ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (117) / 2008

Paweł Tomczok,

ALA MA – OPOWIADAĆ! NARRATOLOGICZNY ELEMENTARZ

A A A
Narratologia należy do tych dziedzin humanistyki, które zajmując się sprawami banalnymi i oczywistymi tworzą najbardziej skomplikowane teorie. Czy może być coś prostszego niż opowiadanie? Tymczasem opis zrozumiałego dla każdego opowiadania nastręcza licznych trudności kolejnym pokoleniom narratologów. A że tych pokoleń kilka już było, to narratologia wygenerowała własnych klasyków. Ta kanonizacja dziedziny spowodowała, że w ostatnich latach pojawiło się wiele – szczególnie w niemieckim i angielskim obszarze językowym – wprowadzeń to teorii opowiadania, często pisanych przez najwybitniejszych narratologów, jak choćby przez Monikę Fludernik. Za wprowadzenia służyć też mogą klasyczne już prace Franza Stanzla („Teoria opowiadania”) czy Gerarda Genette’a („Dyskurs opowiadania”), gdzie przedstawione są całościowe i systematyczne spojrzenia na fenomen narracji.

Nie inaczej jest w wypadku książki Wolfa Schmida zatytułowanej „Elementy narratologii”. Zacznijmy od tytułu. Autor wskazuje na jego dwuznaczność: że z jednej strony chodzi o elementy, a zatem części, opowiadania, na których będzie się koncentrować, z drugiej zaś użycie słowa „elementy” sugeruje podjęcie tematyki najbardziej podstawowej – jak powie później, chodzić będzie o ustalenie konstytutywnych cech tekstu narracyjnego. By usytuować omawianą książkę na mapie współczesnej narratologii, warto powiedzieć, że autor jest niemieckim rusycystą (zajmował się m.in. twórczością Dostojewskiego), który w swoich badaniach narracji nawiązuje przede wszystkim do prac rosyjskich (ale też czeskich i polskich) formalistów i strukturalistów. „Elementy narratologii” ukazały się zresztą pierwotnie w języku rosyjskim jako „Narratologia”. Wolf Schmid jest także dyrektorem Centrum Badań Narratologicznych w Hamburgu oraz redaktorem serii „Narratologia” – omawiana książka może być zatem uznana za manifest podejścia do badań narracji, jakie proponuje niemiecka grupa.

Na czym polegać będzie specyfika podejścia Schmida do narratologii? Mogłoby się wydawać, że odpowiedź na to pytanie nie powinna być trudna, gdyż autor – pragnąc lepiej skontrastować własne stanowisko – nieustannie porównuje je z innymi pracami współczesnych badaczy. Gdy jednak skupiamy się na konkretnych rozróżnieniach i modyfikacjach, trudno dostrzec w tym podejściu coś oryginalnego. Bo jakie większe znaczenie może mieć to, że zamiast czterech punktów widzenia (jak chciał Uspienski) wyróżnia się pięć? Jeżeli nie jest się nazbyt subtelnym, czy wręcz scholastycznym systematykiem – pewnie żadne. Mimo że takich propozycji zwiększenia komplikacji, wprowadzenia kolejnych podziałów, kolejnych okienek w tabelkach, jest w „Elementach narratologii” męcząco dużo, książka broni się właśnie jako całość – gdy zaczyna się dostrzegać jedność tej propozycji.

Aby odpowiedzieć sobie, na czym owa propozycja polega, musimy jednak zacząć niejako od końca, gdyż całości subtelnych wywodów Schmida streścić, choćby pobieżnie, tu nie sposób. Autor proponuje zatem czteroczęściowy model narracji, na który składają się kolejno to, co się dzieje (Geschehen), historia (Geschichte), opowiadanie i prezentacja opowiadania. Model ten ma zastąpić wcześniejsze przeciwstawienia (fabuła – sjużet; dyskurs – historia – narracja), które prowadziły do różnych antynomii. Schmid zaś w kolejnych poziomach tekstu narracyjnego widzi możliwość pokazania, jak powstaje złożoność narracji, wielość powiązanych punktów widzenia, gdzie mają miejsca rozstrzygnięcia zwiększające informacyjną wartość komunikatu narracyjnego w stosunku do prostszych tekstów.

Opowiadanie zaczyna się zatem od dokonania selekcji amorficznego materiału, z którego może zostać uformowana historia – pierwszym krokiem w konstrukcji tekstu jest więc dokonanie wyboru materiału tworzącego pewną „sensowną linię” (to określenie Schmid zaczerpnął od Georga Simmla), którą można poprowadzić przez historię. Przejście do historii oznacza także redukcję nadmiernej złożoności oraz wielości możliwych sensów, które znaleźć można na poziomie tego, co się dzieje. Po dokonaniu pierwszego wyboru otrzymujemy zatem ukształtowaną historię, która rządzi się możliwą do zrekonstruowania logiką. W następnym kroku ta historia musi zostać poddana operacji kompozycji, by mogła stać się uporządkowanym opowiadaniem. Dopiero w kolejnym kroku dochodzi do werbalizacji tej struktury narracyjnej i powstania tekstu, który jawi się odbiorcy.

Ten wielostopniowy model opowiadania przydaje się szczególnie, gdy chcemy uchwycić problem narracyjnej perspektywy. To chyba najciekawsze zagadnienie współczesnych badań narratologicznych doczekało się licznych opracowań i rozmaitych kategoryzacji mających dokonać ostatecznego i ścisłego opisu punktu widzenia w narracji. U Stanzla np. problem perspektywy roztapia się w typologii sytuacji narracyjnych – opozycja perspektywy zewnętrznej i wewnętrznej charakteryzuje po prostu jeden z typów opowiadania na równi z innymi kategoriami. Pozornie lepiej prezentuje się rozwiązanie zaproponowane przez Genette’a i kontynuującą jego ujęcie Mieke Bal. W tej tradycji dokładniejsze opracowanie tego tematu miał zapewnić techniczny termin fokalizacja – odnoszący się do tego, kto (co) w tekście widzi, a nie mówi. W dalszej kolejności można było rozróżnić narratora i fokalizatora jako dwie odrębne instancje. Problem perspektywy został jednak zredukowany do jednego aspektu – postrzegania, co nie odpowiadało intuicyjnym użyciom tego pojęcia. Na dodatek perspektywa miała być umiejscowiona tylko w jednym punkcie opowiadania.

Rozwiązanie Schmida wydaje się w pierwszym momencie unikiem – o perspektywie pisze on bowiem jako o własności każdego przedstawienia. Sprzeciwia się zatem wykorzystywaniu kategorii perspektywy do charakterystyki tekstów narracyjnych. W swym czteropłaszczyznowym modelu opowiadania znajduje jednak najbardziej odpowiednie miejsce dla poszczególnych typów punktu widzenia – w kolejnych krokach między tymi płaszczyznami dokonuje się wyboru, dookreśla się perspektywę. Perspektywizacja będzie zatem implikowana przez wszystkie operacje wykonywane w komunikacie narracyjnym.

Skoro jednak Schmid rezygnuje z kategorii perspektywy przy definiowaniu narracji, to jak próbuje uchwycić badany przedmiot i wydzielić go spośród innych przedstawień? Autor omawianej książki wyróżnia dwie tradycje podejścia do narracji. Pierwszą, związaną głównie z literaturoznawstwem niemieckim, nazywa klasyczną teorią opowiadania. Cechą opowiadania jest tu obecność narracji pośredniczącej w przedstawieniu – narracje przeciwstawione będą zatem przedstawieniom bezpośrednim, takim jak dramat. Druga tradycja zaś łączy się ze strukturalizmem – tu w definicji narracji niepotrzebne będą jakieś szczególne sposoby przedstawiania materiału, ale raczej cechy samego materiału. Narracja zostaje tu przeciwstawiona opisowi – w pierwszej grupie przedstawień dochodzi do jakiejś zmiany, w drugim zaś mamy do czynienia ze statycznym przedmiotem. Schmid zauważa, że problemem pierwszej definicji jest zbyt wielka restryktywność, zaś drugiej nadmierna tolerancja – zaś szukanie wyjścia pośredniego nie wydaje się możliwe, gdyż oba kryteria odwołują się do niezależnych własności tekstu. Autor „Elementów narratologii” wyróżnia więc dwa pojęcia narracji – szersze pojęcie obejmuje wszystkie teksty, w których występuje historia (będą to teksty narracyjne), zaś węższe tylko te, w których pojawia się narrator (będą to narracyjne teksty opowiadające). To podwójność definicji prowadzi do dwuaspektowych badań tekstów narracyjnych i opowiadających zarazem (bo właśnie te znajdują się w centrum zainteresowania Schmida). Z jednej strony otrzymujemy więc rozważania nad budową historii – tu powracają różne ontologiczne problemy, jak pytanie o tożsamość i różnicę przy myśleniu o zmianie, czy relację pomiędzy narracyjnymi zdarzeniami (czy wystarczy powiązanie czasowe, czy też konieczny będzie związek przyczynowo-skutkowy). Z drugiej zaś strony znajduje się wiele miejsca dla badań komunikacji w utworach narracyjnych i ponowne definiowanie takich pojęć, jak autor abstrakcyjny czy mowa pozornie zależna.

W licznych klasyfikacjach Schmid pokazuje prawdziwy kunszt różnicowania – niewiele znajdziemy książek teoretycznoliterackich, w których poszczególne pojęcia doprowadzone są do tak wysokiego stopnia precyzji, czemu sprzyja choćby zamiłowanie do zestawienia głównych kategorii w tabele i pokazywanie ich analitycznego zastosowania. Nie możemy jednak zapominać, że zwykle jasność rozróżnień wynika z tego, że po prostu do nich przywykliśmy. I faktycznie, propozycje Schmida odwołują się zawsze do wypracowanych przez filologiczną tradycję opozycji – nie ma zaś tu żadnych ryzykownych metafor, które miałyby otworzyć nas na to, co nowe. W tym właśnie widziałbym pewną słabość tej z całą pewnością wartościowej pracy. Autor właściwie cały czas odwołuje się do teorii komunikacji wypracowanej w latach 70. – tak jakby potem w tej dziedzinie nic się nie wydarzyło. Co ciekawe, zauważa znaczenie pojęcia selekcji i redukcji kompleksowości Niklasa Luhmanna, ale odwołuje się też do prac sprzed trzydziestu lat, nie zwracając uwagi, że paradygmatyczne zmiany myślenia o komunikacji przydać się mogą nie tylko przy ukazywaniu przejść między płaszczyznami utworu narracyjnego, ale także do ujęcia sytuacji narracyjnej. Przykładem może być choćby możliwość zastąpienia kolejnych instancji narracyjnych przez pojęcie samoorganizacji materiału powieściowego, a także uznanie większej roli odbiorcy/ recypienta w wewnątrztekstowej komunikacji. Nawiązanie do teorii systemów, ewentualnie do hermeneutyki czy psychoanalizy mogłoby pozwolić na wyzwolenie się spod założeń, które przez poststrukturalizm i dekonstrukcję poddane zostały ostrej krytyce. Nie twierdzę, że należy we wszystkim naśladować Derridę (przede wszystkim w sposobie przekazu), ale pisanie, jakby „nic się nie stało” chyba jednak nie przystoi.

Wartość pracy Schmida wynika zatem z drobiazgowego różnicowania dawnych pojęć, dostrzegania różnicy tam, gdzie inni widzieli jedność – dzięki temu wiele kategorii (jak perspektywa) zyskuje pewien stopień ukonkretnienia. Autor „Elementów narratologii” składa w swej książce hołd złożoności opowiadania. Pokazuje, że nie ma żadnej drogi na skróty w badaniu narracji, ale przeciwnie – do opisu tego kompleksowego zjawiska potrzeba ogromnej maszyny pojęciowej. Trudno jednak ukryć wątpliwość, że tę skomplikowaną maszynę trzeba będzie kolejny raz zbudować od nowa w oparciu o inne założenia, w innym paradygmacie. Narratologia wydaje się zatem należeć do nauk zawsze rozpoczynających – zawsze „elementarnych”, choćby dlatego, że niełatwo tu wywikłać się z założeń ontologicznych czy epistemologicznych. Stąd, gdy chcemy badać opowiadanie, znajdujemy się ciągle w sytuacji przebudowy statku na otwartym morzu. Z jednej strony trzeba teorię dostosowywać do aktualnych przemian literackich i filozoficznych, z drugiej korzystać z materiałów pozostawionych przez poprzednie pokolenia narratologów. Schmid wybrał doskonalenie starych modeli – jednak być może nastał już czas, by w narratologii spróbować dokonać nie naprawy, lecz autentycznej przebudowy. I napisać nowy elementarz.
Wolf Schmid: „Elemente der Narratologie“. Walter de Gruyter. Berlin – New York 2005.