ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 października 20 (452) / 2022

Marcin Rudek,

KONOPNICKA - SŁOWIAŃSKA SAFONA CZY PRZYKŁADNA MATRONA?

A A A
„(…) Ale się lękam tak jak Mojżesz trądu,

Że po mej śmierci jakaś dłoń Judasza

Zacznie artykuł od słów: Znana nasza…

 

Znana?… Kto znał mnie? Chcę widzieć człowieka,

Coby mi w oczy powtórzył to słowo

Tak, by mu kłamstwem nie drgnęła powieka.

„Znana” – i „nasza!” O nędzna wymowo,

Jakże ty jesteś od prawdy daleka! (…)”

Maria Konopnicka: „Imagina” (Konopnicka 1912: 146-147)

 

Nieznana i niczyja Maria Konopnicka – tak powinienem zacząć artykuł, chcąc uniknąć podzielenia losu pewnego Żyda ze słabą głową do interesów i ciągotami do całowania swoich nauczycieli. Problem jednak w tym, że wiele osób chce powiedzieć o pisarce „nasza” i utrzymuje, że zna ją bardzo dobrze. Tak dobrze, że potrafią poświadczyć, jakoby Konopnicka i Maria Dulębianka w trakcie ponad dwudziestoletniej zażyłej relacji zawsze dbały o to, by zachowywać od siebie przyzwoity dystans. Wiadomo, przecież nie chciałyby wzbudzać podejrzeń i fantazji niektórych plotkarzy. Do tego – posłużę się kunsztem poetyckim mistrzów z kabaretu Picador – nie zapominajmy, że gdzie dwie kobiety, tam jeszcze pojawia się sprawa polska: „(…) Co by na to rzekł Kościuszko, / że dwie Polki, jedno łóżko!” (cyt. za: Szot 2020: 97).

25 lat po śmierci poetki Kornel Makuszyński w „Kurierze Warszawskim” opublikował wspomnienie jej pogrzebu zatytułowane „Słowiańska Safona”. Takie sformułowanie natychmiastowo przykuło moją uwagę i starałem się wyszukać w tekście – nim dotarło do mnie, jaki jestem naiwny – próbę „greckiego” odczytania Konopnickiej. Niestety, wydaje się, że jedynym podobieństwem, jakie Makuszyński znalazł między kobietami, było to, że pisały wiersze, zatem Safona nie jest tutaj słowem-kluczem. Za to pogrzeb Konopnickiej i artykuł o nim stanowią sztandarowe przykłady na to, jak wizerunek autorki „Naszej szkapy” może być odpowiednio wykorzystywany. Według pisarza na wieść o śmierci słowiańskiej Safony „ludzie zatrzymywali się na ulicach i szeptali owe słowa [»Konopnicka nie żyje«–M.R.]; kobiety zamieniały je w łzy” (Makuszyński 1935: 5). Taką rozpacz uzasadniało zaś to, że poetka „bólem swojego serca służyła Narodowi” i godnym pochwały było, „(…) jak rwała się do podniebnych lotów, jak szukała dróg, które by Naród z nieszczęścia wywiodły (…)” (Makuszyński 1935:6). Cóż, narodowi polskiemu służyć można chyba tylko bólem, a zwłaszcza serca. Gdy spojrzymy na dzisiejsze spory, jednoczesne odwołanie do poetki z wyspy Lesbos i kreowanie obrazu tyrtejskiej pieśniarki jest być może przejawem prekognicji Makuszyńskiego wobec losów recepcji postaci Konopnickiej i jej twórczości. Choć tak naprawdę trzeba przyznać, że w tej sprawie już od dawna trwają zawody w przeciąganiu konopnej liny.

W swojej imponującej monografii Lena Magnone wiele miejsca poświęca na przyjrzenie się twórczyni jako „zakładniczce zbiorowej wyobraźni” (Magnone 2011: 93). Dopiero na potrzeby hucznego jubileuszu we Lwowie w 1902 roku przyjęto „konsensus co do jej statusu »wieszczki narodowej«” (Magnone2011: 74). Sytuacja jednak nie jest tak prosta, bowiem w dziełach Konopnickiej można odnaleźć wiele rzeczy, które mogą legitymizować skrajne poglądy zarówno w lewą, jak i w prawą stronę. I tak w 1905 roku jej utwór „A jak poszedł król na wojnę…”, bystrze wytykający fakt, że w wojnach elit dziwnym trafem najwięcej ofiar jest wśród pospolitych chłopów (Tuwim nie był pierwszym piszącym „do prostego człowieka”), został pieśnią rewolucyjną (zob. Magnone 2011: 99). Jednak po rewolucji poetka sama robi w tył zwrot i nie dość, że krytykuje proletariacki przewrót, choćby w wierszu o incipicie „Oj, nasiali kąkolu, nasiali…”, to jeszcze przyjmuje pozycję nowoczesnego nacjonalizmu w nieśmiertelnej do dziś „Rocie” (zob. Magnone 2011: 107-109).

Takie rozdwojenie poglądowe skutkuje wręcz schizofreniczną recepcją Konopnickiej. Bogdan Mazan zebrał określenia używane przy opisie twórczyni, możemy więc zobaczyć, że gdy w XIX i XX wieku opisywano ją jako „pieśniarkę”, dodawano do tego: „biednych i uciśnionych / krzywd i niedoli / ludowa / ludu (częsty dodatek, podobnie jak następny z wymienionych) / ludu polskiego / ludu niedoli i ziemi / maluczkich / narodowa / nędzy chłopskiej / niedoli / odrodzin / wielka / ziemi i ludu” (Mazan 2011: 150-151). Słowo „poetka” natomiast dookreślano jako: „biednych / chłopska / chłopskiej doli i niedoli / chłopskiej niedoli / doli niełaskawej / dzieci / idei / pierwsza poetka konfliktów klasowych / krzywdy ludu / krzywdy społecznej / niedoli / poetka którą ukochał naród / ludowej niedoli / ludu (etykieta wyróżniająca się frekwencją i inspirująca, co pokazują jej pochodne), ludu i pracy / ludu polskiego / narodowa / polska / programowa poetka pozytywizmu / proletariatu (wyróżniająca się krotnością) / społeczna / uciśnionych / uwielbiana poetka Warszawy / walcząca / wielka / wielka poetka uciśnionych i walczących / współczucia i nadziei” (Mazan 2011: 151). Zatem Konopnicka była „ludowa” i „narodowa”, profanum i sacrum, „podłogo, błogosław!” (Białoszewski 1987: 61).

Nie da się ukryć, że sama do takiego stanu rzeczy się przyczyniła, co niejako było również spowodowane potrzebami finansowymi. Patetyczne i przesiąknięte patriotyzmem utwory zwyczajnie lepiej się sprzedawały, a poetka po rozstaniu z mężem utrzymywała siebie i pomagała szóstce swoich dzieci. Mimo wszystko „ogromu narodowo-patriotycznej twórczości nie da się jednak ot tak wykasować. Pisywała na zamówienie, lecz szczerze” (Niemczyńska 2022: 43). Połączenie ludu i narodu wpisywało się doskonale w warstwę ideologiczną PRL-u, co zauważa Magnone i podaje jako wytłumaczenie, dlaczego Konopnicką w czasie panowania Władysława Gomułki niezwykle namiętnie czytano i komentowano. Najlepszym tego przykładem jest wstęp Mariana Dobrowolskiego do wydania fragmentów dramatycznych „Z przeszłości” z 1960 roku: „całe tomy liryk Konopnickiej, sławiących lud polski, od wieków ciemiężony przez przemoc, są przecież jednym wielkim wołaniem o sprawiedliwość społeczną, o sprawę, która dziś dopiero, w warunkach Polski Ludowej, nabiera realnych kształtów” (cyt. za: Magnone 2011: 117). Badaczka stawia gorzką, ale jakże trafną diagnozę: „Konopnickiej przez ostatnie sto lat praktycznie nie czytano – nią się posługiwano” (Magnone 2011: 115).

W XXI wieku spór o Konopnicką nie cichnie, a jedynie zmienia lekko postać. W 2012 roku dożyliśmy tej pociechy, żeby twórczyni zbłądziła pod memy i sieć obiegł jej portret z napisem „Narodowcu! Czy wiesz, że śpiewając »Rotę«, rozpowszechniasz twórczość Marii Konopnickiej, która żyła przez lata w związku z Marią Dulębianką i jest ikoną polskiego ruchu LGBT”. Związany z Ruchem Narodowym Artur Zawisza zareagował na to, mówiąc eufemistycznie, dość emocjonalnie i powiedział: „Teza o rzekomym lesbijstwie Marii Konopnickiej to kłamstwo propagandy feministycznej. Kłamstwo konopnickie mogłoby być tak samo karalne jak kłamstwo oświęcimskie” (cyt. za: dziennik.pl). Jakże emblematyczne jest to porównanie! Wszak kłamstwo na temat masowych mordów i (według Zawiszy) kłamstwo o orientacji seksualnej wieszczki narodowej wiążą się ze śmiercią – odkrycie nienormatywności Konopnickiej jest równoważne z jej zabójstwem. Patronka szkół i ulic nie może być przecież zboczona.

Dyskusja o seksualności autorki „Mendla Gdańskiego” rozpoczęła się jednak trochę wcześniej, w 2008 roku, po wydaniu nakładem Krytyki Politycznej książki „Homobiografie” Krzysztofa Tomasika. Choć autor miejscami wywołuje u mnie mały dysonans poznawczy, na przykład określając dynamikę relacji Konopnickiej i Dulębianki jako ówczesną realizację dzisiejszego stereotypu o związkach kobieco-kobiecych – butch/femme – przywołuje wiele faktów, które pozostają otwarte na interpretację. Kobiety mieszkały razem w Żarnowie, podróżowały, były wręcz nierozłączne. W listach do rodziny Konopnicka często wspomina o pannie Dulębie, a i po jakimś czasie zaczyna używać czasowników w liczbie mnogiej, bo wszyscy doskonale wiedzieli, kogo miała na myśli mówiąc „poszłyśmy”. Córki poetki jednak nie do końca były zadowolone z takiej sytuacji życiowej matki, zwłaszcza że do tego wszystkiego dochodzi feministyczny aktywizm Dulębianki. Tomasik przywołuje wspomnienia Leszka Solińskiego, wychowanego w Żarnowie wieloletniego partnera Mirona Białoszewskiego, wedle których „między panną Dulęba (nigdy nie odmieniały jej nazwiska przez przypadki) a Zosiami i Lorkami [córkami Konopnickiej – M.R.] nie było, prawdę mówiąc, nigdy za wielkiej miłości. Chyba z zazdrości. Miała być stanowcza rozmowa między nimi. Chodziło o wciąganie matki w feminizm. (…) Zofię i Laurę raziła u panny Dulęba jej nonszalancja i odrobina skandalu, jaka musiała takiej to postaci, w takim czasie, w takim kraju towarzyszyć. Kandydowała na posłankę do Sejmu Galicyjskiego. Miała mowy długie i radykalne. Opuszczała fotel, jeśli się z czym nie zgadzała. Wygrażała parasolką” (Tomasik 2019: 9). O tempora, o mores! Córki mają za złe feminizującej matce. Choć akurat z tym feminizmem sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, gdyż Konopnicka raczej sama nie włączała się do radykalnych akcji, a wspierała pannę Dulęba. Walkę o prawo kobiet do głosu raz skomentowała zgryźliwie, mówiąc: „Że go nie mają, tego – sądząc po szalonej wrzawie – nikt by się domyślić nie mógł” (Niemczyńska 2022: 43).

Ale jak to w końcu było – były razem czy nie? Wydaje mi się, że sprawę dobrze podsumował Tomasik: „Zresztą – nawet jeśli Dulębianki i Konopnickiej nie łączyła relacja erotyczna, to co miałoby z tego wynikać? Nie zmienia to faktu, że właśnie kobietę wybrała autorka »Imaginy« na towarzyszkę życia, a można chyba mówić o związku w przypadku osób, które razem mieszkają i podróżują. Związku, który trwał dłużej niż życie z oficjalnie poślubionym Jarosławem” (Tomasik 2014: 37-38). W tym momencie powinniśmy uruchomić całą machinę warsztatu badawczego XIX-wiecznej uczuciowości. Powiedzieć o teorii kontinuum homospołecznego Eve Kosofsky Sedgwick i wytłumaczyć większą płynność granicy pomiędzy związkiem a przyjaźnią u kobiet niż u mężczyzn (zob. Sedgwick 2005). Zastanowić nad koncepcją przyjaźni romantycznej, ale w kontekście kobiecym. Przywołać dziejące się w XIX wieku procesy patologizowania nieheteronormatywności, nazywane przez Michela Foucaulta scientia sexualis, ważne w tworzeniu kapitalistycznego systemu (zob. Foucault 1995: 52-70). Roztrząsać moralne implikacje publicznej dyskusji o czyjejś seksualności. Stawiać filozoficzne pytania, czy istnieje różnica między przyjaźnią a związkiem. Ale ja tego Czytelnikom i Czytelniczkom nie zrobię. Koń, jaki jest, każdy widzi. Jeśli ktoś konia nie widzi, musi iść do okulisty.

Ciekawe jest również to, że ta dyskusja rozgorzała na dobre po powstaniu mema internetowego. Marcin Napiórkowski, mówiąc o współczesnym patriotyzmie, używa określeń soft- i turbopatriotyzm. Według badacza po 2010 roku, istotnej dla polskiej polityki cezurze, byliśmy świadkami powstania potwora stanowiącego wynik dialektycznego trójkąta. Nowoczesna narracja (soft)patriotyczna wykorzystuje nowe środki przekazu, by dotrzeć do odbiorców z bardziej przyziemną ideą – dbania o obszar, w którym żyjemy, i by nasz kraj był „miejscem, gdzie ludzie mają być dla siebie mili” (Napiórkowski 2019: 25). Turbopatriotyzm natomiast łączy w sobie nowoczesne media i przebrzmiałą romantyczną postawę ofiarniczego patriotyzmu. I tym sposobem mamy sklepy internetowe z odzieżą z napisami typu: „Śmierć wrogom ojczyzny”, „1944 pamiętamy!” czy nawet kamizelkami dla psów z orzełkami (takie nowe pegazy? psiegazy?). Macie bowiem wiedzieć, że są dwa sposoby walczenia, trzeba być patriotą i biznesmenem.

Z uczciwości nie mogę jednak pominąć faktu, że równie dobrze można znaleźć ofertę kubków bądź toreb z rysunkiem Konopnickiej i Dulębianki i napisem: „Kocham ojczyznę jak Konopnicka Dulębiankę”. Pójdźmy więc za radą Magnone i po prostu czytajmy Konopnicką. To, że można to zrobić queerowo, udowodnili redaktorzy „Dezorientacji. Antologii polskiej literatury queer”. Umieszczone tam wiersze poetki: „W Weronie”, „Gabryeli” i „Miraże” dają świetne pole do interpretacji. Przytoczmy w całości pierwszy z nich:

 

„Do ołtarza miłości pielgrzymuję cicha,

Płomień niosąc na ustach, a w sercu tęsknotę;

Na drogę moją słońce rzuca róże złote,

W młodocianych winnicach przelotny wiatr wzdycha:

 – O Giulia!

 

Z daleka idę. Brzozy te białe, co stoją

I płaczą w kraju moim, szeptały o tobie,

A słowik, co dziś śpiewa tu, na twoim grobie,

Namiętne pieśni rzucał w bezsenną noc moją,

 – O Giulia!

 

Drogę do ciebie serca wskazało mi drżenie

I szmery pocałunków w powietrzu uśpionem

I róża ta, co płonie rozchylonem łonem,

I od skrzydeł gołębich padające cienie,

 – O Giulia!…

 

Więc tutaj, jak zraniony ptak, tęsknymi loty

Dążyłam, by o kamień oprzeć senną głowę

I śnić wonie jaśminów, noce księżycowe

I czuć dreszcze i żary tajemnej pieszczoty,

 – O Giulia!…

 

Lecz błagam, chciej przebaczyć samotnej pątnicy,

Że zamiast kwiecia, zamiast weselnego pienia

Do grobu twego niosę zadumę milczenia

I czoło pochylone i żar łez w źrenicy…

 – O Giulia!…”

(cyt. za: „Dezorientacje. Antologia polskiej literatury queer” 2021: 139-140).

 

Bohaterka liryczna zmierza do grobu szekspirowskiej Julii, nazywając go ołtarzem miłości, jednocześnie swoją drogę określa jako pielgrzymkę, a siebie samą jako pątnicę. Tworzy to elektryzujące połączenie uczuć, erotyki i podniosłej atmosfery obcowania ze świętością, a ponadto może nawet zakrawa o bluźnierstwo. Pielgrzymowanie do grobu kojarzy się raczej z wyprawą do Jerozolimy, zatem mamy tutaj do czynienia z zamianą Jezusa na Julię, miłości boskiej i wiecznej na ludzką i cielesną. Natomiast impulsem do wyruszenia w tę podróż były „serca drżenie” i ukryte, trudno zauważalne, bo w końcu uśpione w powietrzu i będące zaledwie szmerem, pocałunki. Już dobitną erotykę wprowadza rozchylone łono róży i padające cienie gołębich skrzydeł – czyżby uda? Czy to jest ukryte pod sformułowaniem „tajemna pieszczota”? Ostatnia strofa znów przynosi pewien zawód, niemożność spełnienia fantazji; zamiast rozchylonego łona kwiatu i śpiewu mamy jedynie milczenie i zadumę. Aż chciałoby się przywołać Alfreda Douglasa i jego słowa o „miłości, która nie śmie wypowiedzieć swojego imienia” (wiersz „Two loves", z którego pochodzi fragment, nie został wydany w polskim przekładzie; w oryginale to: „the love that dare not speak its name” [Douglas 1894: 28]). Możliwe, że jest to również wskazanie na brak języka, jaki jest dostępny dla bohaterki, kiedy mówi ona o uczuciach do Julii. Pewnie w tym momencie z pomocą mógłby nam przyjść German Ritz i opisana przez niego poetyka niewyrażalnego pożądania, którą badacz uważa za charakterystyczną dla kanonu polskiej literatury strategię, dzięki której treści nieheteronormatywne mogły być ukrywane na oczach wszystkich (zob. Ritz 1997). Zaś pochylone czoło mogłoby być pewnym wyrazem autocenzury, oznaką pokuty za grzech pożądania i „nieprawidłowej” miłości. Niewykluczone również, że gest opuszczenia głowy to ostateczne złączenie Erosa i Tanatosa, popędu życia i śmierci w momencie dotarcia do grobu Juli. Wiersz niezwykły, wydaje się śmiałą grą z chyba najbardziej rozpoznawalną w kulturze opowieścią o miłości heteroseksualnej (i tragicznej). Zaś pochylone czoło mogłoby być pewnym wyrazem autocenzury, oznaką pokuty za grzech pożądania i „nieprawidłowej” miłości.

Również w queerowym – chociaż w szerszym znaczeniu, nawiązującym do spojrzenia Judith Butler na queer jako termin niemożliwy do ostatecznego zdefiniowania, coś niepasującego, będącego elementem niewygodnym i wywrotowym, „siedliskiem zbiorowego sprzeciwu” (Butler 2006: 536) – duchu można przeczytać krótki dramat o tytule „Hypatia” ze zbioru „Z przeszłości” z 1881 roku. Sama publikacja tegoż zbioru przysporzyła Konopnickiej zaciekłego wroga w postaci Kościoła katolickiego, gdyż zostały tam ukazane losy trzech postaci skrzywdzonych przez Kościół: greckiej filozofki Hypatii, flamandzkiego anatoma Vesaliusa i włoskiego astronoma Galileusza. Jeszcze w roku wydania w „Przeglądzie Katolickim” ukazała się zjadliwa anonimowa recenzja, której autor wytyka również braki w warsztacie pisarki: „Gdybyśmy byli krytyką literacką tylko, wytknęlibyśmy autorce, że jej »Fragmenty dramatyczne« chromieją bardzo brakiem wszelkiej wybitności charakterów, że jej Hypatia przemawia jak Vesalius, a Vesalius jak Galileusz, a wszystko troje powtarzają to samo, co p. Konopnicka już poprzednio tu i ówdzie, w mniej tylko może wyraźnie przeciwko Kościołowi zwróconej formie, w oderwanych swych wierszykach drukowała” (Anonim 1881: 82). I choć dzieło to faktycznie nie jest najlepszym z twórczości Konopnickiej, nie da się ukryć, że recenzja ta była tak zaciekle negatywna, bo we fragmentach dramatycznych twórczyni nadepnęła na bolesny odcisk. Szczerze zachęcam do lektury całości recenzji, która wydaje się z dzisiejszego punktu widzenia już hiperbolicznie komiczna, ale z pewnością była pisana z pełną powagą. Trudno nie uśmiechnąć się przy fikołkach, które autor wykonuje przy usprawiedliwianiu Kościoła, chociażby tutaj, odwołując się do fragmentu o Versaliusie: „Anatomów, jak wszystkich zresztą uczonych, Kościół nie tylko nie prześladuje, lecz owszem, otacza ich poszanowaniem, jeżeli tylko moralny ich charakter temu nie przeszkadza (…)” (Anonim 1881: 83). Jeżeli tylko!

Wróćmy jednak do samej „Hypatii” Konopnickiej. Filozofka jest ukazana tam jako pewnego rodzaju męczennica wiedzy. Podejmuje „męski” zawód, jakim jest bycie uczonym, i swoimi naukami prezentuje wywrotowe idee. Nie podoba się to mnichowi Amoniuszowi i lektorowi Piotrowi, którzy razem knują intrygę mającą pozbawić Hypatię sympatii opinii publicznej. Próbują „wrobić” w morderstwo niewolników Hypatii, przez co wszyscy, w świetle obowiązującego prawa w przypadku niewykrycia konkretnego sprawcy, zostaliby straceni. Hypatia wywłaszcza swoich niewolników i przyjmuje karę na siebie, bo wie, że gdyby się opierała, w mieście wybuchłyby krwawe zamieszki. Oczywista jest tutaj interpretacja feministyczna, a zwłaszcza odwołanie do mitu o Ifigenii, wedle którego można rozumieć ofiarę kobiet jako cenę za pokój w społeczeństwie. Spojrzałbym również na to dzieło z perspektywy queer, biorąc Hypatię za element wywrotowy, Innego, który stanowi zagrożenie dla istniejącej hierarchii. Używając słownictwa Hansa Mayera: Hypatia byłaby odmieńcem egzystencjalnym, który wybrał strategię samobójstwa, wiedząc dobrze, że samo jego istnienie jest transgresją i że nie zazna on nigdy spokoju (zob. Mayer 2005).

Czy autorka utożsamiała się z Hypatią, jak chcieli tego współcześni jej krytycy? Być może my również „zabiliśmy” Konopnicką, posługując się nią, zamiast ją czytać. Spróbujmy ją utrzymać przy życiu i rozmawiajmy o jej utworach. Albo powtarzajmy anegdoty, w końcu to też dobry sposób na nieśmiertelność. Moją ulubioną jest ta z Żarnowca, opowiedziana przez wspomnianego już Solińskiego: „Jak Adamikowa owdowiała, zamieszkała u niej jedna młoda poetka-malarka. Żarnowiec wtedy stał się modny. Pisała miłosne poematy i malowała pejzaże. Poszła do Konopnickiej. Nie zastała jej, więc zostawiła kartkę wizytową. Konopnicka zjawiła się na schodach Adamikowej. Trzymała się poręczy, podgarniając suknię. Panna poetka-malarka umyła głowę i akurat suszyła w kuchni włosy. Więc spotkanie w kuchni się odbyło. – Ho, ho, wygląda pani jak Goplana – powiedziała pani Konopnicka. Ale na wiersze nic nie powiedziała. Doradziła malować. Przyszła więc panna Dulęba. Akurat panna malarka-poetka malowała czerwoną krowę »Różanę« z pastuszkiem. Panna Dulęba skrzywiła się. Doradziła jej pisać” (cyt. za: Tomasik 2019: 9).

Czy uważam pisarkę za ikonę LGBT? W uproszczeniu – tak. W rozwinięciu dodałbym, że bardziej jako ikonę queerową, co chcieli pokazać redaktorzy „Dezorientacji”. Jest ona uosobieniem pewnego rodzaju ciągłości tradycji nienormatywności, która wcale nie pojawiła się w Polsce po wejściu do Unii Europejskiej i zaadaptowaniu tożsamości nieheteroseksualnych ze „zgniłego Zachodu”. Choć wyszła za mąż i urodziła ośmioro dzieci (dwóch synów zmarło w niemowlęctwie), w późniejszym okresie swojego życia dużo zmieniła. Spełniła obowiązek heteropatrairchalnego kapitalizmu i wytworzyła nową siłę roboczą, ale później żyła z kobietą, nie stosując się do zasad, jakie obowiązywały przykładną matronę. Na koniec dodam może tylko pewien frazes – naprawdę jaka była, nie wie nikt. Jej portret(y) malowała wyłącznie panna Dulęba.

LITERATURA:

Anonim: „Z przeszłości: fragmenty dramatyczne przez Marję Konopnicką”. „Przegląd Katolicki” 1881, nr 5.

„Dezorientacje. Antologia polskiej literatury queer”. Red. A. Amenta, T. Kaliściak, B. Warkocki. Warszawa 2021.

„Zawisza: Kłamstwo konopnickie mogłoby być karalne jak kłamstwo oświęcimskie”. https://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/410648,zawisza-klamstwo-konopnickie-mogloby-byc-karalne-jak-klamstwo-oswiecimskie.html.

Białoszewski M.: „Obroty rzeczy; Rachunek zachciankowy; Mylne wzruszenia; Było i było”. Warszawa 1987.

Butler J.: „Krytycznie Queer”. W: „Teorie literatury XX wieku. Antologia”. Przeł. A. Rzepa. Kraków 2006.

Douglas A.: „Two loves”. „The Chameleon” 1894, vol. 1.

Foucault M.: „Historia seksualności”. Przeł. B. Banasiak, T. Komendant, K. Matuszewski. Warszawa 1995.

Magnone L.: „Maria Konopnicka: Lustra i symptomy”. Gdańsk 2011.

Makuszyński K.: „Pogrzeb Słowiańskiej Safony”. „Kurier Warszawski” 1935, nr 300.

Maria Konopnicka: „Imagina”. Warszawa 1912.

Mayer H.: „Odmieńcy”. Przeł. A. Kryczyńska. Warszawa 2005.

Mazan B.: „»Idee wieczne« i realia kształcące. Przybliżenia z poezji Marii Konopnickiej”. „Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza” rok IV (XLVI) 2011.

Napiórkowski M.: „Turbopatriotyzm”. Wołowiec 2019.

Niemczyńska M.I.: „Jezus Maria Konopnicka”. „Książki. Magazyn do czytania” 2022, nr 1(52).

Ritz G.: „Niewypowiadalne pożądanie a poetyka narracji”. „Teksty Drugie” 1997, nr 3(45).

Sedgwick E.K.: „Męskie pragnienie homospołeczne i polityka seksualności”. Przeł. A. Ostolski. „Krytyka Polityczna” 2005, nr 9-10.

Szot W.: „Panna doktór Sadowska”. Warszawa 2020.

Tomasik K.: „Homobiografie”. Warszawa 2014.

Tomasik K.: „Konopnicka + Dulębianka = WNM”. „Replika” 2019, nr 77.



Zdjęcie: [Portret Marii Konopnickiej], ok. 1897. Zasoby Polony.