ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (486) / 2024

Kamila Czaja,

CZŁOWIEK NIEDŹWIEDZIOWI WILKIEM (MICHAL SÝKORA: 'PIĘĆ MARTWYCH PSÓW')

A A A
Pierwszy wydany w Polsce tom kryminałów Michala Sýkory otwierała relacja z posiedzenia Rady Wydziału pewnego uniwersytetu, drugi – opowieść o makabrycznej zbrodni z piłą w roli głównej, a najnowsza przetłumaczona książka rozpoczyna się krwawymi walkami psów. Rzecz jasna robię to wyliczenie wyłącznie dla porządku, nie dla szukania analogii czy autorskiej konsekwencji… 

„Pięć martwych psów” (po czesku w 2018), czyli nowa odsłona śledztw Marie Výrovej, zwanej Wielką Sową, to kryminał ponury, z nielicznymi momentami oddechu i humoru. Wygląda na to, że każdy kolejny tom okazuje się mniej satyryczny, a bardziej zanurzony w świecie, w którym zła nie łagodzi dystans. To zło rozplenione, nieraz pod pozorami wyrafinowania prymitywne, a często zupełnie pozbawione wszelkich masek i tak śmiejące się dobru w twarz, że niewiele może mu ono zrobić. Takie mroczne wnioski płynąć mogą z lektury opowieści łączącej dwa policyjne dochodzenia upalnego lata 2013 roku – to dotyczące tytułowych martwych psów lokalnego biznesmena na prowincji oraz to związane z tajemniczą kradzieżą trzech niedźwiedzi z ołomunieckiego zoo. 

Pierwszą sprawą zajmuje się Kristýna Horová, na skutek wydarzeń z poprzedniego tomu przebywająca na zawodowym „zesłaniu” w mniejszym Šternberku. Drugie śledztwo prowadzi jej dawny zespół, w tym Výrova i Pavel Edelweiss. Młoda śledcza zrobi wiele, by udowodnić, że obie sprawy są powiązane, i pokazać, że powinna odzyskać miejsce w ekipie z Ołomuńca. Relacje wiążące Wielką Sowę i jej protegowaną, konsekwencje determinacji Kristýny, stawka dotyczących zwierząt zbrodni, które zaczynają pochłaniać i ludzkie ofiary – to wszystko sprawia, że „Pięć martwych psów” to kryminał psychologicznie gęsty i niebojący się nieodwracalnych, nieraz zaskakujących rozwiązań.

Chociaż może pewne tragiczne zwroty akcji nie powinny zaskakiwać w tak sprofilowanej przez Sýkorę czeskiej rzeczywistości? Pisarz portretuje na przykład niekompetencję policji. Czasem łatwo popsuć całą akcję nawet przy dobrych chęciach, a i tych wielu funkcjonariusz(k)om brakuje. A do tego seksizm, którego z kolei w policji i polityce nie brakuje, nawet jeśli jest mniej oczywisty i przybiera mniej bezpośrednie formy niż ten w kręgach przestępczych. Z kolei wpływowa grupa skupiona wokół krwawych psich walk to zgromadzenie tak paskudne, że nie dziwią wygłaszane w myślach przez jednego zwyrodnialca opinie o drugim, jakże pełne wrażliwości: „Halas pomyślał, że w tym swoim dresowym kompleciku z kreszu [Šmídmajer – K.C.] wygląda jak herszt jakiejś spedalonej partyzantki” (s. 15). 

Co jeden z hodowców, to większa kanalia, przekonana o swojej wyższości nad pogardzaną resztą lub próbująca dopiero wspiąć się w hierarchii, a Sýkora doskonale potrafi opisać zdeprawowanie przez władzę, tę mikro- i tę makro, i może mało subtelnie, ale przekonująco pokazać, że kto jest podły w drobiazgach, podły jest też w sprawach dużych (lub odwrotnie). Ma też autor talent do tworzenia drobnych, codziennych scen, które w obliczu zbrodni obnażają banał i kruchość ludzkiej egzystencji, niewolnej przy tym od egocentryzmu tych, którzy odnieśli sukces, i frustracji tych, którzy na cudzy sukces patrzą: „Aspirantce przyszło na myśl, że praca policji byłaby o niebo trudniejsza, gdyby nie ci wszyscy zawistni ludzie, których nic tak nie cieszy, jak krzywda sąsiada” (s. 205).

Na tym tle wysiłki Wielkiej Sowy i jej zaufanych ludzi, żeby wymierzyć sprawiedliwość, wydają się tym bardziej heroiczne, ale bohater(k)om daleko do perfekcji, a Sýkorze – do idealizmu, w którym dobro zawsze zwycięża zło. Cena okaże się zbyt wysoka, poza tym jakoś zawsze znajdą się tacy, którym wolno więcej i którzy są zbyt dobrze umocowani, żeby odpowiedzieć za swoje czyny. Nie tylko te popełnione wobec innych ludzi, bo w „Pięciu martwych psach” tytuł stanowi uczciwą zapowiedź tego, że przez cały tom będziemy napotykać straszliwe opisy krzywdy zwierzęcej. Kilka uroczych scenek w zoo nie jest w stanie zrównoważyć tego, że okrucieństwo wobec zwierząt lub źle rozumiana miłość do nich to ważny i niełagodzony temat książki, którą trudno polecić osobom źle reagującym na brutalne opisy tego rodzaju. Na rozpowszechnione w obiegu popkultury pytanie: „Does the dog die?” (tak zresztą nazywa się strona zbierająca – nie tylko dotyczące zwierząt – ostrzeżenia o treściach dla wielu zbyt drastycznych) w wypadku nowego tomu Sýkory trzeba odpowiedzieć, że niestety tak. Jak w tytule, a więc nie jeden pies… A to, co spotyka tu niedźwiedzie? Bardzo trudne w lekturze.

Jeżeli jednak ktoś jest w stanie sobie z tymi fragmentami, obecnymi tu przecież w słusznej sprawie, poradzić, to cała książka okazuje się niezwykle wciągająca, niebanalna, ostra w sądach o ludziach, ale dobrze te ostre sądy uzasadniająca kryminalną opowieścią. I jednak z przebłyskami trudnej nadziei. Ciekawa jestem, czy możemy liczyć na zbiór trzech dłuższych opowiadań o Výrovej, „Nejhorší obavy” (2020), który pisarz opublikował po tej części cyklu. A może na niewydany dotąd w Polsce tom pierwszy, „Případ pro exorcistu” (2012), który w Czechach doczekał się trzy lata temu poprawionego wznowienia? Cokolwiek kryminalnego spod pióra Sýkory zaproponuje wrocławska Afera, sięgnę na pewno. Wprawdzie nie ku pokrzepieniu serca, ale za to z wielu innych powodów.
 

Michal Sýkora: „Pięć martwych psów”. Przeł. Krzysztof Wołosiuk. Wydawnictwo Afera. Wrocław 2024 [seria: Czeskie Krymi].