się dotrzeć do czegoś, co stanowi ogólne doświadczenie kobiet. Mówi np. o tym, że nigdy nie padła ofiarą przemocy seksualnej, ale stale była gotowa na to, że kiedyś ją to spotka – i to właśnie z tej potencjalności i zastraszenia autorka czyni klucz do doświadczeń ogromnej liczby kobiet. Nie mogę nie wspomnieć o tym, że Solnit w książce stwierdziła, że w tej chwili boi się mniej tego, że zostanie ofiarą napaści. Rozważa: „Może z wiekiem przestała[m] się nadawać na cel ataków” (s. 239). Po tym następuje przytoczenie jeszcze kilku możliwych powodów. To zdanie dość dobitnie pokazuje coś, co widać także w innych jej książkach – są one adresowane głównie do młodych kobiet i to przez nie są najszerzej komentowane. Nie muszę wspominać czytelniczkom, że sprowadzenie gwałtu do problemu atrakcyjności wynikającej z młodego wieku ofiary to powielenie stereotypów utkanych wokół przemocy na tle seksualnym (statystyki prowadzone przez GUS, choć zapewne nie oddają rzeczywistej skali problemu, wskazują, że ofiarą gwałtu padają najczęściej kobiety między 30 a 49 rokiem życia; liczba ofiar wśród kobiet po 50 roku życia nie jest uderzająco mniejsza od liczby ofiar wśród dwudziestolatek [zob. stat.gov.pl]). Solnit nie tylko nie włącza do swojej opowieści starszych kobiet, ale wręcz ogranicza możliwość doznania przemocy do grupy młodych dziewczyn, negując doświadczenie osób starszych.
Myśl feministyczna Solnit kończy się tam, gdzie jej osobiste doświadczenia. Nawet wtedy, kiedy dotyczą poruszanych przez nią tematów. Fairbank twierdzi, że główna myśl autorki „Całej nadziei w mroku” sprowadzona zostaje do tego, że zabranie głosu jest koniecznością, które jest wyzwalające i pozytywne (zob. thewalrus.ca). Nie zauważa Solnit, że istnieją kobiety, które padły ofiarą ostracyzmu i doznały upokorzenia po tym, gdy opowiedziały o przemocy, jaka została im wyrządzona i o swoim oprawcy. Kobiety, które występują przeciwko swoim bliskim, pracodawcom i członkom różnych wspólnot religijnych, mierzą się z poważnymi skutkami upublicznienia doznanych przez siebie krzywd.
Poważny zarzut w kwestii wystarczalności nauki nazywania i głośnego opowiadania o przemocy wobec kobiet jako sposobu rozwiązania problemu znajdujemy także u Catherine Malabou, która w książce „Wymazana przyjemność” pisze: „(…) zapobieganie jednemu rodzajowi wymazywania zawsze może oznaczać wymazywanie w inny sposób. Bo czy rozpoznawanie jakiejś rzeczywistości nie jest jednocześnie jej zapominaniem? Czy akt naświetlania nie jest aktem przemocy?” (Malabou 2021: 14). Malabou dowodzi swojej racji, przytaczając wiele dowodów, wśród których znajduje się ten, że wiedza na temat klitoris i przemocy, jaką jest obrzezanie wśród kobiet, nie doprowadziła do znaczącego wyeliminowania problemu.
Solnit zostawia kobiety same tuż po tym, gdy opowiedzą o doznanej przemocy. Skazuje ich dalsze, niezwykle przykre doświadczenia na tytułowe nieistnienie. Pobieżnie przechodząc przez problem napaści seksualnej, przedstawia temat jako dotyczący tylko młodych dziewczyn. Solnit jest to potrzebne do budowania historii – chodzi przecież o to, żeby pokazać, że życie dorosłej kobiety jest rezultatem tych młodzieńczych doświadczeń. Czy jednak ograniczenie czynników kształtujących nasze życie, charakter i tematy, które nas zajmują, zależą tylko od tych wydarzeń naszych wczesnych lat?
Również Agata Sikora skomentowała ruch #MeToo, w który Solnit wpisała się ze swoimi ideami, a nawet go wyprzedziła: „Od #MeToo i tamtej rozmowy minęły już niemal cztery lata. Harvey Weinstein trafił do więzienia, Bill Cosby już z niego wyszedł. Kolejne sprawy ujawnionej przemocy przelatywały jak meteory przez przestrzeń publiczną – płonąc w gwałtownym rozbłysku zbiorowych emocji, wypalając się na salach sądowych, w gąszczach procedur, by spaść – nie wiadomo jak, nie wiadomo gdzie, bez morału” (miesiecznik.znak.com.pl).
Co proponuje Solnit po tym, gdy kobieta opowie o doznanej krzywdzie? Ja nie znajduję podczas lektury esejów tej autorki żadnych wskazówek.
Krytyka Solnit jest trudna, bo pisze ona o sprawach, z którymi każda feministka po prostu musi się zgodzić. Skoro tak, co otrzymujemy przy lekturze tych esejów? Czy jest to tylko upowszechnienie postaw feministycznych? Cóż z tego, jeżeli nie potrafimy tych podstawowych opisywanych przez nią kwestii sproblematyzować. Jak je w takiej sytuacji obronić? Solnit pokazuje, że wszystko jest proste i możliwe, tym samym usypia naszą uwagę, rozleniwia nas w walce o równość. Potrafi inspirować, ale zawodzi, gdy w końcu zbierzemy się do walki.
Małochleb, recenzując książki Solnit i komentując wydawnictwa feministyczne na polskim rynku, parafrazuje tytuł artykułu, który ukazał się w „San Francisco Chronicle” – „Posuń się, Didion, zrób miejsce Solnit” (przekroj.pl). Ze względu na wciąż jeszcze konserwatywne podejście do feminizmu w Polsce tworzy hasło „przesuń się, de Beauvoir, zrób miejsce Solnit”. Być może jednak należałoby powiedzieć: „przesuń się, Solnit, zrób miejsce…” – tylko komu? Nie muszę jeszcze wiedzieć, ale samo to otwarcie powoduje, że jestem gotowa na ściągnięcie Solnit z piedestału i wypatrywanie innych myślicielek.
LITERATURA:
„Co z tym patriarchatem? Spotkanie z Rebeccą Solnit”. https://playkrakow.com/vods/vod.1602.
Fairbank V.: „Why I don’t read Rebecca Solnit”. https://thewalrus.ca/why-i-dont-read-rebecca-solnit/.
Jacobson C: „Looking backward on the peculiar of Rebecca Solnits »Recollections of my Nonexistence«”, https://www.clereviewofbooks.com/home/2020/5/28/looking-backward-on-the-peculiar-thinness-of-rebecca-solnits-recollections-of-my-nonexistence.
Malabou C.: „Wymazana przyjemność. Klitoris i myślenie”. Przeł. A. Dwulit. Kraków 2021.
Małochleb P.: „Rebecca Solnit. Portret kobiety za biurkiem”. https://przekroj.pl/kultura/rebecca-solnit-portret-kobiety-za-biurkiem-paulina-malochleb.
„Ofiary gwałtu i przemocy domowej”. https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/wymiar-sprawiedliwosci/wymiar-sprawiedliwosci/ofiary-gwaltu-i-przemocy-domowej,1,1.html.
Sikora A.: „Nie chodzi o zemstę”. https://www.miesiecznik.znak.com.pl/agata-sikora-o-nussbaum-nie-chodzi-o-zemste/.
Rebecca Solnit: „Wspomnienia z nieistnienia”. Przeł. Agnieszka Pokojska. Wydawnictwo Karakter. Kraków 2022.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |