ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lutego 3 (459) / 2023

Magdalena Piotrowska-Grot,

NAWRACAJCIE SIĘ I... WĄTPCIE, PYTAJCIE, CZYTAJCIE (JACEK LEOCIAK: 'ZAPRASZAMY DO NIEBA. O NAWRÓCONYCH ZBRODNIARZACH')

A A A
Idea nawrócenia jest ideą piękną i kuszącą. Bez względu na wyznawaną wiarę, trudno nie poczuć pokrzepienia i ulgi na myśl o tym, jak kończy się przypowieść o synu marnotrawnym: „Lecz ojciec rzekł do swoich sług: »Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się«. I zaczęli się bawić. Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: »Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego«. Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: »Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę«. Lecz on mu odpowiedział: »Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się«” (Łk, 15, 22-32). Dobrze jest móc wierzyć w to, że popełnione błędy nie przekreślają sensu istnienia jednostki ludzkiej, że jesteśmy w stanie je naprawić, że wybaczenie to coś, co nas ocali, a każdy może się nawrócić, czy, teologicznie rzecz ujmując, każdy, nawet łotr, może dostąpić zbawienia.

Tyle w kwestii prymarnej dla chrześcijaństwa idei, ale przejdźmy do konkretu. Co w przypadku, kiedy „synem marnotrawnym” jest Adolf Eichmann, a nawrócenie jest pragmatycznym ruchem, mającym zaspokoić interesy obu stron – Eichmanna i Watykanu? A jeśli, po deklaracji nawrócenia i wyznania swoich grzechów, w stanie łaski uświęcające odchodzi Rudolf Höss, komendant obozów koncentracyjnych Auschwitz-Birkenau i Sachsenhausen? Czy wówczas nadal z łatwością przystaniemy na to, że zasady wiary są, w swych fundamentalnych założeniach, sprawiedliwe i powinny dotyczyć wszystkich w tym samym stopniu? Na tych właśnie rozważaniach, a właściwie rodzących się z nich pytaniach i wątpliwościach, Jacek Leociaka opiera swoją nową książkę-esej „Zapraszamy do nieba. O nawróconych zbrodniarzach”.

Zanim jednak przejdziemy do symbolicznego i politycznego wymiaru procesu Eichmanna, do nawróceń członkiń i członków „sekty” stworzonej wokół Charlesa Mansona czy nawrócenia Rudolfa Hössa, powróćmy do kwestii kluczowej – chrześcijańskiej koncepcji nawrócenia. Religia nie jest sklepem spożywczym, nie można wybrać tego, na co akurat mamy ochotę, wiara nie powinna być selektywna. Jak pisze Leociak w zakończeniu swojej książki, nie można być „letnim” chrześcijaninem (zob. s. 315). Skoro chrześcijanie wierzą w możliwość nawrócenia i zbawienia, to dopuszczają wersję, w której – hipotetycznie, ponieważ jeszcze należy zasłużyć na odkupienie popełnionych win – dostępne są one dla absolutnie każdego, kto zechce powierzyć swoje życie Bogu. Czy nadal potrafimy uwierzyć, że to piękna idea, czy jednak odezwie się w nas głos upominający się o sprawiedliwość, jak w starszym synu z cytowanej przypowieści?

Ta właśnie kontrowersyjna idea – nawrócenie, które może prowadzić do odkupienia grzechów i zbawienia (czy choć ukojenia) – stanowi kanwę omawianej książki. Gdyby chodziło tylko o historię nawróceń, żalu, powrotu na łono Kościoła i do słowa bożego, zapewne książka nie wywoływałaby wielu skrajnych emocji. Nie chodzi jednak o sam fakt nawrócenia. Pozornie cały wywód autora opiera się na tym, jakie postaci wybiera Leociak: na makabryczności dokonanych przez nie czynów, o to, że niektórzy ze zbrodniarzy i zbrodniarek są dziś błogosławionymi Kościoła, a rocznicom ich nawrócenia poświęca się nabożeństwa. Jednak nie, to nie jest jeszcze klucz do, siłą rzeczy afektywnego, odczytania propozycji autora „Wiecznego strapienia”. To bowiem, co dla tej opowieści najistotniejsze, to narracja. A właściwie narracje. Badacz, analizując zapiski, dzienniki i autobiografie, przygląda się bowiem temu, jak budują opowieść o nawróceniach same osoby nawrócone. To, co jednak wstrząsa najsilniej, to przybliżone przez Leociaka techniki budowania „hagiograficznych” opowieści. Nie tylko sami „bohaterowie”, ale także ich biografiści/fistki, czasami wyznawcy/czynie, manipulują tymi historiami i „żywotami”– na potrzeby ich uprawomocnienia i „unieśmiertelnienia” oraz stworzenia podstaw do ewentualnej beatyfikacji czy w końcu kanonizacji nawróconych zbrodniarzy i zbrodniarek (co ciekawe, popełniane zbrodnie nie tylko nie przeszkadzają, ale stają się koniecznym katalizatorem całego procesu zawracania na ścieżkę prawdy i bożej miłości).

Zaczyna Leociak, jak na badacza przystało, od etymologii, określenia podstaw i znaczeń prymarnych dla dalszej części wywodu. Już w tym miejscu możemy się zorientować, że osobom identyfikującym się z wiarą chrześcijańską ten sposób budowania opowieści nie przypadnie do gustu. Nie jest to może atak per se czy otwarta wrogość wymierzona w Kościół, jego wyznawczynie i wyznawców, czy w chrześcijańską teologię. Trudno jednak uznać, że zasady tej teologii nie są, ujmując rzecz eufemistycznie, problematyczne dla autora, kiedy czytamy Leociaka, cytującego Michela Onfray’a: „Paweł z Tarsu (…). Jego nawrócenie na drodze do Damaszku w 34 roku przypomina typowy atak histerii. (…) Lekarz bez trudu postawiłby diagnozę” (cyt. za s. 25). Tak, język tej książki niezaprzeczalnie bywa wyzywający i unaoczniający nieścisłości w religijnym systemie, jednak, co zaznacza sam autor, nie sama idea miłosierdzia jest tą, z którą się nie zgadza, ale jej nienaturalna bezgraniczność i formy manipulacji z nią powiązane. Wstęp do książki wydaje się nieco przydługi i, poza elementami dotyczącymi semantyki nawrócenia, nie do końca jestem pewna jaką rolę, w kontekście dalszych rozwinięć, miałby pełnić. Nie brakuje w nim ciekawych wątków (na przykład tych dotyczących badań psychiatrycznych czy neurologicznych związanych z fenomenem nawrócenia), ale niekoniecznie niezbędnych do zrozumienia całości i nie do końca dobrze komponujących się z głównym nurtem rozważań.

Przykłady biografii nawróconych osób, które wybiera Leociak, są nie tylko bardzo ciekawe i złożone, ale także zróżnicowanie (historycznie, geograficznie, pod względem przebiegu wypadków i liczby popełnionych zbrodni) – łączą je jedynie zbrodnie i deklarowane nawrócenie. Oczywiście historie są nie bez powodu kontrowersyjne. Jacques Fesch – nawrócony zabójca, którego etap diecezjalny procesu beatyfikacyjnego zakończył się w 2011 roku; osoby zaangażowane w masakrę, która miała miejsce w domu Polańskich w roku 1969, a która stała się w jakiś sposób symboliczna dla amerykańskiej popkultury; w końcu Eichmann i Höss, odpowiedzialni za śmierć tysięcy osób w czasie II wojny światowej. Zbrodnie te są w żaden sposób nieporównywalne, ale każdy ze zbrodniarzy i zbrodniarek dopuścił się czynów okrutnych, robiąc to z pełną świadomością, bez względu na późniejsze zeznania. Tymczasem wszystkie te osoby wracają na ścieżkę wiary, czytają Biblię, głoszą słowo boże, spowiadają się i budują wokół siebie narrację nie tyle zbrodniarzy, ile ofiar (systemu, manipulacji, pokusy).

Oczywiście, procesy i wyroki, które w ich trakcie zapadały, również nie były pozbawione znaczenia, wszystkie ostatecznie odgrywały ogromną rolę społeczno-polityczną, tak było na przykład w przypadku procesu Eichmanna: „Proces w Jerozolimie miał także przyczynić się do konsolidacji społeczeństwa izraelskiego, wzbudzić w Izraelczykach narodową dumę i przekonać ich, że tylko własne, oparte na ideologii syjonistycznej państwo może zapewnić im bezpieczeństwo. Miał wreszcie wstrząsnąć sumieniem świata i służyć budowaniu międzynarodowej sympatii i poparcia dla państwa i narodu żydowskiego. Dla wzmocnienia efektu emocjonalnego postępowanie dowodowe oparto głównie na zeznaniach 120 świadków – ocalonych z zagłady, którzy opowiadali o okropnościach, jakich doświadczyli” (Persak). Nie zmienia to jednak i nie zmniejsza wymiaru zbrodni, których dopuścili się ludzie, deklarujący (w czasie całego swego życia lub krótko po dokonaniu czynu niewyuczalnego) wiarę w boże słowo. Samej jednak wiary czy możliwości nawrócenia Leociak nie kwestionuje – pyta jednak o to, jak w owo nawrócenie można uwierzyć, nie zadając pytań, nie dociekając nie tylko jego możliwości (i pragmatyzmu w obliczu czekającej kary). Pyta także o to, czy może ów akt stać się podstawą zbawienia, czyli najwyższej nagrody, która czeka na chrześcijanki i chrześcijan. Bardzo silnym akcentem są ostatnie akapity książki (oczywiście, mające wywołać skrajne i intensywne emocje), w których ironicznie nawołuje Leociak do wiary i nawracania się, skoro na zbawionych czekać będzie w niebie takie doborowe towarzystwo – świętych bożych, ale także nawróconych morderczyń/morderców. Trudno nie zauważyć, że w obliczu tak zarysowanego raju słabnąć może chęć dostania się w jego progi.

Choć „Zapraszamy do nieba” nie odnosi się jedynie do kwestii zagłady Żydów czy rzeczywistości poholokaustowej, to, oczywiście, wywód zmierza do konkluzji z Holokaustem związanych. Po pierwsze, jest to domena badań autora książki. Po drugie, choć wiele będzie w przestrzeni publicznej głosów, że może czas uznać temat za zakończony i rozliczony, doskonale wiemy, a Leociak też świetnie rzecz tę unaocznia – historia ta, nauka, jaka z niej płynie, i wciąż żywe, niestety dość podobne w swej naturze i przebiegu, zagrożenia nie pozwalają uznać tego rozdziału dziejów za zamknięty. Nowa książka Leociaka jest także bezdyskusyjnie kontynuacją narracji prowadzonej w „Wiecznym strapieniu”, w którym autor śledził chrześcijańską hipokryzję od pierwszych wieków i oskarżeń o uprawianie czarów, kierowanych w stronę tych, którzy mieli odwagę głosić poglądy sprzeczne z kościelną (i państwową) polityką, aż do współczesności. Zarówno jednak w najnowszych rozważaniach, jak i w książce poprzedniej skupia się badacz na sile słowa i opowieści, która sprowadzić może na manowce, otumanić i ostatecznie doprowadzić do tragedii: „Nie ma wątpliwości. Świat był ślepy przed Holokaustem, podczas Holokaustu i po nim nadal jest ślepy. Czy wolno nam znów mieć zamknięte oczy? Historia zagłady Żydów, odczytywana z dzisiejszej perspektywy, ujawnia mechanizm wykluczenia, napiętnowania, separowania, izolacji, prześladowań i eksterminacji. Odsłania też ideologiczne fundamenty ówczesnej mowy nienawiści, jakże podobnej do dzisiejszej – miejscami identycznej. Jestem bezsilny, patrząc na tragedię mieszkańców Aleppo. Ale mogę wołać tu, w Polsce, gdzie dokonała się zagłada europejskich Żydów: słowa nie są niewinne! Stygmatyzowanie, wykluczanie, odczłowieczanie, traktowanie uchodźców tak, jak naziści traktowali Żydów – jako »odpornych nosicieli zarazków epidemii« – to preludium do czynu. Może przyjść czas, kiedy słowa, spełniwszy swoje zadanie, nie będą już potrzebne” (Leociak 2020: 260).

Można oczywiście zastanawiać się, co robi wiele osób w polskiej przestrzeni publicznej, po co wciąż rozpamiętywać, dlaczego zadawać pytania o Holokaust, żyć przeszłością, w jakim celu Leociak i badacze związani z narracjami o zagładzie „rozdrapują wciąż stare rany”? Sam autor nie pomija i tej kwestii. Prowadząc nas przez historie nawróconych zbrodniarzy, konkluduje: „Czy »szaleństwo resentymentu«, ciągle aktualizowanego i eksterioryzowanego z obszaru tam i wtedy na świat tu i teraz, nie ma swego negatywu w »szaleństwie zbawienia« – niepojętego, wykraczającego poza tu i teraz ku wieczności?” (s. 312). Leociak przywołuje słowa dwóch badaczy, którzy toczyli nierozstrzygalny spór o możliwość przebaczenia/odpuszczenia win, Jacques’a Derridy i Vladimira Jankélévitcha. Ten pierwszy marzył o możliwości przebaczenia poza systemem władzy, drugi twierdził, że są czyny nieludzkie, które sytuują się w związku z tym poza możliwością ludzkiego przebaczenia, i wśród takich czynów znajduje się oczywiście zagłada Żydów. To jeden z najistotniejszych i najtrudniejszych punktów tej książki, kiedy bowiem zastanowimy się nad twardym zaprzeczeniem Jankélévitcha i kwestią „czasu”, którą do koncepcji przebaczania wprowadza Derrida, dostrzeżemy, jak wina i krzywda zagłady silnie osadzona jest i, przede wszystkim, nieprzepracowana i do przepracowania niemożliwa, w naszej teraźniejszości: „Między darem a darowaniem winy istnieje przynajmniej to pokrewieństwo lub związek, który powoduje, że, pomijając ich zasadniczą bezwarunkowość, jedno i drugie, i dar i darowanie winy, po-dar-owanie, są w sposób istotny powiązane z czasem, z ruchem uczasowienia ­– aczkolwiek to, co zdaje się wiązać przebaczenie z przeszłością, która w jakiś sposób nie przechodzi, czyni z przebaczenia doświadczenie niesprowadzalne do doświadczenia daru, daru, który składa się aktualnie, w teraźniejszości, w obecności czasu teraźniejszego” (Derrida 1999: 6).

Książki Leociaka nie są lekturą dla każdego. Autor, na prawach eseistycznej formy, którą wybiera, nie tylko buduje spójną opowieść z pozornie odległych faktów, zdarzeń i postaci, ale także odważnie, choć nie zawsze wprost, formułuje swoje opinie. Nie jest to podręcznik do historii, choć badacz wskazuje wszystkie źródła, z których korzysta, zwykle także dookreślając intencję i kierunek, w którym zmierza. Oczywiście, że, w duchu udowodnienia postawionych przez siebie hipotez, autor bywa w przytaczaniu informacji wybiórczy – zapewne też spieraliby się z nim teologowie, ale nie ma w książce przekłamań, jest za to wyrażone stanowisko kogoś, kto doczytuje, wątpi, zadaje niewygodne pytania, opierając je na przeprowadzonych wcześniej badaniach. Dodatkowo nie stara się Leociak powściągnąć języka i trudno byłoby uznać, że jest wobec Kościoła katolickiego, który staje się i w najnowszej książce głównym, niezaprzeczalnie negatywnym, bohaterem, jakkolwiek neutralny: „Oczywiście wielu kościelnych ratowników nazistów tłumaczyło się później tym, że »nic nie wiedzieli«. Na przykład ksiądz Anton Weber twierdził, że nie znał prawdziwej tożsamości ludzi, którym pomagał. »Nawet jeśli zbrodniarze wojenni podawali swoje prawdziwe nazwiska, nie wiedzieliśmy wówczas, że są zbrodniarzami wojennymi« – cytuje jego wypowiedź Steinacher. Wzruszająca jest doprawdy ta »niewiedza« o najcięższych zbrodniach II wojny światowej i ta święta naiwność prezentowana przez urzędników Pana Boga. Można powiedzieć, że Kościół z papieżami na czele to najgorzej poinformowani ludzie w historii świata” (s. 191-192).

Nawrócenie, bez względu na motywację osoby powracającej na łono Kościoła, jest możliwe. Ale czy zbawienie jest dla każdej z tych osób osiągalne? Nie nam udzielać odpowiedzi na to pytanie. Czy religijne manipulacje związane są z przeważającymi w danym momencie historycznym siłami politycznymi? Na to pytanie, pytanie o naturę instytucji, zwłaszcza w świetle omawianej książki, odpowiedź wydaje się oczywista. Czy przebaczenie zbrodniarzom/kom, tym największym w historii ludzkości, jest możliwe? To nierozstrzygalne pytanie pozostaje bez odpowiedzi.

LITERATURA:

Derrida J.: „Przebaczyć – nieprzebaczalne i nieprzedawnialne”. Przeł. U. Hrehorowicz. „Principia” XXIV-XXV, 1999.

Leociak J.: „Wieczne strapienie. O kłamstwie, historii i kościele”. Wołowiec 2020.

Persak K.: „Proces Adolfa Eichmanna”.https://polin.pl/pl/proces-eichmanna.
Jacek Leociak: „Zapraszamy do nieba. O nawróconych zbrodniarzach”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2022.