
BB5, CZYLI POZOSTAWIENI SAMI SOBIE
A
A
A
„Bez wątpienia biennale jest częścią współczesnych wydarzeń kulturalnych i przynależy do spektakularnego porządku. Aby sprostać temu stanowi rzeczy, proponujemy, by wystawa- biennale była wydarzeniem w innym tego słowa znaczeniu – szansą zetknięcia się podczas oglądania bez sugerowanych przypisów. To znaczenie nie powinno być ograniczone do jednego wyboru, który łatwo staje się sytuacją, kiedy kuratorzy mówią publiczności, co powinno zostać znalezione w wystawie i, implicite, w szerokim świecie. Wystawy (…) pokazują sposób patrzenia na rzeczy i funkcjonują jako sprawne zrozumienie do pojmowania rzeczywistości. Łączą się z naszym doświadczeniem i historią, ustalają definicje i stwarzają komentarze, które odbijają więcej niż zawiera rzeczywisty świat sztuki. Te komentarze sprawiają, że życie jest pozornie pełne, gdyż wprowadzają parę użytecznych pojęć dla zrozumienia naszej pozycji w świecie, jakkolwiek kruchy lub dramatyczny mógłby on być. Lecz może lepiej odczuwamy, że wystawy powinny eksponować niektóre sprzeczności życia niż służyć do przygotowywania gruntu pod zwykłe rozumienie rzeczy.” To słowa kuratorów tegorocznego Berlińskiego Biennale, Adama Szymczyka i Eleny Filipovic. Poza tym tekstem i innymi raczej skąpymi wypowiedziami nic więcej. Żadnych wskazówek, rozwiązań, nawiązań i tropów, które mogłyby ułatwić czytanie wystawy.
Piąte Berlińskie Biennale w przeciwieństwie do poprzedniego nie jest skondensowane w jednej przestrzeni (w tamtym przypadku ulicy), ale rozsiane w różnych miejscach. Trzonem pozostaje niezmiennie KW (Kunst-Werke) Institute for Contemporary Art, gdzie mieści się, rozlokowana na czterech poziomach, główna część ekspozycji. Znajdują się tutaj między innymi prace wideo Patricii Esquivias „Folklore 1” i „Folklore 2”, które poprzez usta różnych bohaterek opowiadają historię Hiszpanii. Artystka bada relacje między słońcem a hiszpańską tożsamością oraz ich odbicie w katolicyzmie, przemyśle turystycznym czy też kolonizacji obu Ameryk. Artystka defragmentaryzuje bohaterki, ukazując tylko ich dłonie, które zajęte są różnymi, w domyśle kobiecymi, czynnościami. Tak więc Patricia Esquivias stwarza historię Hiszpanii, kraju o silnej kulturze machoidalnej, oglądaną z punktu widzenia kobiet. Pushwagner przedstawił komiks opierającą się na Orwellowskiej wizji przyszłych losów ludzkości. Jest to wizja, która pokazuje jeden dzień z życia rodziny poddanej ścisłej kontroli i schematyzacji. Ich dzień to seria wyznaczonych rytuałów. W świecie tym podział ról jest oczywisty – mężczyzna idzie do pracy, kobieta zostaje w domu, by opiekować się dzieckiem. Podobnie jak u Orwella bohaterowie zaraz po przebudzeniu połykają tabletkę – „ŻYCIE”.
Drugą część ekspozycji obejrzeć można w Neue Nationalgalerie, projektu Miesa van der Rohe, która mieści się nieopodal Potsdamer Platz i wchodzi wraz z Gemeldegalerie i Filharmonią w skład tak zwanego Kunst Forum. Budynek galerii składa się z niepodzielonej powierzchni, którą ze wszystkich stron ograniczają tafle szkła. Głównym tematem, który podejmują artyści jest dialog z projektem Miesa van der Rohe. Starają się oni albo grać z pustą, neutralną przestrzenią, tak jak Thea Djordjadze, która użyła skromnej przestrzeni budynku po to, by zwrócić uwagę na mrowie swoich niewielkich rzeźb. W przypadku Daniela Knorra jest to odwrócenie uwagi od przestrzeni poprzez obwieszenie od zewnątrz budynku kolorowymi flagami odnoszącymi się do berlińskich 58 rezydujących studentów. Artysta skaził czystą przestrzeń i nadał jej konkretne znaczenie. Inną postawę przyjęła Paola Pivi, atakująca wchodzących swoją pracą o prowokującym tytule: „If you like it. Thank you. If you don’t like it, I’m sorry. Enjoy it anyway”. Ta składająca się z pionowych i poziomych rur instalacja pomalowana została na mocny żółty kolor oraz oklejona świecącymi sztucznymi kamieniami. Jej kiczowatość, a więc pewna egalitarność nie idzie w parze z modernistycznym, a więc elitarnym założeniem galerii.
Kolejnym miejscem należącym do programu BB5 jest Skulpturenpark. Pod tą nazwą kryją się tereny w centrum Berlina, między Gendarmenmarkt a Leipziger Stasse. Do 1989 przestrzeń ta stanowiła obszar Muru Berlińskiego, której z powodu kryzysu ekonomicznego po zjednoczeniu Niemiec, mimo licznych planów, nie udało się zagospodarować. Kiedyś była to żywa część miasta, dzisiaj lekko surrealistyczne połacie gruzów, chaszczy i śmieci znajdujące się w samym centrum miasta. Od 2006 roku kolektyw KUNSTrePUBLIK postanowił „zrewitalizować” te tereny, organizując w tym miejscu różne projekty artystyczne. Nazwa Skulpturenpark ma wydźwięk lekko ironiczny i bynajmniej nie wiąże się z parkiem w klasycznym tego słowa znaczeniu. Na czas trwania Biennale przestrzeń tę wykorzystali artyści biorący udział w BB5. Na uwagę zasługuje praca Kateriny Sedy „Over and over”, w której czeska artystka, analizując zmiany, jakie zaszły w wyglądzie i strukturze (zarówno społecznej jak i wizualnej) jej rodzinnego miasta, zbudowała repliki płotów i murów grodzących tereny prywatne mieszkańców. Na koniec zaprosiła mieszkańców Lisen (nie wiem dlaczego, ale nasuwa mi się skojarzenie z dokumentami), aby przy pomocy przywiezionych ze sobą podpór pokonali złożoną z modeli przeszkodę – mur i dostali się do środka okręgu. W ten sposób artystka chciała wzbudzić w mieszkańcach poczucie solidarności oraz jedności, które reaktywuje się w momencie wkroczenia w obcą przestrzeń.

Norweg Lars Laumann stworzył pracę wideo „Berlinmuren”, którą można oglądać w specjalnie w tym miejscu ustawionym pawilonie. Jest to opowieść o dwóch kobietach, które zakochały się w Murze Berlińskim. Eija–Riitta Berliner–Mauer opisuje tę relację jako seksualną i emocjonalną, co naukowo określa się mianem teorii objectum – sexuality, według której przedmioty, podobnie jak ludzie, posiadają uczucia i są zdolne je wyrażać. Związek pani Berliner–Mauer rozpoczął się w 1960 roku, w 1979 zwieńczony został ślubem, by zakończyć się wraz z dniem 9 listopada 1989 roku. Obecnie bohaterka filmu mieszka w Szwecji, w małej miejscowości, w której prowadzi muzeum, moderuje strony poświęcone Murowi Berlińskiemu oraz objaśnia fenomen zakochiwania się ludzi w przedmiotach. Drugą bohaterką jest Amerykanka, która również zakochała się w Murze Berlińskim, jednak uczucie to zrodziło się w niej dopiero po jego zburzeniu. Artysta zagrał z miejscem i jego historią, ale w sposób przewrotny. Dla Berlińczyków Mur był tym, co sztucznie podzieliło ich na dwie grupy i było bardziej przedmiotem nienawiści niż miłości, obiektem niechcianym, budzącym wyłącznie negatywne uczucia. Zaś 9 listopada 1989 to święto triumfu i radości, a nie śmierci i żałoby.
Niewątpliwie bardzo interesującym zabiegiem zastosowanym przez kuratorów było porozmieszczanie prac tego samego artysty lub artystki w różnych częściach Biennale. Na przykład w KW wyświetlana jest praca wideo „W=F*S” (Work), której końcowy efekt, w postaci instalacji z metalowych rur oglądać można w Sklupturenpark. Porównać to można również do rozwiązywania hasła, kiedy to, odnajdując poszczególne litery, możemy je w pełni odczytać. Z drugiej strony, zdarzają się prace jednego artysty, które zdają się w ogóle ze sobą nie korespondować, a wręcz wykluczać jedną, wspólną interpretację (np. Thea Djodjadze).
Ostatnim miejscem do odwiedzenia na Berlin Biennale jest Schinkel Pavillon, znajdujący się na tyłach placu, na którym kiedyś stała Bauakademie, niedaleko burzonego obecnie Pałacu Republiki. Budynek ten, wybudowany w latach 60., stał się, wraz z parkiem, najbardziej fascynującym budowlanym ewenementem Wschodniego Berlina. Tę oktagonalną przestrzeń kuratorzy oddali do dyspozycji 5 artystom, którzy wybrali tematy i prezentują je na zmianę przez czas trwania Biennale. Pierwszą odsłoną było zagospodarowanie przestrzeni pracami Janette Laverriere. Wybrała je artystka Nairy Baghramian i miały one korespondować z jej pracami pokazywanymi w Neue Nationalgalerie. Następnie Lars Baumann zaprosił do przestrzeni Pushwagnera, który w swoich pracach kontynuował wątek z KW. Do współpracy zaproszona została również Paulina Ołowska. Poświęci ona Schinkel Pavillon Zofii Stryjeńskiej. Obrazy artystki, przedstawiające motywy i sceny ludowe zostały powtórnie namalowane przez Ołowską i stanowią część ekspozycji w Neue Nationalgalerie.
Do programu dziennego dołączony jest program nocny, który ma zapełnić przerwy między kolejnymi dniami trwania Biennale. Ma to nadać całemu wydarzeniu charakter nieprzerwany, trwający bez przerwy. I znowu przewijają się tutaj najróżniejsze wątki, powiązania, nawiązania czy rekomendacje. Jest więc spotkanie poświęcone Lacanowi, koncert jazzowy wybrany przez Goshkę Macugę, „Drżące Ciała” i Krytyka Polityczna, filmy, performance oraz „War Saw” Wilhelma Sasnala.
Część niemieckiego środowiska krytyków artystycznych uważa, że Biennale Szymczyka i Filopowic otwiera drogę nowemu pokoleniu kuratorów. Płynność, traktowanie przestrzeni i prac jako całości, wieloznaczność oraz brak jednoznacznej interpretacji to tropy, jakimi mają oni podążać i które już widać w niektórych wystawach organizowanych w Berlinie. Kuratorzy zadbali o to, by prace składały się razem w jedną wspólną przestrzeń. Dlatego zwiedzając np. Neue Nationalgalerie nie widać wyraźnego rozgraniczenia między pracą jednego a drugiego artysty. Prace nie mają klasycznych białych karteczek informacyjnym, co często dezorientuje i wprawia oglądających w zakłopotanie i bezradność. Przypomina to trochę wystawy awangardowych grup (np. surrealistów czy dadaistów), gdzie bardziej liczył się zbiorowy efekt wszystkich prac niż indywidualność artysty. Oglądając całe Biennale ma się wrażenie wchodzenia często w wątek, który okazuje się być ślepą ulicą, zaczyna się i nagle niespodziewanie urywa, nie będąc dalej podejmowanym. Jako widz czuję się w tej sytuacji trochę zdezorientowana. Wydaje mi się, pogubiłam się w tych ślepych uliczkach i nie wiem, jak z nich wyjść. Na pomoc kuratorów nie mam co liczyć, sama muszę wszystko sobie poukładać, zinterpretować i dopowiedzieć to, co nie dopowiedziane. Pytanie: czy jest to kwestia przyzwyczajenia się do nowej formy czy może jednak ślepy zaułek sztuki?
Piąte Berlińskie Biennale w przeciwieństwie do poprzedniego nie jest skondensowane w jednej przestrzeni (w tamtym przypadku ulicy), ale rozsiane w różnych miejscach. Trzonem pozostaje niezmiennie KW (Kunst-Werke) Institute for Contemporary Art, gdzie mieści się, rozlokowana na czterech poziomach, główna część ekspozycji. Znajdują się tutaj między innymi prace wideo Patricii Esquivias „Folklore 1” i „Folklore 2”, które poprzez usta różnych bohaterek opowiadają historię Hiszpanii. Artystka bada relacje między słońcem a hiszpańską tożsamością oraz ich odbicie w katolicyzmie, przemyśle turystycznym czy też kolonizacji obu Ameryk. Artystka defragmentaryzuje bohaterki, ukazując tylko ich dłonie, które zajęte są różnymi, w domyśle kobiecymi, czynnościami. Tak więc Patricia Esquivias stwarza historię Hiszpanii, kraju o silnej kulturze machoidalnej, oglądaną z punktu widzenia kobiet. Pushwagner przedstawił komiks opierającą się na Orwellowskiej wizji przyszłych losów ludzkości. Jest to wizja, która pokazuje jeden dzień z życia rodziny poddanej ścisłej kontroli i schematyzacji. Ich dzień to seria wyznaczonych rytuałów. W świecie tym podział ról jest oczywisty – mężczyzna idzie do pracy, kobieta zostaje w domu, by opiekować się dzieckiem. Podobnie jak u Orwella bohaterowie zaraz po przebudzeniu połykają tabletkę – „ŻYCIE”.
Drugą część ekspozycji obejrzeć można w Neue Nationalgalerie, projektu Miesa van der Rohe, która mieści się nieopodal Potsdamer Platz i wchodzi wraz z Gemeldegalerie i Filharmonią w skład tak zwanego Kunst Forum. Budynek galerii składa się z niepodzielonej powierzchni, którą ze wszystkich stron ograniczają tafle szkła. Głównym tematem, który podejmują artyści jest dialog z projektem Miesa van der Rohe. Starają się oni albo grać z pustą, neutralną przestrzenią, tak jak Thea Djordjadze, która użyła skromnej przestrzeni budynku po to, by zwrócić uwagę na mrowie swoich niewielkich rzeźb. W przypadku Daniela Knorra jest to odwrócenie uwagi od przestrzeni poprzez obwieszenie od zewnątrz budynku kolorowymi flagami odnoszącymi się do berlińskich 58 rezydujących studentów. Artysta skaził czystą przestrzeń i nadał jej konkretne znaczenie. Inną postawę przyjęła Paola Pivi, atakująca wchodzących swoją pracą o prowokującym tytule: „If you like it. Thank you. If you don’t like it, I’m sorry. Enjoy it anyway”. Ta składająca się z pionowych i poziomych rur instalacja pomalowana została na mocny żółty kolor oraz oklejona świecącymi sztucznymi kamieniami. Jej kiczowatość, a więc pewna egalitarność nie idzie w parze z modernistycznym, a więc elitarnym założeniem galerii.
Kolejnym miejscem należącym do programu BB5 jest Skulpturenpark. Pod tą nazwą kryją się tereny w centrum Berlina, między Gendarmenmarkt a Leipziger Stasse. Do 1989 przestrzeń ta stanowiła obszar Muru Berlińskiego, której z powodu kryzysu ekonomicznego po zjednoczeniu Niemiec, mimo licznych planów, nie udało się zagospodarować. Kiedyś była to żywa część miasta, dzisiaj lekko surrealistyczne połacie gruzów, chaszczy i śmieci znajdujące się w samym centrum miasta. Od 2006 roku kolektyw KUNSTrePUBLIK postanowił „zrewitalizować” te tereny, organizując w tym miejscu różne projekty artystyczne. Nazwa Skulpturenpark ma wydźwięk lekko ironiczny i bynajmniej nie wiąże się z parkiem w klasycznym tego słowa znaczeniu. Na czas trwania Biennale przestrzeń tę wykorzystali artyści biorący udział w BB5. Na uwagę zasługuje praca Kateriny Sedy „Over and over”, w której czeska artystka, analizując zmiany, jakie zaszły w wyglądzie i strukturze (zarówno społecznej jak i wizualnej) jej rodzinnego miasta, zbudowała repliki płotów i murów grodzących tereny prywatne mieszkańców. Na koniec zaprosiła mieszkańców Lisen (nie wiem dlaczego, ale nasuwa mi się skojarzenie z dokumentami), aby przy pomocy przywiezionych ze sobą podpór pokonali złożoną z modeli przeszkodę – mur i dostali się do środka okręgu. W ten sposób artystka chciała wzbudzić w mieszkańcach poczucie solidarności oraz jedności, które reaktywuje się w momencie wkroczenia w obcą przestrzeń.

Norweg Lars Laumann stworzył pracę wideo „Berlinmuren”, którą można oglądać w specjalnie w tym miejscu ustawionym pawilonie. Jest to opowieść o dwóch kobietach, które zakochały się w Murze Berlińskim. Eija–Riitta Berliner–Mauer opisuje tę relację jako seksualną i emocjonalną, co naukowo określa się mianem teorii objectum – sexuality, według której przedmioty, podobnie jak ludzie, posiadają uczucia i są zdolne je wyrażać. Związek pani Berliner–Mauer rozpoczął się w 1960 roku, w 1979 zwieńczony został ślubem, by zakończyć się wraz z dniem 9 listopada 1989 roku. Obecnie bohaterka filmu mieszka w Szwecji, w małej miejscowości, w której prowadzi muzeum, moderuje strony poświęcone Murowi Berlińskiemu oraz objaśnia fenomen zakochiwania się ludzi w przedmiotach. Drugą bohaterką jest Amerykanka, która również zakochała się w Murze Berlińskim, jednak uczucie to zrodziło się w niej dopiero po jego zburzeniu. Artysta zagrał z miejscem i jego historią, ale w sposób przewrotny. Dla Berlińczyków Mur był tym, co sztucznie podzieliło ich na dwie grupy i było bardziej przedmiotem nienawiści niż miłości, obiektem niechcianym, budzącym wyłącznie negatywne uczucia. Zaś 9 listopada 1989 to święto triumfu i radości, a nie śmierci i żałoby.
Niewątpliwie bardzo interesującym zabiegiem zastosowanym przez kuratorów było porozmieszczanie prac tego samego artysty lub artystki w różnych częściach Biennale. Na przykład w KW wyświetlana jest praca wideo „W=F*S” (Work), której końcowy efekt, w postaci instalacji z metalowych rur oglądać można w Sklupturenpark. Porównać to można również do rozwiązywania hasła, kiedy to, odnajdując poszczególne litery, możemy je w pełni odczytać. Z drugiej strony, zdarzają się prace jednego artysty, które zdają się w ogóle ze sobą nie korespondować, a wręcz wykluczać jedną, wspólną interpretację (np. Thea Djodjadze).
Ostatnim miejscem do odwiedzenia na Berlin Biennale jest Schinkel Pavillon, znajdujący się na tyłach placu, na którym kiedyś stała Bauakademie, niedaleko burzonego obecnie Pałacu Republiki. Budynek ten, wybudowany w latach 60., stał się, wraz z parkiem, najbardziej fascynującym budowlanym ewenementem Wschodniego Berlina. Tę oktagonalną przestrzeń kuratorzy oddali do dyspozycji 5 artystom, którzy wybrali tematy i prezentują je na zmianę przez czas trwania Biennale. Pierwszą odsłoną było zagospodarowanie przestrzeni pracami Janette Laverriere. Wybrała je artystka Nairy Baghramian i miały one korespondować z jej pracami pokazywanymi w Neue Nationalgalerie. Następnie Lars Baumann zaprosił do przestrzeni Pushwagnera, który w swoich pracach kontynuował wątek z KW. Do współpracy zaproszona została również Paulina Ołowska. Poświęci ona Schinkel Pavillon Zofii Stryjeńskiej. Obrazy artystki, przedstawiające motywy i sceny ludowe zostały powtórnie namalowane przez Ołowską i stanowią część ekspozycji w Neue Nationalgalerie.
Do programu dziennego dołączony jest program nocny, który ma zapełnić przerwy między kolejnymi dniami trwania Biennale. Ma to nadać całemu wydarzeniu charakter nieprzerwany, trwający bez przerwy. I znowu przewijają się tutaj najróżniejsze wątki, powiązania, nawiązania czy rekomendacje. Jest więc spotkanie poświęcone Lacanowi, koncert jazzowy wybrany przez Goshkę Macugę, „Drżące Ciała” i Krytyka Polityczna, filmy, performance oraz „War Saw” Wilhelma Sasnala.
Część niemieckiego środowiska krytyków artystycznych uważa, że Biennale Szymczyka i Filopowic otwiera drogę nowemu pokoleniu kuratorów. Płynność, traktowanie przestrzeni i prac jako całości, wieloznaczność oraz brak jednoznacznej interpretacji to tropy, jakimi mają oni podążać i które już widać w niektórych wystawach organizowanych w Berlinie. Kuratorzy zadbali o to, by prace składały się razem w jedną wspólną przestrzeń. Dlatego zwiedzając np. Neue Nationalgalerie nie widać wyraźnego rozgraniczenia między pracą jednego a drugiego artysty. Prace nie mają klasycznych białych karteczek informacyjnym, co często dezorientuje i wprawia oglądających w zakłopotanie i bezradność. Przypomina to trochę wystawy awangardowych grup (np. surrealistów czy dadaistów), gdzie bardziej liczył się zbiorowy efekt wszystkich prac niż indywidualność artysty. Oglądając całe Biennale ma się wrażenie wchodzenia często w wątek, który okazuje się być ślepą ulicą, zaczyna się i nagle niespodziewanie urywa, nie będąc dalej podejmowanym. Jako widz czuję się w tej sytuacji trochę zdezorientowana. Wydaje mi się, pogubiłam się w tych ślepych uliczkach i nie wiem, jak z nich wyjść. Na pomoc kuratorów nie mam co liczyć, sama muszę wszystko sobie poukładać, zinterpretować i dopowiedzieć to, co nie dopowiedziane. Pytanie: czy jest to kwestia przyzwyczajenia się do nowej formy czy może jednak ślepy zaułek sztuki?
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |