ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (121) / 2009

Łukasz Iwasiński,

TRASA KRÓLOWEJ BERLIŃSKIEJ PIOSENKI

A A A
W połowie stycznia po raz kolejny Polskę odwiedzi Barbara Morgenstern – najjaśniejsza gwiazda prowadzonej przez Gudrun Gut wytwórni Monika Enterprise.

Artystka nazywana była m.in. berlińską odpowiedzią na Bjork, kobiecą odpowiedzią na Tarwater, a nawet spadkobierczynią Marleny Dietrich (sic!). W każdej z tych formułek jest element prawdy, ale wielką nieuczciwością byłoby redukowanie jej do kopii kogokolwiek, choćby najwybitniejszych twórców.

Barbara Morgenstern szerszej publiczności dała się poznać nieco ponad dekadę temu, za sprawą albumu „Vermona ET 6-1”. Choć w kilku utworach pojawili się zaproszeni instrumentaliści, to ton zawartej na nim muzyce nadawały tytułowe archaiczne organy. Płyta, mimo swej surowości, zdradzała już nietuzinkową muzykalność autorki. Na kolejnych krążkach – „Fjorden” (2000) i „Nicht Muss” (2003) współpracowała z tuzami niemieckiej elektronicznej sceny Robertem Lippokiem z To Rococo Rot, Stefanem Betke (Pole) i Thomasem Fehlamnnem. Z pierwszym ze wspomnianych panów firmowała także album „Tesri” z 2005 roku. Płyty z początku wieku w niebanalny sposób łączyły minimalistyczny synth-pop z nienachalnymi echami kabaretowej czy aktorskiej piosenki. Autorka wspaniale godziła elegancję z rozpromienioną, pełną bezpretensjonalnej radości, urzekająco dziewczęcą aurą. Na wydanym w 2006 krążku „The Grass is Always Greener” przesunęła nieco akcent z elektroniki na żywe instrumentarium. Najnowszy album, pt. „BM” (na rynku ukazał się w listopadzie minionego roku) zwraca uwagę większym aranżacyjnym rozmachem (w każdym razie w porównaniu z wczesnymi dokonaniami artystki), a jednocześnie zachowuje charakterystyczną, pełną uroku, nastrojową poetykę. Mamy tu pełnoprawny zespół generujący bogaty wachlarz brzmień – od surowego elektro, przez kameralny pop, po fortepianowe miniaturki, w których nieco romantyzujące chwyty tonuje impresyjność odwołująca do Erika Satie. Wśród zaproszonych gości znalazł się sam Robert Wyatt, czy współpracująca z Anthonym wiolonczelistka Julia Kent. To najbardziej różnorodna płyta w karierze Barbary, choć generalnie jakby więcej na niej zadumy, momentami też wydaje się być naznaczona nieco ilustracyjnym kolorytem. Artystka stała się bardziej tajemnicza, poetycka, nie tracąc przy tym swego ciepła i lekkości narracji. Z ciekawostek – polskie akcenty w tekście pierwszego utworu „Driving My Car”. W sumie jest to bardzo stylowy, pozbawiony nadmiernych pretensji, ale niepozbawiony ambicji, szlachetny pop.

Nie sposób, pisząc o twórczości Barbary, nie wspomnieć o bijącej od niej pozytywnej, orzeźwiającej energii – przyznać muszą to zwłaszcza ci, którzy mieli okazję widzieć ją na żywo. Wtedy w pełni docenić można czar berlińskiej Madchen. W takiej oprawie nawet nieszczególnie wdzięczny język naszych zachodnich sąsiadów brzmi ujmująco. Na koncertach promujących nową płytę, Frau Morgenstern towarzyszyć będzie perkusista Arne Ghosh.



13 stycznia 2009 – Wroclaw, OPT
14 stycznia 2009 – Katowice, Elektro
15 stycznia 2009 – Kraków, RE
16 stycznia 2009 – Warszawa, CDQ
17 stycznia 2009 – Łódz, Jazzga
18 stycznia 2009 – Poznań, Eskulap