ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 sierpnia 15-16 (471-472) / 2023

Sara Nowicka,

PTASIE RADIO (DAMIAN KOWAL: 'ĆWIROWIDŁO')

A A A
Jest lipiec 2023 roku, Śląsk. Temperatury dzienne przekraczają 30 stopni, w telewizji tematem dnia jest pożar składowiska chemikaliów w Zielonej Górze, a w mediach społecznościowych coraz częściej pojawiają się informacje o wymieraniu kolejnych gatunków ptaków, m.in. wróbli, ofiar nadmiernej sterylności miast i wsi. W tym czasie czytam „Ćwirowidło”, debiut prozatorski poety Damiana Kowala, osadzony w niedalekiej przyszłości świata u schyłku, gdzie Wrocław należy do Śląska, nie Polski, wróble wyginęły, a mieszkańcy przyzwyczaili się już do życia w apokalipsie i z piwem w ręku oglądają kolejne pożary. Opowieść ma miejsce w lipcu i sierpniu, podczas których upał uniemożliwia codzienne funkcjonowanie, a woda jest reglamentowana dla mniej uprzywilejowanej części społeczeństwa – zamożne elity korzystają z pijalni wód, gdzie mogą rozkoszować się smakiem arktycznych lodowców czy artezyjskiej wody z Fidżi. Główny bohater, Daktary (można się domyślać, że to nieistniejące imię nawiązuje do serialu „Daktari” opowiadającego o weterynarzu leczącym dzikie zwierzęta w Afryce), podobnie jak jego przyjaciele jest prekariuszem ledwie wiążącym koniec z końcem. Im bardziej wgłębiałam się w tę historię, tym mniejsze miałam wrażenie, że czytam antyutopijną wizję przyszłości – „Ćwirowidło” jest złożone z koszmarów śniących nam się teraz i choć mówi o jutrze, to jest to jutro nieodległe jak przyszłe lato.

Daktary do niedawna pracował w Muzeum Cieczy – oprowadzał wycieczki, prowadził zajęcia i warsztaty dla dzieci i młodzieży, dzięki którym realizował potrzebę szerzenia wiedzy o bioróżnorodności, ale przede wszystkim doświadczał wszystkich bolączek pracownika współczesnego kapitalizmu. Za cenę niskiego wynagrodzenia, niewspółmiernego do wykonywanych zadań, niezapowiedzianych wezwań do pracy, mobbingu i poniżającego traktowania przez szefową firmy, nazywaną Carycą, podwładni muszą realizować najważniejszą zasadę – nie komunikować frustracji. Po zwolnieniu się z instytucji Daktary utrzymuje się ze zleceń oraz szuka dorywczych zajęć, takich jak pielenie ogródków warzywnych, które przynoszą mu wynagrodzenie w postaci posiłków. Kiedy dostaje od Carycy propozycję nagrywania dźwięków przyrody do autorskiego podcastu, ma nie lada orzech do zgryzienia. Ostatecznie godzi się na propozycję, która szybko odbiega od ideału – zamiast obiecanej wolności Daktary dostaje konkretne wytyczne dotyczące przestrzeni nagrań, natomiast liczba przesłanych materiałów wzrasta z jednego miesięcznie do trzech tygodniowo. To nie największy problem. Bohater przez przypadek rejestruje rozmowę zdradzającą plany na zagospodarowanie dzikiej przestrzeni i zostaje wplątany w sensacyjną intrygę.

„Ćwirowidło” obok historii o świecie w dobie kryzysu klimatycznego jest przede wszystkim opowieścią o Daktarym, sfrustrowanym millenialsie walczącym z wewnętrznym sabotażystą, który uczy się życia w ginącym świecie, ale także walczy o własną dojrzałość. Wraz z przyjaciółmi tworzy grupę ornitologiczną tropiącą głosy zagrożonych gatunków ptaków i nagrywa je, by tym choć odrobinę przedłużyć ich istnienie. Jednocześnie czułość, jaką okazuje skrzydlatym stworzeniom, jest przeciwieństwem nienawiści, jaką darzy sam siebie. Kowal uważnie kreśli metamorfozę bohatera, który na początku jest swoim największym wrogiem, stopniowo dążąc do przyjaźni ze sobą i ze światem.

Powieść nosi znamiona debiutu autora dotychczas związanego z poezją. Imponuje zakres słownictwa, szczególnie w opisach przyrody, i sposób budowania krajobrazu oraz rytmu zdań. Kowal interesująco szkicuje bohatera i jego pasje – ornitologię, japoński pop z lat 80. i gotowanie. Pisarz jest świetny w opowiadaniu szczegółów, jednak gorzej radzi sobie z budowaniem wciągającej historii – której nadaje przecież sensacyjnego sznytu – i dialogach, będących najsłabszym elementem „Ćwirowidła”. Rozmowy bohaterów często szeleszczą papierem, są nienaturalne i zbyt jednostajne – style wypowiedzi postaci nie różnią się za bardzo od siebie niezależnie od tego, czy należą do człowieka u władzy, z przestępczą charakterologią, czy do dziewczyny pracującej w Muzeum Cieczy. Może przeszkadzać nagromadzenie zabawnych powiedzonek znanych z mediów społecznościowych, prostych skojarzeń, jak nazwanie bohaterki mających złe przeczucia Kasandrą, czy przede wszystkim zapis słowa „borze” znaczącego to, co wykrzyknienie do boga, ale skierowanego do boru, by podkreślić prymat natury nad metafizyką.

„Ćwirowidło” jest jednocześnie mądrze skonstruowaną opowieścią o apokalipsie. Podobnie jak w filmie „Nie patrz w górę” (2021, reż. Adam McKay) i tu pojawia się myśl, że w obliczu końca świata najważniejsza jest wspólnotowość. Kowal opowiada o przyjaźni, lojalności i tym, jak ważne jest wsparcie grupy. Właśnie w kolektywności dostrzega najważniejsze oręże do walki z kapitalizmem. Ekologia nie ma już znaczenia, antykonsumpcjonizm zostaje wymuszony odgórnie, ale właśnie sprzeciwienie się kultowi jednostki, indywidualizmu i zastąpienie udziału w wyścigu szczurów grą w grupie jest pokazane w powieści jako jedyna droga do równowagi i poradzenia sobie w chaotycznej rzeczywistości. W tej myśli tkwi największy walor „Ćwirowidła” obok pojawiających się na kolejnych stronach fragmentów kojących przebojów japońskiego city popu.
Damian Kowal: „Ćwirowidło”. Wydawnictwo Warstwy. Wrocław 2023.