ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 czerwca 11 (491) / 2024

Luiza Stachura,

'(...) W TĘ ZIMOWĄ NOC ODPŁYNĘ W KRAINĘ SNÓW' (SHUANG XUETAO: 'MOJŻESZ NA RÓWNINIE')

A A A
W maju 2024 roku ukazał się polski przekład trzech opowieści składających się na tom „Mojżesz na równinie” (oryg. 平原上的摩西; wyd. 2016) chińskiego pisarza Shuang Xuetao (双雪涛; ur. 1983; zgodnie z zapisem dalekowschodnim nazwisko poprzedza imię autora). Ciekawie reinterpretujący i przenoszący na współczesną codzienność ustępy Starego Testamentu oraz elementy mitologii Starożytnej Grecji, fascynująco grający (ze) schematami fabularnymi, sprawnie żonglujący gatunkami, dialogujący z tekstami (pop)kultury i z czytelnikiem, świetnie wychwytujący i wykorzystujący klisze językowe, skostniałe formy, a następnie osadzający to w rodzinnym Shenyangu z lat 90. XX wieku, Shuang tworzy taką literaturę, którą można z przyjemnością i satysfakcją czytać na różnych poziomach. Jego narracje nie są tak silnie zmetaforyzowane, gęste, labiryntowe jak Yan Liankego czy Can Xue, bliżej im do Mo Yana, Yu Hua, Yan Ge. Ze względu na popularność prozy Shuanga niektóre jego opowieści już doczekały się ekranizacji.

Polskie wydanie „Mojżesza na równinie” uzupełniono cennymi uwagami tłumaczki Magdaleny Stoszek-Deng dotyczącymi między innymi „chińskiego pasa rdzy”, a zatem Chin Północno-Wschodnich pozostających przez wiele lat na szarym końcu postępu, gdzie po śmierci Mao Zedonga nastąpiły upadek nierentownych fabryk, masowe zwolnienia, „całkowity demontaż dotychczasowych struktur społecznych” (Shuang 2024: 277). Sinolożka przybliża sytuację przemysłową, ekonomiczną, społeczną tego rejonu na przykładzie Shenyangu. Wskazuje na tyleż dekonstrukcję, destabilizację, ile rozpad tego świata, brak umiejętności odnalezienia się przez wielu w nowej rzeczywistości po otwarciu się Chin i gwałtownie wprowadzanych przemianach. Nic zatem zaskakującego, że zaczęła się rozwijać (nie tylko) zorganizowana przestępczość, rozboje czy przemyt. Te elementy rozbłyskują w prozie Shuanga, jednego z reprezentantów Nowej Dongbejskej Grupy Literackiej, inicjującej odrodzenie kultury Chin Północno-Wschodnich. W dalszej części swojego tekstu tłumaczka kreśli portret Shuang Xuetao oraz przybliża aspekty jego warsztatu literackiego. Podróż po literackim świecie autora „Mojżesza na równinie” warto rozpocząć właśnie od wyjaśnień Magdaleny Stoszek-Deng, co pozwoli uruchomić więcej kontekstów interpretacyjnych.

Chiński pisarz tyleż wprowadza, ile wydobywa zakodowane w przestrzeni Shenyangu, a dokładniej w ulicy Yanfen (centrum-sercu, miejscu na swój sposób magicznym), i w pamięci pokoleń rodziców oraz dziadków elementy dotyczące nie zamierzchłych epok, mandżurskich czasów, ale dwudziestowiecznej industrializacji, rozwoju fabryk, rządów Mao Zedonga, okresu rewolucji kulturalnej, bestialstwa hunwejbinów. I w ten znany świat, lekko już tężejący, kostniejący po największej burzy rozpętanej przez czerwonogwardzistów, wżera się drugi, diametralnie różny, rozpasany, ekspansywny, rozpoczynający swoje nieokiełznane istnienie od reform i otwarcia na świat zainicjowanych przez Deng Xiaopinga po 1978 roku. Reliktem symbolicznie (od)dziel(aj)ącym generacje i owe dwa światy będzie postawiony na zabudowanym przez Japończyków placu Czerwonego Sztandaru pomnik Przewodniczącego Mao. Wielu starszych mieszkańców wspomina tamte czasy z myślą, że chociaż była bieda, to jednak praktycznie wszyscy byli równi w tej niedoli, ale może tak naprawdę z nostalgią przywołują własną młodość i względną stabilizację zagwarantowaną przez pracę. Nikogo nie będą dziwiły ich protesty przed demontażem postumentu. Nie zabraknie jednak i tych, co dostrzegą, że odkąd pojawiła się rzeźba, z placu zniknęły… gołębie. 

W tej nieustannie nadpisywanej przestrzeni, palimpsestowej, pełnej (nie do końca) zabliźnionych ran bohaterowie Shuanga wędrują, gubią się, potykają, szukają śladów utraconych osób i chwil, grzęzną w (błędnym) kole, potykają się o nowoczesność i jej wyzwania, odmienne mechanizmy funkcjonowania, podważające i przekreślające dotychczasowe. Ich śledztwa, tropienie fragmentów genealogii, ściganie cieni przyczyniają się do odgrzebywania narosłych warstw, do swoistej archeologii. A (po)ruszona przestrzeń stopniowo uwalnia czas przeszły i czas zaprzeszły, które powracają w przywoływanych i prze(znie)kształcanych mitach, symbolach, wierzeniach. One zaś wchodzą w interakcję ze snami, onirycznymi rojeniami, mirażami, majakami wynikającymi między innymi z pragnienia ucieczki, powrotu do tego, co znane, z gorączki, przebywania na granicy, przecięciu światów żywych i umarłych, czasu minionego i czasu teraźniejszego. Żywioły (szczególnie ogień, woda, wiatr – zwłaszcza dwa pierwsze przynoszące destrukcję, śmierć, ale i oczyszczenie, życie), elementy teatralne i rytualne jak taniec, artefakty przywodzące na myśl praobrzędy jak rzeźby, obrosłe w symbole zwierzęta (ptak i ryba) czy wreszcie słowa, frazy zaczerpnięte z dawnych ksiąg, a przypominające zaklęcia, wypowiedzenia pełniące funkcję magiczną, stanowią pomosty, bramy między światami. Ale Shuang tak konfiguruje opowieść, że można je odczytywać jako pierwiastki wspólnego snu, wspólnej pamięci, pamięci generacyjnej, opowieści przekazywanych przez starsze pokolenia, uruchamiających wyobraźnię, współgrających z nią i układających nową narrację, baśń, mit. A jeszcze ciekawej zrobi się, jeśli zestawimy symbole, znaki, elementy oraz „mitorealizm” występujące w prozie młodego adepta literatury z twórczością Yan Liankego, autora terminu „mitorealizm” stosowanego w odniesieniu do chińskiej literatury, czy innych (nie tylko) dalekowschodnich pisarzy.

Można zaryzykować twierdzenie, że w chińskiej literaturze starotestamentowe fragmenty wybrzmiewają podobnie jak koany (paradoksalne pytania, opowieści do rozważań) czy ustępy z klasycznych, tradycyjnych tekstów buddyjskich bądź konfucjańskich w europejskiej twórczości – otwierają inny wymiar myślenia o świecie, pozwalają na akt kreacyjny, tworzenie nowych konstelacji, ale nierzadko w oderwaniu od sakralności czy ścisłego przestrzegania norm i reguł, bez wpisywania ich w obrzędy, w wielowiekową kulturę. Odwołania religijne i szamańskie, zwrot ku wierze stanowią koło (sic!) ratunkowe, swoisty antydot na oglądany (jak okrutne przedstawienie w teatrze) bolesny rozpad dotychczasowej rzeczywistości, jej roztrzaskanie, które wielu paraliżuje, pozostawia bezradnym, zdradzonym jak dziecko opuszczone przez matkę i/lub ojca, a taką sytuację porzucenia dosłownego i metaforycznego odnajdziemy w przełożonych na język polski utworach Shuanga. Rejterada w wyniku traumatycznego doświadczenia odrealnia świat, otwiera na poszukiwania ukojenia, ukołysania, bezpiecznego snu, życia snem i oczyszczenia w praźródle. A czyż droga do odkrycia, odgrzebania śladów prapoczątku nie prowadzi przez dawne teksty, święte księgi, apokryfy, pierwsze zapiski, czy pomiędzy wersetami nie zostało zakodowane rozwiązanie, szyfr otwierający powrotną bramę?

Tytułowy utwór z tomu składa się z czternastu fragmentów (co już przywodzi na myśl stacje drogi krzyżowej) oznaczonych nazwiskami poszczególnych bohaterów. Im głębiej wchodzimy w wyznania kolejnych osób, niekiedy łudząco przypominających zeznania, tym więcej odkrywamy nici, powiązań, a pozornie nieznaczące szczegóły stają się kluczowymi tropami do rozwiązania zagadki i suspensu, wolty w finale. Nota bene, czytelnik na własny użytek może przestawiać kolejność wypowiedzi i skonstruować własną „grę w klasy”. Fu Doxing z „Mojżesza na równinie” podczas uczenia córki sąsiada Li Fei o fragmencie dotyczącym przejścia Mojżesza suchą stopą przez morze mówi: „nie musisz być wierząca, żeby docenić moc zawartą w tych słowach [skierowanych do Mojżesza]” (Shuang 2024: 30). Te słowa powrócą do dorosłej już dziewczyny i do odbiorcy w finale utworu, a wraz z ogniem (domeną Fei), szkicem równiny na pudełku zapałek (aż się prosi zestawienie z Umberto Eco), postawą Fu Doxing wobec oprawcy swojego ojca, otworzą różne perspektywy interpretacyjne, między innymi zawierzenia w milczeniu, bez pytania i kwestionowania, bo wszelkie wątpliwości przyczyni(aj)ą się do rozpadu. W drugim utworze „Sala Światłości” (oryg. 光明堂) Shuang przywołuje opowieść o Jonaszu, który uchylił się od spełnienia polecenia Boga, lecz podczas swojej ucieczki został połknięty przez wieloryba i w jego brzuchu spędził odmieniające go trzy dni i trzy noce. W kontekście opowieści chińskiego pisarza brzuch ryby symbolizuje przestrzeń liminalną, przedsionek, pogranicze między światem żywych i zmarłych, gdzie dokonuje się rekapitulacji i rewizji, przesłuchania, konfesji i wydania (o)sądu. Ale zdaje się to intrygującą kontaminacją, nałożeniem się klisz, rezonowaniem co najmniej dwóch porządków. Z jednej strony chrześcijańskiej koncepcji czyśćca oraz buddyjskiego myślenia o symbolicznych czterdziestu dziewięciu dniach po śmierci, gdy świadomość zmarłego szuka sposobu na odrodzenie. Z drugiej zaś – rzeczywistości, w której dochodzi do zatrzymań nie tylko przestępców, ale i podejrzanych czy ludzi niewygodnych dla aparatu władzy. Obie perspektywy są paralelnymi śledztwami, tropieniem niezgodnych z obowiązującymi normami gestów i słów, wykroczeń, odchyleń, paralaks. 

W trzeciej opowieści „Aeronauta” (oryg. 飛行家) Shuang odwołuje się do mitu o Ikarze, chociaż można również szukać podobieństw z biblijnym prorokiem (niekoniecznie konkretnym, a raczej archetypem), co poprowadzi nas w innym, intrygującym kierunku interpretacyjnym. Do Xiaofenga dzwoni jedna z ciotek i mówi, że jego wuj Li Mingqi oraz kuzyn Li Gang zaginęli, prosi więc, żeby przyjechał do rodzinnego Shenyangu, by ich odszukać. Mingqi marzył o skonstruowaniu urządzenia umożliwiającego ludziom latanie. Wspierany finansowo przez teścia, który bezgranicznie wierzy w zdolności zięcia i ufa, zawierza mu (a za przykładem teścia Li Mingqiego większość rodziny pokłada w nim nadzieje), kolejne lata poświęca realizacji pomysłu. Jego syn zaś podąża odmienną drogą, krąży po innej orbicie – wybiera snooker, przemyt motocykli, windykację i rozmaite szemrane biznesy, w dodatku uwikła się w romans wywołujący u niego depresję. Ojciec i syn są jak rewers i awers, co najpełniej wybrzmiewa w finale, a w zależności od kontekstu (na przykład biblijnego, mitologicznego, kulturowego, psychologicznego, a może i autobiograficznego) prowadzi w interesujące rejony odczytań. Notabene warto także zestawić losy archetypowego utalentowanego wizjonera z cwaniakami, hochsztaplerami, karierowiczami.

Wątki chrześcijańskie i mitologiczne w narracjach Chińczyka są ciekawie reinterpretowane, tyleż traktowane jak legendy czy przenoszone do codzienności, ile w tej codzienności rozbłyskujące, odnajdujące swoje paralele, odbicia lustrzane, warianty, które może i różnią się szczegółami, detalami, ale w ujęciu holistycznym są dziwnie znajome. W prozie Shuanga wchodzą one w interakcję z motywami gubienia, tropienia, szukania, wędrowania, a przy tej okazji i rozpytywania przeobrażającego się niepostrzeżenie w przesłuchiwanie. W zależności od momentu, sytuacji w opowieści uruchamiane i naświetlane będą różne, niekiedy skrajne aspekty, asocjacje czy wydobywane rozmaite znaczenia z szerokich pól semantycznych (narosłych przez wieki) tych słów. Wplecie chiński pisarz w tę strukturę, rozbłyskującą mitami, podaniami, przypowieściami, powiastkami (filozoficznymi), elementy wzorców i schematów właściwych między innymi dla powieści detektywistycznej, kryminalnej, rozliczeniowej, historycznej, psychologicznej, Bildungsroman, inicjacyjnej, powieści drogi, sagi rodzinnej czy „intymistyki” (w formach przede wszystkim wyznań, konfesji, listów). A i to nie wszystko, bo w utworach Shuanga pięknie wybrzmią polifoniczność oraz dwugłosowość, dwie perspektywy – przeszłości i teraźniejszości, ich nieustanne dialogowanie, przeplatanie się, nakładanie na siebie, rezonowanie, a niekiedy ich rozwarstwianie (na przykład podczas retrospektywnych podróży, w narracji dotyczącej przeszłości będziemy podążać nie jedną, lecz kilkoma równoległymi, prostopadłymi bądź przecinającymi się rozgałęzieniami). I jeśli wejdziemy głębiej w literacki świat Shuanga, jeśli przebijemy powierzchnię, gładką taflę schematów fabularnych czy nawiązań autobiograficznych, może dostrzeżemy, jak wątki wywodzące się z różnych religii, wierzeń w prozie Chińczyka wskazują, obnażają to, że ludzkość tkwi od wieków w wiecznym „tu i teraz”, (błędnym) kole nieustannych powtórzeń, cykliczności – ale nie tylko w oczywistym wymiarze cyklu narodzin i śmierci (i odrodzenia), lecz przede wszystkim ciągłego popełniania tych samych pomyłek, chodzenia ścieżkami, które wydeptały przed nami poprzednie pokolenia. Powtórzą się w nowych konfiguracjach, ale jednak z podobnymi finałami na przykład: wizyjność, prekursorstwo, pragnienie tworzenia, kreowania, konstruowania, innowacyjność, wyjście poza wyznaczone normy i ciasne ramy, (nie)spełnione obietnice, porzucenie, wybaczenie, zbrodniczość. Innymi słowy, powielamy czyny i gesty, powtarzamy słowa minionych wieków, od zarania ludzkości, wypływające z praźródła, prakolebki istnienia – wspólnej dla wszystkich, co znajduje potwierdzenie w zbieżnych, podobnych aspektach różnorodnych wierzeń, w ich czytelności i poczuciu, że są nam w jakiś sposób znane, jeśli się wsłuchamy w ich treść i zaczniemy je rozważać.

Wielowarstwowe trzy utwory z tomu „Mojżesz na równinie” Shuang Xuetao fascynują i niepokoją. Proza chińskiego pisarza to literacka szarada, błyskotliwa intelektualna roz(g)rywka, szkic na pudełku od zapałek przedstawiający błędne koło, w którym tkwi ludzkość, nieustannie odtwarzająca to samo przedstawienie w wielkim teatrze (absurdu) świata.
 

Shuang Xuetao: „Mojżesz na równinie”. Przeł. Magdalena Stoszek-Deng. Państwowy Instytut Wydawniczy. Warszawa 2024 [Proza Dalekiego Wschodu].