ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (106) / 2008

Piotr Bogalecki, Paweł Tomczok,

RE-RELIGIA?

A A A
Z religią – jak zwykle – jest kłopot. Nie wiadomo nawet, czy jest, czy jej nie ma. Nie wiadomo, czy przemija, czy się rozwija. Czy mamy do czynienia z upadkiem, czy inwazją myślenia religijnego. Te problemy możemy oczywiście rozwiązać bardzo prosto – budując ścisłe definicje, które powiedzą nam, iż oto coś z religii odeszło, a coś zostało, że upadają instytucje, ale rozkwita religijne życie, że niezależnie od racjonalizacji religijne sposoby odczuwania rzeczywistości mają się całkiem dobrze, a obok naukowego modelu świata potrzebujemy też mitu i rytuału itd. W scholastycznych podziałach tracimy jednak to, o czym chcielibyśmy myśleć: fakt religii, jej doświadczenie – coś, co w ostrym świetle przynoszących pewność terminologicznych rozróżnień jawi się jako niewidoczne. Pozostaje poczucie niedosytu: „Nie o to chodziło”.

Kiedy w trakcie poświęconego religijności seminarium na Capri Jacques Derrida zastanawiał się „jak mówić o religii i na temat religii”, nie obawiał się uderzyć w rozedrgany frenetycznym zapytywaniem ton słynnego 125. aforyzmu „Wiedzy radosnej”: „Jak w dzisiejszych czasach ośmielać się mówić o niej w liczbie pojedynczej bez bojaźni i drżenia? Tak mało i tak pośpiesznie? Któż byłby na tyle „nieostrożny”, by uważać, że chodzi tu o temat, który jest zarazem znajomy i nowy? Któż byłby na tyle śmiały, by do tego tematu dopasować kilka aforyzmów?”. I dopowiadał z mniejszą już dozą pewności: „Aby dodać sobie koniecznej odwagi, zuchwałości czy też beztroski, należałoby być może udawać, że dokonuje się na chwilę abstrakcji”. Być może należałoby też, jak dopowiedzieć mógłby Giorgio Agamben, udawać, że dokonuje się na chwilę profanacji, a więc postawy szczególnego rodzaju „niedbałości”, umożliwiającej nam zrobienie z tego, co religijne pewnego nowego użytku. Czy jeśli religia istnieje tautologicznie, na sposób religijny – czyli, w rozumieniu włoskiego myśliciela, jako rzeczywistość ściśle od życia odseparowana, nie-ludzka, spowita zasłoną milczenia, a wobec tego bez-użyteczna – to czyż najbardziej ludzkim z gestów nie pozostaje niezmiennie tyleż proste, co „zuchwałe”, czy nawet, jak uczy nas Nietzsche, „oszalałe” – zabranie głosu?

Pytajmy zatem o religię, o to, co się z nią dzieje, pytajmy bez nadmiernej ufności w terminologiczną precyzję – odwołajmy się do własnych doświadczeń, do tego, jak religię odbieramy, co uważamy za własną religijność, i w dalszej, już sekularystycznej, czy nawet postsekularnej, perspektywie, co nam z religii zostało: w naszych zwyczajach, myśleniu, pojęciach, pragnieniach, pamięci.

Czy z hipotezy sekularyzacyjnej pozostało cokolwiek wartego uwagi i kontynuacji? Czy ideał bezstronnego opisu po raz kolejny nie okazał się być w jej przypadku przebraniem ideologicznego użytku? Czy mimo tego wciąż nie wpływa ona na rozumienie dokonujących się przemian mentalno-społecznych? Czy potrzebujemy świeckości i czy religia – o której mówiono, że zdarza się raz na sto lat (saecularis), po czym przemija – wciąż pełnić będzie jakąś rolę w nadchodzącym wieku ludzkim (saeculum)?

Sytuujący się w perspektywie tzw. refleksji postsekularnej, Giorgio Agamben łączy etymologiczne znaczenia religii z włoskim rileggere, czyli ‘przeczytać ponownie, uważnie’. Jak mogłaby wyglądać taka re-lektura i czy rzeczywiście pozwoliłaby nam ona przezwyciężyć aporie ponowoczesności? Do czego na dłuższą metę miałoby prowadzić inwencyjne redefiniowanie pojęcia religii i jakie społeczne skutki miałoby przynieść?

Jak pamiętamy, Walter Benjamin porównywał teologię do brzydkiego karła sterującego działaniem atrakcyjnej lalki, czyli materializmu historycznego. Dziś według Slavoja Žižka sytuacja ulega odwróceniu – religie stają się atrakcyjne i cieszą się uznaniem w świecie intelektualistów, zaś myślenie materialistyczne jawi się jako ograniczone i niewystarczające. Te dwie opozycyjne interpretacje wyznaczają mapę obecności religii w życiu człowieka (po)nowoczesnego: albo religia występuje w przebraniu czegoś innego (filozofii, prawa, ekonomii), albo pod to, co chcemy uznać za religię podszywają się dyskursy nie mające z nią wiele wspólnego (np. kultury masowej czy ekonomii). Czyżby religia była lalką przechadzającą się po deskach teatru życia codziennego, w nieprzerwanym maskowaniu i przebierankach, w spektaklu, w czasie którego w każdej chwili może pojawić się w kostiumie, jakiego byśmy się po niej absolutnie nie spodziewali? Czyżby karzeł – poddany długotrwałym zabiegom upiększającym – okazał się być dziś ładniejszy od lalki? Czyżby jedynym ratunkiem dla religii stało się dziś pielęgnowanie własnej karłowatości?

„Czyż nie błądzimy jakby w jakiejś nieskończonej nicości? Czyż nie owiewa nas pusty przestwór? Czy nie pozimniało?”



Powyższe pytania rozesłaliśmy do osób podejmujących w swoich tekstach tematy współczesnych przemian religijności i sekularyzacji z prośbą o – być może koniecznie „odważne, zuchwałe i beztroskie” – zabranie głosu. Nadesłane odpowiedzi otworzą kolejny numer „Idei”, w którym czytelnicy odnajdą także kolejne eseje i omówienia poświęcone tematyce współczesnej kondycji religii. Póki co zaś serdecznie zapraszamy do lektury numeru bieżącego (z dwugłosem na temat książki Žižka, omówieniami książek Agambena i Blumenberga oraz najnowszego numeru pisma „Kronos”) oraz do udziału w dyskusji.