WYSTARCZAJĄCY POWÓD (JAKUB GAŁĘZIOWSKI: 'NIEDOPOWIEDZIANE BIOGRAFIE. POLSKIE DZIECI URODZONE Z POWODU WOJNY')
A
A
A
Charles Wright Mills w „Wyobraźni socjologicznej” postuluje łączenie badań nad historią, strukturą społeczną oraz indywidualnymi losami, czym głęboko przejęli się nie tylko badacze uprawiający socjologię biograficzną, ale przede wszystkim historycy zajmujący się oral history. Jeśli weźmiemy pod uwagę bliskie sąsiedztwo wymienionych praktyk badawczych, to i jedni, i drudzy grają momentami do jednej bramki. Oto przykład.
Jakub Gałęziowski, autor książki „Niedopowiedziane biografie. Polskie dzieci urodzone z powodu wojny”, ale także współzałożyciel oraz prezes Polskiego Towarzystwa Historii Mówionej, członek zespołu redakcyjnego „Wrocławskiego Rocznika Historii Mówionej”, a przede wszystkim historyk, swe ustalenia sytuuje właśnie na przecięciu historii mówionej i badań biograficznych. To oczywiście nie jedyny powód, dla którego warto sięgnąć po jego książkę. Rozpoznania poczynione przez Gałęziowskiego są wyjątkowe, ponieważ po pierwsze, dotyczą słabo dotąd na gruncie polskim opisanego problemu wojennej przemocy seksualnej, a po drugie, są „zaangażowane”, wszak o taki opis upominają się osoby poczęte w wojennym gwałcie.
Gałęziowski, niejako uzasadniając swe badania prowadzone w latach 2016-2020, rozpoczyna książkę od przypomnienia bezprecedensowego wydarzenia. Otóż 19 czerwca 2018 roku w siedzibie Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku miało miejsce wystąpienie Alena Muhića, mężczyzny poczętego w wojennym gwałcie podczas konfliktu zbrojnego w byłej Jugosławii. Muhić w czasie obchodów Trzeciego Międzynarodowego Dnia Eliminacji Przemocy Seksualnej w Konfliktach Zbrojnych apelował: „Nie chcę być obciążany grzechami tych, którzy sprowadzili mnie na świat. Rozumiejąc brzemię stygmatyzacji ofiar gwałtów, apeluję o uznanie go i podjęcie działań zmierzających do zmniejszenia jego ciężaru. Tylko wtedy odnajdziemy spokój i pociechę, których tak bardzo pragniemy” (cyt. za s. 5). Muhić wraz z Ajną Jusić, legitymującą się podobną historią, założyli stowarzyszenie Zapomniane dzieci wojny, zrzeszające osoby, które nierzadko wraz ze swymi matkami opowiadają o wojennym gwałcie, chcąc publicznie dać świadectwo swej trudnej przeszłości. Okazuje się, że upływ czasu niewiele zmienia. Na wojnie w Bośni i Hercegowinie, w Rwandzie, podczas II wojny światowej czy w końcu w trakcie trwającej już niemal rok wojnie w Ukrainie mimo wielu różnic między tymi konfliktami gwałt można uznać za jedną ze strategii militarnych stosowanych przez wrogą armię.
Gałęziowski, mając wzgląd na odmienność warunków politycznych, społecznych czy kulturowych, w których Polkom przyszło się zmagać z niechcianą ciążą, a ich dzieciom z etykietą bękarta spłodzonego przez wroga, postanawia niezwykle wnikliwie i z dużą empatią zbudować narrację o niechcianym potomstwie i losach kobiet, które podczas II wojny światowej lub tuż po niej stały się ofiarami przemocy seksualnej ze strony Niemców i Rosjan. Temat mimo masowego charakteru zdarzeń okazał się zaskakująco słabo rozpoznany. Nie powinno to jednak dziwić; wojenna przemoc seksualna ma długą tradycją (wystarczy zajrzeć do Biblii lub literatury starożytnej), ale dopiero niedawno została uznana za czyn podlegający wyrokom sądów. Gałęziowski za Sabine Lee powtarza, że gwałt jest zarazem najstarszym i najmłodszym przestępstwem (zob. s. 25).
Praktyka potwierdza teorię. Już po bardzo naskórkowym rozpoznaniu zagadnienia przez badacza okazało się, że i w Polsce wojenne i powojenne gwałty nie tylko nie doczekały się rozstrzygnięć na sali sądowej (ich skalę, choć miażdżącą, łatwo było przecież zdyskredytować, porównując z innymi skutkami wojennej hekatomby), ale w zasadzie nigdy nie zostały przepracowane. Ofiary przemocy seksualnej często stygmatyzowane przez otoczenie, a nierzadko również przez swych bliskich, poza dość mocno ograniczoną pomocą medyczną nie otrzymywały wsparcia, wszak wojenny czy tużpowojenny kontekst polityczny i społeczny skutecznie umniejszał ich cierpienie, a tabuizacja problemu uniemożliwiała jakiekolwiek badania. Dramatycznie opóźnione rozpoznanie przeprowadzone przez Gałęziowskiego wykazało, że w 2016 roku żyło jeszcze kilka kobiet, które w młodości przypadającej na lata wojny padły ofiarą gwałtu, choć oczywiście te dane ze względu na delikatność zagadnienia mogły okazać się sfalsyfikowane. Logika podpowiada, że potomstwo, które narodziło się w wyniku gwałtu, stanowiło w 2016 roku nieco większą grupę ze średnią wieku około siedemdziesięciu lat.
Książka Gałęziowskiego jest niezwykle intersująca nie tylko ze względu na podjęty przez badacza temat. To, co wydaje mi się szczególne w niej cenne, to propozycja nowego, inkluzywnego pojęcia, kto wie, będącego być może odpowiedzią na apel Muhića. Gałęziowski oswaja dobrze funkcjonujące i głęboko osadzone w anglojęzycznej literaturze określenie children born of war (CBOW), które nie bez oporu tłumaczy jako „dzieci urodzone z powodu wojny”. Do tej nowej w języku polskim kategorii zalicza osoby, „których jedno z rodziców, zazwyczaj matka, należało do podbitej (okupowanej) społeczności lokalnej, a drugie było najeźdźcą, okupantem, po prostu wrogiem” (s. 10-11). Wydaje się, że zaproponowany termin lepiej odzwierciedla specyfikę grupy CBOW niż stosowane w rodzimej literaturze pojęcie „dzieci wojny” – na tyle nieostre, że określa również osoby, które podczas wojny się urodziły lub na ten właśnie okres przypada ich dzieciństwo.
Badacz, mając świadomość niedoskonałości terminu oraz jego płynności wynikającej często z niemożności lub w najlepszym wypadku trudności w ustaleniu okoliczności przyjścia na świat, nie fetyszyzuje jednak nowego pojęcia. Zdaje sobie sprawę z tego, że opowieści o narodzinach często romantyzują przeszłość tak, aby spotkanie rodziców straciło przemocowy charakter, a zyskiwało miłosny kontekst. Trudno się dziwić, że opowieść adresowana do dziecka o jego „początku” utrzymana była w takiej stylistyce; prawda mogłaby przecież traumatyzować. Ale Gałęziowski przywołuje i te przypadki, kiedy wojna, ale nie przemoc seksualna, była „powodem” pojawienia się na świecie dziecka. Ciąża mogła być więc efektem romansu, prostytucji czy starań kobiet o polepszenie swej sytuacji. I tak w grupie badawczej Gałęziowskiego znaleźli się między innymi: córka niemieckiego więźnia funkcyjnego z Auschwitz oraz córka radzieckiego jeńca wojennego, a także syn amerykańskiego żołnierza. Oni także spełnili podstawowe kryterium CBOW, urodzili się z powodu wojny i okupacji, choć trudno ich przypadek zestawiać z historią dzieci z gwałtu – urodzonych lub abortowanych (te ostatnie są przez badacza nazwane „dziećmi poczętymi z powodu wojny”). Uściślając, autor polskimi CBOW nazywa osoby urodzone przez Polki albo autochtonki i wychowywane w powojennej Polsce. Dzieci mogły przyjść na świat na ziemiach polskich albo na terenach włączonych po wojnie do Polski czy poza jej granicami (w głębi Trzeciej Rzeszy; od połowy 1945 roku w strefach okupacyjnych na terenie dzisiejszych Niemiec i Austrii). Ich ojcami byli niemieccy okupanci (wojskowi i cywilni), przedstawiciele nazistowskich formacji paramilitarnych i policji, niemieccy strażnicy obozów koncentracyjnych, personel niemieckich zakładów przemysłowych, zachodni żołnierze alianccy walczący na terenie Trzeciej Rzeszy, a potem stacjonujących w strefach okupacyjnych oraz żołnierze wielonarodowościowej Armii Czerwonej (zob. s. 88).
Za niezwykle interesującą dla rozważań o CBOW uważam obecną na różnych poziomach książki kategorię vulnerabilities, którą Gałęziowski tłumaczy jako „ranliwość”. W jej obecności upatruję głęboką empatię badacza, pracującego nie tylko w archiwum, wśród dokumentów i statystyk, ale wsłuchującego się przecież w historie konkretnych ludzi. Historia mówiona, którą uprawia Gałęziowski, to przecież praca na żywym organizmie, dojmujące emocjonalnie spotkania z rozmówcami, a potem kolejne, ale tym razem z notatkami, nagranymi materiałami, pozwalającymi na stworzenie naukowego opisu. Dlatego uważam, że kategoria ranliwości, wyrastając ze specyfiki pracy z „respondentem”, bliskości oraz poszanowania jego wrażliwości, jest istotna metodologicznie. Umożliwia bowiem dzieciom urodzonym z powodu wojny wyjście z dyskursu wiktymizującego, o co apelował przecież wspomniany Muhić. Warto prześledzić historię kształtowania się tej kategorii.
W początkowej fazie prowadzonych na Zachodzie badań dotyczących dzieci urodzonych w następstwie wojennego gwałtu uważano, że decydujący wpływ na ich dobrostan mają: ciąża i poród, słaba relacja rodzic – dziecko, dyskryminacja i stygmatyzacja, problemy z tożsamością (zob. s. 37). W ramach działań terapeutycznych proponowano, aby CBOW uznać za „wtórne ofiary gwałtu”, usankcjonować istnienie wielu sprawców wiktymizacji oraz wypracować kompleksowe i jednoznaczne stanowisko wobec problemu konkurowania praw matek i dzieci przy jednoczesnym wzięciu pod uwagę interesów obu stron (zob. s. 38). Włączenie do koncepcji dziecka urodzonego z gwałtu kategorii „poszkodowanego” było zabiegiem trudnym i rewolucyjnym, szczególnie w kontekście dotychczasowego myślenia o zgwałconej kobiecie jako jedynej ofierze, ale miało ułatwić pomoc psychologiczną CBOW. Gałęziowski przywołuje jeszcze jedną koncepcję opisu CBOW, reprezentowaną przez Michaela Goodharta. Opierała się na kategorii „krzywdzącego spłodzenia”, zgodnie z którą „prawa osób spłodzonych w wyniku gwałtu zostały bezpośrednio złamane w samym akcie bezprawnej czy właśnie krzywdzącej prokreacji” (s. 39). Innymi słowy, spłodzenie wynikające ze złych intencji sprawia, że dziecko jest bezpośrednią ofiarą gwałciciela także pod tym względem, że zadający gwałt miał na celu świadome zadanie cierpienia dziecku mającemu przyjść na świat. Takim ujęciem poczęcia dziecka w wyniku gwałtu Goodhart stworzył podstawę do uznania tego czynu za przestępstwo przeciwko ludzkości.
Z powyższych względów dzieci urodzone z gwałtu uznawano za „grupę ranliwą”, „która z powodu wyjątkowej podatności na dyskryminację ze względu na pochodzenie i okoliczności poczęcia wymaga specjalnego podejścia i ochrony ze strony zarówno podmiotów społecznych i organów państwowych, jak i badaczy” (s. 45). Gałęziowski z dyskursu o wiktymizacji CBOW wybiera jednak bliskie mu także metodologicznie (o tym ujęciu nieco później) pojęcie ranliwości, a nie grupy ranliwej. Twórczyni terminu, argentyńska bioetyczka Florencia Luna, przekonuje, że stan ranliwości ma charakter dynamiczny i relacyjny oraz zależy od indywidualnej sytuacji danej osoby, kontekstu i okoliczności. Koncepcja Luny polega więc nie na uznaniu osoby z grupy CBOW ex cathedra za ranliwą, ale na analizie, co sprawia, że dana sytuacja taką ją czyni. Tego typu podejście poszerza nieco wąską perspektywę, w której CBOW jest unikatową zbiorowością, a nie skomplikowanym i wewnętrznie zróżnicowanym fenomenem.
Mam wrażenie, że właśnie zindywidualizowane podejście badacza, wyczulonego na wszelkie niuanse danych sprawia, że książka nie epatuje okrutnymi obrazami doświadczeń granicznych. Czytelnik lub czytelniczka nie musi się mierzyć z opisami seksualnej przemocy wobec kobiet lub przemocy i nadużyć w stosunku do „bękartów” wroga. I nie jest to zabieg wynikający z decyzji o oszczędzaniu odbiorców, ale raczej z szacunku do ofiar. Co ciekawe, tego braku nie rekompensują ani statystki, ani zestawienia procentowe, w publikacji nie ma żadnych tabel czy diagramów w ikoniczny sposób przestawiających licytację na cierpienie. Nie dowiemy się, ile kobiet zgwałcili Niemcy, a ile czerwonoarmiści, zagadką pozostają też statystki mówiące o aborcjach oraz porodach dzieci kobiet dotkniętych przemocą seksualną, naszej ciekawości nie zaspokoją również bardzo ostrożne rozpoznania w zakresie gwałtów, prostytucji czy romansów polskich robotnic przymusowych w Trzeciej Rzeszy czy Polek w obozach dla dipisów. Wszystko dlatego, że wartości byłyby niedoszacowane, a przez to mało wiarygodne. Gałęziowski zresztą wyznaje, że nie interesuje go statystyka, ale problem oraz jego złożoność, o której przekonuje się za każdym razem, kiedy rozmawia z kolejną osobą z grupy CBOW.
To szczere wyznanie autora, za które również cenię jego monumentalną, bo 450-stronicową publikację. Na końcu książki umieszcza metodologiczną notę, którą uważam za równie istotną jak przeprowadzone przez niego badania. Gałęziowski odsłania w niej nie tylko swój warsztat, ale również swoją niepewność. Wyznaje, że badania miały opierać się na źródłach archiwalnych, ale szybko okazało się, że eksploracja archiwów będzie niewystarczająca. Stąd decyzja o wyjściu w teren i spotkaniu z konkretnymi osobami CBOW, które przecież nie mówiły o „czystym” doświadczeniu, ale o pamięci o doświadczeniu wraz z nadawanymi mu znaczeniami (zob. s. 396). Dekonstruowanie tych opowieści, ich relatywizowanie czy podważanie byłoby ze strony badacza zabiegiem nieetycznym. Innymi słowy, Gałęziowski, uprawiając historię mówioną, nie wyłącza czucia, nie daje się tym samym zwieść iluzji neutralności poznawczej (zob. Tokarska-Bakir, 2004: 109).
Nieprzypadkowo podkreśla znaczenie, jakie w pracy historyka ma zbieg okoliczności. Świadomość, w jaki sposób przypadek może wpłynąć na badania, każe Gałęziowskiemu ostrożnie oceniać możliwości badawcze każdego naukowca, a już na pewno historyka reprezentującego historię mówioną. Autor przyznaje, że znaczące wątki dla rozpoznań o polskich dzieciach urodzonych w powodu wojny zupełnie nieoczekiwanie okazały się związane z miejscem afiliacji badacza na Uniwersytecie w Augsburgu. To właśnie w tym mieście urodzili się jedna z jego rozmówczyń i dwoje CBOW figurujących w polskich dokumentach archiwalnych. Te ostatnie, mocno rozproszone i pisane często ezopowym językiem, aby nierzadko nie stygmatyzować kobiet lub dzieci, częściej jednak, aby po prostu ukryć przemocowość Armii Czerwonej oraz utrzymać wiarygodność narracji o jej wyzwoleńczej roli, wybrzmiały dopiero dzięki wywiadom z CBOW. Warto dodać, w jaki sposób Gałęziowski pozyskiwał swych respondentów. W materiale zmieszczonym na YouTube przyznaje, że „na piechotę”, rozsyłając informacje o prowadzonych badaniach do instytucji czy konkretnych osób, które z kolei szukały kontaktu z CBOW (zob. www.youtube.com). Gałęziowski przyznaje, że pozyskiwanie informacji polegało na długich i niejednokrotnie obciążających emocjonalnie rozmowach o przeszłości. W początkowej fazie były to najczęściej rozmowy telefoniczne, ale kontaktowano się również mejlowo. Z tak „zrekrutowanej” niemałej grupy osób pozostała jednak tylko garstka. Na kontakt osobisty z badaczem i nagrywanie rozmowy zdecydowało się ostatecznie szesnaście osób. Tak skromny materiał pozwolił jednak na prawdziwe otwarcie archiwum, kolejną lekturę znanych już dokumentów, które w kontekście wspomnień CBOW zaczęły znaczyć inaczej i więcej.
Co ważne, zebrany w ten sposób materiał pozwolił również Gałęziowskiemu odwrócić wektor uwagi: rozmawiając z CBOW, zaczął zastanawiać się nad wspomnianą wcześniej kategorią ranliwości, podatności na zranienie, ale nie w odniesieniu do badanego, ale do badacza. Tę kategorię autor rozumie jako wytworzenie w sobie predyspozycji do bycia ranliwym, przy czym owa predyspozycja byłaby oznaką empatii, a nie słabości. Gotowość do bycia ranliwym łączy się z podjęciem ryzyka obnażenia i narażenia się na nieprofesjonalizm, a czasem śmieszność.
Dużo piszę o samym badaczu oraz jego warsztacie. Nie oznacza to, że Gałęziowski napisał książkę narcystyczną. Przeciwnie, „Niedopowiedziane biografie” to wnikliwe studium szeroko analizujące przyczyny oraz skutki tabuizacji CBOW w Polsce, omawiające specyfikę sytuacji, w jakiej znalazły się dzieci niemieckich okupantów, żołnierzy Armii Czerwonej, polskich robotnic przymusowych w Trzeciej Rzeszy czy jeńców wojennych. Z publikacji dowiemy się, jaki był stosunek państwa polskiego do zgwałconych kobiet, aborcji oraz CBOW, a także jakie stanowisko wobec tych zjawisk zajął Kościół katolicki. Czytelnicy zainteresowani historią Górnego Śląska powinni się czuć usatysfakcjonowani, ponieważ archiwa tego regionu okazały się szczególnie łaskawe dla badacza uprawiającego tak chimeryczną działkę nauki, jaką jest historia. Intersująco nawet dla osób niebędących miłośnikami historii prezentuje się rozdział poświęcony CBOW w literaturze i filmie.
Wypada wierzyć Gałęziowskiemu, kiedy przekonuje, że historyk musi mieć dużo szczęścia podczas swych badawczych eksploracji. Autor udowadnia, że historyk powinien mieć też znakomite przygotowanie merytoryczne, ogromne zasoby cierpliwości, sporo odwagi, aby podejmować przemilczane i w zasadzie zupełnie w Polsce nieopracowane tematy, ale przede wszystkim wiele empatii oraz taktu, aby uczestniczyć w dopowiadaniu biografii CBOW.
LITERATURA:
Mills C.W.: „Wyobraźnia socjologiczna”. Przedmowa: J. Mucha. Przeł. M. Bucholc. Warszawa 2008.
„Kim są CBOW, czyli dzieci Polek i żołnierzy Wehrmachtu”. Wywiad z Jakubem Gałęziowskim. https://www.youtube.com/watch?v=8fKsJ6M3-aQ&t=778s.
Tokarska-Bakir A.: „Rzeczy mgliste. Eseje i studia”. Sejny 2004.
Jakub Gałęziowski, autor książki „Niedopowiedziane biografie. Polskie dzieci urodzone z powodu wojny”, ale także współzałożyciel oraz prezes Polskiego Towarzystwa Historii Mówionej, członek zespołu redakcyjnego „Wrocławskiego Rocznika Historii Mówionej”, a przede wszystkim historyk, swe ustalenia sytuuje właśnie na przecięciu historii mówionej i badań biograficznych. To oczywiście nie jedyny powód, dla którego warto sięgnąć po jego książkę. Rozpoznania poczynione przez Gałęziowskiego są wyjątkowe, ponieważ po pierwsze, dotyczą słabo dotąd na gruncie polskim opisanego problemu wojennej przemocy seksualnej, a po drugie, są „zaangażowane”, wszak o taki opis upominają się osoby poczęte w wojennym gwałcie.
Gałęziowski, niejako uzasadniając swe badania prowadzone w latach 2016-2020, rozpoczyna książkę od przypomnienia bezprecedensowego wydarzenia. Otóż 19 czerwca 2018 roku w siedzibie Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku miało miejsce wystąpienie Alena Muhića, mężczyzny poczętego w wojennym gwałcie podczas konfliktu zbrojnego w byłej Jugosławii. Muhić w czasie obchodów Trzeciego Międzynarodowego Dnia Eliminacji Przemocy Seksualnej w Konfliktach Zbrojnych apelował: „Nie chcę być obciążany grzechami tych, którzy sprowadzili mnie na świat. Rozumiejąc brzemię stygmatyzacji ofiar gwałtów, apeluję o uznanie go i podjęcie działań zmierzających do zmniejszenia jego ciężaru. Tylko wtedy odnajdziemy spokój i pociechę, których tak bardzo pragniemy” (cyt. za s. 5). Muhić wraz z Ajną Jusić, legitymującą się podobną historią, założyli stowarzyszenie Zapomniane dzieci wojny, zrzeszające osoby, które nierzadko wraz ze swymi matkami opowiadają o wojennym gwałcie, chcąc publicznie dać świadectwo swej trudnej przeszłości. Okazuje się, że upływ czasu niewiele zmienia. Na wojnie w Bośni i Hercegowinie, w Rwandzie, podczas II wojny światowej czy w końcu w trakcie trwającej już niemal rok wojnie w Ukrainie mimo wielu różnic między tymi konfliktami gwałt można uznać za jedną ze strategii militarnych stosowanych przez wrogą armię.
Gałęziowski, mając wzgląd na odmienność warunków politycznych, społecznych czy kulturowych, w których Polkom przyszło się zmagać z niechcianą ciążą, a ich dzieciom z etykietą bękarta spłodzonego przez wroga, postanawia niezwykle wnikliwie i z dużą empatią zbudować narrację o niechcianym potomstwie i losach kobiet, które podczas II wojny światowej lub tuż po niej stały się ofiarami przemocy seksualnej ze strony Niemców i Rosjan. Temat mimo masowego charakteru zdarzeń okazał się zaskakująco słabo rozpoznany. Nie powinno to jednak dziwić; wojenna przemoc seksualna ma długą tradycją (wystarczy zajrzeć do Biblii lub literatury starożytnej), ale dopiero niedawno została uznana za czyn podlegający wyrokom sądów. Gałęziowski za Sabine Lee powtarza, że gwałt jest zarazem najstarszym i najmłodszym przestępstwem (zob. s. 25).
Praktyka potwierdza teorię. Już po bardzo naskórkowym rozpoznaniu zagadnienia przez badacza okazało się, że i w Polsce wojenne i powojenne gwałty nie tylko nie doczekały się rozstrzygnięć na sali sądowej (ich skalę, choć miażdżącą, łatwo było przecież zdyskredytować, porównując z innymi skutkami wojennej hekatomby), ale w zasadzie nigdy nie zostały przepracowane. Ofiary przemocy seksualnej często stygmatyzowane przez otoczenie, a nierzadko również przez swych bliskich, poza dość mocno ograniczoną pomocą medyczną nie otrzymywały wsparcia, wszak wojenny czy tużpowojenny kontekst polityczny i społeczny skutecznie umniejszał ich cierpienie, a tabuizacja problemu uniemożliwiała jakiekolwiek badania. Dramatycznie opóźnione rozpoznanie przeprowadzone przez Gałęziowskiego wykazało, że w 2016 roku żyło jeszcze kilka kobiet, które w młodości przypadającej na lata wojny padły ofiarą gwałtu, choć oczywiście te dane ze względu na delikatność zagadnienia mogły okazać się sfalsyfikowane. Logika podpowiada, że potomstwo, które narodziło się w wyniku gwałtu, stanowiło w 2016 roku nieco większą grupę ze średnią wieku około siedemdziesięciu lat.
Książka Gałęziowskiego jest niezwykle intersująca nie tylko ze względu na podjęty przez badacza temat. To, co wydaje mi się szczególne w niej cenne, to propozycja nowego, inkluzywnego pojęcia, kto wie, będącego być może odpowiedzią na apel Muhića. Gałęziowski oswaja dobrze funkcjonujące i głęboko osadzone w anglojęzycznej literaturze określenie children born of war (CBOW), które nie bez oporu tłumaczy jako „dzieci urodzone z powodu wojny”. Do tej nowej w języku polskim kategorii zalicza osoby, „których jedno z rodziców, zazwyczaj matka, należało do podbitej (okupowanej) społeczności lokalnej, a drugie było najeźdźcą, okupantem, po prostu wrogiem” (s. 10-11). Wydaje się, że zaproponowany termin lepiej odzwierciedla specyfikę grupy CBOW niż stosowane w rodzimej literaturze pojęcie „dzieci wojny” – na tyle nieostre, że określa również osoby, które podczas wojny się urodziły lub na ten właśnie okres przypada ich dzieciństwo.
Badacz, mając świadomość niedoskonałości terminu oraz jego płynności wynikającej często z niemożności lub w najlepszym wypadku trudności w ustaleniu okoliczności przyjścia na świat, nie fetyszyzuje jednak nowego pojęcia. Zdaje sobie sprawę z tego, że opowieści o narodzinach często romantyzują przeszłość tak, aby spotkanie rodziców straciło przemocowy charakter, a zyskiwało miłosny kontekst. Trudno się dziwić, że opowieść adresowana do dziecka o jego „początku” utrzymana była w takiej stylistyce; prawda mogłaby przecież traumatyzować. Ale Gałęziowski przywołuje i te przypadki, kiedy wojna, ale nie przemoc seksualna, była „powodem” pojawienia się na świecie dziecka. Ciąża mogła być więc efektem romansu, prostytucji czy starań kobiet o polepszenie swej sytuacji. I tak w grupie badawczej Gałęziowskiego znaleźli się między innymi: córka niemieckiego więźnia funkcyjnego z Auschwitz oraz córka radzieckiego jeńca wojennego, a także syn amerykańskiego żołnierza. Oni także spełnili podstawowe kryterium CBOW, urodzili się z powodu wojny i okupacji, choć trudno ich przypadek zestawiać z historią dzieci z gwałtu – urodzonych lub abortowanych (te ostatnie są przez badacza nazwane „dziećmi poczętymi z powodu wojny”). Uściślając, autor polskimi CBOW nazywa osoby urodzone przez Polki albo autochtonki i wychowywane w powojennej Polsce. Dzieci mogły przyjść na świat na ziemiach polskich albo na terenach włączonych po wojnie do Polski czy poza jej granicami (w głębi Trzeciej Rzeszy; od połowy 1945 roku w strefach okupacyjnych na terenie dzisiejszych Niemiec i Austrii). Ich ojcami byli niemieccy okupanci (wojskowi i cywilni), przedstawiciele nazistowskich formacji paramilitarnych i policji, niemieccy strażnicy obozów koncentracyjnych, personel niemieckich zakładów przemysłowych, zachodni żołnierze alianccy walczący na terenie Trzeciej Rzeszy, a potem stacjonujących w strefach okupacyjnych oraz żołnierze wielonarodowościowej Armii Czerwonej (zob. s. 88).
Za niezwykle interesującą dla rozważań o CBOW uważam obecną na różnych poziomach książki kategorię vulnerabilities, którą Gałęziowski tłumaczy jako „ranliwość”. W jej obecności upatruję głęboką empatię badacza, pracującego nie tylko w archiwum, wśród dokumentów i statystyk, ale wsłuchującego się przecież w historie konkretnych ludzi. Historia mówiona, którą uprawia Gałęziowski, to przecież praca na żywym organizmie, dojmujące emocjonalnie spotkania z rozmówcami, a potem kolejne, ale tym razem z notatkami, nagranymi materiałami, pozwalającymi na stworzenie naukowego opisu. Dlatego uważam, że kategoria ranliwości, wyrastając ze specyfiki pracy z „respondentem”, bliskości oraz poszanowania jego wrażliwości, jest istotna metodologicznie. Umożliwia bowiem dzieciom urodzonym z powodu wojny wyjście z dyskursu wiktymizującego, o co apelował przecież wspomniany Muhić. Warto prześledzić historię kształtowania się tej kategorii.
W początkowej fazie prowadzonych na Zachodzie badań dotyczących dzieci urodzonych w następstwie wojennego gwałtu uważano, że decydujący wpływ na ich dobrostan mają: ciąża i poród, słaba relacja rodzic – dziecko, dyskryminacja i stygmatyzacja, problemy z tożsamością (zob. s. 37). W ramach działań terapeutycznych proponowano, aby CBOW uznać za „wtórne ofiary gwałtu”, usankcjonować istnienie wielu sprawców wiktymizacji oraz wypracować kompleksowe i jednoznaczne stanowisko wobec problemu konkurowania praw matek i dzieci przy jednoczesnym wzięciu pod uwagę interesów obu stron (zob. s. 38). Włączenie do koncepcji dziecka urodzonego z gwałtu kategorii „poszkodowanego” było zabiegiem trudnym i rewolucyjnym, szczególnie w kontekście dotychczasowego myślenia o zgwałconej kobiecie jako jedynej ofierze, ale miało ułatwić pomoc psychologiczną CBOW. Gałęziowski przywołuje jeszcze jedną koncepcję opisu CBOW, reprezentowaną przez Michaela Goodharta. Opierała się na kategorii „krzywdzącego spłodzenia”, zgodnie z którą „prawa osób spłodzonych w wyniku gwałtu zostały bezpośrednio złamane w samym akcie bezprawnej czy właśnie krzywdzącej prokreacji” (s. 39). Innymi słowy, spłodzenie wynikające ze złych intencji sprawia, że dziecko jest bezpośrednią ofiarą gwałciciela także pod tym względem, że zadający gwałt miał na celu świadome zadanie cierpienia dziecku mającemu przyjść na świat. Takim ujęciem poczęcia dziecka w wyniku gwałtu Goodhart stworzył podstawę do uznania tego czynu za przestępstwo przeciwko ludzkości.
Z powyższych względów dzieci urodzone z gwałtu uznawano za „grupę ranliwą”, „która z powodu wyjątkowej podatności na dyskryminację ze względu na pochodzenie i okoliczności poczęcia wymaga specjalnego podejścia i ochrony ze strony zarówno podmiotów społecznych i organów państwowych, jak i badaczy” (s. 45). Gałęziowski z dyskursu o wiktymizacji CBOW wybiera jednak bliskie mu także metodologicznie (o tym ujęciu nieco później) pojęcie ranliwości, a nie grupy ranliwej. Twórczyni terminu, argentyńska bioetyczka Florencia Luna, przekonuje, że stan ranliwości ma charakter dynamiczny i relacyjny oraz zależy od indywidualnej sytuacji danej osoby, kontekstu i okoliczności. Koncepcja Luny polega więc nie na uznaniu osoby z grupy CBOW ex cathedra za ranliwą, ale na analizie, co sprawia, że dana sytuacja taką ją czyni. Tego typu podejście poszerza nieco wąską perspektywę, w której CBOW jest unikatową zbiorowością, a nie skomplikowanym i wewnętrznie zróżnicowanym fenomenem.
Mam wrażenie, że właśnie zindywidualizowane podejście badacza, wyczulonego na wszelkie niuanse danych sprawia, że książka nie epatuje okrutnymi obrazami doświadczeń granicznych. Czytelnik lub czytelniczka nie musi się mierzyć z opisami seksualnej przemocy wobec kobiet lub przemocy i nadużyć w stosunku do „bękartów” wroga. I nie jest to zabieg wynikający z decyzji o oszczędzaniu odbiorców, ale raczej z szacunku do ofiar. Co ciekawe, tego braku nie rekompensują ani statystki, ani zestawienia procentowe, w publikacji nie ma żadnych tabel czy diagramów w ikoniczny sposób przestawiających licytację na cierpienie. Nie dowiemy się, ile kobiet zgwałcili Niemcy, a ile czerwonoarmiści, zagadką pozostają też statystki mówiące o aborcjach oraz porodach dzieci kobiet dotkniętych przemocą seksualną, naszej ciekawości nie zaspokoją również bardzo ostrożne rozpoznania w zakresie gwałtów, prostytucji czy romansów polskich robotnic przymusowych w Trzeciej Rzeszy czy Polek w obozach dla dipisów. Wszystko dlatego, że wartości byłyby niedoszacowane, a przez to mało wiarygodne. Gałęziowski zresztą wyznaje, że nie interesuje go statystyka, ale problem oraz jego złożoność, o której przekonuje się za każdym razem, kiedy rozmawia z kolejną osobą z grupy CBOW.
To szczere wyznanie autora, za które również cenię jego monumentalną, bo 450-stronicową publikację. Na końcu książki umieszcza metodologiczną notę, którą uważam za równie istotną jak przeprowadzone przez niego badania. Gałęziowski odsłania w niej nie tylko swój warsztat, ale również swoją niepewność. Wyznaje, że badania miały opierać się na źródłach archiwalnych, ale szybko okazało się, że eksploracja archiwów będzie niewystarczająca. Stąd decyzja o wyjściu w teren i spotkaniu z konkretnymi osobami CBOW, które przecież nie mówiły o „czystym” doświadczeniu, ale o pamięci o doświadczeniu wraz z nadawanymi mu znaczeniami (zob. s. 396). Dekonstruowanie tych opowieści, ich relatywizowanie czy podważanie byłoby ze strony badacza zabiegiem nieetycznym. Innymi słowy, Gałęziowski, uprawiając historię mówioną, nie wyłącza czucia, nie daje się tym samym zwieść iluzji neutralności poznawczej (zob. Tokarska-Bakir, 2004: 109).
Nieprzypadkowo podkreśla znaczenie, jakie w pracy historyka ma zbieg okoliczności. Świadomość, w jaki sposób przypadek może wpłynąć na badania, każe Gałęziowskiemu ostrożnie oceniać możliwości badawcze każdego naukowca, a już na pewno historyka reprezentującego historię mówioną. Autor przyznaje, że znaczące wątki dla rozpoznań o polskich dzieciach urodzonych w powodu wojny zupełnie nieoczekiwanie okazały się związane z miejscem afiliacji badacza na Uniwersytecie w Augsburgu. To właśnie w tym mieście urodzili się jedna z jego rozmówczyń i dwoje CBOW figurujących w polskich dokumentach archiwalnych. Te ostatnie, mocno rozproszone i pisane często ezopowym językiem, aby nierzadko nie stygmatyzować kobiet lub dzieci, częściej jednak, aby po prostu ukryć przemocowość Armii Czerwonej oraz utrzymać wiarygodność narracji o jej wyzwoleńczej roli, wybrzmiały dopiero dzięki wywiadom z CBOW. Warto dodać, w jaki sposób Gałęziowski pozyskiwał swych respondentów. W materiale zmieszczonym na YouTube przyznaje, że „na piechotę”, rozsyłając informacje o prowadzonych badaniach do instytucji czy konkretnych osób, które z kolei szukały kontaktu z CBOW (zob. www.youtube.com). Gałęziowski przyznaje, że pozyskiwanie informacji polegało na długich i niejednokrotnie obciążających emocjonalnie rozmowach o przeszłości. W początkowej fazie były to najczęściej rozmowy telefoniczne, ale kontaktowano się również mejlowo. Z tak „zrekrutowanej” niemałej grupy osób pozostała jednak tylko garstka. Na kontakt osobisty z badaczem i nagrywanie rozmowy zdecydowało się ostatecznie szesnaście osób. Tak skromny materiał pozwolił jednak na prawdziwe otwarcie archiwum, kolejną lekturę znanych już dokumentów, które w kontekście wspomnień CBOW zaczęły znaczyć inaczej i więcej.
Co ważne, zebrany w ten sposób materiał pozwolił również Gałęziowskiemu odwrócić wektor uwagi: rozmawiając z CBOW, zaczął zastanawiać się nad wspomnianą wcześniej kategorią ranliwości, podatności na zranienie, ale nie w odniesieniu do badanego, ale do badacza. Tę kategorię autor rozumie jako wytworzenie w sobie predyspozycji do bycia ranliwym, przy czym owa predyspozycja byłaby oznaką empatii, a nie słabości. Gotowość do bycia ranliwym łączy się z podjęciem ryzyka obnażenia i narażenia się na nieprofesjonalizm, a czasem śmieszność.
Dużo piszę o samym badaczu oraz jego warsztacie. Nie oznacza to, że Gałęziowski napisał książkę narcystyczną. Przeciwnie, „Niedopowiedziane biografie” to wnikliwe studium szeroko analizujące przyczyny oraz skutki tabuizacji CBOW w Polsce, omawiające specyfikę sytuacji, w jakiej znalazły się dzieci niemieckich okupantów, żołnierzy Armii Czerwonej, polskich robotnic przymusowych w Trzeciej Rzeszy czy jeńców wojennych. Z publikacji dowiemy się, jaki był stosunek państwa polskiego do zgwałconych kobiet, aborcji oraz CBOW, a także jakie stanowisko wobec tych zjawisk zajął Kościół katolicki. Czytelnicy zainteresowani historią Górnego Śląska powinni się czuć usatysfakcjonowani, ponieważ archiwa tego regionu okazały się szczególnie łaskawe dla badacza uprawiającego tak chimeryczną działkę nauki, jaką jest historia. Intersująco nawet dla osób niebędących miłośnikami historii prezentuje się rozdział poświęcony CBOW w literaturze i filmie.
Wypada wierzyć Gałęziowskiemu, kiedy przekonuje, że historyk musi mieć dużo szczęścia podczas swych badawczych eksploracji. Autor udowadnia, że historyk powinien mieć też znakomite przygotowanie merytoryczne, ogromne zasoby cierpliwości, sporo odwagi, aby podejmować przemilczane i w zasadzie zupełnie w Polsce nieopracowane tematy, ale przede wszystkim wiele empatii oraz taktu, aby uczestniczyć w dopowiadaniu biografii CBOW.
LITERATURA:
Mills C.W.: „Wyobraźnia socjologiczna”. Przedmowa: J. Mucha. Przeł. M. Bucholc. Warszawa 2008.
„Kim są CBOW, czyli dzieci Polek i żołnierzy Wehrmachtu”. Wywiad z Jakubem Gałęziowskim. https://www.youtube.com/watch?v=8fKsJ6M3-aQ&t=778s.
Tokarska-Bakir A.: „Rzeczy mgliste. Eseje i studia”. Sejny 2004.
Jakub Gałęziowski: „Niedopowiedziane biografie. Polskie dzieci urodzone z powodu wojny”. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2022 [seria: Seria Historyczna].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |