ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lipca 14 (110) / 2008

Tomasz Pawlus,

POLITYKA – SZTUKA ŻYCIA

A A A
Zbiór tekstów zamknięty w ramy tytułu „Maj ’68. Rewolta”, sygnowany jako pewna „całość” przez znaczące w kontekście ich tematu nazwiska Daniela Cohn-Bendit i Rüdigera Dammann, to jedna z niewielu na wpół naukowych książek, które w lekturze mogą jeszcze uruchomić będący w fazie zmierzchu mechanizm katharsis. I jeśli nadal trudno jest artykułować na jakimkolwiek poziomie dyskursu komentarz do samego zdarzenia roku ’68, to taką samą trudność odnajduję również w próbach mówienia o tekstach składających się na książkę „Maj’ 68 Rewolta”. Obecność jej recenzji trąci wrażeniem zbędności być może dlatego, że mamy tu do czynienia z zapisem ludzkich autopsji, dzięki którym tytułowe cyfry ułożyły się w kolejną w historii konwencjonalną cezurę. Co prawda zostaje ona „obarczona” niełatwą i nieuniknioną odpowiedzialnością, ale ostatecznie w książce Cohn-Bendit i Dammann udaje się ocalić ją od często deformującej „prawdę” batalii krytyki. Wszystko dzięki trudnemu do zakwestionowania poczuciu autentyczności rejestrowanych doświadczeń.

Niewątpliwie mamy tutaj do czynienia z jednym z licznych przekroczeń horyzontu oczekiwań potencjalnego odbiorcy, nie bowiem rok ’68 odgrywać zdaje się tu przysłowiowe „pierwsze skrzypce”, a wyposażony w niezwykle sprawne narzędzia analityczno-interpretacyjne – człowiek. Człowiek jako myśląca istota społeczna wytwarzająca wydarzenia kulturowo-polityczne oraz nieustannie prowokująca do prze-myśliwania wykoncypowanych i praktykowanych surogatów. W tych konkretnych egzystencjalnych doświadczeniach „niepoprawnych” marzycieli z przestrzeni czasu ’68 jest coś, co nie poddaje się redukcji (i co, jak sądzę, pozwala mi przywoływać kategorię katharsis). Myślę o podkreślanym na każdym kroku poczuciu wspólnoty z tym, co niegdyś miało miejsce, przy silnym eksponowaniu emocjonalnego aspektu przeżyć. Sporo mówi się tu zatem o trwałej emanacji ówczesnych wydarzeń w dzisiejsze realia, zrywając tym samym zasłonę milczenia i udowadniając, iż rok ’68 na poziomie elementarnym decyduje o obrazie tożsamości współczesnego pokolenia. Spełniający funkcję przedmowy do wydania polskiego esej Adama Ostolskiego „1968. Lekcja realizmu” otwiera właśnie taką optykę refleksji. Wiele w nim pytań skłaniających nie tylko do odświeżających spojrzeń wstecz, ale także do autorefleksji, bo nurzanie się w „tamtejszej” problematyce to jednocześnie nieustanne wikłanie się w kwestie związane ze stopniem naszej samoświadomości, tzn. ludzi siłą rzeczy upolitycznionych. Paradoksalnie złożona i zarazem uniwersalna relacja człowiek – polityka wychwytywana zostaje co rusz m.in. poprzez takie kategorie jak: kontestacja, kapitalizm, czy kariera, sięgając w ten sposób do momentów powstawania alterglobalizmu, wojny w Iraku, a nawet do sprawy Clintona.

Jedną z elementarnych „zdobyczy” Nietzscheańskiej filozofii – w sposób niepodważalny poszerzającą dotychczasowe pole (samo)świadomości człowieka kultury, ale przede wszystkim nieodwracalnie komplikującą jej funkcjonowanie – było wydobycie na światło dzienne nierozpoznanej dotąd negatywnej epistemologii języka. Chodzi tutaj o tę przestrzeń perspektywy intelektualnej, skąd rozpościera się historia ludzkich zdarzeń, nie pozwalająca nigdy oswoić homo rethoricus w swej czystej postaci. Teksty składające się na książkę Cohn-Bendita i Dammanna już w momencie swojego zarania (relacji ze zdarzenia ’68) zostają naznaczone piętnem second hand. Niezmiernie istotny wydaje się być zatem fakt podjęcia przez nich kwestii „komentarza”. Ten zdeprecjonowany przez Michela Foucaulta referencjalny element ulega w przypadku esejów o rewolcie jakiemuś irracjonalnemu obejściu. I nie chodzi tutaj bynajmniej o wiarygodność płynącą z wnętrza sugestywnego zapisu.

Obok stylu, temat ten zostaje podjęty w sposób bezpośredni. W „Nieuchwytnym dziedzictwie roku 1968” poruszana jest wartość „stereotypowych interpretacji rewolucji” oraz „archaicznych stylów myślenia” (s. 10), co odbywa się na dwóch poziomach dyskursu: katalogu komentarzy do roku 1968 oraz metakrytyki. Punkt ten rozwija wspomniany już przeze mnie niezaprzeczalny walor tej książki, którym jest jej pewność siebie w praktykowaniu konstruktywnej demistyfikacji. Źródło sekwencji nieporozumień i niezrozumień jakie zaciążyły ciemną chmurą nad historią lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, upatrywane jest głównie w skrajnie politycznych zapętleniach, którym „udało się” skutecznie przysłonić to, co w sercu tej rewolucji stanowiło autentyczną wartość. W efekcie wartość ta dla autorów pozostała nadal nieuchwytna i opatrzona emblematem modnego w tym czasie hasła niewyrażalne. Do zadań zatem priorytetowych należał nie tyle sam akt odczarowania roku ‘68, ile re-interpretacja, która miała wyraźnie pragmatyczny cel – wydobyć na powierzchnię wątki identyfikujące pokolenie początku XXI wieku tak, by wywiedzione sensy antycypowały ewentualne porażki naszej polityczno-kulturalnej „globalnej wioski”.

Jak się okazuje, pragnienie emancypacji, które stało się jedną z wypadkowych momentu inicjacyjnego ruchu ‘68, szybko rozciągnęło tor myślenia. Z planu mocowania się z niewyraźnie albo negatywnie ukonstytuowaną symboliką ’68, przedostajemy się w topografię „zużytych” pojęć, nawiązując do projektu odnawiania znaczenia w myśl teorii Wiktora Szkłowskiego. Wydaje się, że jak nigdzie indziej, właśnie w kontekście tej rebelii, język odnaleziony zostaje w swojej fenomenalnej postaci. Język rozumiany przede wszystkim jako niezbędne narzędzie w politycznej rozgrywce, która trawi niezmiennie wspólną ludzką egzystencję. Najpiękniej opowiada chyba o tym Reinhard Mohr w tekście „Miłość do rewolucji. O tym, co prawdziwe, a co fałszywe”, w którym mowa polityki znajduje się niebezpiecznie blisko „zwyczajnej” mowy o uczuciach. Co ciekawe, dzięki wytworzonemu przez czas dystansowi, autor pozwala sobie na przywoływanie minionych wydarzeń w na wpół ironicznym geście.

Utopijne zapędy władzy w takim samym stopniu jak skandowane wyzwoleńcze idee ukazywane są jako formuły budowane na względnej i niestabilnej gramatyce symboli, haseł, słów i wyobraźni. Zwłaszcza wyobraźnia jawi się w tej wizji jako wykładnik czystej energii zapładniającej martwe pole rzeczywistości, w obrębie której życie człowieka wyznaczane zostaje przez sztywne ramy konwenansów społecznych. Stąd tak często pojawia się myśl o transgresji. Daniel Cohn-Bendit i Rüdiger Dammann w eseju „I can’t get no satisfaction” wielokrotnie podejmują temat „wykraczania poza ramy” (s. 25), które odbywa się na wielu płaszczyznach, takich jak wychowanie, oświata, seksualność, dziedziczność stosunków autorytarnych, przeszłość. Warto podkreślić, iż znaczenie słowa przejście generowane jest ściśle w relacji do słowa kontestacja, której nadmierna obecność w odniesieniu do idei rewolucji oczywiście nie dziwi, jednak w kontekście roku ’68 dopomina się o dodatkowe komentarze. Znakiem rozpoznawczym tamtejszych zwolenników rewolty jest przecież określenie „pokolenie kontestacji”. Według autorów jest tak, jakby hasła postulujące konkretne, praktyczne zmiany traciły siłę perswazji, a samo bycie „przeciw” stanowiło kwintesencję. Tryb wystąpienia „przeciw” w tym przypadku obnosi się przede wszystkim ze swą magiczną, by nie powiedzieć tele-wizyjną, mocą jednoczenia ludzi na niespotykaną podówczas skalę. Źródłem bowiem takiej sytuacji była ówczesna era telewizji.

Szeroko w książce eksploatowana płaszczyzna języka, która sięga aż po muzyczną formę przekazu (m.in. po słowa utworu Rolling Stonesów „I can’t get no satisfaction”), ściśle przylega do wnętrza pamięci. To w niej przecież ufundowane i zapisane zostały relacje z roku ’68. Nie miejsce tutaj jednak na analizę obrośniętej przez literacko-filozoficzny dyskurs kategorii mimesis, lecz zwrócenie uwagi, iż poprzez ujawnienie tej „wersji” narracji, jej autorzy pozostają dysponentami spojrzenia o większych możliwościach poznania i zrozumienia zdarzenia skłóconego ze sobą samym.

Mając na myśli tych, którzy owładnięci perspektywą odkrycia jakiejś Wielkiej Niewiadomej, zdecydują się na lekturę tej książki, nie mogę ostatecznie przystać na słowo „wyjaśnienie”. Książka, jeśli chodzi o rok ’68, niczego tak na dobrą sprawę nie wyjaśnia, powiedziałbym nawet, że odwrotnie – wiele komplikuje. Jest to więc prosta opowieść o nie-prostym mechanizmie ludzkiego umysłu, pragnieniach ciała i wolnej woli. Jest opowieścią, która choć nieustannie od-grywana jest przez pamięć, zdradza rozpiętość czasu i przez to rozpada się na niezliczone „historie poboczne”. Podobnie jak w interpretacji roku 1789 autorstwa Jeana Starobinskiego, tak i tu rok 1968 rozkłada się na pre- i po-historię, nicując skostniałe oksymorony w przemyślane figury paradoksu, pozwalając zobaczyć w polityce możliwość sztuki życia.
Daniel Cohn-Bendit, Rüdiger Dammann (red.): „Maj ‚68. Rewolta“. Tłum. Sława Lisiecka, Zdzisław Jaskuła. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2008.