ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (113) / 2008

Kuba Mikurda,

ZŁUDZENIE Z PRZYSZŁOŚCIĄ

A A A
Re-religia (III) Po wakacyjnej przerwie publikujemy kolejne odpowiedzi na ogłoszoną w majowym numerze „Idei” ankietę redakcyjną „Re-religia?”. Po tekstach Tadeusza Sławka, Jerzego Sosnowskiego i Jacka Gutorowa przyszedł czas na głosy Agaty Bielik-Robson i Kuby Mikurdy. Towarzyszą im omówienia książek Taubesa, Ciorana, Schuback i Bielawskiego. Zapraszamy do lektury!
Jesienią 1974 roku, tuż przed rozpoczęciem seminarium „RSI” (którego tytuł i przebieg przypieczętował zwrot ku Realnemu, ową psychoanalityczną héresie – „herezję”) Jacques Lacan wziął udział w kongresie École freudienne de Paris w Rzymie. W trakcie konferencji prasowej jeden z dziennikarzy przywołał jego wypowiedź, w której Lacan twierdził, że „jeśli religia zatriumfuje to dlatego, że psychoanaliza musi przegrać”. „Czy religia zwycięży psychoanalizę?” – drążył dziennikarz. „Tak” – odpowiedział Lacan - religia „zatriumfuje”, a psychoanaliza, w najlepszym wypadku, przetrwa „jakiś czas”.

Albo, albo – albo religia, albo psychoanaliza. Tę samą alternatywę, choć w mniej radykalny sposób, zarysował Freud w „Przyszłości pewnego złudzenia” (1927), zakończył jednak wnioskiem dokładnie odwrotnym – koniec końców, religia musi ustąpić psychoanalizie (a szerzej – nauce, psychoanaliza była bowiem dla Freuda również działalnością naukową, „metodą badawczą, obiektywnym narzędziem”, którego nie zawahał się porównać do rachunku prawdopodobieństwa). W swoim wywodzie Freud (zastrzegając, że analogia ma swoje granice) położył ludzkość na kozetce, rozpoznając w religii odpowiednik wczesnodziecięcej nerwicy natręctw, co pozwoliło mu stwierdzić, że „do odwrotu od religii musi dojść z fatalną bezwzględnością znamionującą proces wzrostu i że właśnie teraz znajdujemy się w samym środku tej fazy rozwoju”.

Dla Freuda, będącego, mimo romantycznego długu, spadkobiercą ideałów Oświecenia, rozwój intelektu, „którego głos brzmi cicho, ale nie ustaje”, był „jedną z niewielu spraw, co do których można pozwolić sobie na optymizm, jeśli chodzi o przyszłość ludzkości.” „Niebiosa zostawmy im/ Aniołom oraz wróblom” – powtarzał za Heinem - roztaczając wizję, w której człowiek, „dzięki temu, że wszystkie swe nadzieje odwróci od zaświatów i wszystkie uwolnione w ten sposób siły skoncentruje na życiu ziemskim, osiągnie prawdopodobnie tyle, że życie stanie się znośne dla wszystkich i że kultura nikogo już nie będzie uciskała”.

Choć „nauka nie umie dziś jeszcze odpowiedzieć na wiele pytań”, „praca naukowa jest jedyną drogą, która może nas doprowadzić do poznania rzeczywistości” – dowodził Freud – „na dłuższą metę rozumowi i doświadczeniu nic nie może się oprzeć, zaś sprzeczność religii z nimi jest łatwa do uchwycenia”. Odpowiedzi, których udziela religia (tytułowe „pewne złudzenie”) nie pochodzą ani z doświadczenia, ani z rozumowania – to złudzenia, „spełnienia najstarszych, najsilniejszych, najpilniejszych życzeń ludzkości; tajemnicą ich siły jest siła tych życzeń”.

Jakie są owe „najstarsze, najsilniejsze, najpilniejsze życzenia ludzkości”? Lacan, u którego Freudowskie „życzenie” (Wunsch) staje się „pragnieniem” (désir), wyróżnia jedno, podstawowe – życzenie/pragnienie sensu. „Nie ma nic potężniejszego od religii” – mówi Lacan – gdyż religia „może nadać sens czemukolwiek”, rozpoznać sens w tym, co przypadkowe, niezrozumiałe, absurdalne. Moment, w którym „zrywa się sens” to dla podmiotu doświadczenie traumatyczne, uderzenie lęku, a w kategoriach Lacanowskich – konfrontacja z Realnym. Religia pozwala „usensownić” Realne, „zaleczyć” traumę, uniknąć lęku („nie lękajcie się”) – religia, dzięki rytuałom, powtórzeniom, cykliczności, przywraca symboliczny automaton, naderwany przez wtargnięcie realnej tyche (czy w przedrostku re- nie słychać owej powtarzalności?). W ten sposób jest dokładnym odwróceniem psychoanalizy (a przynajmniej – psychoanalizy Lacanowskiej), która dąży do konfrontacji podmiotu z brakiem sensu, prowokuje spotkanie z Realnym (jak pisał Jacques-Alain Miller, żartobliwie parafrazując Heideggera – psychoanalityk jest „pasterzem Realnego”). „Psychoanaliza nie jest, nie może być religią” – mówił Lacan na konferencji w 1974 roku – „A przynajmniej taka, jaką staram się rozwijać” (dostrzegał bowiem „religijny” potencjał w psychologii ego, „amerykańskim” modelu psychoanalizy Freudowskiej, który wielokrotnie krytykował).

W przeciwieństwie do Freuda, dla Lacana nauka (z której pola wyłącza psychoanalizę) w niczym nie zagraża religii. Więcej – rozwój nauki napędza, umacnia religię, otwiera przed nią nowe możliwości. Dla Freuda, nauka to racjonalna, konsekwentna działalność, która opisuje, wyjaśnia, porządkuje, dostrzega logikę w tym, co zdawało się jej pozbawione – pozwala przewidywać i kontrolować. Jako taka, rzuca wyzwanie religii – „liczne i ważne sukcesy nauki” – pisał Freud – „udowodniły nam, że nie jest ona złudzeniem”. Ma zatem podstawową, epistemologiczną przewagę nad religią, a jednocześnie, podobnie jak religia, nadaje sens i łagodzi lęk.

Lacan postrzega naukę zupełnie inaczej – w seminarium „Etyka psychoanalizy” (1959-1960) wiąże naukę z popędem śmierci, stwierdza, że nauka (jako ciągłe, gorączkowe, dążenie do wiedzy, bez względu na koszta, bez względu na cele, którym miałaby służyć) to jedyna aktywność człowieka, w której pragnienie – gdzie indziej „znieczulone, uśpione, oswojone i zdradzone” – może rozwijać się bez przeszkód. Jak pisze Slavoj Žižek „czy wszystkie «komisje etyczne», które wyrastają dziś jedna po drugiej, próbując ustalić reguły właściwego prowadzenia manipulacji genetycznych, eksperymentów medycznych itd., nie są, koniec końców, rozpaczliwą próbą wpisana owego nieubłaganego, popędowego postępu nauki, który nie zna żadnych wewnętrznych ograniczeń, w siatkę ludzkich celów, aby dać mu «ludzką twarz», narzucić ograniczenie?”. Nauka, przechodząc od odkrywania praw natury do ich zawłaszczenia i modyfikacji, stała się przyczyną kolejnych kryzysów sensu i wybuchów lęku – zamiast kontrolować i oswajać Realne, zaczęła je produkować.

Jak mówi Lacan, chwilę trwało, zanim religia zdała sobie sprawę, jaką przewagą dysponuje w starciu z nauką – podczas gdy ta druga (w latach 60. i 70. dzięki zagrożeniu nuklearnemu, później, przede wszystkim – genetyce i biotechnologii) stawiała podmioty wobec kolejnych, nierozstrzygalnych kwestii, dowodziła roli przypadku, produkowała nowe, niewidzialne zagrożenia (radioaktywność, broń biologiczna), religia stała się bastionem sensu, sięgając do własnych, „niewyczerpanych zasobów”. Wobec „nieludzkiej” dynamiki nauki, religia – pisze Miller – „zajmuje pozycję bezwarunkowej obrony życia, życia rodzaju ludzkiego, staje się strażnikiem życia, czyni z życia absolut. Co rozciąga się również na ludzką naturę.” Parafrazując Nietzschego, wraz z rozwojem nauki w XX-wieku „Realne rośnie”, otwierając tym samym przyszłość przed religią. „Religia zatriumfuje, nie tylko nad psychoanalizą, ale i wieloma innymi rzeczami” – podsumował Lacan – „Ma pan jeszcze jakieś pytania?”.