ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (102) / 2008

Marta Lisok,

SIŁA PERSWAZJI (ARTYSTYCZNYCH) TERRORYSTÓW

A A A
„Złe życia kończą się śmiercią” to przewrotne hasło zaczerpnięte z obrazu Pawła Susida może stać się wytrychem do czytania wystawy Klausa Steacka. Złowrogi komunikat działa na widza tak samo przytłaczająco jak slogany z plakatów niemieckiego artysty. Obaj, Susid i Steack, wychwytując trafne zdania czy ich wyrwane z kontekstu fragmenty, niczym chirurdzy operują skalpem – słowem, które strukturyzuje ich. Temat sztuki w służbie polityki eksploatowany nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat w twórczości Steacka – ucznia Josepha Beuysa, został na wystawie potraktowany z przysłowiową niemiecką dosłownością i precyzją. Artysta mierzy celnie, wypuszczając pełne jadu strzały, które rozprawiają się z systemem, globalizmem, fanatyzmem, wreszcie samą instytucją muzeum.


Rozpoczynający narracje cykl czarno-białych fotografii zatytułowany „Pornografia” pokazuje to, co odrażające i wstydliwe. Nie są to obnażone ciała, czego można by się spodziewać po tytule, ale przemoc w rożnych odsłonach: kordony policji, broń, ostre narzędzia, które kojarzą się z kaleczeniem, zdjęcia rannych i więźniów. Język przebijany haczykiem albo miażdżony szczypcami, palce włożone w imadło, skute kajdankami ręce… Zgodnie z filozofią Herberta Marcuse'a obsceniczne staje się to co zagraża ciału: władza, ideologie, systemy. Jednak drażniące zawartym ładunkiem napięcia i okrucieństwa nieostre fotografie są dopiero preludium do obiektów, asamblaży i plakatów uwikłanych w liczne konteksty z obszaru historii sztuki.


Mona Liza posadzona na wózku inwalidzkim, leonardowski szkic dłoni skręconych ze sobą w geście modlitwy potężną śrubą, scena ukrzyżowania jako widowisko sponsorowane przez Coca colę, ubrany w garnitur człowiek z kodem kreskowym zamiast głowy, będący przeniesieniem Witruwiańskiego homo ad quadratus we współczesne realia, gdzie harmonia i równowaga zostaje podporządkowana prawom rynku i tylko w jego ramach jest możliwa: to sposoby, w jakie artysta podejmuje niewygodny temat zaangażowanej polityki w imperium znaków. Do twórczości Klausa Steacka można odnieść określenie semiologicznej partyzantki lub culture jamming oznaczające „zagłuszanie oficjalnej kultury”. Nazwa ta po raz pierwszy została użyta przez tworzący kolaże dźwiękowe zespół muzyczny Negativland, a obecnie jest wykorzystywana do opisywania działań mających na celu odzyskiwanie przestrzeni komunikacyjnej, którą zawładnęła reklama i ulegające jej mass media. Culture jamming wykorzystuje dezinformację w celu poruszenia opinii publicznej i zwrócenia jej uwagi na manipulacje oficjalnych mediów i fałsz informacyjny branży reklamowej. Zgodnie z teoriami Umberto Eco, w których „odbiorca informacji zachowuje szczątkową wolność: wolność czytania w odmienny sposób”, Klaus Steack, wraz z innymi komunikacyjnymi guerillas, zakłócają sygnał biegnący z nadajnika do odbiornika. Zestawiając fotografie i napisy pochodzące z rożnych kontekstów, brutalnie wybija widza z biernego oglądania, rozumianego jako źródło przyjemności.


Pod koniec wystawy, w specjalnie wydzielonej, kameralnej przestrzeni czekają na, zbombardowanego ilością sloganów i zdezorientowanego natłokiem zgromadzonych prac, widza bardziej subtelne w wymowie fotografie. Jak przystało na Steacka – plakacistę, słowo nieodmiennie buduje całą konstrukcję, kolor i kształt jest tylko jej dopełnieniem. Na tle ugoru rozkopanej połaci ziemi góruje wielka reklama supermarketu „Kaufland” (w wolnym tłumaczeniu: „Kraina Zakupów”, „Ziemia Komercji”), stojący przy koszach na śmieci i niepotrzebny nikomu wielki czerwony afisz z wypisanym słowem „Vaterland” (po niemiecku: „Ojczyzna”), napis „Przejście tylko tutaj!” („Abgang nur hier!”) zawieszony na obdrapanych, obłażącym z farby ogrodzeniu, prowadzącym do nikąd: język niemiecki czyta się w Polsce, a szczególnie na Śląsku, z pewnym trudem. Topornie i obco brzmią wieloczłonowe słowa, przerzucone na koniec zdań czasowniki, komplikacje rodzajników. Sięgnięcie do niemieckiego słownika przez Andrzeja Tobisa w „Gablotach edukacyjnych”, projekt „Kanał” Janka Simona – umieszczenie pod uliczną kratką ściekową Bytomia aparatury dźwiękowej z wydobywającym się głosem Charliego Chaplina, naśladującego Hitlera („Dyktator”), dwuznaczne hasło „Polska część Śląska” Anny Niesterowicz, sygnalizują ciągłe powroty do problemu relacji polsko – śląsko – niemieckich. Śląsk z jednej strony wypiera się ustosunkowania do zadawnionych konfliktów i historycznych rozliczeń, np. roszczeń o zwrot mienia. Z drugiej, to co niemieckie staje się obiektem skrywanej fascynacji. W perswazji Steacka pobrzmiewa ton nieznoszącego sprzeciwu rozkazu. W tle przemyka cień dawnych najeźdźców – ciemna strona śląskiej polskości.

W recenzji ostatniej wystawy Roberta Kuśmirowskiego w berlińskiej Galerii Magazine autorstwa Jakuba Banasiaka („Recenzja, której nie było. Zapiski na marginesie...”) można przeczytać o „kontraście west-east-owskim”. Krytyk zwrócił uwagę na opozycje metodologiczne: zachodnią konkretność, poszukiwanie naukowych wyjaśnień twórczości oraz mistyczne słowiańskie pozostawanie na poziomie mglistych niedopowiedzeń i domysłów, zatrzymywanie się jakby w pół kroku, w obawie przed zaszufladkowaniem. Jadwiga Sawicka, zgodnie z przywołaną tezą „kontrastu”, choć bazuje na podobnym jak Klaus Steack materiale: hasłach niezgodny na zalew informacyjnym szumem, chaosem medialnych manipulacji, wybiera z logosfery jedynie dwazwroty: „Jezus Maria” i „Chryste Panie”. Powielając napis na różowym, odnoszącym się do cielesności tle zdaje się lawirować wokół konkretnych odniesień: atakuje widza, który czuje się wybity z rytmu mechanicznego odczytywania otaczających go zewsząd napisów-sloganów i miota w nawarstwionych kontekstach. W przeciwieństwie do Sawickiej, Klaus Steack stawia na czytelność i efekt końcowy. Jest śmiertelnie poważny, nie toleruje żadnego marginesu błędu, nieodpowiedzenia, nietrafności. Każde groźnie brzmiące hasło z jego plakatów zdaje się być dopięte na ostatni guzik. Wydarte z ulicznego kontekstu i wrzucone w sterylny white cube, plakaty Steacka są jakby ugrzecznione i dlatego nieco chybione. Nie mają szlifu śmieci, który wyłapany przez Jadwigę Sawicką czy Pawła Susida w niepowtarzalny sposób wyhamowuje ich impet, przenosząc na inny poziom. Złowieszcza teoria spiskowa niemieckiego artysty swoją kategorycznością aktywizuje widza, nie dając mu jednak wolnego pola do refleksji.


Do najciekawszych w całej wystawy należą, obok czołgu-zabawki z wmontowanym młynkiem do kawy czy kastetem w kształcie kanistra, dwie puszki. Jedna wypełniona jest pędzlami o miękkim, grubym włosiu z wystającą spomiędzy nich parówką, druga pełna jest zaostrzonych ołówków, spośród których wyłania się sterczące w górę ostrze noża. Kolor, impasty, światłocienie jako sztuka przyjemna estetycznie, głaszcząca i usypiająca, kontra ustawione w idealnym porządku ołówki przypominające równe szeregi stojących na baczność żołnierzy. Uczeń Beuysa formułuje tezę, zgodnie z którą sztuka albo funkcjonuje w służbie ideologii, stając się niebezpieczna, albo może pozostać „wolna” to znaczy odbijać się od szklanej tafli klosza, pod którym jest zamykana.
Klaus Steack „Bez zlecenia w służbie sztuki i polityki”, BWA Katowice, 29 lutego – 20 kwietnia 2008.