ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (117) / 2008

Agnieszka Tambor,

À PROPOS „BOISKA BEZDOMNYCH”: FILM SPORTOWY JAKO GATUNEK

A A A
„Teksty kultury popularnej ukierunkowane są przede wszystkim na rozrywkę, likwidowanie barier społecznych, ekonomicznych, komunikacyjnych” – czytamy w „Słowniku pojęć i tekstów kultury” (red. E. Szczęsna, Warszawa 2002, s. 307-308) – „Teksty kultury popularnej uczestniczą w tworzeniu uniwersum kulturowego, odwołują się do ogólnie znanych kodów. Niezależnie od środka przekazu łączą je podobne zasady funkcjonowania i normy estetyczne. Pełnią funkcję integracyjną (np. koncerty muzyki pop jednoczą odbiorców), terapeutyczną (przeżywanie zastępczych doświadczeń i doznawanie emocji)”. Sport z całą pewnością już dawno temu stał się jedną z najbardziej reprezentatywnych dziedzin kultury popularnej. W niepewnym świecie, w którym nie wiadomo po czyjej stronie należy stać, na kogo liczyć i z kim się identyfikować, zawsze pozostaje jedna rzecz – sport. Kiedy wydaje się, że nie można już liczyć na nic innego, kibice – pozostając nawet w najgorszym nastroju – wkładają koszulki czy szaliki w barwach klubowych lub narodowych i idą na stadion albo siadają przed telewizorem, aby pełni wiary i nadziei dopingować swoją drużynę. To ona bowiem (i jej zwycięstwa) daje inspirację i radość, a fani odpłacają jej lojalnością i miłością niezależnie od tego, czy wygrywa, czy nie.

Do „Boiska bezdomnych”, nowego filmu Kasi Adamik, postanowiłam podejść z jednej strony jako fan piłki nożnej, z drugiej – jako analityk i wyznawca teorii, że kino gatunków jest i zawsze będzie silnie obecne w kinematografii. Dzisiejsi twórcy, korzystając z zastanych schematów, tworzą przecież nic innego, jak tylko nowe gatunki, które po wnikliwej analizie okazują się kontynuacjami lub nowymi wypełnieniami fabularnymi modeli już istniejących. Jak stwierdza Rafała Syska („Władcy wyobraźni”, Kraków 2006, s. 126-127): „Kino gatunków nie funkcjonuje (…) w oderwaniu od kontekstów zewnętrznych. Spełniając katartyczną funkcję, buduje zarazem konstruktywną wizję świata, w którym niezłomny bohater przywraca otoczeniu (a w konsekwencji również widzowi) poczucie ładu i wiarę w podstawowe wartości”. I to właśnie jest ważne – w gruncie rzeczy bowiem większość gatunków filmowych ma spełniać dokładnie tę samą funkcję.

Badania nad filmami sportowymi prowadzą do wniosku, że obrazy tego typu mają ze sobą wiele wspólnego. Zainspirowana artykułem Stacha Szabłowskiego pt. „Sportowe filmowe życie”, postanowiłam zrekonstruować schemat rozwoju ich fabuły, aby udowodnić tezę, iż niezależnie od wszelkich wariacji, takich jak fabularno-animowany „Space Jam” (1994) Joe Pytki (w rolach głównych oglądamy Michaela Jordana i Królika Bugsa), wielości dyscyplin sportowych, o których mogą opowiadać filmy, czy zróżnicowanego tła społecznego akcji (walka z segregacją rasową w „Tytanach” Boaza Jakina, 2000; kryzys lat trzydziestych w „Człowieku ringu” Rona Howarda, 2005), każde z tych dzieł oparte jest na tym samym modelu, korzysta z tych samych rozwiązań i daje się podzielić na podobne segmenty oraz porównać z dowolnym innym filmem tej grupy.

Po pierwsze, potrzebny jest bohater – może być to postać zindywidualizowana, np. bokser („Rocky” Johna G. Avildsena, 1976), ale bardziej widowiskowy jest zwykle bohater zbiorowy, czyli drużyna. Co istotne, na początku filmu bohater nigdy nie jest u szczytu formy. W „Boisku bezdomnych” napotykamy na sytuację typową dla filmów opowiadających o grach zespołowych. Początkowo wydaje się, że bohaterem będzie Jacek Mróz (młody piłkarz, któremu kontuzja uniemożliwiła dalszą karierę), później jednak okazuje się, że będziemy mieli do czynienia z bohaterem zbiorowym, czyli całą drużyną złożoną z życiowych rozbitków, których w trakcie trwania filmu będziemy poznawać, coraz bardziej utożsamiając się z ich życiowymi niedolami.

Najlepszym dla filmu sportowego punktem wyjścia jest sytuacja, w której bohater musi zaczynać karierę od samego dna. Najczęściej ma już za sobą jakieś doświadczenia sportowe, jednak nie osiągnął dotąd sukcesów, ewentualnie osiągał je w dalekiej przeszłości. Jacek Mróz ma za sobą dobrze zapowiadającą się karierę sportową, inni również przeżyli już swoje lepsze lata, a niepowodzenia i alkohol sprowadziły ich wszystkich na samo dno.

Na początku filmu bardzo często mamy okazję obserwować bohatera w dzieciństwie. Otwierające ujęcia, w których widzimy go trenującego, mają dać nam do zrozumienia, jak bardzo zależy mu na zrobieniu wielkiej sportowej kariery i jaką ważną częścią jego życia jest gra. W „Boisku bezdomnych” za symboliczną reprezentację okresu dzieciństwa czy też niewinności bohaterów możemy uznać czasy przed zamieszkaniem na Dworcu Centralnym w Warszawie. Biografie bohaterów filmu Kasi Adamik i to, w jakim momencie ich poznajemy, prowadzi nas bezpośrednio do drugiego punktu schematu. Bohater filmu sportowego musi mieć bowiem trudne życie. Być może jest biedny („Rocky”) albo nie ma dobrych warunków do treningu, bo na przykład jego rodzina ciągle się przeprowadza („Debiutant” Johna Lee Hacocka, 2002). W wielu filmach o szkołach średnich bohaterowie pochodzą z getta lub mają „zapędy” kryminalne („Trener” Thomasa Cartera, 2005). „Ciężkie życie” może też oznaczać niedoskonałą formę czy warunki fizyczne zawodników.

Po trzecie, bohater filmu sportowego, choć nie ma lekkiego życia i cały świat jest przeciwko niemu, jest oczywiście niezwykle utalentowany albo też posiada silną motywację do rozwoju. Nawet jeśli nie jest obdarzony wybitnymi zdolnościami (bezdomni z Dworca Centralnego na pewno należą do tej grupy), trenuje dłużej i ciężej niż inni i dzięki wysiłkowi osiąga tyle co inni, a nawet więcej. W „Boisku bezdomnych” motywacja jest dla widza od początku oczywista – bohaterowie marzą o wyrwaniu się choć na chwilę z tego, co ich otacza, z szarości codziennego życia na dworcu, marzą o tym, aby otrzymać od losu swoje przysłowiowe „pięć minut”.

Po czwarte, w filmie sportowym musi pojawić się ktoś, kto zmobilizuje bohatera do pracy. Najczęściej jest to mądry, ale bardzo wymagający trener („Tytani”, „Trener”) – w „Boisku bezdomnych” stanie się nim szybko właśnie Jacek Mróz, który postanowi za wszelką cenę doprowadzić swoją drużynę do zwycięstwa. Motywacją może też być rzucone przez kogoś „lepszego” wyzwanie („Giganciki”, reż. Duwayne Dunham, 1994) lub chęć udowodnienia czegoś sobie, rodzinie, znajomym, albo całemu światu. W filmach o sportach indywidualnych, szczególnie o sportach walki, dodatkową motywacją może być również zemsta (np. Rocky walczy z zabójcą Apollo Creeda).

Po piąte, początkowe pasmo sukcesów zostaje mniej więcej w połowie filmu przerwane klęską. Porażka zawsze jest druzgocąca i niespodziewana, ale jak najbardziej zasłużona. Bohater zdaje się pokładać zbytnie zaufanie we własnych umiejętnościach, przestaje intensywnie trenować, zaczyna pozować na gwiazdora. Klęska powoduje, że bliski jest załamania i chce zrezygnować z wyznaczonych celów. Niejednokrotnie w filmach dotyczących sportów zespołowych pojawia się motyw załamania spowodowanego wypadkiem bądź kontuzją jednego z czołowych zawodników („Tytani”). W „Boisku bezdomnych” motyw klęski pojawia się dwukrotnie – najpierw w chwili, kiedy zespół bezdomnych przegrywa mecz z trzecioligową drużyną dawnego znajomego Mroza, a po raz drugi po tragicznej śmierci jednego z zawodników.

Po szóste, mniej więcej w tym momencie następuje moment przełomowy, w którym drużyna staje się prawdziwym zespołem. Konsoliduje się i jednoczy. Najlepiej zostało to spuentowane w filmie „Cud w Lake Placid” Gavina O’Connora (2004), w scenie, w której lekarz mówi do jednego z trenerów: „Brooks będzie miał 20 zawodników, którzy go nienawidzą”, na co trener odpowiada: „Może wtedy przestaną nienawidzić siebie nawzajem”. Jeśli nie mamy do czynienia z drużyną, ale z jednym zawodnikiem, będzie oczywiście podobnie. Zawodnik staje się „prawdziwym” zawodnikiem. Wysnuwa ze swojej sytuacji konstruktywne wnioski i uświadamia sobie, o co w gruncie rzeczy toczy się gra i co jest w życiu najważniejsze.

Po siódme, z powodów wspomnianych wcześniej bohater mobilizuje wszystkie swoje siły i jeszcze raz postanawia stanąć do walki. Bierze się w garść, wzmaga treningi i dąży do finałowego starcia, które zadecyduje o jego dalszym życiu.

Po ósme, wielki finał. Wszyscy liczą na bohatera, choć nie jest on faworytem. Przeciwnik zawsze jest silniejszy. Najważniejszy mecz, zawody ostatniej szansy, sportowe „być albo nie być”. Początkowo bohater przegrywa; bywa nawet, że rywal nie gra fair. Wynik jest niepewny do ostatnich sekund. W połowie meczu następuje jednak obowiązkowy przełom. Drużyna doznaje olśnienia: „Ten jeden raz” – jak mówią bohaterowie filmu „Giganciki” – „uda się wygrać”. W końcu nadludzkim wysiłkiem bohater zwycięża – strzela decydującą bramkę, rzuca najważniejszego w swoim życiu kosza, resztką sił nokautuje przeciwnika albo przynajmniej, jak Rocky, który nigdy tak naprawdę nie liczył na wygraną, nie daje się „powalić na deski”. Upór, ambicja i praca nad sobą zostają nagrodzone. Bohater wychodzi z tej przygody dojrzalszy, mądrzejszy, a przy okazji zdobywa pieniądze, sławę i miłość.

Możliwe są dwa rodzaje zakończenia filmu sportowego. Równie ważne, jeśli nie ważniejsze, od zwycięstwa sportowego, jest dla bohaterów zwycięstwo moralne („Ucieczka do zwycięstwa” Johna Hustona, 1981; „Reagge na lodzie” Johna Tuteltauba, 1993; „Zwycięski gol” Michaela Corrente, 2000). Jak istotne jest zwycięstwo moralne, pokazuje bardzo wyraźnie „Rocky”, którego bohater „wie, że musi przegrać z mistrzem, ale pragnie uniknąć nokautu (…). «Jeśli mi się to uda, a ja nadal będę stał, to po raz pierwszy w życiu będę wiedział, że nie byłem wykolejeńcem». (…) Deklaracja miłości staje się dla niego ważniejsza niż pas mistrza. Nie zdobył go, ale skorzystał jednak z danej mu szansy, uratował honor białej rasy, obronił męską godność, przestał uważać się za wykolejeńca, zarobił sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów, jest kochany przez Adrian i podziwiany przez kibiców, patrzy z nadzieją w przyszłość” („Władcy wyobraźni”, s. 126-127). Podobnie jest w filmie Kasi Adamik – w ostatniej scenie widzimy bohaterów wychodzących na mecz finałowy. Nie wiemy, czy wygrali, czy przegrali, ale nie czujemy żadnego niedosytu – nie to jest ważne; o wiele istotniejsze jest to, jak daleko udało im się zajść.

„Boisko bezdomnych” oparte zostało na historii zdobycia przez polską reprezentację bezdomnych drugiego miejsca na Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej. Opowieść wzbudza jednoznaczne uczucia: patriotyzm, dumę i wiarę w to, że wszystko jest możliwe. Na tym właśnie polega sport i to właśnie „dlatego, gdy w niszy stadionu zaczyna rozbrzmiewać «Mazurek Dąbrowskiego», oddechy piłkarzy i oddechy kibiców stają się jednym, wspólnym oddechem narodu, tej «szczególnej wspólnoty pokoleń przeszłych, obecnie żyjących i tych, które dopiero nadejdą». I znowu możemy zwyciężyć” (W.J. Burszta, W. Kuligowski, „Gra w patriotyzm”, w: Idem, „Sequel. Dalsze przygody kultury w globalnym świecie”, Warszawa 2002, s. 219).

„Boisko bezdomnych” nie jest oczywiście tylko filmem o sporcie. Jest to opowieść o tym, jak niewiele potrzeba, aby znaleźć się na samym dnie, ale również o tym, że dzięki przyjaźni, wspólnocie i motywacji można się od tego dna odbić. Bohaterowie walczą o zwycięstwo nie tylko z innymi, ale także ze sobą. Jak bowiem stwierdza reżyserka: „sukces może pomóc ludziom zmienić się też wewnętrznie. Bezdomność może przecież zdarzyć się każdemu i niezwykle trudno jest z niej potem wyjść, tym bardziej kiedy się w niej długo pozostaje. To też kwestia braku wiary, że może być inaczej”. I dlatego tak dobrym dla jej filmu podsumowaniem wydają się słowa hrabiego de Coubertina: „W życiu ważny jest nie tryumf, lecz walka; istotną rzeczą jest nie zwyciężać, lecz umieć toczyć rycerski bój”.
„Boisko bezdomnych”. Reż.: Kasia Adamik. Scen.: Przemysław Nowakowski. Obsada: Marcin Dorociński, Eryk Lubos, Dimitrij Persin, Marek Kalita, Bartłomiej Topa, Jacek Poniedziałek, Joanna Grudzińska, Rafał Fudalej, Maciej Nowak, Krzysztof Kiersznowski, Dariusz Toczek, Maria Seweryn, Zbigniew Zamachowski. Gatunek: film sportowy / obyczajowy. Polska 2008, 126 min.