ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (106) / 2008

Łukasz Iwasiński,

PERKUSISTA TOTALNY

A A A
Paal Nilssen-Love/ Mats Gustafsson “Splatter”. Smalltown Superjazz. Paal Nilssen-Love / Lasse Marhaug “Stalk”. PNL Records. Offonoff “Clash”. Smalltown Superjazz.
Paal Nilssen-Love to dziś bez wątpienia jeden z najbardziej wziętych i wyrazistych młodych bębniarzy na scenie improwizowanej. Ten norweski muzyk jest prawdziwym erudytą, który przyswoił sobie całą tradycję jazzowej perkusji, ale czuć w jego grze także wpływ zupełnie wyemancypowanych, nie-jazzowych sonorystycznych poszukiwań. Można śmiało umieścić go w gronie kontynuatorów najlepszych tradycji europejskiej szkoły perkusyjnej improwizacji – zainicjowanej przez Johna Stevensa, Hana Beninka czy Tony’ego Oxleya, by wskazać jedynie tych największych. Nilssen-Love doskonale wie, czym jest metrum, jazzowy timing, ale nie jest ich niewolnikiem, w zależności od potrzeb i kontekstu może zupełnie odrzucić te kategorie, niekiedy traktując perkusję w zasadzie wyłącznie barwowo. Potrafi być zdyscyplinowanym, niemniej zawsze szalenie charakterystycznym i pełnym polotu jazzowym akompaniatorem (vide np.: Atomic), ale najciekawiej prezentuje się jako w pełni wyzwolony eksperymentator, czy to w obszarze elektroakustycznego noise'u (choćby z Lasse Marhaugiem), czy (przede wszystkim) w niezliczonych akustycznych realizacjach, w najróżniejszych konfiguracjach (regularnie grywa z tuzami współczesnego saksofonu Gustafssonem, Gjerstadem, Vandermarkiem i wieloma innymi muzykami, od duetów po big bandy), oraz w programach solowych. Najefektowniej wypada w freejazzowych power combos, gdy ma szansę zabłysnąć szalenie energicznymi, zawiesistymi erupcjami, prowadzonymi z czujnością i oszałamiającą techniczną sprawnością. Niesamowite zagęszczenie akcji, tempo i żywiołowość przy jednoczesnej złożoności tworzonych tekstur – te elementy pozwalają mu budować specyficzny, pełen frenetycznego napięcia nerw.

Niniejsze trzy płyty ukazują możliwości Nilssena-Love (muzyka szalenie aktywnego i płodnego) w różnych kontekstach, ale wszystkie należą do jego najbardziej wyzwolonych i radykalnych realizacji z ostatnich miesięcy.

„Splatter” to duet Paala ze starym kumplem, Matsem Gustafssonem – muzykiem sytuującym się w czołówce saksofonowej wolnej improwizacji. Jego ekspresja w nie mniejszym stopniu ukształtowana została przez wyrosłą w latach 60. na gruncie europejskim, czerpiącą z mikrotonalności szkołę, co powstały za oceanem freejazzowy idiom. Śmiałe wykorzystanie technik rozszerzonych – owocujące świergotami, gwizdami, piskami oraz zwarte, neurotyczne szarże, swoiste mikro-kanonady Nilssena-Love nadają całości piekielnej intensywności.

Z kolei „Stalk” jest plonem kolejnego spotkania bębniarza z cenionym skandynawskim specem od elektroakustyki (z deathmetalową przeszłością) – Lasse Marhaugiem. Produkowane przez artystów szumy, świsty, zgrzyty stapiają się, tworząc abstrakcyjny soniczny amalgamat. Panowie nie unikają złowrogiego noise'u, ale zdecydowanie nie uprawiają apoteozy hałasu. Momentami kreują nieco dadaistyczne figury, w których perkusista demonstruje doprawdy zniewalającą inwencję (podobne wrażenie musiał robić Han Bennink trzydzieści parę lat temu). A nie brak też fragmentów niemal ambientowych, opartych na falujących płaszczyznach dźwięku, chwilami oscylujących na granicy ciszy – co wskazuje, że Nilssenowi-Love nieobcy jest również redukcjonizm Burkharda Beinsa.

W końcu Offonoff, avant-rockowe trio, w składzie którego odnajdujemy Terriego Ex (gitara) z The Ex oraz Massimo Pupillo (bas) z Zu (wszyscy oni wchodzą z skład projektu Original Silence, w którym dodatkowo towarzyszą im Jim O`Rourke i Thurston Moore). „Clash” przynosi dawkę rozpędzonego gitarowego noise'u. Masywny, charczący bas i cudownie rzężąca, totalnie rozwichrzona gitara oraz szalenie energiczna gra bębniarza, nierzadko podejmująca ciężki groove – brzmi to niczym instrumentalna fuzja Oxbow, U.S. Maple i Don Caballero, choć sami muzycy określają swą twórczość jako spotkanie Last Exit, Jamesa Blood Ulmera, Sonic Youth i Locust. Tak czy owak, wszystkie te tropy są dość umowne, a ich mnogość dowodzi tylko otwartości tych artystów.