ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (474) / 2023

Małgorzata Wójcik-Dudek,

PRAKTYKI POKREWIEŃSTW ('JESTEM LISTOTĄ. DONNA J. HARAWAY W ROZMOWIE Z THYRZĄ NICHOLS GOODEVE')

A A A
Rację ma Aleksandra Derra, pisząc w posłowiu przetłumaczonej przez siebie rozmowy Donny Haraway z Thyrzą Nichols Goodeve, że książka „Jestem listotą” nie musi szukać czytelnika czy czytelniczki: „Kiedy wiele lat temu po raz pierwszy natknęłam się na wywiad-rzekę z Donną Haraway »How Like a Leaf«, pomyślałam, że to lektura uniwersalna, dla wszystkich. Można tę rozmowę czytać bez znajomości poglądów filozoficznych autorki »Manifestu cyborgów«, nie tylko po to, by je poznać, ale także po to, by zobaczyć, co się z »z grubsza« dzieje we współczesnych badaniach (post)humanistycznych czy studiach nad nauką i technologią. Z kolei dla kogoś, kto jak ja znał złożone i skomplikowane rozważania i kategorie Haraway, kto wielokrotnie się z jej książkami zmagał, rozmowa z nią mnóstwo kwestii porządkowała i wyjaśniała” (Derra 2023: 150). Z pewnością posłowie Derry – świetne napisane, syntetyzujące oraz przejrzyście mapujące dorobek naukowy autorki „Manifestu cyborgów” – może być dla obu tych grup odbiorców i odbiorczyń atrakcyjną lekturą, wzbogaconą o dość obszerne biogramy, co ważne, obu interlokutorek. Okazuje się bowiem, że prywatna i zawodowa biografia Goodeve nie jest obojętna dla profilu rozmowy, jej energii oraz wniosków, co zresztą znajduje uzasadnienie w koncepcji wiedzy usytuowanej (zob. Haraway 2014), do której jeszcze wrócę.

Nie ma potrzeby drobiazgowego streszczania książki, wystarczy, że Derra, znakomicie poruszająca się w materii krytyki feministycznej oraz posthumanizmu, w posłowiu wskazuje najistotniejsze i jednocześnie najbardziej charakterystyczne problemy prowadzonych przez Haraway badań. O czym więc Goodeve z nią rozmawia? O nowych sposobach myślenia o przyrodzie, budowania nowych sojuszy i alternatywnych form pokrewieństwa w celu ocalenia świata, potrzebie pracy nad nowymi opowieściami oraz zmianą słownika naukowego, tworzeniu nowych superbohaterów (np. OnkoMyszTM, cyborg, wampir, pies, gen, humus, holobiont, symbiont), zjawisk (system autopojetyczny zamieniony na sympojetyczny, response-ability, kocia kołyska, macki) czy alarmistycznych i prowokacyjnych haseł, jak „Twórzmy relacje, a nie dzieci”, wyrażających sprzeciw wobec procesu przeludniania planety, bez troski o jakość relacji między jej mieszkańcami, a także o niezgodzie na antropocen i postulacie jego zastąpienia chthulucenem – opowieścią o sieciach i życiowych praktykach nie tylko istot ludzkich.

Książka „Jestem listotą” okazuje się ważna nie tylko dlatego, że porządkuje dorobek Haraway. W moim odczuciu jest manifestacją nowego uprawiania nauki oraz pisania o niej, przynajmniej jeśli chodzi o posthumanistyczne narracje badawcze, wspierane świadectwami życia swych twórczyń i twórców. „Jestem listotą” można więc czytać jako interesującą rozmowę z jedną z najbardziej wpływowych badaczek XXI wieku, i nie porzucając tej perspektywy, traktować książkę jako życiową eksplikację nauki uprawianej przez Haraway.

Na taki sąd pozwala mi szczególnie wyraźnie zarysowany, niejednokrotnie powtarzany przez obie interlokutorki gest egzorcyzmujący naukę z jedynie obowiązujących zasad: racjonalności, empiryzmu i obiektywizmu wzmocnionego figurą skromnego świadka (modest witness), czyli bezstronnego badacza czy badaczki. Jak wiadomo, u Haraway miejsce skromnego, bo obiektywnego świadka, zajmuje podmiot reprezentujący wiedzę usytuowaną, niewolną od uwikłań cielesności, wieku, płci, ekonomii, technologii czy polityki, a więc zdolny do prowadzenia obserwacji jedynie z określonego punktu widzenia, korzystający z ograniczonego i przypisanego sobie instrumentarium badawczego (zob. Derra 2012). Skoro, jak twierdzi Haraway, nasza perspektywa nie jest totalna, a obiektywny ogląd jest niemożliwy, to pozostaje interakcja, w jaką podmiot poznawczy wchodzi z badanym przedmiotem. W wyniku tego odziaływania wytwarza się wiedza (usytuowana), co ważne, transformująca badacza, mimo że to, co przez niego badane, nigdy nie zostanie do końca zgłębione.

Przy takim założeniu na nowo tworzona opowieść o nauce powinna wytyczać nieco inne cele niż dotychczas. Uwaga badawcza nie powinna się skupiać jedynie na opisie badanego obiektu, ale przede wszystkim na sprawozdawaniu relacji z badanymi obiektami, bez względu na ich ontologie. To zmienia niemal wszystko, proponując odświeżającą perspektywę pozycji i zadań badacza, który w ujęciu wiedzy usytuowanej „sam (…) traktowany jest jako element »nauki w działaniu«, jest przedmiotem szczególnej krytycznej refleksji” (Derra 2012: 127). Według mnie „Jestem listotą” − opowieść o Haraway, badaczce − spełnia ten warunek.

Już pierwsze zdanie sytuuje nas w czasie i przestrzeni: „Parterowy kalifornijski domek wynurza się z lasu kwiatów, drzew cytrynowych i innych botanicznych cudowności. Jest niepozorny, nawet nieco zaniedbany – farba łuszczy się na elewacji jak stara skóra. Dom i roślinne życie scalają się tu w niesamowitą formę istnienia; trudno określić, gdzie zaczyna się ogród, a gdzie kończy budynek” (s. 16). Habitat badaczki po chwili wypełnią: Roland, 30-kilogramowy jasnowłosy pies, a chwilę później jej partner, Rusten Hogness. Ale wcześniej dowiadujemy się jeszcze, że para dzieli życie między dwoma domami – kalifornijskim oraz posiadłością znajdującą się trzy godziny drogi stąd, w hrabstwie Sonoma. Pod koniec pierwszego rozdziału, kiedy rozmówczynie siadają przy kuchennym stole, otrzymujemy ramy przestrzenne opowieści, a być może zapis relacji Haraway z miejscem. Dalej jest jeszcze uczciwej.

Opowieści Haraway o relacjach są odważne i szczere. Może dlatego w tej kwestii tak bardzo jej wierzymy, bo poniekąd wyjaśniają one naukowe wybory badaczki. Dowiadujemy się wiele o jej dzieciństwie, wczesnej młodości, początkowo nie do końca uświadomionej i dlatego tak bolesnej utracie matki, z którą nigdy nie nawiązała głębszego kontaktu, mając na to jedynie szesnaście lat, wpływie ojca dziennikarza, marzeniach o wstąpieniu do zakonu, byciu fizjoterapeutką czy kryzysie wiary trzynastolatki, czytającej św. Tomasza z Akwinu.

Haraway przyznaje, że jej nieprosta droga badawcza miała ogromy wpływ na sposób uprawiania nauki. Jako dziecko i nastolatka uczęszczała do szkół katolickich. Na studia zoologiczne, uzupełnione o filozofię i literaturę angielską, wybrała Colorado College. Potem kolej na wyjazd na stypendium Fulbrighta w Paryżu, aby po powrocie do USA zachłysnąć się ruchem pacyfistycznym przeciwko wojnie w Wietnamie i uzyskać doktorat na Wydziale Biologii na Uniwersytecie Yale w New Haven. Kolejny etap to życie w tamtejszej komunie i ślub z Jaye’em Millerem oraz przeprowadzka na Uniwersytet Hawajski w Honolulu, na którym Millerowi ze względu na jego nieheteronormatywność odmawia się stałego zatrudnienia. Na Wydziale Nauk Ogólnych pracuje więc tylko Haraway, choć założenia były inne: to ona miała być żoną pracownika uczelni. Homofobiczna atmosfera kampusu sprawia, że Hawaje to dla małżeństwa wyjątkowo trudny czas, wspominany później jako wielkie rozczarowanie. Para rozstaje się (pierwszy rozwód bez udziału prawnika na Hawajach), ale nie przestaje się lubić.

Haraway opuszcza Hawaje i zostaje zatrudniona na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa w Baltimore, gdzie spotyka Hognessa. Od 1980 roku badaczka na zaproszenie Haydena White’a oraz Jamesa Clifforda w ramach studiów feministycznych i studiów nad nauką uczestniczy w Programie Historii Świadomości na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Cruz, rozwijając badania nad prymatologią, inicjując studia nad cyborgami, publikując prace z zakresu antropologii, feminizmu czy historii nauki.

Mała dygresja ilustrująca kompetencje relacyjne badaczki i jej bliskich: Haraway z Hognessem, swym drugim partnerem, oraz Miller, jej były mąż, z Bobem, swym długoletnim kochankiem, mieszkają w jednym domu w Healdsburg. Trwa to do 1991 roku, kiedy Miller umiera na AIDS. Po śmierci byłego męża Haraway opiekuje się jego schorowanym partnerem, a potem nie pozostaje obojętna na problemy jego matki i wspiera kobietę w najtrudniejszych momentach.

Ten przydługi wyciąg z CV wydaje się potrzebny. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, to jednak częste zmiany miejsca, uwikłanie w zaskakujące relacje oraz nieoczywiste strategie ich budowania czynią z Haraway nie tylko badaczkę interdyscyplinarną w tradycyjnym sensie, ale przede wszystkim naukowczynię usytuowaną, relacyjną, przyjmującą jedyne możliwe „wewnętrzne” pozycjonowanie: „Rozumienie świata polega na życiu wewnątrz opowieści. Nie ma takiego miejsca w świecie, które pozwalałoby znaleźć się poza nim” (s. 100). Sama przyznaje, że w przyjęciu takiej perspektywy pomaga jej wykształcenie z zakresu biologii, szczególnie molekularnej: „(…) pozwala mi zachować uważność i czerpać ogromną przyjemność z biologicznych istot i biologicznych sieci zależności. Fascynuje mnie wewnętrzna architektura komórek i chromosomów. I bez wątpienia często myślę metaforami biologicznymi” (s. 80).

Te ostatnie zakotwiczają jej naukę w świecie, bo są „ze świata” (s. 104), co oznacza, że „splatają się z całym życiem” (s. 101). Zapytana o byty biologiczne, mogące uchodzić za potężne metafory ułatwiające zrozumienie życia, wskazuje nieoczywistą istotę. Jest nią Mixotricha paradoxa, „mikroskopijny[m] jednokomórkowy[m] organizm[em] żyjący[m] w jelitach południowoaustralijskiego termita” (s. 82). Jak przekonuje Haraway, jego status „jest bardzo skomplikowany, ponieważ istota ta żyje w koniecznej symbiozie z pięcioma innymi rodzajami bytów” (s. 82). Żaden z nich nie może wieść odrębnej, autonomicznej egzystencji, podobnie zresztą jak inne artefakty naukowej wyobraźni Haraway, będące splotem relacji: cyborg, OnkoMyszTM czy badane przez naukowczynię geny, definiowane przez nią jako węzły w polu powiązań, obciążone umiejscowieniem i ucieleśnieniem, bo, jak sama twierdzi, lokują i substancjalizują dziedziczenie (zob. s. 91).

Zainteresowanie splotem istnień, ich energią, dynamiką oraz sposobami budowania przez nie relacji daje o sobie znać w dziś jeszcze chyba utopijnym micie założycielskim ponadgatunkowej wspólnoty, której postulaty wybrzmiewają nie tylko w prowadzonych przez Haraway badaniach, ale również w prywatnej biografii naukowczyni: „Mam serdecznie dość więzi opartej na pokrewieństwie i na »rodzinie«, tęsknię za modelami solidarności, ludzkiej jedności i różnicy zakorzenionymi w przyjaźni, pracy, częściowo wspólnych celach, nieustępliwym wspólnotowym bólu, niedającej się uniknąć śmiertelności i wytrwałej nadziei” (s. 114). Haraway wypowiada swój sprzeciw pojęciu swojskości i familiarności w odniesieniu jedynie do rodziny, upominając się o prawo do odczuwania złożoności świata, zaskakującego „zapomnianymi historiami, bytami pozaludzkimi, wszelkimi rodzajami relacyjności, które nas kształtują i które w efekcie my kształtujemy” (s. 115). Nie ukrywa, że przywoływany model solidarności i różnicy wyprowadza z doświadczania przyjaźni, praktykowanej z byłbym mężem, jego partnerem, jej obecnym towarzyszem życia, studentami, studentkami czy znajomymi i pogłębianej nie tylko dzięki doniosłym wydarzeniom, ale przede wszystkim w warunkach codziennej pracy i zabawy.

Z uprawiania takiego myślenia wyrasta metafora listoty, kontaminująca wspólnotowość, relacyjność, miniaturowość i biologiczną konkretność. Użyta w tytule publikacji zapowiada perspektywę przyjętą przez Haraway, często potwierdzaną podczas rozmowy. Tożsamość listoty to, jak pisze Derra, „symbiotyczność, współistnienie, swoista solidarność z innymi istotami” (s. 153). Naukowczyni, pytana o doświadczenie prowadzące do skonstruowania tej idei, odpowiada, że było ono bliskie refleksji o cyborgiczności, w której ważną rolę odegrało „poczucie złożoności, ciekawości i przyjemności, jak również intensywności wyobrażania sobie siebie na podobieństwo liścia” (s. 119). Dodaje: „Fascynuje mnie np. molekularna architektura wspólna roślinom i zwierzętom, a także oprzyrządowanie, interdyscyplinarność i praktyki wiedzy, które składają się na historyczne możliwości zrozumienia tego, że jestem jak liść. Jestem listotą!” (s. 119).

Tożsamościowe wyznanie badaczki zachęca do powrotu do myślenia o wiedzy usytuowanej, która w moim przekonaniu jest fundamentalnym zagadnieniem rozmowy Haraway z Goodeve. Haraway, mając na uwadze kruchość „listot” oraz ich ograniczenia poznawcze, przyznaje im prawo do „skromnego poświadczenia”. Poświadczanie rozumie jako patrzenie, potwierdzanie, wrażliwość na czyjejś wizje i reprezentacje, natomiast skromność według badaczki polega nie na kolonizacji wiedzy, ale na „zanurzeniu się w świecie technonauki i zadawaniu trudnych pytań krzyżowych na temat rasy, płci społeczno-kulturowych, płci biologicznych, by wprowadzić jakąś zmianę w rzeczywistym, »materialno-semiotycznym” świecie” (s. 139). Tym samym „skromne poświadczenia” nigdy nie jest ani stanowiskiem wolnym od zaangażowania, ani nieobjętym ustytuowaniem.

Taka konstatacja jest dla mnie ważna jako czytelniczki wrażliwej na edukacyjne narracje, a w intuicjach Haraway dostrzegam transformacyjną szansę dla edukacji. Skromność i poświadczanie, o które się upomina, każą inaczej pomyśleć o umiejętności krytycznego myślenia, chętnie wskazywanej jako jeden z istotniejszych celów współczesnego kształcenia. Szukając w miarę zgrabnej formuły dla postulatu „skromnego poświadczania”, mogę sparafrazować Marię Janion: „Myślenie krytyczne – tak, ale razem z innymi istotami”. Co taka edukacja by oznaczała?

Po pierwsze, odzwyczajanie się od szukania braku: „Zawsze czytam przez wzgląd na to, co tekst mi daje, a nie czego mi nie daje, dlatego nieustannie zdumiewało mnie, kiedy »czytanie« oznaczało, że wszyscy napadali na jakiegoś autora lub autorkę i lamentowali nad każdą rzeczą, która została przez nich pominięta” (s. 104). Po drugie, zamiast szukać usterek, należałoby współtworzyć wiedzę ukierunkowaną nie tylko na poznanie, ale i na troskę. Jedną z (metaforycznych) metod generowania tego rodzaju wiedzy byłaby zaproponowana przez Haraway „kocia kołyska”, gra sznurkami, podczas której „nie da się oddzielić myślenia od działania, będąca jednocześnie praktyką myślenia, jak i działania” (Derra 2017: 231). Gra angażuje własne ręce, ale także inne istoty całego Terrapolis, bo jak pisze Haraway, znacznie „ciekawej jest grać z kimś” (s. 136), a więc być w procesie rozumienia i budowania jakości splatających nas węzłów/więzi.

Rozszczelnienie tradycyjnego skupienia na błędach i brakach, ciekawość sympojetycznych powiązań, szukanie w nich siły oraz fascynujących życiowych praktyk a także, co tu kryć, jednak zabawa i humor, mają znaczenie, gdyż „musimy się zaangażować w uczenie się i zapamiętywanie sposobów, w jakie moglibyśmy być inni i inne” (s. 146). Byłoby naprawdę miło, gdyby opowieści i praktyki ontologiczno-epistemologiczne pomogły zmierzyć się z kłopotami, przed którymi, jak postuluje Haraway, nie powinniśmy i nie możemy uciekać (zob. Haraway 2016).

LITERATURA:

Derra A.: „Cyborg, OnkoMysz™, naczelne, geny, humus, symbionty i inne przechery. Krytyczno-teoretyczna menażeria Donny Haraway”. W: „Jestem listotą. Donna J. Haraway w rozmowie z Thyrzą Nichols Goodeve”. Przeł. A. Derra. Poznań 2023.

Derra A.: „Od skromnego świadka do wiedzy usytuowanej. O pożytkach z feministycznych badań nad nauką i technologią”. „Etyka” 2012, nr 45.

Derra A.: „»Twórzmy relacje, nie dzieci«. Wspólne życie na zniszczonej planecie w chthulucenie Donny Haraway”. „Avant” 2017, nr 3.

Haraway D.J.: „Nie uciekajmy przed kłopotami. Antropocen – kapitałocen – chthulucen”. Przeł. K. Hoffmann, W. Szwebs. W: „Antropocen czy kapitałocen. Natura, historia i kryzys kapitalizmu”. Red. J.W. Moore. Przeł. K. Hoffmann, P. Szaj, W. Szwebs. Poznań 2016.

Haraway D.J.: „Wiedza usytuowana. Problem z nauką w feminizmie a przywilej przyjęcia częściowej, niepełnej perspektywy”. Przeł. A. Derra. W: „Studia nad nauką i technologią. Wybór tekstów”. Red. E. Bińczyk, A. Derra. Toruń 2014.
„Jestem listotą. Donna J. Haraway w rozmowie z Thyrzą Nichols Goodeve”. Przeł. Aleksandra Derra. Wydawnictwo WBPiCAK. Poznań 2023 [seria: Humanistyka Środowiskowa].
 
Seria objęta patronatem „artPAPIERu”.