ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (104) / 2008

Kinga Witas, Jolanta Dygoś,

„LUBIMY NASZĄ PUBLICZNOŚĆ”

A A A
Kinga Witas: To już dziesiąta, jubileuszowa edycja „Kina Na Granicy”. Z trzydniowego przeglądu filmów czeskich wydarzenie rozrosło się do trwającego tydzień festiwalu filmowego, promującego obecnie nie tylko filmy czeskie, ale także słowackie, polskie i w coraz większym stopniu węgierskie. Czy spodziewała się Pani takiego obrotu sprawy? Skąd pomysł na zorganizowanie pierwszego przeglądu? Jak doszło do tego, że obecnie „Kino Na Granicy” jest największym w Polsce festiwalem promującym kinematografię krajów Grupy Wyszehradzkiej?

Jolanta Dygoś: Oczywiście, że nie spodziewałam się tego i nawet nie miałam takich ambicji docelowych. Przegląd narodził się podczas jednego z zebrań SPCzS (Solidarności Polsko-Czesko-Słowackiej – przyp. K.W.). Wśród entuzjastów pomysłu byłam ja i mój „solidarnościowy” kolega, Arek Miodoński. Uważaliśmy, że stać nasze stowarzyszenie (w sensie energii ludzkiej) na zrobienie jeszcze jednej imprezy oprócz festiwalu teatralnego. Poza tym zawsze kochałam kino! Potem dołączył do nas ośrodek kultury w Czeskim Cieszynie. Ogromny wpływ na rozwój imprezy miało dla mnie spotkanie z Maćkiem Gilem i Martinem Novosadem, obecnymi dyrektorami programowymi. Kontakt z Romanem Gutkiem i jego ekipą też wiele mnie nauczył. Spotkałam również wielu nadzwyczaj życzliwych ludzi, którzy pomagają nam zupełnie bezinteresownie.

K.W.: Na przestrzeni dziewięciu lat w ramach festiwalu zaprezentowano twórczość najważniejszych czeskich reżyserów starego pokolenia, a także przedstawicieli nowego kina. Pokazujecie najlepsze polskie filmy ostatnich sezonów oraz produkcje słowackie. Prezentowane były fabuły, a także dokumenty. Co roku organizujecie retrospektywę wybranego twórcy, ale także wprowadzacie bloki tematyczne, swoją drogą tytułowane w dość ciekawy, przewrotny sposób, jak „Życie seksualne Czechów (na ekranie)” czy „O piciu i pijakach”. To nietypowa organizacja repertuaru. Czy mogłaby Pani powiedzieć kilka zdań na temat doboru filmów?

J.D.: Myślę, że to świetna kombinacja. Szczerze powiedziawszy, takich pereł, jakie powstawały w przeszłości, już nie ma. A więc o poziomie programu decydują w dużym stopniu retrospektywy. Staramy się wybierać twórców mniej znanych, często zapomnianych, a wybitnych. Co do produkcji ostatniego roku, są one różne i tu oczywiście nie mamy wpływu na to, co kręcą filmowcy, ale rzecz jasna dokonujemy selekcji. Do tych wszystkich problemów dochodzi sprawa ogromnie przykra, czyli walka pomiędzy festiwalami o filmy. Niektórzy zachowują się na tym polu wyjątkowo bezwzględnie i trudno uwierzyć, że przyczyniają się do upowszechniania kultury filmowej. Podpisują niekorzystne umowy z realizatorami, wstrzymując często na parę miesięcy dostęp publiczności do danego filmu, mamiąc producentów obietnicami znalezienia dystrybutorów. Szczerze powiedziawszy, dziwi mnie taka naiwność ze strony czeskich producentów. Tak więc czasami nie udaje się zdobyć jakiegoś filmu, a niekiedy zupełnie nieoczekiwanie pojawia się coś, o czym nie dowiedział się jeden z dyrektorów nieprzyjaznego wszystkim festiwalu i nie zdążył tego zablokować. Nad programem pracują głownie Maciej Gil i Martin Novosad, czyli wspomniani wyżej dyrektorzy programowi. Autorem pomysłów cykli tematycznych jest głównie Maciek. Martin zaś, jako pracownik Czeskiej Telewizji, zna nowe filmy czeskie już na etapie scenariusza. Oczywiście staramy się też jeździć na festiwale.

K.W.: Od kilku lat jestem uczestniczką „Kina Na Granicy”. Przyciąga mnie tutaj nie tylko program festiwalu, ale również klimat, jaki towarzyszy tej imprezie. Co Pani zdaniem najbardziej skłania młodych widzów do udziału w festiwalu?

J.D.: Przeprowadzaliśmy ankietę na ten temat. Widzów przyciągają oczywiście filmy i układ programu, o którym wcześniej mówiłaś, ciekawe imprezy towarzyszące (koncerty, wystawy, spotkania) i atmosfera. Myślę, że w sposób naturalny jesteśmy gościnni i serdeczni. Lubimy naszą publiczność. Turystycznie zaś przyciągają oba Cieszyny – a w każdym z nich inne atrakcje.

K.W.: Pokazujecie na festiwalu filmy, które nie miały jeszcze premiery w Polsce (jak na przykład „Obsługiwałem angielskiego króla” w zeszłym roku czy „Braci Karamazow” w tegorocznej edycji). Jak się Wam to udaje? Jak wyglądają przygotowania do kolejnych edycji festiwalu?

J.D.: Filmy, o których mowa, udostępnili nam przedpremierowo życzliwi ludzie. Z Romanem Gutkiem i jego ekipą przyjaźnię się; mają też oni sentyment do Cieszyna. A co do „Braci Karamazow” – polscy producenci okazali się niezwykle życzliwi, zrozumieli też, czym jest „Kino Na Granicy”, jaka jest jego idea. Ale nie wszystko nam się udaje. W tym roku przegrałam walkę o dwa filmy.

K.W.: „Kino Na Granicy” jest organizowane między innymi przez Solidarność Polsko-Czesko-Słowacką. Ta międzynarodowa współpraca to chyba kolejny atrybut odróżniający cieszyński festiwal od pozostałych odbywających się w Polsce. Jak układa się ta współpraca?

J.D.: Solidarność jest przede wszystkim w sercu i głowie. Staram się pracować tylko z ludźmi, których lubię. To jest komfort pracy społecznej. W trakcie tych dziesięciu lat nawiązałam wiele przyjaźni.

K.W.: Przygotowanie festiwalu filmowego na pewno nie jest rzeczą łatwą. Jednak za każdym razem wszystko jest bardzo sprawnie dopracowane i widać, że z roku na rok organizacja jest coraz lepsza. Jak wygląda przygotowanie festiwalu od strony organizacyjnej?

J.D.: Jest to prawdziwa „masakra”. Zawodowo nie zajmuję się kinem, jestem nauczycielką – polonistką, tak więc pracuję „po godzinach” i w weekendy. Mam za to rewelacyjnych wolontariuszy – studentów Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie, którzy pracują ze mną cały rok. Są to: Ania Gańczarczyk, Piotr Sehnal, Marcin Markiton, Piotr Kumor i – już po studiach – Ania Krężelok. Impreza jest tak zorganizowana, bo nie oszczędzamy na jakości, ale (niestety) na sobie. Pracujemy bez wynagrodzenia. Co roku mówię, że czas z tym skończyć, ale ciągle brakuje nam funduszy.

K.W.: Okrągła rocznica nasuwa pewne refleksje i podsumowania. Mogłaby Pani podzielić się z nami swoimi przemyśleniami na ten temat? Co uważa Pani za największy sukces festiwalu?

J.D.: Podziękowania, podziękowania i jeszcze raz podziękowania. Dla życzliwych i fajnych ludzi, a tych innych niech szlag trafi! A mówiąc poważnie, przeczytacie o tym we wstępie do katalogu. Największy sukces? To, że jesteśmy i rozwijamy się.

K.W. Z roku na rok festiwal się rozrasta. Jakie są Pani rokowania na przyszłość?

J.D.: Nie wiem. Nie pyta się organizatora o takie sprawy na dwa tygodnie przed imprezą, bo jest zmęczony i w panice. Powie oczywiście: „nigdy więcej!”. A tak na poważnie – jeśli przyszłoroczna edycja się odbędzie, to na pewno będzie w jakiś sposób inna.

K.W.: Każdą edycję festiwalu uświetniała do tej pory obecność znanej osoby świata kina (bywali już: Jiří Menzel, Agnieszka Holland, Wojciech Marczewski, Vojtěch Jasný, Juraj Herz, Andrzej Barański, Petr Zelenka, Jan Hřebejk ,Martin Šulík, Mariusz Grzegorzek) Kogo spotkamy w tym roku?

J.D.: Jeszcze nie wszystko zostało potwierdzone, ale na pewno będą Petr Zalenka, Martin Šulik, Marek Juráček, Jan Nowicki, Marin Dziędziel, Marcin Kwaśny.

K.W.: Czy w związku z dziesiątą rocznicą „Kina Na Granicy” uczestnicy mogą się spodziewać jakiś niespodzianek? Czym ta edycja festiwalu różnić się będzie od poprzednich?

J.D.: Rewolucji raczej nie będzie. Ale będzie wszystko to, za co publiczność lubi „Kino Na Granicy”: świetny program, ciekawe koncerty i wystawy oraz niezapomniana atmosfera!

K.W.: Dziękuję za rozmowę.
10. Przegląd Filmowy "Kino Na Granicy". Cieszyn, Czeski Cieszyn 29.04-4.05.2008.