ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (118) / 2008

Bartosz Konstrat,

WIERSZE

A A A
Contes barbares

Praage przyrządziła już obiad i myślała o Irvingu, który został na wsi,

z pewnością zaspokaja się teraz w stodole patrząc na grube tyłki dojarek,

strzepnęła papierosa,
drganie, gałęzie młodej lipy drgają wyraźnie,

wczoraj przyśniły jej się czaszki zanurzone w ogniu, chciała zadzwonić do Eleny, ale bała się jej lekceważącego śmiechu,

potem nie mogła usnąć, wyobraziła sobie, że Ir leży obok niej, zamknęła oczy i dotknęła ciepłych żeberek stojącego obok grzejnika,

rano poszła kupić rajstopy, jaśniejsze niż zwykle, chciała przyciągnąć ich wzrok, jeżeli kiedyś, to teraz, mogą mnie zniszczyć,

poczuła się przez chwilę nietykalna,

Irving może teraz być w oborze, ścieli pod krowy i czyści kobyły przejeżdżając zgrzebłem po ich gładkich zadach,

światło wpada przez małe okienka, może właśnie przypomniał ją sobie, trzymając zgrzebło w dużej dłoni, drugą odgarnie brązową grzywę,

wyjrzała przez okno: dwaj mężczyźni we frakach idą w kierunku parku,

jeden z nich prowadzi rower,

dziecko biegnie w kierunku kratki ściekowej, która nagle się zapada.



Tamara w zielonym bugatti

Edward Hopper dzwonił trzy razy, ale nie było mnie w domu. Hudson okryła mnie płaszczem
swojego mglistego oddechu, gdy zaparkowałam na samym brzegu parku.

Ed musiał dzwonić właśnie wtedy, nagrał: znam parę miejsc w tym mieście, gdzie z pewnością chciałabyś zgubić swoją wiśniową chustkę.

Wsiadłam z powrotem i zrobiłam kilka okrążeń po sąsiednich ulicach, bo byłam pewna,
że będzie czytał gazetę na którejś z ławek nie zważając na tłumy.

Był tam, krzyczał z daleka na moje powitanie, usiłując przedrzeć się przez strzelanie
gaźnika.

Zostaw tutaj samochód, pora coś zjeść, to znaczy wiedziałam dokładnie, o czym myśli:
canelloni i bułeczki na parze,

a potem przekraczając wszystkie granice będzie okładał mnie biczem swojego oddechu,

zgadnij, jak mnie nazywał, jeżeli powiem, że była w tym nazwa mojego samochodu,

i dodawał: kredens pełen naczyń, szafa pełna majtek.



Ministone, 1984. Dopisek dla E. White`a

Nie mogłem się otrząsnąć jeszcze kilka minut po ich przejeździe: pierwsi tej wiosny chłopcy w krótkich spodenkach,

ścieżki włosów na udach i ścięgna pracujące jak tłoki reklamowanych samochodów, ich rowery wchodziły w zakręt pewnie, pod kątem trzydziestu stopni,

mogę ci przysiąc, że tak było,

ich obraz został mi w oczach: chwytali nadgarstkami nawzajem drążki swoich kierownic, dotykając się przy tym, otworzyłem szeroko usta, wpuszczając do środka fantom jednego z nich,

Marlena, znasz jej śmiech, no więc zaraz odwróciłem głowę i weszliśmy do kawiarni,

jeszcze będąc na schodach otwierałem szeroko nozdrza próbując go schwytać,

ale kiedy siedzieliśmy przy stoliku zapomniałem o wszystkim, całe to spotkanie (nie odmawiaj mi tego słowa!) uwiędło jak ścięta kosiarką trawa,

zresztą Mar zaprosiła mnie nie bez powodu: znowu ten zasrany Strinberg!

(miała też nową bransoletę, a wieczorem, w czasie przejażdżki łódką ojciec powiedział, że zamierza zostawić jej matkę, byli sami, wyobraź sobie jej poczucie winy!)

– Chyba nie chcę tej książki w domu, tych listów bliźniaczo podobnych do siebie, - bądź ze mną - czekam na ciebie - przyjdź do mnie - wyjdź za mnie - wróć do mnie - kocham cię - bądź ze mną - co te słowa tak naprawdę znaczą?

Nie chcę wiedzieć, bo wiem.

– No cóż – odpowiedziałem – mam ten problem z Edmundem.
    Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego.
    Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury.
    Śląskie. pozytywna energia Fundacja Otwarty Kod Kultury