ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (94) / 2007

Monika Ruszało,

ILUZJON

A A A
Magdalena Krajewska to młoda artystka, która bynajmniej nie jest artystką niedoświadczoną. Dwukrotnie (2005 i 2007 rok) brała udział w łódzkim Festiwalu Fotografii. W 2006 roku uczestniczyła w wystawie „Nieoczywiste” w galerii Stary Browar oraz w „Miesiącu Fotografii w Krakowie”. Rok wcześniej wystawiła swoje prace w galerii Mooncruise w Vancouver. W obecnej chwili jej prace możemy zobaczyć w krakowskiej galerii ZPAF i S-ka. Reaktywowana niedawno placówka pokazuje wystawę Krajewskiej zatytułowaną „Penthouse”, na którą złożyły się, niewielkich rozmiarów (20x20 cm), fotografie należące do cyklu „Collage”.
Już sam, frapujący, tytuł ekspozycji prowadzi na manowce interpretacji, wplątuje w gęstwinę sensów. Wszak „Penthouse” to nazwa jednego z magazynów erotycznych, a zarazem określenie luksusowych apartamentów, najczęściej znajdujących się na najwyższym piętrze wieżowców. W starszych słownikach odnajdziemy jeszcze inne znaczenie słowa penthouse: „podcienie, wystający dach ochronny”. Pent to past participle od czasownika to pin. To ostatnie określenie znajduje następujące tłumaczenia: to fasten with a pin: to fasten – wzmocnić, przymocować, a pin – to szpilka. Całe wyrażenie możemy więc tłumaczyć jako: przyszpilać, przyczepiać; to bolt – zamykać na zasuwę, ryglować, umacniać sworzniem; to shut in a small inclosure – zamykać w czymś ciasnym, ogrodzonym; to coop up – zamykać w małym pomieszczeniu, gnieździć się; to encage = to confine in a narrow compass – zamykać w (jakimś) wąskim zakresie, ograniczać. Jako rzeczownik, a pen, inaczej – a fold, oznacza zagrodę dla zwierząt. Wyrażenie pent up frustration tłumaczy się jako tłumioną, dławioną frustrację.
Wyłącznie efektowna żonglerka słowami i ich znaczeniami? Fotografka pogrywa z nami (czy także z samą sobą?), wciąga do zabawy, która może okazać się iluminacją. Zdjęcia kobiet pochodzą z zachodnioeuropejskich magazynów erotycznych z lat 50. i 70., które – w formie negatywów – artystka odkryła na strychu. Należały one do jej dziadka. Kolejne odkrycie (zgodnie z prawidłem, odkrycie dotyczy czegoś, co w gruncie rzeczy jest nam znane) – czekało w piwnicy. Był to domek dla lalek, zrobiony przez dziadka artystki. Domek został z piwnicy wyciągnięty i przywrócony do łask. Pusty dom należało wypełnić – tym razem nie dziecięcymi zabawkami – lalkami, ale „laleczkami” dla dorosłych, nagimi czy półnagimi, uchwyconymi przez oko aparatu fotograficznego w (naiwnie) śmiałych pozach.

Intrygujące, iż właśnie – z tak odległych miejsc pochodzą „substraty”, które posłużyły Krajewskiej w pracy. Z odległych, ale zarazem bliskich. Strych i piwnica to dwa miejsca mediacji, łączności z Innym Światem. W płaszczyźnie znaczeniowej, w której dom staje się emblematem ludzkiego ciała, strych jest traktowany jako symbol rozumu i świadomości, natomiast piwnica symbolizuje podświadomość, sferę popędów. Tutaj jednoczą się one w geście umieszczenia, „wyciętych” z negatywów, nagich postaci kobiet w przestrzeni(ach) domku dla lalek, którym artystka bawiła się jako dziecko. Na temat domku Krajewska wypowiedziała się w 2006 roku, w kontekście ekspozycji cyklu fotografii „Mój mały domek” (pokazywanej wraz z cyklem „Ogród” w ramach Miesiąca Fotografii w Krakowie): „W dzieciństwie miałam dom dla lalek i jako mała dziewczynka zawsze chciałam do niego wejść. Udało się to dopiero dzięki fotografii”.
Fotografia spełnia marzenia małej dziewczynki, marzenia „zaprzeszłe” czy wciąż aktualne? „The Medium is (also!) the Message” – oto trawestacja znanego (od czterdziestu lat) zdania Marshala McLuhana, która zdaje się być adekwatną w stosunku do interesującej nas serii zdjęć. O czym opowiada sposób, jaki artystka wybrała dla zrealizowania swego pomysłu? Niewątpliwie kieruje uwagę ku praktykom wieku dziecięcego. Podobnie czynią dzieci, które wycinają obrazki z kolorowych magazynów. Działanie Krajewskiej przywodzi na myśl także i inne dziecięce pomysły: wycinanie z papieru lalek, które są później ubierane w stroje, również wykonane z papieru, przytrzymywane na „plecach” za pomocą pasków papieru.
Potrzeba zabawy, czy też – chwilowego (do niej) powrotu? Eric H. Erikson, psychanalityk, specjalista w dziedzinie psychologii rozwojowej, w jednym z rozdziałów „Dzieciństwa i społeczeństwa” zastanawia się: „Czym więc jest dziecięca zabawa? Widzieliśmy, iż nie jest ona tym samym, co zabawa dorosłych, że nie jest rekreacją. Człowiek dorosły podczas zabawy wchodzi w inną, jakby równoległą rzeczywistość, podczas gdy bawiące się dziecko idzie naprzód, osiąga kolejne fazy panowania nad przedmiotami i sytuacjami. Teoria, którą proponuję, mówi, iż zabawa dziecięca jest wczesną formą zdolności człowieka do radzenia sobie z doświadczeniami przez tworzenie sytuacji modelowych oraz opanowywania rzeczywistości drogą eksperymentu i planowania. Na pewnych etapach swojej pracy człowiek dorosły przeprojektowuje minione doświadczenia do takich rozmiarów, które jawią mu się jako możliwe do zrealizowania. (…) Przewiduje przyszłość z punktu widzenia naprawionej przeszłości, która jest jego udziałem”.
„Wklejone” we wnętrze domku „laleczki”, zaludniają przestrzeń wspomnieniową tym, co do wspomnień nie należy, gdyż, Krajewska przyznaje, że odkrycie dokonane na strychu było dla niej zaskoczeniem. Jak bardzo istotną postacią w jej życiu był i jest dziadek, przekonuje wielość cyklów fotograficznych odnoszących się doń: „Kobiety mojego dziadka”, „Gazetka dziadka”, „Pokój dziadka”.
Specyficzny status łączy dziecko i człowieka w podeszłym wieku. oboje przebywają blisko zaświatów – dziecko z uwagi na fakt, iż stosunkowo niedawno stamtąd przybyło. Starzec niedługo tam się uda – znajduje się na progu wyruszenia w podróż, z której nikt nie powraca. Zaś empiria pokazuje, jak bardzo głębokie relacje mogą istnieć między przedstawicielami odległych pokoleń.
Powrót do przeszłości, która zawsze jest mityczną (ale i – silnie osadzoną w rzeczywistości, czego dowodzi obecność wszelkiego rodzaju „pamiątek”), jest próbą rozpoznania jej i zdefiniowania na nowo. „Zamknięcie w wąskim zakresie, ograniczenie” w przestrzeni domku (dla) lalek „dorosłych” kobiet z („nieznanego”) życia dziadka, jest jakby próbą ogarnięcia czegoś, co istniało, choć było nieuświadamiane. Dowodzi pragnienia rzeczywistego poznania tego, którego, znając od zarania swego życia – okazuje się – artystka nie znała. Nagie „Laleczki” zostają więc umieszczone w „naturalnych” wnętrzach (w których nakrętka tubki pasty do zębów imituje doniczkę ) i, tym samym, oswojone.

Andrzej T. Pilichowski – Ragno (w eseju „Fotografowanie ciała”) mówi, że „fotografia ciała, może najbardziej ze wszystkich opiera się na grze cytatu i kreacji”. Dodajmy do tego słuszną konstatację-diagnozę stanu sztuki autorstwa Jolanty Dąbkowskiej – Zydroń: rzeczy realne i ich obrazy stają się w szczególnych wypadkach tożsame, gdyż dystynkcja między rzeczywistością a jej przestawieniami przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. A jednak, o dziwo, meta-fotografie Krajewskiej (w warstwie dosłownej, niewątpliwie –„fotografie ciała”) wpisują się tu tylko w pewnym stopniu. W pewnym stopniu, gdyż pozostaje jeszcze odpowiedź na pytanie, czy dom, który artystka zaludniła półnagimi postaciami, jest realny… Jest, i nie jest zarazem. Poprzez swój status, koresponduje z iluzyjnością kobiet (która jest iluzyjnością drugiego stopnia), będąc zarazem w największym stopniu realnością wspomnienia i poszukiwania.
Magdalena Krajewska „Penthouse”. Galeria ZPAF i S-ka, Kraków. 9 listopada – 23 grudnia 2007.