ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (103) / 2008

Dariusz Szymanowski,

TRZY WRAŻENIA, JEDNO KŁOPOTLIWE

A A A
Mam w pamięci pewną scenę z „Rejsu” Marka Piwowskiego. Rzecz dzieję się na statku. Przy stole, nad szklankami herbaty, siedzą członkowie szacownej Rady Rejsu. Trwa właśnie przesłuchanie do udziału w akademii na cześć kapitana. Na gitarze smętnie przygrywa jeden z pasażerów (śpiewak Józiu – Janusz Kłosiński) melodię o niespełnionej miłości. Głos jego cichy „chwyta za serce”, a smutek i melancholia wypływająca tak z treści, jak i formy, sprawia, że w oczach śpiewaka pojawiają się łzy. Zapytany o zdanie przewodniczący Rady („głupi kaowiec”, w tej roli Stanisław Tym), który zmęczony trudami podróży zasnął w trakcie piosenki, wygłasza sąd, że jego zdaniem była to (ku zdziwieniu współtowarzyszy) – piosenka optymistyczna. Przewrotnie optymistyczna.

Ten „przewrotny optymizm” towarzyszył mi niedawno po wyjściu z kinowej sali; z filmu, który swą światową premierę miał już w roku 2006, ale polski widz mógł zobaczyć go po raz pierwszy dopiero pod koniec zeszłego roku. Mowa o „Kłopotliwym człowieku” w reżyserii Jensa Liena.

Pierwsza scena: widzimy mężczyznę stojącego na peronie metra, przyglądającego się całującej parze. To co widzi, nie przywodzi jednak na myśl czułości, którą powinni obdarzać się nawzajem oblubieńcy. Młodzi ludzie traktują ten akt jako bezwarunkowy odruch, typową (beznamiętną) czynność. W pewnej chwili mężczyzna skacze pod rozpędzony pociąg, a widz wszystko co od tej pory zobaczy będzie brał za pośmiertny żywot Andreasa, głównego bohatera. W następnej scenie zobaczymy go, jak wysiada z autobusu na zupełnym pustkowiu, skąd tajemniczy przewodnik zawiezie go do pobliskiego miasta (nie bez przyczyny przewodnik ten przypominać może postać mitologicznego przewoźnika dusz, Charona).

Wrażenie pierwsze

Odtąd akcja filmu rozgrywa się Gdzieś lub może w Nigdzie. Całe miasto (zdjęcia do filmu kręcone były w samym centrum Oslo) wygląda idealnie. Harmonia została uzyskana w tym świecie poprzez proste linie i proste rozwiązania. Szczęście ludzi odzwierciedla piękno i stabilność architektury. Wszyscy są dla siebie uprzejmi i mili, wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni z życia. Mają dobre prace, wspaniałe warunki socjalne, przestronne biura. Nic –nawet ciało człowieka zawieszone na ogrodzeniu, który dosłownie przed chwilą popełnił samobójstwo, skacząc z okna – nie może wyprowadzić ich z równowagi i zmącić ich wewnętrznego spokoju. Nigdzie, to współczesna kraina szczęśliwości, gdzie ludzi stać na wszystko (nawet na meble z Bo Concept), zdradzone kobiety nie krzyczą i nie rozpaczają, a seks jest regularny i zaspokajający. Chciałoby się powiedzieć: współczesny raj.

Wrażenie drugie

Akcja filmu rozgrywa się Gdzieś lub w Nigdzie. Całe miasto (choć zdjęcia do filmu były kręcone w rzeczywistości w samym centrum Oslo) jest nienaturalnie idealne, zupełnie jakby symetryczne fasady budynków, chodniki i ulice były jedynie makietą (scenografią wykonaną na użytek filmu). Iluzoryczność przestrzeni odzwierciedla sztuczność i obłudę bohaterów. Sterylność otaczającego ich świata jest w zasadzie projekcją międzyludzkich relacji, jakie w nim panują. Zasadą obowiązującą w Nigdzie jest uprzejmość, która stwarza ułudę szczęścia, spokoju i uporządkowania. Nie ma tu miejsca na złość, cierpienie, a także zwątpienie – uczucia, których przecież człowiek doświadcza. W tym miejscu nie można się unicestwić, zabić. Nawet czterokrotne przejechanie przez pociąg w metrze nie bywa skuteczne. Nigdzie, to świat w którym alkohol nie doprowadza do stanu upojenia, wszystko pozbawione jest smaku i zapachu, mieszkanie wygląda jak pokój w tanim motelu; gdzie nie słychać krzyku i śmiechu dzieci, a seks jest tylko mechaniczną czynnością równą oddychaniu lub wydalaniu; Nigdzie to przestrzeń, w której nie ma miejsca na miłość i bliskość. Chciałoby się powiedzieć: współczesne piekło.

Wrażenie trzecie

Przyznaję, że po obejrzeniu „Kłopotliwego człowieka” pomyślałem, że oto Jens Lien nakręcił nic więcej ponad zgrzebną makabreskę. Na tyle udaną i przekonywującą, że zdarzały się momenty, w których na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, a także takie, w których bliski byłem dokonania rachunku sumienia. Korzystając z gatunku jakim jest komedia, a w zasadzie satyra, norweski reżyser przedstawił nam swoją wizję współczesnego społeczeństwa konsumpcyjnego. Zadowolonego z siebie, mieszkającego w przestronnych domach, pracującego na etatach, nieobarczonego codziennymi problemami, tolerancyjnego, ale pozbawionego moralnego węzła, który wiąże z sobą ludzi i daje poczucie bliskości, a jednocześnie stwarza płaszczyznę porozumienia.
Gdyby chcieć poprzestać na takim poziomie odczytanie tego filmu, uznałbym „Kłopotliwego człowieka” za dobry, a może nawet dość oryginalny (chociaż typowy dla Skandynawów) obraz społecznej degrengolady. Lecz są jednak argumenty przeczące takiej interpretacji.

Pierwsza scena filmu, w której jak wspomniałem Andreas (prawdopodobnie) popełnia samobójstwo, zostaje w dalszej części filmu zanegowana. Bohater ostatecznie ujdzie z życiem. Próba odczucia świata na własnej skórze okaże się niemożliwa. Skok pod pociąg nie będzie pierwszą próbą zadania sobie bólu. Wcześniej będziemy świadkami sceny, w której Andreas ucina sobie palec, podkładając go pod nóż służący do przecinania ryzy papieru. Cierpienie jako świadomie odczuwany stan ducha i ciała nie jest jednak w przedstawionej przestrzeni możliwe. Nic tu nie ma smaku ani mocy. Wszystko jest mdłe, pozbawione życia, jego nieprzewidywalności i grozy. Ten sterylny świat wydaje się być światem człowieka cierpiącego na głęboką depresję. Co pozwala mi tak sądzić? Widok Andreasa wysiadającego z autobusu: zaniedbanego, nieogolonego mężczyzny, którego oczy nie dają znaku życia, wyrażając brak jakiegokolwiek zainteresowania i zupełną rezygnację. Wszystkie późniejsze czynności, które przyjdzie mu wykonywać: praca, polegająca na mechanicznym wprowadzaniu danych, pozbawiony znamion miłości seks czy sceny w barze, w którym nawet alkohol nie pomaga na jałowość i rutynę życia; wszystkie te zdarzenia są świadectwem izolacji, pogrążenia w melancholijnym poczuciu beznadziei. Ludzie znajdujący się w mieście może i wydają się być szczęśliwi, ale widz przeczuwa, że jest to szczęście odgórnie kontrolowane przez tajemniczych funkcjonariuszy, którzy jakimś dziwnym trafem przypominają sanitariuszy zakładów psychiatrycznych.

Andreas będzie chciał opuścić ten świat, lecz przekona się, że każdy sprzeciw i reakcja wobec istniejącego w mieście porządku jest zachowaniem niepożądanym. Próba ucieczki przez szczelinę w ścianie do świata, w którym ciasto smakuje jak ciasto, gdzie słychać śmiech dzieci, a na ekranie monochromatyczną (metaliczną) kolorystykę zastępuje ciepłe i jasne światło, kończy się dla Andreasa tragicznie. Jak? Aby się tego dowiedzieć wystarczy zobaczyć „Kłopotliwego człowieka”.
„Kłopotliwy człowiek” (Brysomme mannen, Den). Reżyseria: Jens Lien. Scenariusz Per Schreiner. Obsada: Trond Fausa Aurvaag. Gatunek: Horror/komedia. Produkcja: Norewgia, Islandia 2006. Czas. 95 min.