ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (474) / 2023

Magdalena Kempna-Pieniążek,

HELLO NEKO (CZEŚĆ, MICHAEL!)

A A A
Najnowsza propozycja wydawnictwa Waneko to gratka dla miłośników kociej mangi. Nie dość, że do naszych rąk trafia osiemnaście niepublikowanych dotąd w Polsce historyjek z udziałem rudego kocura Michaela, to jeszcze ukazują się one w bardzo atrakcyjnej, w pełni kolorowej oprawie graficznej, z pomysłową okładką i obwolutą.

Kultowe komiksy i mangi, tak samo jak kultowe powieści czy filmy, nie podlegają standardowej procedurze recenzyjnej. Poddawanie ich klasycznemu wartościowaniu, określanie ich atutów i słabych stron, nie ma najmniejszego znaczenia, zwłaszcza jeśli od ich premiery minęło sporo czasu. Oryginalna seria „Cześć, Michael!” powstawała w latach 80., natomiast osiemnaście historii, które znajdziemy w tomie właśnie wydanym przez Waneko, po raz pierwszy ukazało się w Japonii w pierwszej dekadzie XXI wieku. Chociaż koci motyw (czyli – nawiązując do japońskiego leksemu oznaczającego kota – neko-motyw) jest obecny w mangach od ich zarania, a pierwsze prominentne publikacje z charyzmatycznymi kocurami ukazywały się już pod koniec lat 30. XX wieku, to właśnie od czasu debiutu Michaela w 1984 roku datuje się rozkwit tego gatunku. W ciągu ostatnich 40 lat kocie mangi znacząco urosły w siłę, stając się jednym z najbardziej popularnych mediów w „Kraju Wschodzącego Kota” (tak swoją książkę o japońskiej kociej manii zatytułowała Manami Okazaki).

Powody, dla których nawet dzisiaj warto sięgać po serię „Cześć, Michael!”, są liczne i bynajmniej nie ograniczają się do stwierdzenia „przecież to klasyk, z którym trzeba się zapoznać”. Jednym z tych powodów jest humor: niekiedy slapstickowy, czasem czarny, typowo japoński i mający źródło w charakterystycznych zachowaniach (znanych miłośnikom i właścicielom kotów z autopsji), takich jak pogoń za ptakiem (segment „Kruk”), kompulsywna potrzeba mycia się („Czyścioch!”) oraz tendencja do natarczywego wchodzenia na biurko czy kolana właściciela pogrążonego w pracy („Przypadek mangaki K”). Makoto Kobayashi nie rozwija w swoich pracach narracji i fabuły; nie prezentuje zwartej opowieści, lecz zabawne scenki i sytuacje z życia tytułowego bohatera. W zasadzie należałoby posłużyć się liczbą mnogą: z żyć, ponieważ manga ukazuje kilka alternatywnych biografii Michaela, i to niekoniecznie w chronologicznym porządku. W niektórych epizodach rudy kocur pomieszkuje z pewną atrakcyjną singielką; w innych wraz ze swoją partnerką Popcią i gromadą kociąt uczestniczy w życiu pewnej rodziny; w jeszcze innych błąka się po parkach i ulicach z godnością bezpańskiego dachowca.

W mandze Makoto Kobayashiego nie obowiązuje prawo następstwa czasowego, a Michael zdaje się przeżywać swoich dziewięć kocich żywotów symultanicznie. Dzięki temu zabiegowi – pozostając samym sobą: charakternym rudzielcem, niekiedy zabawnym, innym razem rozczulającym, czasem irytującym – tytułowy bohater staje się też uosobieniem idei kota czy też raczej idei kota-w-relacji-do, np. w relacji do ludzi, do innych kotów i zwierząt czy do mediów; nigdy jednak w relacji do swoich czasów. W tle przygód Michaela przemykają co prawda rekwizyty, architektura czy stroje z konkretnych epok, a sam kocur nieraz panoszy się w studio telewizyjnych wiadomości czy pręży przed obiektywem aparatów fotograficznych, nie wydaje się jednak, by historia i kultura miały doraźny wpływ na którąś z jego biografii. Chociaż zatem, biorąc do ręki którekolwiek z wydań „Cześć, Michael!” (polecam zwłaszcza pokaźnych rozmiarów wydania zbiorcze z Waneko), można odbyć swego typu podróż w czasie, to tytułowy bohater o podróży tej nic nie wie, koncentrując się na swoim kocim tu-i-teraz.

Cecha ta zasadniczo odróżnia postać wykreowaną przez Makoto Kobayashiego od takich bohaterów współczesnych mang, jak Fukumaru czy Marin ze „Starszego pana i kota”. O ile w pracach Umi Sakurai koty są z jednej strony antropomorfizowane (zwykle funkcjonując jako substytuty nieobecnych dzieci czy partnerek męskich protagonistów), z drugiej zaś fabularnie podporządkowywane ludzkim podmiotom, wręcz niezdolne do przetrwania bez ich opieki, o tyle Michael cieszy się dużą autonomią, z nonszalancją obnosi się ze swoimi kocimi priorytetami, a ludzi traktuje jak równych sobie („Spotkanie wczesnym popołudniem”), nie omieszkując wykorzystać co jakiś czas ich naiwności („Michael wyrachowany”) i skłonności do wpadania zachwyt na widok miękkiej sierści, spiczastych uszu i długiego ogona („Przypadek chuligana K”). Kiedy trzeba, rudy kocur potrafi być kawaii, z pewnością jednak nie można o nim powiedzieć, że jego egzystencja opiera się na miłości do człowieka (czyli motywie, który napędza akcję „Starszego pana i kota”). Stwierdzenia te dotyczą także drugoplanowych bohaterek „Cześć, Michael!”, takich jak śliczna Popcia czy enigmatyczna Kocilla (vel Catrine vel Margaret): na swój sposób wszystkie zwierzęce postaci w tej mandze funkcjonują nie tyle wśród ludzi, co we własnym, rządzącym się swoimi prawami świecie, który – tak akurat się składa – krzyżuje się z ludzką rzeczywistością.

Na koniec trzeba wspomnieć o jeszcze jednym powodzie, dla którego warto sięgnąć po nowy tomik przygód Michaela, czyli o kolorach. Barwne wstawki zawarte w zbiorczych wydaniach mangi stanowiły przedsmak wizualnej uczty, która właśnie została nam zaserwowana. Wpadająca w złoty odcień ruda sierść tytułowego bohatera jest tutaj oczywiście elementem najmocniej przyciągającym wzrok, ten wizualny lejtmotyw nie działałby jednak tak dobrze bez przemyślanej i precyzyjnie dobranej palety barw towarzyszących. Kto nie wierzy, niech zajrzy do (swoją drogą naprawdę zabawnej) scenki pt. „Domek na prerii”, w której gromada kotów wszelkiej maści rozsiada się wygodnie na świeżej trawie.

Japońska obsesja na punkcie kotów to interes na tyle dochodowy, że od pewnego czasu mówi się o tzw. nekonomice: zyski generowane przez produkty i media na różne sposoby związane z kotami osiągają w Kraju Kwitnącej Wiśni niewyobrażalnie wysoki pułap. „Cześć, Michael!” jest elementem – a w pewnym sensie także jednym z wielu katalizatorów – tej gospodarczej machiny. W odróżnieniu jednak od licznych tekstów współczesnej kultury, obliczonych na efekt kawaii, manga Makoto Kobayashiego zachowuje (koci) pazur: bywa ironiczna, złośliwa, momentami nawet dość okrutna, sam Michael natomiast potrafi być cynikiem. Może i czasem trudno go lubić, ale z pewnością nie można mu odmówić charakteru, a Makoto Kobayashiemu – umiejętności jego perfekcyjnego przedstawienia.

LITERATURA:

Okazaki M.: „Land of the Rising Cat. Japan’s Feline Fascination”. Munich–London–New York 2019.
Makoto Kobayashi: „Cześć, Michael!” („What’s Michael?”). Tłumaczenie: Anna Wrzesiak. Waneko. Warszawa 2023.