DOM NAUKI
A
A
A
„Wszak my od wczoraj jesteśmy / I nic nie wiemy. / Gdyż nasze dni są cieniami / na ziemi” – słowa, które stanowią wstęp i zarazem zwieńczenie ekspozycji Debry Pearlman „House of Children” są zapisane w trzech językach (polskim, hebrajskim i angielskim) w sali dawnego domu modlitwy na ulicy Meiselsa 18 na krakowskim Kazimierzu. Budynek ten to niegdysiejszy bet ha midrasz – po hebrajsku oznacza to „dom nauki”, gdzie studiuje się Torę i Talmud.
Forma
Z umieszczonych pod sufitem stalowych prętów zwieszają się liny podtrzymujące szklane tafle. Powstałe w ten sposób „huśtawki” są oświetlone z góry w taki sposób, że, znajdujące się na szybach, fotografie śpiących dziewczynek są rzutowane na usypane na podłodze warstwy soli. Wizerunki dzieci, umieszczone na szklanych huśtawkach-kołyskach, zdają się być wycięte z większych kompozycji fotograficznych, są niewyraźnie, z lekka rozmazane. Wrażenie potęguje ich tonacja barwna – sepiowa, nasuwająca skojarzenie ze starymi zdjęciami. Ukazane najczęściej z profilu małe sylwetki, odziane w nocne koszulki, czy piżamki, uderzają kruchością i bezbronnością. Z kolei „przekalkowania” fotografii – na warstwę soli, której powierzchnia przypomina białą, pofałdowaną pościel – generują obrazy dzieci, które leżą w swych łóżeczkach. Śpiące dziecko zdaje się jeszcze bardziej nieświadome niż śpiący dorosły. O czym śnią te małe dziewczynki? Czy to zwyczajny sen, czy może coś więcej?
Huśtawka / kołys(an)ka
Łagodny rytm kołyszących się tafli wprowadza w mantryczno-letargiczną atmosferę, granice między snem i jawą zostają zaburzone. Jak powszechnie wiadomo, rytm, stanowiący najbardziej pierwotne doświadczenie człowiek, jest czynnikiem służącym transcendowaniu. Dzięki powtarzaniu sekwencji słów, dźwięków, czy ruchów jest możliwe wyjście poza rzeczywistość. Huśtanie dziecka – w kołysce czy na rękach – miało za zadanie wprowadzić je w stan snu, który wszak jest stanem podobnym do stanu śmieci. „Sen jest bratem Śmierci” – Morfeusz i Thanatos są niemalże bliźniaczo podobni. Wsłuchując się w słowa kołysanek zauważymy, iż te z zasady smutne piosenki przypominają swoiste pożegnania przed podróżą do nieznanego celu. Kiedy umiera Ofelia, bohaterka „Labiryntu Fauna”, jej dorosła przyjaciółka Mercedes śpiewa dziewczynce kołysankę, przygotowując ją „do drogi” i zarazem żegnając się z nią.
Sól
Sól to substancja, która pojawia się często w Starym Testamencie i Tradycji, jest bowiem symbolem Przymierza Jahwe ze swoim ludem. Z jednej strony sól jest synonimem czystości – chroni substancje przed zepsuciem, oczyszcza je, jak ma to miejsce w, zapisanej w Drugiej Księdze Królewskiej, historii Elizeusza, który wrzuca ją do źródła mówiąc: „Uzdrowiłem tę wodę, nie wyjdzie z niej odtąd ani śmierć, ani poronienie”. Zarazem sól jest też operatorem zmian, przyspieszającym przekształcanie z jednego stanu rzeczy w inny i - symbolem przemijalności życia człowieka. Padając pod wpływem światła na warstwę soli fotografie faktycznie zmieniają swoje właściwości – zrazu odcieleśnione, tu stają się – cieniami cieni, nieuchwytnymi dla innych zmysłów niż wzrok, który odbiera tu – zaledwie - sugestie. Ukazane tu dzieci przekraczają granicę dwóch światów, pytaniem pozostaje, czy jest to droga w jedną stronę.
Przestrzeń i światło
Dla Debry Pearlman najistotniejszą rolę odgrywa materiał, z którego powstaje praca – on jest nośnikiem znaczeń i ma moc wpływania na odbiorcę. Siła oddziaływania tej instalacji jest tym większa w zderzeniu z miejscem, w którym się znajduje: ściany sali modlitewnej są udekorowane częściowo zachowanymi freskami, przedstawiającymi pejzaż Jerozolimy, miejsca, które konotuje pokłady sensów. Wyobrażeniowość ukazanego miasta i fragmentaryczność zachowania jego obrazów wzmagają ulotność, nie(ziemską)rzeczywistość. To wrażenie zdaje się też być wywołane dzięki naturalnemu światłu, które, wpadając przez umieszczone od wschodu i południa okna, zalewa pomieszczenie oraz miesza się ze światłem sztucznym padającym na fotografie. Jeszcze bardziej odrealnia to całość i intensyfikuje sensy instalacji-ekspozycji. Czynnikami formalnymi, które dodatkowo wzmacniają wyraz są ascetyczność, prostota i oszczędność. Nie bez przyczyny nasuwają się na myśl analogie z twórczością Christiana Boltanskiego. Znalezienie się „we wnętrzu” ekspozycji, pośród poruszających się „kołysek”, w świetlistości i – ciszy, nie tylko generuje odbiór treści, ale i niezwykle mocno oddziałuje na emocje oglądającego-przeżywającego.
Nie-poznanie
Instalacja „House of Children” została w Polsce pokazana po raz pierwszy w jesieni 2004 w ramach Biennale w Łodzi. Jednak nawet poznanie kontekstu powstania pracy, który znalazł odbicie w jej, wieloznacznym zresztą, tytule – nowojorską artystkę zainspirowała wizyta w budynku dawnego łódzkiego sierocińca – nie daje jednoznacznego rozwiązania kwestii: sen czy – śmierć? Gdzie leży ich granica? Pytania pozostają zawieszone w między-przestrzeni. „Wszak my od wczoraj jesteśmy…”.
Forma
Z umieszczonych pod sufitem stalowych prętów zwieszają się liny podtrzymujące szklane tafle. Powstałe w ten sposób „huśtawki” są oświetlone z góry w taki sposób, że, znajdujące się na szybach, fotografie śpiących dziewczynek są rzutowane na usypane na podłodze warstwy soli. Wizerunki dzieci, umieszczone na szklanych huśtawkach-kołyskach, zdają się być wycięte z większych kompozycji fotograficznych, są niewyraźnie, z lekka rozmazane. Wrażenie potęguje ich tonacja barwna – sepiowa, nasuwająca skojarzenie ze starymi zdjęciami. Ukazane najczęściej z profilu małe sylwetki, odziane w nocne koszulki, czy piżamki, uderzają kruchością i bezbronnością. Z kolei „przekalkowania” fotografii – na warstwę soli, której powierzchnia przypomina białą, pofałdowaną pościel – generują obrazy dzieci, które leżą w swych łóżeczkach. Śpiące dziecko zdaje się jeszcze bardziej nieświadome niż śpiący dorosły. O czym śnią te małe dziewczynki? Czy to zwyczajny sen, czy może coś więcej?
Huśtawka / kołys(an)ka
Łagodny rytm kołyszących się tafli wprowadza w mantryczno-letargiczną atmosferę, granice między snem i jawą zostają zaburzone. Jak powszechnie wiadomo, rytm, stanowiący najbardziej pierwotne doświadczenie człowiek, jest czynnikiem służącym transcendowaniu. Dzięki powtarzaniu sekwencji słów, dźwięków, czy ruchów jest możliwe wyjście poza rzeczywistość. Huśtanie dziecka – w kołysce czy na rękach – miało za zadanie wprowadzić je w stan snu, który wszak jest stanem podobnym do stanu śmieci. „Sen jest bratem Śmierci” – Morfeusz i Thanatos są niemalże bliźniaczo podobni. Wsłuchując się w słowa kołysanek zauważymy, iż te z zasady smutne piosenki przypominają swoiste pożegnania przed podróżą do nieznanego celu. Kiedy umiera Ofelia, bohaterka „Labiryntu Fauna”, jej dorosła przyjaciółka Mercedes śpiewa dziewczynce kołysankę, przygotowując ją „do drogi” i zarazem żegnając się z nią.
Sól
Sól to substancja, która pojawia się często w Starym Testamencie i Tradycji, jest bowiem symbolem Przymierza Jahwe ze swoim ludem. Z jednej strony sól jest synonimem czystości – chroni substancje przed zepsuciem, oczyszcza je, jak ma to miejsce w, zapisanej w Drugiej Księdze Królewskiej, historii Elizeusza, który wrzuca ją do źródła mówiąc: „Uzdrowiłem tę wodę, nie wyjdzie z niej odtąd ani śmierć, ani poronienie”. Zarazem sól jest też operatorem zmian, przyspieszającym przekształcanie z jednego stanu rzeczy w inny i - symbolem przemijalności życia człowieka. Padając pod wpływem światła na warstwę soli fotografie faktycznie zmieniają swoje właściwości – zrazu odcieleśnione, tu stają się – cieniami cieni, nieuchwytnymi dla innych zmysłów niż wzrok, który odbiera tu – zaledwie - sugestie. Ukazane tu dzieci przekraczają granicę dwóch światów, pytaniem pozostaje, czy jest to droga w jedną stronę.
Przestrzeń i światło
Dla Debry Pearlman najistotniejszą rolę odgrywa materiał, z którego powstaje praca – on jest nośnikiem znaczeń i ma moc wpływania na odbiorcę. Siła oddziaływania tej instalacji jest tym większa w zderzeniu z miejscem, w którym się znajduje: ściany sali modlitewnej są udekorowane częściowo zachowanymi freskami, przedstawiającymi pejzaż Jerozolimy, miejsca, które konotuje pokłady sensów. Wyobrażeniowość ukazanego miasta i fragmentaryczność zachowania jego obrazów wzmagają ulotność, nie(ziemską)rzeczywistość. To wrażenie zdaje się też być wywołane dzięki naturalnemu światłu, które, wpadając przez umieszczone od wschodu i południa okna, zalewa pomieszczenie oraz miesza się ze światłem sztucznym padającym na fotografie. Jeszcze bardziej odrealnia to całość i intensyfikuje sensy instalacji-ekspozycji. Czynnikami formalnymi, które dodatkowo wzmacniają wyraz są ascetyczność, prostota i oszczędność. Nie bez przyczyny nasuwają się na myśl analogie z twórczością Christiana Boltanskiego. Znalezienie się „we wnętrzu” ekspozycji, pośród poruszających się „kołysek”, w świetlistości i – ciszy, nie tylko generuje odbiór treści, ale i niezwykle mocno oddziałuje na emocje oglądającego-przeżywającego.
Nie-poznanie
Instalacja „House of Children” została w Polsce pokazana po raz pierwszy w jesieni 2004 w ramach Biennale w Łodzi. Jednak nawet poznanie kontekstu powstania pracy, który znalazł odbicie w jej, wieloznacznym zresztą, tytule – nowojorską artystkę zainspirowała wizyta w budynku dawnego łódzkiego sierocińca – nie daje jednoznacznego rozwiązania kwestii: sen czy – śmierć? Gdzie leży ich granica? Pytania pozostają zawieszone w między-przestrzeni. „Wszak my od wczoraj jesteśmy…”.
Debra (Deborah) Pearlman „House of Children”. Dawny dom modlitwy “Chewra Tehilim“, Kraków, ul. Meiselsa 18. Wystawa towarzysząca 18 Festiwalowi Kultury Żydowskiej.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |