ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

sierpień 15-16 (111-112) / 2008

Izabela Kawczyńska,

WIERSZE

A A A
Śmierć jaszczurki, śmierć poety

krew krąży pod skórą jak jaszczurka zwinnie, ale my nie
pragniemy podążać jej szlakiem, na spóźnione śniadanie
zjadamy własny ogon, piszemy do siódmej, wstajemy o
pierwszej, żyjemy pełną piersią, mówisz: czasem trzeba
zabić człowieka, żeby ocalić w nim poetę, spocony
cierpiętnik przyzywam człowieka i poetę we mnie,
mam nóż, lecz ciągle się waham, zjadam własny ogon,

te sprawy odłożę do jutra, bo jutro nadpłynie, najwyżej
zmieni barwę na helleńskie brązy, a wtedy zobaczysz, czas
jest patyną, miką, złotem głupców, brązowa dziewczyno,
obudź muzykę i zatańcz, jakbyś miała przemówić do boga
w tej osobliwej chwili, długonoga i bosa, modlić się między
moimi kolanami, na udeptanej ziemi w rytmie kastanietów,
krew krąży w nas gęsto, lato jest brzuchem jaszczurki,

śmierdzi rybnym sklepem, wypatroszone ze współczucia
w moich ustach rzęzi, reszta nie śliną jest, ale szlamem



Wiesz dobrze

dzisiaj jest ze mnie smutne, chore zwierzę, spróbuj
zrozumieć i nie udawaj chociaż dzisiaj, spłoszony puls
w pęknięciach żyłek, tych dużych i tych mniejszych,
ruchliwych węgorzy swędzący porcelit, pod skórą błękitnie
neonowe światło, gładkie jarzeniówki migoczących werbli,

tu-tum, tu-tum, no więc ten puls przechodzi w krzyk,
a ja nie potrafię być bardziej sobą, mówić po ludzku lub
chociaż rzeczowo, zatkać macicy ucha nie potrafię,
podszeptów wewnętrznego głosu jak krwi zakneblować,
a powinnam, powinnaś, mówiłeś, poznać rzeźny pot,

plecy masarza, pachnący mięsem oddech, pod ciężarem
głodu dzwoneczki haków mamroczą i dzwonią, koty od rana
krzyczą gorączkowo, rozdziawiają łakomie łaskotliwe mordki,
czekają na lepszy łup, od dawna powinnam wiedzieć, zobaczyć
jak wygląda krzyk, zanim spróbuję napisać go od środka,

przeczuć w powietrzu ból, który przenika, siedzi we mnie
cisza, łka zajęczą wargą, oślizłą dłonią podchodzi pod gardło,
mówiłeś gładko: powinnaś i czy nie jesteś boska jak Giconda?
pewnie, że nie jestem, czasem jeszcze wierzgam, kopię
smutnym zwierzęciem w brzuchu, wewnątrz