
KRES I KRACH (MICHEL HOUELLEBECQ: 'UNICESTWIANIE')
A
A
A
Ulica jednokierunkowa
„Ciało, w którym kolejne komponenty umysłu, jeden po drugim, zamykają się na głucho; znika klarowność myślenia, koniec z mową artykułowaną, a rozpoznawane do tej pory twarze zastępuje świat wykwitów wyobraźni […]. To, co pozostaje – ostatnia cząstka silnika z jakąkolwiek siłą napędową – to komponent odczuwający strach przed śmiercią. Tak, ten ostatni funkcjonujący skrawek mózgu pozostanie nieubłagany w swoim działaniu, gdy będzie wyrzucał z ciebie panikę i przepuszczał raz po raz przez twój organizm dreszcze grozy. Na ból dadzą ci morfinę – później może nieco zawyżoną jej dawkę, a na końcu konieczny nadmiar – nic jednak nie przeszkodzi tej srogiej grupie komórek mózgowych straszyć cię aż do usranej (lub nie) śmierci. Wówczas być może pożałujemy momentu, gdy za [Julesem] Renardem zdarzyło nam się pomyśleć »Boże, nie pozwól mi umrzeć zbyt rychło!«” – tak pisze o umieraniu Julian Barnes w swym eseju „Nothing to be Frightened of” (2008/2017: 17–18). Choć Houellebecq zaczyna nieco łagodniej, to prowadzi nas do tego samego miejsca, co frankofil Barnes. Pierwszy akapit „Unicestwiania” brzmi: „W niektóre poniedziałki pod sam koniec listopada lub na początku grudnia, zwłaszcza kiedy człowiek jest singlem, ma uczucie przebywania w korytarzu śmierci. Letnie wakacje już dawno poszły w niepamięć, nowy rok jest jeszcze daleko; nicość wydaje się niespodziewanie blisko” (s. 9). W tym punkcie nic nie wiemy o bohaterach najnowszej powieści Michela Houellebecqa, a mamy przed sobą ponad sześćset stron ich losów; mimo to ton został już nadany, temat uwypuklony („korytarz śmierci” – le couloir de la mort to wprawdzie francuskie określenie „celi śmierci” [ang. death row], ale o ileż lepszy jest tu ten „korytarz” po polsku!). I nie dajmy się zwieźć przekornie użytej przez pisarza (tłumaczkę) partykule „zwłaszcza” – nikt się nie wywinie.
Akcja „Unicestwiania” biegnie powoli, rozwarstwia się i rozpływa na wiele wątków; każdy z nich pełni na pozór jakąś funkcję w narracji ogólnej, bohaterowie scharakteryzowani są na każdym poziomie: indywidualnym, rodzinnym, zawodowym i społeczno-politycznym. Dobrze, że ósma powieść Houellebecqa jest pozycją trudną do skrótowego ujęcia w blurbie.
Edgelord u kresu
Urodzony w 1956 lub 1958 roku autor „Cząstek elementarnych” osiągnie w roku bieżącym (nawet po planowanej we Francji „reformie”) wiek emerytalny, podjął więc jedyną rozsądną w tych okolicznościach decyzję, czyli ogłosił drukiem swą ostatnią powieść. Pieniądze odłożone, biografie i monografie napisane, a budzący w nim (chyba) sympatię Prezydent Republiki zapewnił sobie drugą kadencję (to obserwacja ex post – pisarz nie mógł być tego jeszcze pewien, gdy pisał „Anéantir”). Starość zazwyczaj tępi w człowieku ostrze skandalisty i radykała-gryzipiórka, więc przychodzi czas na przekazanie pałeczki innym, przynajmniej nieco młodszym, być może tym, którzy – jak Macron czy główny bohater „Unicestwiania” Paul Raison – „powolutku” zbliżają się do pięćdziesiątki. Z tym że Houellebecq przez lata znany był jako literacki edgelord (czy raczej edgelord avant la lettre); ten, który próbował wywoływać w zblazowanych jak on czytelnikach traumę, by odebrać im głupią nadzieję strusia chowającego głowę w piasek. Warto podkreślić, że tytuł oryginalny, czyli bezokolicznik pisany małą literą – „unicestwić”, wygląda jak zwykłe hasło słownikowe, ale także leksykalnie domyka bogatą twórczość autora, dla której hasłem założycielskim i filozofią twórczą było przecież rester vivant („pozostać żywym”), tytuł jego eseju z 1991 roku (Małysa 2018: 22).
Twórczość powieściową Francuza można dość banalnie podzielić na dwa okresy: 1994–2005 i 2010–2022; między pierwszym i drugim Houellebecq wrócił do Francji z Irlandii i oddał się m.in. pogłębionej refleksji nad filozofią uwielbianego przez siebie od pierwszego czytania Arthura Schopenhauera (Novak-Lechevalier 2020: VI–XIII). Tak w jednym, jak i w drugim okresie napisał po cztery głośne powieści, a poza tym było to dla niego „wspaniałe trzydziestolecie” udanych prowokacji i skutecznego samo-unicestwiania.
Na przykład z filmu „Możliwość wyspy” (2008) w reżyserii samego Houellebecqa pamiętam niewiele więcej ponad to, że występował w nim Andrzej Seweryn i że kompletnie nie dało się tego oglądać. Sama powieść z 2005 roku była natomiast doskonale marketingowo zaplanowanym francuskim hitem wydawniczym; coś jak niedawna „Anomalia” Hervégo Le Tellier, tyle że o piętnaście lat wcześniejsza i w wersji hard. Z perspektywy lat widzę niegdyś czytane przeze mnie powieści z pierwszego okresu Houellebecqa w dosyć niskiej rozdzielczości; w pamięci pozostało mi wrażenie, że narrator do ostatecznych (technicznych) konsekwencji doprowadził swoją mizantropię, a zakończenie powieści było mimo wszystko otwarte. Czytelnikom polecić mogę w tym miejscu następujący eksperyment: 1) przeczytać „Cząstki elementarne” i/lub „Możliwość wyspy”; 2) obejrzeć polski film „Photon” (2017) autorstwa Normana Leto; 3) przeczytać wspomnianą powyżej „Anomalię” Hervégo Le Tellier. Utwory te są jak koraliki nanizane na jedną nitkę; łączy je motyw nauki zastępującej religię i ograniczeń tej pierwszej w procesie tłumaczenia świata emocjonalnej jednostce. Żaden z autorów nie przekonuje nas oczywiście przy tym do religijności.
W „Możliwości wyspy” Houellebecq spersonifikował jeszcze radykalizm i sprzeczności ideologiczne w głównym bohaterze, komiku Danielu1 – niezbyt wyrafinowanym, za to politycznie „boksującym” we wszystkich kierunkach, przez co obrzydliwie bogatym. Daniel1 osiągnie nieśmiertelność dzięki nauce; protagonista Houellebecqa przeżyje kolejne dwadzieścia pięć „pokoleń” czy wcieleń, aby w końcu znużyć się tą formą wieczności. Od początku „Unicestwiania” – kończącego drugi i ostatni okres twórczości powieściowej – korzysta Houellebecq z narracyjnego „outsourcingu” zadań mizantropa-skandalisty poza główny wątek powieści.
Akcja „Unicestwiania” została – jak to się mówi – osadzona we Francji lat 2026–2027. Z jakiegoż to powodu Houellebecq przesunął tę opowieść o rodzinie o kilka lat w przyszłość? Inaczej niż w wypadku „Uległości” czy „Cząstek elementarnych” nie zrobił tego bowiem, by jako wyrazisty punkt kulminacyjny narracji ustanowić coś, co w publicznym i publicystycznym odbiorze współczesnych mu czytelników może być nabierającym rozpędu niepokojącym procesem („rozwój” nauki i farmakologii, skutki rewolucji seksualnej i emancypacji kobiet, tzw. islamizacja Europy). Pisarz tym razem wyraźnie afirmuje kierunek, w którym zmierza powieściowa Republika. Zaryzykuję nawet tezę, że te kilka lat, po upłynięciu których warstwa publicystyczna powieści ulegnie samozniszczeniu, miało być dla Houellebecqa nie tylko kodą kariery powieściopisarza, ale też jakiejś nowej francuskiej belle époque. Wybiegnięcie o kilka lat do przodu zapewnia mu z jednej strony dystans niezbędny do efektywnego opowiedzenia historii, z drugiej – tak jak funkcją marzenia sennego jest podtrzymanie stanu snu, tak samo główną funkcją „dużej” narracji omawianej tu powieści jest przedłużenie owego okresu prosperity.
W „Unicestwianiu” radykalizm polityczny i sprzeczności wielokulturowego społeczeństwa w dużej mierze pozostają na obrzeżach nowej, protekcjonistycznej Francji, ale także tam, gdzie zagnieździły się już dzisiaj na dobre, czyli w świecie wirtualnym/cyfrowym, przerażająco autonomicznym i zdolnym – dzięki mocy obliczeniowej naszych nieużywanych prywatnych komputerów – do wyprodukowania deep fake’ów równie szczegółowych, jak rzeczywistość (po co dokonywać prawdziwej egzekucji ministra, skoro można stworzyć jej perfekcyjną symulację? Po co zabijać i antagonizować istniejących Europejczyków, skoro można wysadzić bank z ich gametami?). Zamachy w „Unicestwianiu” niepokoją tym bardziej, że są rodzajem „dymu bez ognia”, błyskawicy bez grzmotu – tylko wielkie wydarzenia w historii państw i świata, jak np. ostatnia pandemia, prowokują proliferacje prawicowych teorii spiskowych – podszytych religią bądź religijną wiarą w panacea. Jednocześnie jednak, jak pisała Susan Sontag w 1978 roku w eseju „Choroba jako metafora”: „Dla ludzi bardziej wyrobionych intelektualnie rak oznacza z kolei bunt zranionej ekosfery: natura mści się na podłym technokratycznym świecie. Płonne nadzieje i prymitywne lęki [w czasie epidemii – K.W.] biorą początek w uproszczonych statystykach, którymi świeci się w oczy niefachowcom […]” (Sontag 1999: 73–74).
Mamy więc w „Unicestwianiu” hiperkompetentnych technicznie, nieokreślonych politycznie terrorystów, a w centrum narracji urzędnika ministerialnego Paula Raisona, którego na domiar złego poznajemy w stanie derealizacji i ogólnej hibernacji – życiowej, zawodowej, miłosnej – gdy śni o apokaliptycznej Europie pełnej równie jak on zahibernowanych ludzi: „[…] twarze mają twarde i pomarszczone, w ich oczach tańczą przebłyski światła. Niektórzy wracają do domu, ale zanim tam dotrą, zdadzą sobie sprawę, że ich bliscy wkrótce umrą, może nawet już są martwi” (s. 23). Paul jedzie w pierwszej ze swych sennych wizji rodzajem Snowpiercera przez Polskę, gdy „planeta umiera z zimna”. Potem się budzi i poznajemy stopniowo jego rodzinę.
Zawężenie pola walki
Samotne życie Paula Raisona toczy się między pracą i domem, który dzieli (warto podkreślić to słowo) z żoną Prudence. Ich luksusowe, nowoczesne mieszkanie podzielone jest na pół strefą zdemilitaryzywaną zwaną z angielska livingiem. W punkcie początkowym powieści w jego życiu zawodowym panuje jeszcze spokój – nikt rozsądny nie toczy wojny na dwa fronty. Autor „Platformy” nie byłby oczywiście sobą, gdyby nie poprowadził dalej wątku tego anorektycznego pod każdym względem małżeństwa i nie przedstawił go jednocześnie na tle równie dobitnych przykładów „nędzy” seksualnej i tragifarsy, w którą czasami obraca się próba stworzenia podstawowej komórki społecznej (z potomstwem lub bez).
W „Deconstructing Harry” (1997) Woody’ego Allena religijna siostra tytułowego bohatera-erotomana kwituje: „Nie masz żadnych wartości. Całe twoje życie to: nihilizm, cynizm, sarkazm i orgazm”. Harry odpowiada na to: „Wiesz, we Francji z takim hasłem wyborczym mógłbym kandydować i wygrać”. W przeciwieństwie do sytuacji w częściowo purytańskich Stanach Zjednoczonych, w kraju Houellebecqa od dziesięcioleci nie istnieje już przepaść między hipokryzją rządu a libertynizmem rządzonych. Stąd właśnie brał się „reakcjonizm” jego pierwszych powieści. Punkt wyjścia pisarza-mizogina okazuje się jednak w zasadzie identyczny z obserwacjami jednej z najbardziej znanych amerykańskich pisarek-feministek. Zacytujmy tym razem „AIDS i jego metafory”, esej Sontag z końca lat 80. XX wieku: „Rekreacyjna, pozbawiona ryzyka seksualność, nie będąca bynajmniej wynalazkiem mężczyzn homoseksualistów, jest nieuchronnym, nowym wcieleniem kultury kapitalizmu, gwarantowanym na dodatek przez osiągnięcia medycyny” (Sontag 1999: 164). Rzecz w tym, że lekiem na merkantylizację seksu nie jest ani konserwatywna władza i opozycja wobec niej tworzona przez goszystów i libertynów, ani władza permisywna, która krytykę rozpasania zamożnego społeczeństwa powierza „reakcyjnym” intelektualistom, w tym pisarzom. Kolaps takiego społeczeństwa jest tak czy inaczej nieuchronny; widzimy go w „Uległości”, „Serotoninie” i w końcu w „Unicestwianiu”, gdzie dodatkowo w dyskursie pisarza dostrzegamy już „[p]rzesunięcie z libidalności do paliatywności”, jak napisał Piotr Sadzik w swej recenzji „Unicestwiania” w „Dwutygodniku”.
Centralnym wydarzeniem powieści jest udar Édouarda Raisona, czyli ojca głównego bohatera, emerytowanego pracownika służb specjalnych i postaci spajającego wszystkie wątki powieści. Oprócz niego najistotniejszymi dla mnie scenami „Unicestwiania” są te, w których wypowiada się Harvé, czyli szwagier głównego bohatera. Z zawodu jest bezrobotnym notariuszem, a wyrażane przez niego poglądy w żadnym momencie nie są ani rasistowskie, ani antysemickie, antyislamskie, antyrepublikańskie czy prorosyjskie. Religijność Harvégo (katolicyzm) ma z kolei charakter jedynie wikaryczny (modli się jego żona – Cécille). Houellebecq próbuje moim zdaniem pokazać tą postacią, że „podziały polityczne” funkcjonują obecnie jedynie w sferze mglistych emocji i tematów zastępczych, poza konkretnie sformułowanymi poglądami, stanowiskami i kompetencjami oraz niezależnie od poziomu intelektu. „Mizoginia” Houellebecqa uwidacznia się w złośliwie skonstruowanej postaci Indy, szwagierki (żony młodszego brata – Auréliena). Tyle że to właśnie w zestawieniu z Harvém najwyraźniej uwypuklona zostaje jej niekompetencja i nikczemność. Harvé jest zwolennikiem Zjednoczenia Narodowego z jednego prostego powodu – jest bezrobotny, a osoby związane ze skrajną prawicą załatwiają mu pracę. Wszelkie poglądy polityczne są jedynie funkcją zaspokojenia lub nie potrzeb konkretnych ludzi. Gdy żyjemy na pustyni pseudo-merytokracji, na której można być bardzo kompetentnym i bezrobotnym, oznacza to po prostu, że skrajna polaryzacja polityczna jest dla niektórych jedyną drogą do odzyskania godności. Wolisz posiadać godność produktywnego mężczyzny i głosować na żenującą grupę polityków i polityczek czy pozostać bezrobotnym rozsądnym centrystą bez właściwości i własności, kapitału i jakiejkolwiek sprawczości politycznej? – tak mniej więcej brzmi dzisiaj seria pytań retorycznych prowadzących do zawarcia faustowskiego paktu.
Demokracja przedstawicielska, teoretycznie stanowiąca podstawę władzy w takich krajach, jak Polska, Francja czy Niemcy, odczuwana jest przez przeciętnych obywateli przede wszystkim jako rodzaj nieprzyjemnej stagnacji lub glątwy po przedawkowaniu pustosłowia polityków. Stan ten można przez pewien czas ignorować i po prostu żyć dalej – statystycznie bowiem nie jest zbyt dotkliwy. Rzecz jednak w tym, że wiele osób nie potrafi trwać w tej stagnacji, co z jednej strony może wynikać z niezaspokojonych potrzeb bytowych, a z drugiej z – nomen omen – chronicznej niecierpliwości. Szukamy zatem zaspokojenia potrzeb i „spełnienia” w innych dziedzinach niż polityka. W ten sposób angażujemy się ponad potrzebę w struktury, które z demokracją nie mają nic wspólnego: praca, życie prywatne (u Houellebecqa to zwykle po prostu rynek seksualny), działalność kulturalno-edukacyjna i religijność. Tam panuje już porządek naturalny, czyli w najlepszym razie feudalizm, a w najgorszym – tyrania. Albo więc wpadamy w te obszary „głową w dół” (we wszelkie -izmy i fanatyzmy), albo podchodzimy do nich jak do jeża. Paul Raison wybrał to drugie rozwiązanie, ale otaczający go ludzie niekoniecznie mieli taki wybór, dlatego też miotają się oni w życiu, a Paul z kolei w sposób radykalny akceptuje najgorsze wyroki losu. Jest on protagonistą realistycznie naszkicowanym i jednocześnie nieprawdopodobnym, żyjącym w przyszłości, która na pewno nie nadejdzie.
Raison d’être
Napisać dobrą powieść to znaczy sprawić, by w umysłach czytelników pojawił się wiarygodny świat przedstawiony, czyli model rzeczywistości, który działa na bohaterów powieści w sposób niedający się przewidzieć. Samych bohaterów poznajemy nie przez ich statyczną, „portretową” charakterystykę, tylko przez ich reakcje na tenże dynamiczny model świata. Głównym elementem tej dynamiki jest czas, którego złudzenie (subiektywne postrzeganie) narrator musi w nas wytworzyć. „Publicystyczne” uwagi Houellebecqowskiego narratora to nic innego jak oszczędna, „punktowa” charakterystyka świata przedstawionego. Samotny protagonista jest w tym świecie o wiele ciekawszy niż ktoś, w kogo wypadku socjalizacja przebiegła wzorcowo – inni ludzie stają się wówczas dla niego kolejnym elementem nieprzewidywalności.
Już w „Mapie i terytorium” (2010) narrator powrócił do Wolterowskiego „uprawiania własnego ogródka” (cultiver son jardin) jako rozwiązania (Walden 2010: online). Pierwsze strony „Uległości” (2015) natomiast, przez swój opis postaci i naszkicowanie drogi życia pisarza Jorisa-Karla Huysmansa (fragment jego „W drodze” był nawet mottem tamtej powieści), wyznaczyły z kolei trajektorie losów bohaterów dwóch kolejnych powieści Michela Houellebecqa – „Serotoniny” (2019) i recenzowanego tu „Unicestwiania”. Autor „Na wspak” (1884) przez ponad trzydzieści lat był urzędnikiem ministerialnym. Nie będę rozwijał dalej tego wątku, ponieważ streszczanie fabuły powieści, szczególnie zaś zdradzanie jej zakończenia, uważam za złośliwą i protekcjonalna wobec czytelników praktykę. Powiem tylko tyle, że jako postawę życiową tym razem podpowiada nam Houellebecq wybór prywatności (to, co czasem określa się za pomocą utartej metafory „emigracji wewnętrznej”); kłopot jednak w tym, że jest to coś, co podlega w obecnych czasach daleko posuniętemu zafałszowaniu – deep fake prywatności to najczystszy narcyzm przebrany w jej szaty. Nasze życie rozbite zostało na tysiące małych narracji, którymi skandalizujemy się sami i nie potrzebujemy do tego pisarzy. Rozpoznawane twarze bliskich zastępuje nam świat wykwitów cyfrowego panoptykonu. Wyobraźnia Houellebecqa jest pusta, a wszystkie diabły są tutaj.
LITERATURA:
Allen W. (reż.): „Deconstructing Harry”. Sweetland Films, Jean Doumanian Productions 1997.
Barnes J.: „Death”. Vintage. London 2017 (extracts from „Nothing to be Frightened of”, 2008).
Małysa Z.: „Rester vivant Michela Houellebecqa jako wykładnia dynamiki procesu twórczego”. Zeszyty Naukowe Towarzystwa Doktorantów UJ – Nauki Humnistyczny, nr 22(3) 2018, s. 21–30.
Novak-Lechevalier A.: „Preface” to M. Houellebecq: „In the Presence of Schopenhauer”. Trans. A. Brown. Polity Press. Cambridge, UK–Madford, MA, s. vi–xv.
Sadzik P.: „Pożegnanie z językiem”. Dwutygodnik, 2/2022 (dostęp: 26.01.2023).
Sontag S.: „Choroba jako metafora. AIDS i jego metafory”. Przeł. J. Anders. Państwowy Instytut Wydawniczy. Warszawa 1999.
Wanden G.: „La carte et le territoire by Michel Houellebecq – review”. Guardian, 10 października 2010 (dostęp: 29.01.2023).
„Ciało, w którym kolejne komponenty umysłu, jeden po drugim, zamykają się na głucho; znika klarowność myślenia, koniec z mową artykułowaną, a rozpoznawane do tej pory twarze zastępuje świat wykwitów wyobraźni […]. To, co pozostaje – ostatnia cząstka silnika z jakąkolwiek siłą napędową – to komponent odczuwający strach przed śmiercią. Tak, ten ostatni funkcjonujący skrawek mózgu pozostanie nieubłagany w swoim działaniu, gdy będzie wyrzucał z ciebie panikę i przepuszczał raz po raz przez twój organizm dreszcze grozy. Na ból dadzą ci morfinę – później może nieco zawyżoną jej dawkę, a na końcu konieczny nadmiar – nic jednak nie przeszkodzi tej srogiej grupie komórek mózgowych straszyć cię aż do usranej (lub nie) śmierci. Wówczas być może pożałujemy momentu, gdy za [Julesem] Renardem zdarzyło nam się pomyśleć »Boże, nie pozwól mi umrzeć zbyt rychło!«” – tak pisze o umieraniu Julian Barnes w swym eseju „Nothing to be Frightened of” (2008/2017: 17–18). Choć Houellebecq zaczyna nieco łagodniej, to prowadzi nas do tego samego miejsca, co frankofil Barnes. Pierwszy akapit „Unicestwiania” brzmi: „W niektóre poniedziałki pod sam koniec listopada lub na początku grudnia, zwłaszcza kiedy człowiek jest singlem, ma uczucie przebywania w korytarzu śmierci. Letnie wakacje już dawno poszły w niepamięć, nowy rok jest jeszcze daleko; nicość wydaje się niespodziewanie blisko” (s. 9). W tym punkcie nic nie wiemy o bohaterach najnowszej powieści Michela Houellebecqa, a mamy przed sobą ponad sześćset stron ich losów; mimo to ton został już nadany, temat uwypuklony („korytarz śmierci” – le couloir de la mort to wprawdzie francuskie określenie „celi śmierci” [ang. death row], ale o ileż lepszy jest tu ten „korytarz” po polsku!). I nie dajmy się zwieźć przekornie użytej przez pisarza (tłumaczkę) partykule „zwłaszcza” – nikt się nie wywinie.
Akcja „Unicestwiania” biegnie powoli, rozwarstwia się i rozpływa na wiele wątków; każdy z nich pełni na pozór jakąś funkcję w narracji ogólnej, bohaterowie scharakteryzowani są na każdym poziomie: indywidualnym, rodzinnym, zawodowym i społeczno-politycznym. Dobrze, że ósma powieść Houellebecqa jest pozycją trudną do skrótowego ujęcia w blurbie.
Edgelord u kresu
Urodzony w 1956 lub 1958 roku autor „Cząstek elementarnych” osiągnie w roku bieżącym (nawet po planowanej we Francji „reformie”) wiek emerytalny, podjął więc jedyną rozsądną w tych okolicznościach decyzję, czyli ogłosił drukiem swą ostatnią powieść. Pieniądze odłożone, biografie i monografie napisane, a budzący w nim (chyba) sympatię Prezydent Republiki zapewnił sobie drugą kadencję (to obserwacja ex post – pisarz nie mógł być tego jeszcze pewien, gdy pisał „Anéantir”). Starość zazwyczaj tępi w człowieku ostrze skandalisty i radykała-gryzipiórka, więc przychodzi czas na przekazanie pałeczki innym, przynajmniej nieco młodszym, być może tym, którzy – jak Macron czy główny bohater „Unicestwiania” Paul Raison – „powolutku” zbliżają się do pięćdziesiątki. Z tym że Houellebecq przez lata znany był jako literacki edgelord (czy raczej edgelord avant la lettre); ten, który próbował wywoływać w zblazowanych jak on czytelnikach traumę, by odebrać im głupią nadzieję strusia chowającego głowę w piasek. Warto podkreślić, że tytuł oryginalny, czyli bezokolicznik pisany małą literą – „unicestwić”, wygląda jak zwykłe hasło słownikowe, ale także leksykalnie domyka bogatą twórczość autora, dla której hasłem założycielskim i filozofią twórczą było przecież rester vivant („pozostać żywym”), tytuł jego eseju z 1991 roku (Małysa 2018: 22).
Twórczość powieściową Francuza można dość banalnie podzielić na dwa okresy: 1994–2005 i 2010–2022; między pierwszym i drugim Houellebecq wrócił do Francji z Irlandii i oddał się m.in. pogłębionej refleksji nad filozofią uwielbianego przez siebie od pierwszego czytania Arthura Schopenhauera (Novak-Lechevalier 2020: VI–XIII). Tak w jednym, jak i w drugim okresie napisał po cztery głośne powieści, a poza tym było to dla niego „wspaniałe trzydziestolecie” udanych prowokacji i skutecznego samo-unicestwiania.
Na przykład z filmu „Możliwość wyspy” (2008) w reżyserii samego Houellebecqa pamiętam niewiele więcej ponad to, że występował w nim Andrzej Seweryn i że kompletnie nie dało się tego oglądać. Sama powieść z 2005 roku była natomiast doskonale marketingowo zaplanowanym francuskim hitem wydawniczym; coś jak niedawna „Anomalia” Hervégo Le Tellier, tyle że o piętnaście lat wcześniejsza i w wersji hard. Z perspektywy lat widzę niegdyś czytane przeze mnie powieści z pierwszego okresu Houellebecqa w dosyć niskiej rozdzielczości; w pamięci pozostało mi wrażenie, że narrator do ostatecznych (technicznych) konsekwencji doprowadził swoją mizantropię, a zakończenie powieści było mimo wszystko otwarte. Czytelnikom polecić mogę w tym miejscu następujący eksperyment: 1) przeczytać „Cząstki elementarne” i/lub „Możliwość wyspy”; 2) obejrzeć polski film „Photon” (2017) autorstwa Normana Leto; 3) przeczytać wspomnianą powyżej „Anomalię” Hervégo Le Tellier. Utwory te są jak koraliki nanizane na jedną nitkę; łączy je motyw nauki zastępującej religię i ograniczeń tej pierwszej w procesie tłumaczenia świata emocjonalnej jednostce. Żaden z autorów nie przekonuje nas oczywiście przy tym do religijności.
W „Możliwości wyspy” Houellebecq spersonifikował jeszcze radykalizm i sprzeczności ideologiczne w głównym bohaterze, komiku Danielu1 – niezbyt wyrafinowanym, za to politycznie „boksującym” we wszystkich kierunkach, przez co obrzydliwie bogatym. Daniel1 osiągnie nieśmiertelność dzięki nauce; protagonista Houellebecqa przeżyje kolejne dwadzieścia pięć „pokoleń” czy wcieleń, aby w końcu znużyć się tą formą wieczności. Od początku „Unicestwiania” – kończącego drugi i ostatni okres twórczości powieściowej – korzysta Houellebecq z narracyjnego „outsourcingu” zadań mizantropa-skandalisty poza główny wątek powieści.
Akcja „Unicestwiania” została – jak to się mówi – osadzona we Francji lat 2026–2027. Z jakiegoż to powodu Houellebecq przesunął tę opowieść o rodzinie o kilka lat w przyszłość? Inaczej niż w wypadku „Uległości” czy „Cząstek elementarnych” nie zrobił tego bowiem, by jako wyrazisty punkt kulminacyjny narracji ustanowić coś, co w publicznym i publicystycznym odbiorze współczesnych mu czytelników może być nabierającym rozpędu niepokojącym procesem („rozwój” nauki i farmakologii, skutki rewolucji seksualnej i emancypacji kobiet, tzw. islamizacja Europy). Pisarz tym razem wyraźnie afirmuje kierunek, w którym zmierza powieściowa Republika. Zaryzykuję nawet tezę, że te kilka lat, po upłynięciu których warstwa publicystyczna powieści ulegnie samozniszczeniu, miało być dla Houellebecqa nie tylko kodą kariery powieściopisarza, ale też jakiejś nowej francuskiej belle époque. Wybiegnięcie o kilka lat do przodu zapewnia mu z jednej strony dystans niezbędny do efektywnego opowiedzenia historii, z drugiej – tak jak funkcją marzenia sennego jest podtrzymanie stanu snu, tak samo główną funkcją „dużej” narracji omawianej tu powieści jest przedłużenie owego okresu prosperity.
W „Unicestwianiu” radykalizm polityczny i sprzeczności wielokulturowego społeczeństwa w dużej mierze pozostają na obrzeżach nowej, protekcjonistycznej Francji, ale także tam, gdzie zagnieździły się już dzisiaj na dobre, czyli w świecie wirtualnym/cyfrowym, przerażająco autonomicznym i zdolnym – dzięki mocy obliczeniowej naszych nieużywanych prywatnych komputerów – do wyprodukowania deep fake’ów równie szczegółowych, jak rzeczywistość (po co dokonywać prawdziwej egzekucji ministra, skoro można stworzyć jej perfekcyjną symulację? Po co zabijać i antagonizować istniejących Europejczyków, skoro można wysadzić bank z ich gametami?). Zamachy w „Unicestwianiu” niepokoją tym bardziej, że są rodzajem „dymu bez ognia”, błyskawicy bez grzmotu – tylko wielkie wydarzenia w historii państw i świata, jak np. ostatnia pandemia, prowokują proliferacje prawicowych teorii spiskowych – podszytych religią bądź religijną wiarą w panacea. Jednocześnie jednak, jak pisała Susan Sontag w 1978 roku w eseju „Choroba jako metafora”: „Dla ludzi bardziej wyrobionych intelektualnie rak oznacza z kolei bunt zranionej ekosfery: natura mści się na podłym technokratycznym świecie. Płonne nadzieje i prymitywne lęki [w czasie epidemii – K.W.] biorą początek w uproszczonych statystykach, którymi świeci się w oczy niefachowcom […]” (Sontag 1999: 73–74).
Mamy więc w „Unicestwianiu” hiperkompetentnych technicznie, nieokreślonych politycznie terrorystów, a w centrum narracji urzędnika ministerialnego Paula Raisona, którego na domiar złego poznajemy w stanie derealizacji i ogólnej hibernacji – życiowej, zawodowej, miłosnej – gdy śni o apokaliptycznej Europie pełnej równie jak on zahibernowanych ludzi: „[…] twarze mają twarde i pomarszczone, w ich oczach tańczą przebłyski światła. Niektórzy wracają do domu, ale zanim tam dotrą, zdadzą sobie sprawę, że ich bliscy wkrótce umrą, może nawet już są martwi” (s. 23). Paul jedzie w pierwszej ze swych sennych wizji rodzajem Snowpiercera przez Polskę, gdy „planeta umiera z zimna”. Potem się budzi i poznajemy stopniowo jego rodzinę.
Zawężenie pola walki
Samotne życie Paula Raisona toczy się między pracą i domem, który dzieli (warto podkreślić to słowo) z żoną Prudence. Ich luksusowe, nowoczesne mieszkanie podzielone jest na pół strefą zdemilitaryzywaną zwaną z angielska livingiem. W punkcie początkowym powieści w jego życiu zawodowym panuje jeszcze spokój – nikt rozsądny nie toczy wojny na dwa fronty. Autor „Platformy” nie byłby oczywiście sobą, gdyby nie poprowadził dalej wątku tego anorektycznego pod każdym względem małżeństwa i nie przedstawił go jednocześnie na tle równie dobitnych przykładów „nędzy” seksualnej i tragifarsy, w którą czasami obraca się próba stworzenia podstawowej komórki społecznej (z potomstwem lub bez).
W „Deconstructing Harry” (1997) Woody’ego Allena religijna siostra tytułowego bohatera-erotomana kwituje: „Nie masz żadnych wartości. Całe twoje życie to: nihilizm, cynizm, sarkazm i orgazm”. Harry odpowiada na to: „Wiesz, we Francji z takim hasłem wyborczym mógłbym kandydować i wygrać”. W przeciwieństwie do sytuacji w częściowo purytańskich Stanach Zjednoczonych, w kraju Houellebecqa od dziesięcioleci nie istnieje już przepaść między hipokryzją rządu a libertynizmem rządzonych. Stąd właśnie brał się „reakcjonizm” jego pierwszych powieści. Punkt wyjścia pisarza-mizogina okazuje się jednak w zasadzie identyczny z obserwacjami jednej z najbardziej znanych amerykańskich pisarek-feministek. Zacytujmy tym razem „AIDS i jego metafory”, esej Sontag z końca lat 80. XX wieku: „Rekreacyjna, pozbawiona ryzyka seksualność, nie będąca bynajmniej wynalazkiem mężczyzn homoseksualistów, jest nieuchronnym, nowym wcieleniem kultury kapitalizmu, gwarantowanym na dodatek przez osiągnięcia medycyny” (Sontag 1999: 164). Rzecz w tym, że lekiem na merkantylizację seksu nie jest ani konserwatywna władza i opozycja wobec niej tworzona przez goszystów i libertynów, ani władza permisywna, która krytykę rozpasania zamożnego społeczeństwa powierza „reakcyjnym” intelektualistom, w tym pisarzom. Kolaps takiego społeczeństwa jest tak czy inaczej nieuchronny; widzimy go w „Uległości”, „Serotoninie” i w końcu w „Unicestwianiu”, gdzie dodatkowo w dyskursie pisarza dostrzegamy już „[p]rzesunięcie z libidalności do paliatywności”, jak napisał Piotr Sadzik w swej recenzji „Unicestwiania” w „Dwutygodniku”.
Centralnym wydarzeniem powieści jest udar Édouarda Raisona, czyli ojca głównego bohatera, emerytowanego pracownika służb specjalnych i postaci spajającego wszystkie wątki powieści. Oprócz niego najistotniejszymi dla mnie scenami „Unicestwiania” są te, w których wypowiada się Harvé, czyli szwagier głównego bohatera. Z zawodu jest bezrobotnym notariuszem, a wyrażane przez niego poglądy w żadnym momencie nie są ani rasistowskie, ani antysemickie, antyislamskie, antyrepublikańskie czy prorosyjskie. Religijność Harvégo (katolicyzm) ma z kolei charakter jedynie wikaryczny (modli się jego żona – Cécille). Houellebecq próbuje moim zdaniem pokazać tą postacią, że „podziały polityczne” funkcjonują obecnie jedynie w sferze mglistych emocji i tematów zastępczych, poza konkretnie sformułowanymi poglądami, stanowiskami i kompetencjami oraz niezależnie od poziomu intelektu. „Mizoginia” Houellebecqa uwidacznia się w złośliwie skonstruowanej postaci Indy, szwagierki (żony młodszego brata – Auréliena). Tyle że to właśnie w zestawieniu z Harvém najwyraźniej uwypuklona zostaje jej niekompetencja i nikczemność. Harvé jest zwolennikiem Zjednoczenia Narodowego z jednego prostego powodu – jest bezrobotny, a osoby związane ze skrajną prawicą załatwiają mu pracę. Wszelkie poglądy polityczne są jedynie funkcją zaspokojenia lub nie potrzeb konkretnych ludzi. Gdy żyjemy na pustyni pseudo-merytokracji, na której można być bardzo kompetentnym i bezrobotnym, oznacza to po prostu, że skrajna polaryzacja polityczna jest dla niektórych jedyną drogą do odzyskania godności. Wolisz posiadać godność produktywnego mężczyzny i głosować na żenującą grupę polityków i polityczek czy pozostać bezrobotnym rozsądnym centrystą bez właściwości i własności, kapitału i jakiejkolwiek sprawczości politycznej? – tak mniej więcej brzmi dzisiaj seria pytań retorycznych prowadzących do zawarcia faustowskiego paktu.
Demokracja przedstawicielska, teoretycznie stanowiąca podstawę władzy w takich krajach, jak Polska, Francja czy Niemcy, odczuwana jest przez przeciętnych obywateli przede wszystkim jako rodzaj nieprzyjemnej stagnacji lub glątwy po przedawkowaniu pustosłowia polityków. Stan ten można przez pewien czas ignorować i po prostu żyć dalej – statystycznie bowiem nie jest zbyt dotkliwy. Rzecz jednak w tym, że wiele osób nie potrafi trwać w tej stagnacji, co z jednej strony może wynikać z niezaspokojonych potrzeb bytowych, a z drugiej z – nomen omen – chronicznej niecierpliwości. Szukamy zatem zaspokojenia potrzeb i „spełnienia” w innych dziedzinach niż polityka. W ten sposób angażujemy się ponad potrzebę w struktury, które z demokracją nie mają nic wspólnego: praca, życie prywatne (u Houellebecqa to zwykle po prostu rynek seksualny), działalność kulturalno-edukacyjna i religijność. Tam panuje już porządek naturalny, czyli w najlepszym razie feudalizm, a w najgorszym – tyrania. Albo więc wpadamy w te obszary „głową w dół” (we wszelkie -izmy i fanatyzmy), albo podchodzimy do nich jak do jeża. Paul Raison wybrał to drugie rozwiązanie, ale otaczający go ludzie niekoniecznie mieli taki wybór, dlatego też miotają się oni w życiu, a Paul z kolei w sposób radykalny akceptuje najgorsze wyroki losu. Jest on protagonistą realistycznie naszkicowanym i jednocześnie nieprawdopodobnym, żyjącym w przyszłości, która na pewno nie nadejdzie.
Raison d’être
Napisać dobrą powieść to znaczy sprawić, by w umysłach czytelników pojawił się wiarygodny świat przedstawiony, czyli model rzeczywistości, który działa na bohaterów powieści w sposób niedający się przewidzieć. Samych bohaterów poznajemy nie przez ich statyczną, „portretową” charakterystykę, tylko przez ich reakcje na tenże dynamiczny model świata. Głównym elementem tej dynamiki jest czas, którego złudzenie (subiektywne postrzeganie) narrator musi w nas wytworzyć. „Publicystyczne” uwagi Houellebecqowskiego narratora to nic innego jak oszczędna, „punktowa” charakterystyka świata przedstawionego. Samotny protagonista jest w tym świecie o wiele ciekawszy niż ktoś, w kogo wypadku socjalizacja przebiegła wzorcowo – inni ludzie stają się wówczas dla niego kolejnym elementem nieprzewidywalności.
Już w „Mapie i terytorium” (2010) narrator powrócił do Wolterowskiego „uprawiania własnego ogródka” (cultiver son jardin) jako rozwiązania (Walden 2010: online). Pierwsze strony „Uległości” (2015) natomiast, przez swój opis postaci i naszkicowanie drogi życia pisarza Jorisa-Karla Huysmansa (fragment jego „W drodze” był nawet mottem tamtej powieści), wyznaczyły z kolei trajektorie losów bohaterów dwóch kolejnych powieści Michela Houellebecqa – „Serotoniny” (2019) i recenzowanego tu „Unicestwiania”. Autor „Na wspak” (1884) przez ponad trzydzieści lat był urzędnikiem ministerialnym. Nie będę rozwijał dalej tego wątku, ponieważ streszczanie fabuły powieści, szczególnie zaś zdradzanie jej zakończenia, uważam za złośliwą i protekcjonalna wobec czytelników praktykę. Powiem tylko tyle, że jako postawę życiową tym razem podpowiada nam Houellebecq wybór prywatności (to, co czasem określa się za pomocą utartej metafory „emigracji wewnętrznej”); kłopot jednak w tym, że jest to coś, co podlega w obecnych czasach daleko posuniętemu zafałszowaniu – deep fake prywatności to najczystszy narcyzm przebrany w jej szaty. Nasze życie rozbite zostało na tysiące małych narracji, którymi skandalizujemy się sami i nie potrzebujemy do tego pisarzy. Rozpoznawane twarze bliskich zastępuje nam świat wykwitów cyfrowego panoptykonu. Wyobraźnia Houellebecqa jest pusta, a wszystkie diabły są tutaj.
LITERATURA:
Allen W. (reż.): „Deconstructing Harry”. Sweetland Films, Jean Doumanian Productions 1997.
Barnes J.: „Death”. Vintage. London 2017 (extracts from „Nothing to be Frightened of”, 2008).
Małysa Z.: „Rester vivant Michela Houellebecqa jako wykładnia dynamiki procesu twórczego”. Zeszyty Naukowe Towarzystwa Doktorantów UJ – Nauki Humnistyczny, nr 22(3) 2018, s. 21–30.
Novak-Lechevalier A.: „Preface” to M. Houellebecq: „In the Presence of Schopenhauer”. Trans. A. Brown. Polity Press. Cambridge, UK–Madford, MA, s. vi–xv.
Sadzik P.: „Pożegnanie z językiem”. Dwutygodnik, 2/2022 (dostęp: 26.01.2023).
Sontag S.: „Choroba jako metafora. AIDS i jego metafory”. Przeł. J. Anders. Państwowy Instytut Wydawniczy. Warszawa 1999.
Wanden G.: „La carte et le territoire by Michel Houellebecq – review”. Guardian, 10 października 2010 (dostęp: 29.01.2023).
Michel Houellebecq: „Unicestwianie”. Przeł. Beata Geppert. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2022.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |