
W DRODZE DO AFRYKI. DO BIAŁEJ
A
A
A
1.
Utwory poetyckie Bartłomiej Majzel publikował na łamach “Czasu Kultury”, “FA-artu”, “Nowego Nurtu”, “Studium”, “Kresów”, “Śląska” i “Kartek”. W roku 1992 wydał arkusz „Zabraknie nam krwi”, a jego debiutancka książka –„Robaczywość” ukazała się nakładem Instytutu Wydawniczego “Świadectwo” w roku 1997. „Bieg zjazdowy”, drugi tomik wierszy, krakowska biblioteka “Studium” oddała w ręce czytelników cztery lata później, a w roku 2006, we wrocławskim Biurze Literackim, ukazała się „Biała Afryka”.
W wierszach Majzla zwraca uwagę otwarcie na kreacyjną moc języka, zwrot ku wyobraźni i zawierzenie jej – kosztem odejścia od opisowości świata. Poeta deklaruje przedstawianie “przedziwnych” światów, budowanych w zagęszczonej metaforyce, zbliżonej do “zwariowanych wizji lub zapisów traumatycznych przeżyć”. Język tej liryki, zdaniem Mariana Kisiela, ponawia próbę odświeżenia kolokwialności, która stała się domeną twórców debiutujących po roku 1989. Autor wierszy: „Z wędrówki do innego celu”, „Nocami wyrastają upiorne wizje” czy „Formowania wody” pseudonimuje rzeczywistość, odrzucając tym samym „bezwstyd nazywania”. Według Kisiela potęga wyobraźni odnajduje w tych utworach znakomite odniesienia dla wizji sensualistycznej.
„Bartłomiej Majzel ma zbyt wiele do powiedzenia, aby troszczyć się o zbytnią dokładność słów. Jego wiersze płyną wartkim strumieniem wolnych skojarzeń, metafory są przypadkowe, lecz celne i zaskakujące celnością ujęcia. Ta poezja jest hymnem na cześć wolności – przede wszystkim wolności zmysłów, ale także i wolności tworzenia”. (Inny świt. Antologia młodej poezji na Śląsku. Wybór, wstęp i oprac. M. Kisiel. Katowice 1994, s. 54.)
Maliszewskiemu „robaczywość” jawiła się jako “epopeja autyzmu i zagrzebania w czymś bardzo osobistym, odmieńczym, tkwienia w piwnicy pokrętnej osobowości, w jej płciowo niezrealizowanych zakamarkach, wybuchających raz po raz pajęczo-robaczywo-karaluszymi wizjami”. Z kolei Kobierski proponował odczytywać książkę w kontekście otwierającej tomik „autoprzeprawy”. Wówczas „robaczywość” staje się “przeprawą przez siebie, łańcuchem pojmowania życia i siebie w tym życiu, poszukiwania, a raczej unaoczniania ‘własnej piwnicy’ – ‘innych obolałych miejsc’”. Z tej perspektywy zapis jest terapią. Autorowi „pajęczywości” poezja wskazuje wyjście z banału, zła i nudy życia.
(...) “niekształtne resztki tego, co się dzieje” – o których wspomina się
w pierwszym wierszu tej precyzyjnie skomponowanej książki, są metaforami bezradności i bólu, jakimi przedustawnie raczy nas istnienie, są także synonimami wierszy, które tutaj rozumie się jako wyznaczniki intensywnej kuracji: zapisywane “robactwo wszystkiego” staje się świętym robactwem. (...) W tym sensie jest to poezja magiczna i zarazem terapeutyczna, wchodząca w mechanizmy eschatologicznej histerii. (K. Maliszewski: Przysłany po siebie. “FA-art” 1998, nr 1.)
“W płciowo niezrealizowanych zakamarkach piwnicy pokrętnej osobowości” ważnym wątkiem staje się cielesność, dojrzewanie i siły rozrodcze, których pierwiastki odnajdziemy w wierszu „poranek w autobusie”, gdzie zwraca uwagę owoc, w którym zawiera się nasienie przedłużające istnienie gatunku:
„(...) powtarzające się
suchoty łąki. nagłe eksplozje główek
maku – zapłodnienie i oczekiwanie.
przesypanie nasion z mężczyzny do kobiety.”
W owocowym „menu” Majzla znajdziemy ponadto: banany, śliwki, gruszki, marchewki, kolby kukurydzy, a czasem akcji poematów „pajęczywość” i „pająk-czułość” jest sierpień, miesiąc zbioru plonów. Cielesność jest także powodem rozdarcia bohatera. Zdaniem Kobierskiego ciało ukazane w „robaczywości” toczone jest przez “robaka pożądliwości”, ale w wierszach „41,4” oraz „stukot drugi” Majzel, pisząc o miłości, odkrywa oblicze liryczne:
„temperaturę należy mierzyć tylko
między mężczyzną i kobietą”
(„41,4”)
albo:
„(...) niczego nie sposób
odróżnić pod słońce gdy całujesz.
jesteśmy ślepi a moglibyśmy być opuszczeni”.
(stukot drugi)
Rozedrganie schizofrenicznego, “toczonego przez robaka pożądliwości”, podmiotu lirycznego doskonale oddaje, poza warstwą językową, także rytmizacja tekstów.
„Muzyka, którą słyszę, nie ma niczego wspólnego z Góreckim czy Kilarem, to raczej John Cage – stylizowana niemrawość rozrywana wybuchami nagłych aliteracyjnych rac, bita werblem eufonii, naćwiekowana paralelizmami składniowymi (aż do wrażenia ludowej, folkowej nieporadności), anakolutowymi akordami. Hepnięcia, czkanie, jakieś burczenia w brzuchu, ośliniony szept, intymny syk, gdzieniegdzie suchy krzyk. I korespondujący z tym sposób zapisu: łańcuszki zdań cięte kąśliwą interpunkcją, wszędzie małe litery, małe przestrzenie, niedalekie perspektywy; klaustrofobia sensu. (K. Maliszewski: Przysłany po siebie. “FA-art” 1998, nr 1.)
Język poetycki autora „robaczywości” i „Biegu zjazdowego” nie jest łatwy, nie korzysta się tutaj z języków pozapoetyckich, a styczność z nimi zdarza się sporadycznie. Specyficzna grafia i interpunkcja, niestosowanie wielkich liter, niekonwencjonalnie stosowana kropka i długie kreski myślników utrudniają komunikatywność tekstu.
„Robaczywość” to, jak chce Maliszewski, “epopeja autyzmu”, próba wniknięcia we własne, “pokręcone” wnętrze, której schizofreniczny bohater eksperymentuje na języku, wydaje się, że w celu pełniejszego) wypowiedzenia siebie (bo język nie jest w stanie oddać zawiłości wnętrza). Oto próba uchwycenia wewnętrznego dramatu, jakim jest samotność jednostki wśród tłumu.
2.
„Bieg zjazdowy” kontynuuje wątki robaczywości (z wieloma polemizuje, spectrum innych – poszerza). Napisałem już, że debiut Majzla opowiada o samotności w tłumie. Drugi tomik poety przynosi odzwierciedlenie momentu, w którym tłum pozostaje w tyle i traci znaczenie. W “biegu zjazdowym”, którego kresem jest śmiertelna meta, liczy się prędkość. Bieg do śmierci (zjazd) dokonuje się w wyobraźni.
Wiersze z „Biegu zjazdowego” pochodzą “z rozkładu bartka majzla” („wyprawa po banany i trzodę zranioną”). Ich bohater wydaje się tą samą, choć wewnętrznie przeobrażoną, postacią z robaczywości. “Ja byłem opętany w tamtej książce”– wyznaje w „po robaczywości”. Otwierający zbiór wiersz „przed biegiem” wskazuje dwie perspektywy: świata wewnętrznego
i zewnętrznego, które będą się przewijać na zasadzie uzupełnień i kontrastów.
Miejsce, w którym przyszło zaistnieć bohaterowi lirycznemu, jest już osobliwie “usytuowane” i zaludnione. Często staje się zagrożeniem dla indywiduum pogrążonej w nim jednostki. Relacje między nią a innymi ludźmi są powikłane, powiększa się dystans. Ludzie jawią się jako wrogie sobie kontynenty, odległości między nimi przybierają wymiar fizyczny.
W tej perspektywie przyjmuje się pozycję obronną, a broni się sfery osobistej. Dojmująca staje się samotność, powracają fobie, antidotum stanowić będzie ucieczka. Ona ma pomóc w poszerzeniu perspektywy oglądu świata i rzeczy. “Jestem jeszcze głębiej niż w tamtej książce” – powie podmiot tych wierszy, bo dominuje tutaj ruch, przedzieranie się ku dołowi, jak gdyby chęć oglądu zjawisk u ich podstaw i korzeni.
Ucieczka może się okazać egzotyczną wędrówką: “wyszedłem i trafiłem do azji. / przysunąłem ostrze. nie potrafię wrócić” („nóż”). W wierszu rozkład jazdy wymienia się nazwy miejsc, przez które przebiega jej trasa: Hama, Nowosybirsk, Murun, Durban, Aleppo, Uthar Prades w Indiach, stepy porośnięte błyszczącymi kwiatami i pustynie. Notka zamieszczona pod wierszami „zbiegowie z alcatraz” – Wadi Musa IX. 99r. – sugeruje, że niektóre z nich, a może wszystkie, powstały podczas takiej podróży, w konkretnych miejscach. Wydaje się jednak, że ich nazwy mogą także służyć oddaniu nazw stanów mentalnych bohatera, o tyle obcych przeciętnemu tłumowi, co nigdy przez tłum ten niedoświadczonych. “Pójdę jak najdalej” – oznajmia “ja” liryczne, a potem usłyszy: “tak znikasz nagle jakbyś chciał ten świat wystawić do wiatru”. W rzeczy samej – Bartłomiej Majzel wystawia na próbę swojego czytelnika, wodząc go za sobą po nieznanych rejonach świata i ducha.
„Majzel pisze bowiem tak, jakby żył na ostrej krawędzi, a każdy dzień życia był udaną wyprawą po złote runo śmierci – ziarenko rozkładu. Nazywa siebie inaczej unerwionym, dla którego pisanie jest warunkiem oddechu. Toczy walkę sam jeden z całym swoim wnętrzem. Drąży go robaczywość – agresywne instynkty? Do romantyków zbliża go kreowanie szerokiej przestrzeni – jego zmagania odbywają się na kontynentach, poeta potrzebuje rozmachu, jak gdyby dusił się w ciasnym wnętrzu swego lęku. Poezja jest tu traktowana niemal symbolicznie, wyznania stają się oświadczeniami o randze przepowiedni, wiersze nabierają funkcji rytualnych”. (M. Cyranowicz, “Nowe Książki”. 2001, nr 4.)
Kolejne cele wyprawy, choćby zdobyte, nie przynoszą spełnienia. Bohater liryczny został wrzucony w nie swój czas, nie jest u siebie. “Gdziekolwiek nie pojadę będzie już zbyt późno by tam pojechać” – wyzna w wierszu „zachować bezpieczną odległość. odsunąć się od torów?”,
a w innym, „po krzyżu w dół po krzyżu do góry”, doda: “ach żeby tak zobaczyć: poszarpaną ziemię. (...) żeby ją przejrzeć / na wylot (...)”
Wróćmy jeszcze do śmierci, bowiem wyznaczono jej w książce miejsce specjalne. Powraca obsesyjnie i z dużą częstotliwością.
„Śmierć widziana oczami Majzla jest fantomem przerażenia – młoda, nieoswojona, wyzywająca. Jej symbolem jest karkołomny ‘bieg zjazdowy’, szczególnego rodzaju pęd ku granicy, za którą może być wszystko i nic”.( (M. Cyranowicz, “Nowe Książki”. 2001, nr 4.)
Tytuł tomiku można interpretować, pamiętając o filozoficznej koncepcji Sein zum Tode – jako bycie i bieg ku śmierci.
Poezja Bartłomieja Majzla stanowi przykład bardzo dojrzałej koncepcji poetyckiej, w której artysta tworzy obraz (wizję) świata prywatnego. Autoironiczna świadomość oraz “zagęszczona” metaforyka pozwalają poecie obronić się przed popadaniem w czułostkowość
i sentymentalizm. Przy tym wszakże:
„Wizyjność, odkrywszy niemało wątków oraz dróg myśli, może (...) graniczyć z hermetyzmem lirycznego przekazu. Wówczas wiersz zamyka się i – jak w przypadku fragmentów ‘Biegu zjazdowego’ – izoluje świat utrwalanego doświadczenia. Prawda – będzie niepokojącym splotem metafor, lecz niektóre pytania czytelnika-interpretatora wybrzmią bez odpowiedzi. W każdym razie przy lekturze książki Bartłomieja Majzla, ruch myśli nie ustanie, więc może pędzącemu poecie również o tak pojęte trwanie obrazów wyobraźni chodziło. Oby nie pozostawił swych czytelników zbyt daleko – poza granicami ‘odzyskiwanych’ znaczeń...” (P. Majerski: Bieg wyobraźni. “Kursywa”, dodatek “Opcji” 2001, nr 1).
Utwory poetyckie Bartłomiej Majzel publikował na łamach “Czasu Kultury”, “FA-artu”, “Nowego Nurtu”, “Studium”, “Kresów”, “Śląska” i “Kartek”. W roku 1992 wydał arkusz „Zabraknie nam krwi”, a jego debiutancka książka –„Robaczywość” ukazała się nakładem Instytutu Wydawniczego “Świadectwo” w roku 1997. „Bieg zjazdowy”, drugi tomik wierszy, krakowska biblioteka “Studium” oddała w ręce czytelników cztery lata później, a w roku 2006, we wrocławskim Biurze Literackim, ukazała się „Biała Afryka”.
W wierszach Majzla zwraca uwagę otwarcie na kreacyjną moc języka, zwrot ku wyobraźni i zawierzenie jej – kosztem odejścia od opisowości świata. Poeta deklaruje przedstawianie “przedziwnych” światów, budowanych w zagęszczonej metaforyce, zbliżonej do “zwariowanych wizji lub zapisów traumatycznych przeżyć”. Język tej liryki, zdaniem Mariana Kisiela, ponawia próbę odświeżenia kolokwialności, która stała się domeną twórców debiutujących po roku 1989. Autor wierszy: „Z wędrówki do innego celu”, „Nocami wyrastają upiorne wizje” czy „Formowania wody” pseudonimuje rzeczywistość, odrzucając tym samym „bezwstyd nazywania”. Według Kisiela potęga wyobraźni odnajduje w tych utworach znakomite odniesienia dla wizji sensualistycznej.
„Bartłomiej Majzel ma zbyt wiele do powiedzenia, aby troszczyć się o zbytnią dokładność słów. Jego wiersze płyną wartkim strumieniem wolnych skojarzeń, metafory są przypadkowe, lecz celne i zaskakujące celnością ujęcia. Ta poezja jest hymnem na cześć wolności – przede wszystkim wolności zmysłów, ale także i wolności tworzenia”. (Inny świt. Antologia młodej poezji na Śląsku. Wybór, wstęp i oprac. M. Kisiel. Katowice 1994, s. 54.)
Maliszewskiemu „robaczywość” jawiła się jako “epopeja autyzmu i zagrzebania w czymś bardzo osobistym, odmieńczym, tkwienia w piwnicy pokrętnej osobowości, w jej płciowo niezrealizowanych zakamarkach, wybuchających raz po raz pajęczo-robaczywo-karaluszymi wizjami”. Z kolei Kobierski proponował odczytywać książkę w kontekście otwierającej tomik „autoprzeprawy”. Wówczas „robaczywość” staje się “przeprawą przez siebie, łańcuchem pojmowania życia i siebie w tym życiu, poszukiwania, a raczej unaoczniania ‘własnej piwnicy’ – ‘innych obolałych miejsc’”. Z tej perspektywy zapis jest terapią. Autorowi „pajęczywości” poezja wskazuje wyjście z banału, zła i nudy życia.
(...) “niekształtne resztki tego, co się dzieje” – o których wspomina się
w pierwszym wierszu tej precyzyjnie skomponowanej książki, są metaforami bezradności i bólu, jakimi przedustawnie raczy nas istnienie, są także synonimami wierszy, które tutaj rozumie się jako wyznaczniki intensywnej kuracji: zapisywane “robactwo wszystkiego” staje się świętym robactwem. (...) W tym sensie jest to poezja magiczna i zarazem terapeutyczna, wchodząca w mechanizmy eschatologicznej histerii. (K. Maliszewski: Przysłany po siebie. “FA-art” 1998, nr 1.)
“W płciowo niezrealizowanych zakamarkach piwnicy pokrętnej osobowości” ważnym wątkiem staje się cielesność, dojrzewanie i siły rozrodcze, których pierwiastki odnajdziemy w wierszu „poranek w autobusie”, gdzie zwraca uwagę owoc, w którym zawiera się nasienie przedłużające istnienie gatunku:
„(...) powtarzające się
suchoty łąki. nagłe eksplozje główek
maku – zapłodnienie i oczekiwanie.
przesypanie nasion z mężczyzny do kobiety.”
W owocowym „menu” Majzla znajdziemy ponadto: banany, śliwki, gruszki, marchewki, kolby kukurydzy, a czasem akcji poematów „pajęczywość” i „pająk-czułość” jest sierpień, miesiąc zbioru plonów. Cielesność jest także powodem rozdarcia bohatera. Zdaniem Kobierskiego ciało ukazane w „robaczywości” toczone jest przez “robaka pożądliwości”, ale w wierszach „41,4” oraz „stukot drugi” Majzel, pisząc o miłości, odkrywa oblicze liryczne:
„temperaturę należy mierzyć tylko
między mężczyzną i kobietą”
(„41,4”)
albo:
„(...) niczego nie sposób
odróżnić pod słońce gdy całujesz.
jesteśmy ślepi a moglibyśmy być opuszczeni”.
(stukot drugi)
Rozedrganie schizofrenicznego, “toczonego przez robaka pożądliwości”, podmiotu lirycznego doskonale oddaje, poza warstwą językową, także rytmizacja tekstów.
„Muzyka, którą słyszę, nie ma niczego wspólnego z Góreckim czy Kilarem, to raczej John Cage – stylizowana niemrawość rozrywana wybuchami nagłych aliteracyjnych rac, bita werblem eufonii, naćwiekowana paralelizmami składniowymi (aż do wrażenia ludowej, folkowej nieporadności), anakolutowymi akordami. Hepnięcia, czkanie, jakieś burczenia w brzuchu, ośliniony szept, intymny syk, gdzieniegdzie suchy krzyk. I korespondujący z tym sposób zapisu: łańcuszki zdań cięte kąśliwą interpunkcją, wszędzie małe litery, małe przestrzenie, niedalekie perspektywy; klaustrofobia sensu. (K. Maliszewski: Przysłany po siebie. “FA-art” 1998, nr 1.)
Język poetycki autora „robaczywości” i „Biegu zjazdowego” nie jest łatwy, nie korzysta się tutaj z języków pozapoetyckich, a styczność z nimi zdarza się sporadycznie. Specyficzna grafia i interpunkcja, niestosowanie wielkich liter, niekonwencjonalnie stosowana kropka i długie kreski myślników utrudniają komunikatywność tekstu.
„Robaczywość” to, jak chce Maliszewski, “epopeja autyzmu”, próba wniknięcia we własne, “pokręcone” wnętrze, której schizofreniczny bohater eksperymentuje na języku, wydaje się, że w celu pełniejszego) wypowiedzenia siebie (bo język nie jest w stanie oddać zawiłości wnętrza). Oto próba uchwycenia wewnętrznego dramatu, jakim jest samotność jednostki wśród tłumu.
2.
„Bieg zjazdowy” kontynuuje wątki robaczywości (z wieloma polemizuje, spectrum innych – poszerza). Napisałem już, że debiut Majzla opowiada o samotności w tłumie. Drugi tomik poety przynosi odzwierciedlenie momentu, w którym tłum pozostaje w tyle i traci znaczenie. W “biegu zjazdowym”, którego kresem jest śmiertelna meta, liczy się prędkość. Bieg do śmierci (zjazd) dokonuje się w wyobraźni.
Wiersze z „Biegu zjazdowego” pochodzą “z rozkładu bartka majzla” („wyprawa po banany i trzodę zranioną”). Ich bohater wydaje się tą samą, choć wewnętrznie przeobrażoną, postacią z robaczywości. “Ja byłem opętany w tamtej książce”– wyznaje w „po robaczywości”. Otwierający zbiór wiersz „przed biegiem” wskazuje dwie perspektywy: świata wewnętrznego
i zewnętrznego, które będą się przewijać na zasadzie uzupełnień i kontrastów.
Miejsce, w którym przyszło zaistnieć bohaterowi lirycznemu, jest już osobliwie “usytuowane” i zaludnione. Często staje się zagrożeniem dla indywiduum pogrążonej w nim jednostki. Relacje między nią a innymi ludźmi są powikłane, powiększa się dystans. Ludzie jawią się jako wrogie sobie kontynenty, odległości między nimi przybierają wymiar fizyczny.
W tej perspektywie przyjmuje się pozycję obronną, a broni się sfery osobistej. Dojmująca staje się samotność, powracają fobie, antidotum stanowić będzie ucieczka. Ona ma pomóc w poszerzeniu perspektywy oglądu świata i rzeczy. “Jestem jeszcze głębiej niż w tamtej książce” – powie podmiot tych wierszy, bo dominuje tutaj ruch, przedzieranie się ku dołowi, jak gdyby chęć oglądu zjawisk u ich podstaw i korzeni.
Ucieczka może się okazać egzotyczną wędrówką: “wyszedłem i trafiłem do azji. / przysunąłem ostrze. nie potrafię wrócić” („nóż”). W wierszu rozkład jazdy wymienia się nazwy miejsc, przez które przebiega jej trasa: Hama, Nowosybirsk, Murun, Durban, Aleppo, Uthar Prades w Indiach, stepy porośnięte błyszczącymi kwiatami i pustynie. Notka zamieszczona pod wierszami „zbiegowie z alcatraz” – Wadi Musa IX. 99r. – sugeruje, że niektóre z nich, a może wszystkie, powstały podczas takiej podróży, w konkretnych miejscach. Wydaje się jednak, że ich nazwy mogą także służyć oddaniu nazw stanów mentalnych bohatera, o tyle obcych przeciętnemu tłumowi, co nigdy przez tłum ten niedoświadczonych. “Pójdę jak najdalej” – oznajmia “ja” liryczne, a potem usłyszy: “tak znikasz nagle jakbyś chciał ten świat wystawić do wiatru”. W rzeczy samej – Bartłomiej Majzel wystawia na próbę swojego czytelnika, wodząc go za sobą po nieznanych rejonach świata i ducha.
„Majzel pisze bowiem tak, jakby żył na ostrej krawędzi, a każdy dzień życia był udaną wyprawą po złote runo śmierci – ziarenko rozkładu. Nazywa siebie inaczej unerwionym, dla którego pisanie jest warunkiem oddechu. Toczy walkę sam jeden z całym swoim wnętrzem. Drąży go robaczywość – agresywne instynkty? Do romantyków zbliża go kreowanie szerokiej przestrzeni – jego zmagania odbywają się na kontynentach, poeta potrzebuje rozmachu, jak gdyby dusił się w ciasnym wnętrzu swego lęku. Poezja jest tu traktowana niemal symbolicznie, wyznania stają się oświadczeniami o randze przepowiedni, wiersze nabierają funkcji rytualnych”. (M. Cyranowicz, “Nowe Książki”. 2001, nr 4.)
Kolejne cele wyprawy, choćby zdobyte, nie przynoszą spełnienia. Bohater liryczny został wrzucony w nie swój czas, nie jest u siebie. “Gdziekolwiek nie pojadę będzie już zbyt późno by tam pojechać” – wyzna w wierszu „zachować bezpieczną odległość. odsunąć się od torów?”,
a w innym, „po krzyżu w dół po krzyżu do góry”, doda: “ach żeby tak zobaczyć: poszarpaną ziemię. (...) żeby ją przejrzeć / na wylot (...)”
Wróćmy jeszcze do śmierci, bowiem wyznaczono jej w książce miejsce specjalne. Powraca obsesyjnie i z dużą częstotliwością.
„Śmierć widziana oczami Majzla jest fantomem przerażenia – młoda, nieoswojona, wyzywająca. Jej symbolem jest karkołomny ‘bieg zjazdowy’, szczególnego rodzaju pęd ku granicy, za którą może być wszystko i nic”.( (M. Cyranowicz, “Nowe Książki”. 2001, nr 4.)
Tytuł tomiku można interpretować, pamiętając o filozoficznej koncepcji Sein zum Tode – jako bycie i bieg ku śmierci.
Poezja Bartłomieja Majzla stanowi przykład bardzo dojrzałej koncepcji poetyckiej, w której artysta tworzy obraz (wizję) świata prywatnego. Autoironiczna świadomość oraz “zagęszczona” metaforyka pozwalają poecie obronić się przed popadaniem w czułostkowość
i sentymentalizm. Przy tym wszakże:
„Wizyjność, odkrywszy niemało wątków oraz dróg myśli, może (...) graniczyć z hermetyzmem lirycznego przekazu. Wówczas wiersz zamyka się i – jak w przypadku fragmentów ‘Biegu zjazdowego’ – izoluje świat utrwalanego doświadczenia. Prawda – będzie niepokojącym splotem metafor, lecz niektóre pytania czytelnika-interpretatora wybrzmią bez odpowiedzi. W każdym razie przy lekturze książki Bartłomieja Majzla, ruch myśli nie ustanie, więc może pędzącemu poecie również o tak pojęte trwanie obrazów wyobraźni chodziło. Oby nie pozostawił swych czytelników zbyt daleko – poza granicami ‘odzyskiwanych’ znaczeń...” (P. Majerski: Bieg wyobraźni. “Kursywa”, dodatek “Opcji” 2001, nr 1).
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |